Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.

Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.

piątek, 9 sierpnia 2013

Część 1 Rozdział 3

 *Oczami Arii*
Obudziłam się, ale nie otwierałam jeszcze oczu. Rozkoszowałam się ciepłem bijącym od Zayna, jego ramionami, oplecionymi wokół mojego ciała. Byliśmy jakby specjalnie stworzeni do obejmowania się. Nasze ciała pasowały do siebie idealnie. Koszulka, którą na sobie miałam pachniała nim, napawałam się tym zapachem.
Otworzyłam oczy. Delikatnie obróciłam głowę, tak żeby móc spojrzeć na Zayna. Wyglądał tak słodko jak spał. Nie miałam serca go budzić, jednak powoli musiałam się zbierać.Chciałam wrócić do domu zanim Hanna i Alex wstaną. Uniknęłabym w ten sposób niepotrzebnego tłumaczenia małej dlaczego nie wróciłam na noc.
Chcąc nie chcą, wyślizgnęłam się łóżka. Poprawiłam kołdrę na Zaynie, żeby mi chłopak nie zmarzł.
-Gdzie idziesz? Nie zostawiaj mnie- powiedział Zayn, tak wyraznie, iż myślałam, że się obudził, a on po prostu gadał przez sen. Złapał poduszkę na której wcześniej leżałam i przytulił ją mocno.
Spojrzałam na lustro wiszące zaraz obok łóżka, właściwie w mieszkaniu Zayna lustra wisiały praktycznie wszędzie. Moja fryzura wyglądała zdumiewająco dobrze. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Rozejrzałam się dookoła. Gdzie ja zostawiłam swoje ubrania? No tak, w łazieńce. Postanowiłam, że się ubiorę i wymknę cichaczem.
Właśnie wciągnęłam na siebie spodenki, gdy do łazienki wszedł Zayn. Na mój widok szeroko się uśmiechnął.
-Myślałem, że zniknęłaś -powiedział opierając się o framugę drzwi. Wyglądał niesamowicie seksownie. Zmierzwione włosy, goła klata, ubrany tylko w spodenki. Zrobiło mi się gorąco.
-Puka się- burknęłam zapinając spodenki na ostatni guziczek.
-Puk, puk- mruknął i stuknął w drzwi kilka razy.
-Bardzo śmieszne- podsumowałam.
-Oj daj spokój- podszedł do lusterka i zaczął się przeglądać.
-Narcyz- szepnęłam. Zesztywniał.
-Jak. Ty. Mnie. Nazwałaś? -powiedział z udawną złością. Obrócił się do mnie, strącając przy tym z półki wazon z kwiatami. Ten zaś spadł na ziemię, rozbił się, a woda poleciała prosto na mój sweter i koszulkę.
Próbowałam je uratować, ale były już całe mokre.
-I w czym ja teraz pójdę do domu?!?- zawołałam rozpaczliwie.
-A musisz iść?- zapytał z miną szczeniaczka. Cała moja złość zniknęła.
-Niestety tak- westchnęłam -i to za chwilę.
-Odwiozę cię- oświadczył.
-To bardzo miło z twojej strony, ale to nie zmienia faktu, że nie mam się w co ubrać- przyjrzałam się sweterkowi -chociaż w sumie nie jest taki mokry...
-Jest, jest. Mogłabyś się przeziębić- mówił troskliwie -możesz przecież wziąć moją koszulkę.
-Serio?- przytaknął. -Dzięki wielkie. Wypiorę ją i ci oddam.
-Nie musisz- machnął ręką i posłał mi swój słodki uśmieszek- będziesz miała coś mojego, co ci o mnie przypomni, nawet gdy ja będę daleko stąd.
-Dziękuje- szepnęłam wzruszoa, tym, jak pięknie to powiedział.
Byliśmy już ubrani i gotowi do drogi, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i do pokoju wkroczył nie kto inny, jak sam Harry Styles.
-Witaj moja ty ptaszyno, chciałem ci przypomnieć, że... -zatrzymał się w pół kroku, gdy mnie zobaczył. -Witam szanowną panienkę, Zayn nie wspominał, że ma gościa- mocno zaakcentował ostatnie słowo, żucając nam wymowne spojrzenie. Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja automatycznie podałam mu swoją. Nie uścisnął jej jednak, co byłoby normalnym przywitaniem, tylko ucałował. No i proszę, jednak ci którzy uważają go za podrywacza, mają rację.
-Harry Edward Styles, miło mi cię poznać.
-Aria.
-Jak wam się SPAŁO? -zapytał, śmiesznie kiwając brwiami. Zayn posłał mu złe spojrzenie, ja jednak zachowałam spokój.
-Doskonale, a tobie Harry? Przyśniło ci się coś ciekawego?- zapytałam najnormalniej w świecie, jakbym nie odkryła drugiego dna jego wypowiedzi.
-Również wspaniale. Miałem cudaśny sen, ale opowiem ci go innym razem. Widzę, że gdzieś się wybieracie.
-Zayn odwiezie mnie do domu -oznajmiłam i chciałam go wyminąć.
-OOO przejażdżka? Fajnie, też mogę jechać?- zgrywał niewiniątko. -Proooooszę, będę grzeczny.
-Nie- odpowiedział Zayn. A ja miałam go ochotę za to przytulić. Chciałam być z nim sam na sam. A Harry... no cóż, miły z niego chłopak, ale wiedziałam, że aż go korci, żeby przekazać informację reszcie chłopaków.
-Papa Harry- pomachałam mu jeszcze, zanim Zayn wyciągnął mnie na zewnątrz. Odmachał mi, a z jego twarzy nie znikał głupawy uśmieszek.
Wsiedlismy do auta. Zapięłam pasy. Zayn prowadził jak szaleniec. Wogóle nie zwracał uwagi na znaki, albo ograniczenie prędkości. Dlatego właśnie błyskawicznie znalezlismy się pod domem.
-Dziękuje -powiedziałam wysiadając.
-A całus na pożegnanie?- zapytał tonem naburmuszonego dzieciaka.Pocałowałam go w policzek.
-Może być?- uśmiechnęłam się słodko.
-No pewnie, dręcz biednego Zayna -mruknął.
Stłumiłam chichot. Zachowywał się jak dziecko. Pocałowałam go w usta, a on przyciągnął mnie bliżej. Wczepił palce w moje włosy. Rozchyliłam usta. Już po chwili nasze języki zaczęły wspólny taniec. Całował mnie namiętnie, aż nie zabrakło mi tchu.
-Do zobaczenia ślicznotko.
Zamknęłam za sobą drzwi. Stałam na podjezdzie i machałam do niego, dopóki auto nie zniknęło za zakrętem.
Cichutko otworzyłam drzwi i zaczęłam skradać się do swojego pokoju, z nadzieją, że nikt mnie nie przyłapie.
*oczami Louisa*
Siedziałem sobie spokojnie w fotelu czytając gazetę, gdy do pokoju wpadł Harry. Zaczął skakać wokoło jak jakiś szczeniak.
-Harry co ja ci mówiłem?
-Że mam pukać, wiem, ale mam coś ważnego do powiedzenia!!! -wykrzyknął, zamaszyście przy tym gestykulując.
-Nie interesuje mnie to- wróciłem do czytanie gazety. Pewnie znowu chodziło o jakąś głupotę, na przykład, że wycofali ze sprzedaży jego ulubiony szampon itp.
-Czyli nie obchodzi cię to, kto nocował dzisiaj u Zayna? Dobra, wychodzę- zaczął maszerować do drzwi.
-Czekaj- ciekawość zwyciężyła. Styles zadowolony z siebie usiadł koło mnie.
-No więc... Dziewczyna nazywa się Aria, jest naprawdę ładna... -przez następne dwie godziny słuchałem opowieści o nowej zdobyczy Zayna. Harry plątał fakty z własnymi opiniami i domysłami. Jednak gdy już zaczął mówić, nie sposób go było powstrzymać.
*oczami Arii*
Weszłam do siebie i zamknęłam drzwi. Szczęśliwa, że mi się udało uśmiechnęłam się do siebie. Mój uśmiech zgasł gdy nagle światło samo się zapaliło. Najpierw się przestraszyłam, ale potem zobaczyłam Jamesa siedzącego za biurkiem.
-Ładna koszulka, nowa?
-Nie, wyprana w perwolu- wystawiłam mu język.
-A mógłbym wiedzieć co się stało z twoim ubraniem?
-Były całe mokre, więc zostały u Zayna na suszarce.
-Całe mokre?- uniósł brwi. Wiedziałam, że wszystko sobie skojarzył. Zboczeniec jeden.
-Flakon z kwiatami się stłukł i woda się wylała na mój sweterek i koszulkę - wyjaśniłam. -Czy to już koniec przesłuchania?
-Jeszcze z tobą nie skończyłem. Trzymał łapy przy sobie?
-Oczywiście, ze tak TATUSIU- powiedziałam niewinnie. "Przynajmniej przez większość czasu"- pomyślałam.
-No dobra, chyba dam ci już spokój. Narazie- dodał złowieszczo i zaśmiał się jak wariat.
Przewróciłam oczami i zaśmiałam się razem z nim. Zamknęłam za nim drzwi. Potem szybko pobiegłam na górę się przebrać.
*oczami Zayna*
Wszedłem do budynku cichutko podśpiewując. Nie mogłem się przestać uśmiechać. Dzisiejszego dnia nic nie popsuje mojego dobrego humoru. Wbiegłem po schodach. Już wyciągałem klucze, aby otworzyć drzwi do swojego mieszkania, gdy spostrzegłem, że już są otwarte. Niepewnie wszedłem do środka.
W salonie na kanapie siedziała cała czwórka: Liam, Louis, Niall i Harry. Spodziewałem się, że przyszli tu ponabijać się ze mnie."Zayn ma dziewczynę" i tym podobne. Jednak ich miny były poważne.
-What's happening?- zapytałem, momentalnie przestając się uśmiechać.
-Znalezliśmy czarownicę- oznajmił Liam.
-Jesteście pewni?
-Tak- odpowiedział Harry.
-Idziemy po nią -orzekł Louis.
-Dzisiaj...

*oczami Nialla*
Ciężki kufer z hukiem opadł na podłogę. Dawno nie spotkaliśmy żadnej czarownicy. To będzie już z pół roku, odkąd ostatni raz musielismy użyć naszej broni. Wszyscy strasznie się jarali tym polowaniem na czarownice, ale ja...
Rozumiem, że są złe i wogóle, ale po co je od razu zabijać. Może są wśród nich dobre istotki, które pomagają i nie chcą nam zrobic krzywdy. Przecież tak samo jest z ludzmi. Są ci zli, ale są też i dobrzy.
Chłopcy zabrali się za pakowanie broni. Szykowali się. Nie po to żeby kogoś złapać, albo uratować. Tylko żeby zabić.
Nie tak łatwo jest się pozbyć czarownicy. Należy pociąć ją na kawałeczki i spalić, inaczej jest spora szansa, że odżyje i będzie cię dręczyła do końca życia.
Westchnąłem ciężko. Zayn chyba też nie miał wielkiej ochoty na tę akcje. Myślami chyba był gdzieś daleko stąd. Założe się, że myślał o tej swojej nowej dziewczynie. Siedział cicho na kanapie i przyglądał się poczynaniom Harrego, który przeglądał swoją kolekcję sztyletów.
-Ziemia do Malika- powiedziałem, siadając koło niego. -O czym tak rozmyślasz?
-Aaa... O niczym.- powiedział znudzony.
- Tak, na pewno... Jaka jest?
- Ale o co...- zaczął ale nie mu przerwałem.
- Proszę cię. Dobrze wiem że myślisz o Arii... Więc jaka ona jest?- zapytałem, a on westchnął, a po chwili powiedział:
- Jest... Jest niesamowita... Taka... Taka ciepła, miła... Taka autentyczna... Po prostu jest sobą, nikogo nie udaje...
Zamilkł, jakby zastanawiając się nad swoimi własnymi słowami. Ja także myślałem o tym co powiedział. To nie było w jego stylu. Zayn nie kochał dziewczyn, on je wykorzystywał. Coś się w nim zmieniło. Nie potrafiłem zrozumieć do końca co, ale jakaś jego część uległa zmianie. Ona go zmienia, ta dziewczyna.
-Przespałeś się z nią?- spytałem obojętnie.
-Nie! Oczywiście, że nie- odpowiedział oburzony moim bezpośrednim pytaniem.
-Aaaa, to wszytsko wyjaśnia.
-Niby co?
-A to, że gdybyś się z nią przespał to szybko by ci się znudziła.
-Mylisz się- oświadczył, najwyrazniej zraniony moim stwierdzeniem.
-Zawsze tak było -nie ustąpiłem. Właściwie nie wiem czemu dalej drążyłem temat.
-Ludzie się zmieniają- szepnął.
-Ale ty już zawsze będziesz sobą.
*oczami Zayna*
-Ale ty już zawsze będziesz sobą.
Nie odpowiedziałem. Niall miał nawet trochę racji. Zawsze tak było. Spotykałem się z dziewczynami, ale nasze "spotkania" trwały przez noc, ewentualnie kilka nocy. Z Arią było inaczej. Nigdy nie czułem czegoś podobnego. Ona była... Dla mnie... Jak powietrze, bez niej nie mogłem oddychać. Znałem ją od kilku dni, ale już się w niej zakochałem. Tylko ona potrafiła mnie rozśmieszyć. Uwielbiałem ją. Uwielbiałem to jak jej oczy błyszczały gdy się ze mną droczyła, jak się śmiała, jak trzymała mnie za rękę, jak mówiła...
-Jesteśmy gotowi- moje rozmyślania przerwał głos Harrego.
-Kiedy wyruszamy? -zapytał Niall.
-Wieczorem- odparł Lou i uśmiechnął się, chowając sztylet do torby.
*oczami Arii*
Przez resztę dnia nie miałam co robić. Alex zabrała Hannę do kina, a James poszedł do pracy. W sumie nie musiałby pracować. jako czarodziej mógł stworzyć sobie wszystko czego potrzebował, ale chciał w ten sposób stworzyć pozory normalności.
Koło południa wybrałam się na spacer do lasu. Spakowałam to torby notes i kilka ołówków, oraz telefon, wodę, scyzoryk (bezpieczeństw nigdy za wiele). Nie wiem czemu, ale miałam straszną ochotę pobyc sama. Spokojnie maszerowałam pomiędzy drzewami, aż w końcu trafiłam na małą polankę. Znalazłam to miejsce pierwszego dnia po tym, jak się wprowadziliśmy do tego domu ( my czyli ja, Alec, James i Hanna). Lubiałam tu przychodzić. Nigdy, nikomu nie powiedziałam gdzie idę, nikogo nigdy tu nie przyprowadziłam. To było moje miejsce, moje i tylko moje. Nikt inny nie miał prawa tu być. Położyłam się na trawie i patrzyłam w niebo. Pozwoliłam myślom krążyć po mojej głowie.
*oczami Nialla*
Patrzyłem jak Harry i Liam przekradają się pod dom czarownicy. Jak typowa wiedzma mieszkała na odludziu, w miejscu otoczonym hektarami lasu. Dom nie przypominał przerażającej chatki z piernika. Był całkiem ładny, mały. Wyglądał na przytulny, biło od niego pewnego rodzaju ciepło.
W oknie paliło się światło, widziałem sylwetke dziewczyny, gdy krzątała się po pokoju. Biedaczka, niczego nie podejrzewała.
Już od jakiegoś czasu myślałem o tym, czy nie powinienem się wycofać. Miałem za miękkie serce do wymierzania tak zwanej "sprawiedliwości". Nie widziałem zagrożenia w ludziach obdarzonych mocą. Gdy chłopcy pozbawiali czarownicę życia, zazwyczaj nie przypominała ona potężnej istoty, o złych zamiarach, one się tylko broniły. Robiły co konieczne by przetrwać. Nie chciały nikogo skrzywdzić.
Harry dał nam znak i wszyscy założyliśmy maski. To było niezbędne wyposarzenie każdego łowcy. Jeśli istota o paranormalnych zdolnościach zobaczy twoją twarz - jesteś trupem. Z ociąganiem zasłoniłem swoją twarz. "Zaczyna się" - pomyślałem zasłaniając twarz.
Liam wywarzył drzwi jednym, mocnym kopniakiem. Zawsze się zastanawiałem czy go od tego nie bolą nogi. Bo sami pomyślcie, drzwi są z drewna, które jest dość twarde, a ludzie kości bywają łamliwe.
Wyrzuciłem te myśli z głowy, gdy do moich uszu dobiegł rozpaczliwy krzyk dziewczyny. A więc była krzykaczem. Już wyjaśniam. Nie znamy prawidłowej terminologi różnych zdolności, więc sami wymyśliliśmy nazwy. Krzykacz to osoba o bardzo wysokim głosie. Nie usłyszysz go z daleka jeśli jesteś człowiekiem, ale czarownice można wezwać w ten sposób, nawet gdy znajduje się na drugim końcu świata. Zazwyczaj to nie wróży niczego dobrego. Jest spora szansa, że zaraz zwali sę nam na głowę kilkanaście czarownic.
Liam i Harry wywlekli dziewczynę z domu. Walczyła jak mogła, ale nie miała szans z siłą dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Wywlekli ją i rzucli nią mocno o ziemię. Skrzywiłem się. Nie podobało mi się takie traktowanie kogoś, nawet jeśli była czarownicą, to wciąż była kobietą, a bicie kobiety to jak zmaza na honorze. Podniosła się i chciała uciec, ale Zayn ją złapał i spiął jej ręce kajdankami, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch.
*oczami Arii*
Właśnie kończyłam swój rysunek. Przedstawiał Tower Bridge, chciałam go potem pokazać Zaynowi.
Usłyszałam krzyk, ale nie uszami. Słyszałam go całym umysłem, rozbrzmiewał w mojej głowie. Rozpaczliwe wołanie o pomoc. Rozpoznałam ten głos, znałam jego właścicielkę. Rzuciłam wszystko na ziemię i skupiłam się na miejscu gdzie ona się znajdowała. To nie było nie wiadomo jak daleko,  ale o tak potrzebowałam sporo mocy żeby się tam przeteleportować. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam znikać. Spojrzałam na swoje dłonie, robiły się białe, niemal przezroczyste. Nim się obejrzałam, byłam w zupełnie innym miejscu, oddalonym od mojej polany o dziesiątki kilometrów. Rozejrzałam się dookoła.
Rozpoznawałam to miejsce, spędziłam tu wakcje, to było rok temu. Podeszłam cicho do miejsca gdzie kończyły się zarośla, a zaczynała polana, na której znajdował się stary dom. Schyliłam się ak, aby nikt mnie nie zoabczył.
Zwróciłam uwagę na swój strój. Był całkowicie nie odpowiedni. Miałam na sobie starą, zieloną sukienkę. Z drobną pomocą magi zmieniłam swój strój na trochę inny. "Niczym Ninja" -pomyślałam przyglądając się szarym spodnią i czarnej skurzanej kurtce, na nogach miałam wysokie czarne trampki, moje rozpuszczone, falujące włosy zostały spięte w misternego koczka.
Przyjrzałam się scenie rozgrywającej się na polanie. Było bardzo niedobrze. Na środku polany klęczała Rebeckah,a  wokół niej stało pięciu mężczyzn. Intuicja podpowiedziała mi, że to kolejni "wielcy" łowcy czarownic. Biedna Becka. Jej twarz była jedną wielką masą siniaków i ran. Dziewczyna szlochała cicho.
Musiałam się bardzo mocno skupić, ode mnie zależało życie mojej przyjaciółki, no i moje własne, rzecz jasna.
Rozłożyłam ręce i posłałam strumień mocy prosto na "łowców". Wielcy mi łopwcy wystarczył delikatny wybuch by ich wyprowadzić z równowagi. Już chciałam wyjść z ukrycia, ale się powstrzymałam. Zapomniałam o jednej ważnej rzeczy. Nie mogli zobaczyć mojej twarzy. Pstryknęłam palcami i wyczarowałam sobie maskę. Opuściłam swoją kryjówkę, kierując się na środek polany. Wszyscy popatrzyli sie jednocześnie na mnie. Posłałam im uroczy uśmiech i zakręciłam ręką w powietrzu. Jak na zawołanie ziemia zapłonęła i ściana ognia oddzieliła łowców od Becki. Ruszyli na mnie, cała piątka. Wymachiwali nożami i sztyletami. Bez większego wysiłku pozbyłam się dwójku, rzucając w ich strone kilkoma zaklęciami. Upadli, uderzając o dom Rebecki. Pozostała trójka bardzo się do mnie zbliżyła. Chyba jednak przeceniłam swoje możliwości. Nie powinnam tu przychodzić sama. Jeden z nich rzucił się na mnie ze sztyletem. Natychmiast sworzyłam między nami barierę, gdy tylko się z nią zetknął poleciał do tyłu.
Poczułam bolesne ukłucie. Któryś łowca pokonał moją obronę i zaszedł mnie od tyłu. Wbił mi nóż w plecy, dosłownie. Nieludzki dzwięk wydobył się z moich ust. Mężczyzna przekręcił nóż, poszerzając ranę. Krew spływała mi po plecach, noagach i tworzyła kałużę na ziemi. Nie wiedziałam ile jeszcze wytrzymam. Jeśli sie poddam Rebeckah zostanie sama i zabiją nas obie. Ostatkiem sił uderzyłam w napastnika. Upadł na ziemię kilka metrów dalej. Wyciągnęłam nóż z mojego ciała. Wiedziałam, że tak się nie robi, ale ból był nie do zniesienia. Wciąż został jeszcze jeden przeciwnik. Becka nie była w stanie go pokonać. Zebrałam w sobie resztkę mocy, która jeszcze mi został i przeniosłam ją do nas, do domu. Zmęczona opadłam na ziemię. Widziałam jak ostatni, który jeszcze nie oberwał, stanął nade mną.
-No dalej -wycharczałam -zabij mnie.
-Nie- odpowiedział krótko -nie zamierzam nikogo zabijać.
-Nie? -odparłam zdziwiona i jęknęłam głośno, gdy rana na plecach dała o sobie znać.
-Nie -powtórzył po prostu. -Jak myślisz, jak długo będą nieprzytomni?
-Może kilka godzin, albo kilka minut- odparłam, zmuszając się do trzymania oczu szeroko otwartych. Zamknięcie ich byo równoznaczne z poddaniem się, a ja zawsze walczę do końca. -Skoro nie chcesz mnie zabić -musiałam zrobić pauzę, coraz ciężej mi się oddychało -to dlaczego trzymasz z łowcami.
-Takie jest moje przeznaczenie- wzruszył ramionami.
-Nie wierzę w coś takiego jak przeznaczenie, sami decydujemy o swoim losie- głośno wciągnęłam powetrze.
-Niezle ich załatwiłaś -zmienił temat, wskazując na nieprzytomnych kompanów.
-Ma się ten talent- uśmiechnął się, słysząc moją odpowiedz.
-Kim była dla ciebie tamta wiedzma?
-Dlaczego cię to obchodzi?
-Jestem ciekaw. Ryzykowałaś dla niej życie. Musi coś dla ciebie znaczyć.
-To moja przyjaciółka, pomogła mi gdy miałam kłopoty- robiłam się senna -nie mogłam jej zostawić.
-Zdumiewające- mruknął chłopak sam do siebie.
-Co takiego? -zapytałam odruchowo. Przed oczami zatańczyły mi kolorowe kropeczki.
-Troszczycie się o siebie, ryzykujecie dla siebie życie- tłumaczył - a podobno jesteście takie złe. Jakoś nie widzę w waszym zachowaniu niczego złego.
-Może to dlatego... że to nie my tu jesteśmy złe.
-Może masz rację- chłopak patrzył na mnie, a jego oczy błyszczały w ciemności.
Zdziwiła mnie jego odpowiedz. Wogóle dziwny był z niego łowca.
-To w takim razie- wychrypiałam -dlaczego nas zabijacie?
-Ja... nie mogę powiedzieć, w sumie to sam nie jestem pewien. Ciebie nie zabiłem.
-Ale zrobił to ktoś inny.
-Dalej żyjesz- przypomniał mi rzecz oczywistą. Jasne, że żyje, gdybym była martwa nie czułabym tego strasznego bólu.
-Ale to się niedługo zmieni- jego spojrzenie przeleciało po moim ciele i zatrzymało się na plecach. Wiedziałam co zobaczył. Pode mną utworzyła się już spora kałuża krwi.
Nagle za plecami chłopaka w masce pojawiła się jakaś postać. James. "Uratowana"- pomyślałam. Widocznie Rebeckah powiedziała mu co się stało.
James rzucił się na chłopaka , który przestraszony cofnął się o kilka kroków.
-Nie! -krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam. Popatrzył się na mnie zdezorientowany. -Darował mi życie, nie rób mu krzywdy.
-Niech będzie- mruknął niezadowolony.
James ukląkł obok mnie i okręcił mnie swoją kurtką.
-Nie, zakrwawię ci ją- zaprotestowałam,
 Spojrzałam na swoje ciało. James dotknął mojej rany, która dalej krwawiła, jego spojrzenie miotało pioruny . Jęknęłam z bólu.
-Zabiorę cię do domu- oświadczył, biorąc mnie na ręce. Oparłam o niego głowę i przymknęłam oczy.
-Hej, tylko mi tu nie umieraj -zmusił mnie do trzymania oczu szeroko otwartych.
Spojrzałam ostatni raz na ostatniego przytomnego łowcę.
-Żegnaj- powiedziałam do niego, słabo machając ręką.
-Do zobaczenia- odpowiedział.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie był zły, ale miałam nadzieję, że to nasze ostatnie spotkanie.
-Musimy się zwijać- oznajmił James, widząc, że reszta łowców wraca do życia.
*oczami Nialla*
Chłopcy powoli wstawali z ziemi. Zastanawiałem się co mam im powiedzieć. Ta czarownica i chłopak zniknęli przed paroma minutami...
- Co do cholery??- usłyszałem głos Zayna.
- O, już wstałeś...- powiedziałem, podchodząc do niego. Ukucnąłem obok niego i ściągnąłem maskę z twarzy. Przyjrzałem się jego twarzy.
- Nic poważnego, raczej ci się nie stało. Masz tylko lekko podbite oko i rozciętą wargę.
- Na szczęście... Ta druga była silna... A tak właściwie to jak to się skończyło??
- Sam nie wiem... Parę minut po tym jak ty dostałeś, pojawił się jakiś facet, też czarownik, i wtedy ja dostałem. Więcej nie pamiętam, ocknąłem się chwilę temu.- Yeah, udało się!!! Po chwili reszta zaczęła się budzić. Pomogliśmy im z Zaynem wstać i wyjaśniliśmy im całą historię.... ( A przynajmniej tą oficjalną wersję). Po chwili siedzieliśmy w pozostawionym niedaleko aucie Harrego. W drodze do domu myślałem o tej dziewczynie... Może to zabrzmi paradoksalnie, ale mam nadzieję jeszcze kiedyś ją spotkać, ale może w innych okolicznościach...


                                                                    
Więc oto rozdział numer trzy!! Byłam na koloni i ustawiłam autopublikacje, ale coś nie zadziałało
Peszek....

1 komentarz: