Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.

Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.

sobota, 11 października 2014

Część 1 Rozdział 16

*oczami Louisa*
Od kilku minut razem z Niall'em dobijaliśmy się do drzwi. Stałem przed domem Arii, nerwowo rozglądając się na boki, czekając, aż łaskawie otworzy.
-Może jej nie ma w domu? -powiedział blondyn po dłuższej chwili.
Pokręciłem głową. Byłem pewien, że tu jest. Niemal czułem jej obecność.
-Stary nie ma jej -jęczał Niall. -Albo może śpi. Nie mogę tu dłużej czekać. Jestem umówiony z Zayn'em na dwudziestą.
-To leć, ja jeszcze chwilę tu postoję.
-Lubisz ją co? -uśmiechnął się złośliwie. -Wielki łowca czarownic lubi czarownicę!
-Nie tak głośno kretynie! -skarciłem go. -I masz rację, lubię ją.
-Tylko pamiętaj -zrobił groźną minę - to ja będę na zawsze jej BBFF.
-BBFF?
-Best Blond Friend Forever -wyjaśnił, a uśmiech nie znikał z jego ust.
Zaśmiałem się z jego głupoty. Niall chyba jako jedyny z naszej piątki zachował odrobinę dziecinnej niewinności. Mam nadzieję, że nic nie zdoła zniszczyć tego i nie sprawi, że stanie się tak samo zepsuty i zgorzkniały jak reszta świata.
Poczekałem, aż blondasek zniknie za rogiem i zacząłem mocno walić w drzwi.
-Wiem, że tam jesteś! Otwieraj -rozkazałem i miałem znów uderzyć, gdy drzwi się otworzyły, a przede mną stanęła Aria.
-Czego chcesz? -warknęła.
-Też cię miło widzieć. Nie mogę nie zauważyć, że dzisiaj, aż promieniejesz subtelnym, kobiecym wdziękiem -rzuciłem, uśmiechając się niewinne. -Wstałaś lewą nogą?
-Wejdziesz do środka? -zapytała, ignorując moje słowa i odsunęła się od wejścia, abym mógł przejść.
Bez słowa minąłem ją w drzwiach. Zamknęła je i nie odzywając się ani słowem poszła do kuchni. Od samego wejścia moją uwagę zwróciły ciemności panujące w domu. Dopiero po chwili, gdy moje oczy trochę się przyzwyczaiły, byłem w stanie zobaczyć zarys niektórych przedmiotów.  Usiadłem na krześle, a ona zajęła miejsce naprzeciw mnie, po drugiej stronie stołu.
-Co się z tobą dzieje? -zapytałem po dłuższej chwili milczenia.
Nie odpowiedziała mi. Przegapiłem moment w którym wstała, jednak słyszałem jak cicho porusza się po pomieszczeniu. Po chwili lampa oświetliła pokój, a ja musiałam zasłonić oczy ręką.
-Spójrz na mnie, spójrz na moją twarz -rozkazała, a jej głos drżał przy każdym wypowiedzianym słowie.
Podeszła do światła, a ja ledwo powstrzymałem się od krzyknięcia. Cała jej twarz, niesamowicie blada, pokryta była sinymi plamami. Na szyi miała dziwny wzorek, tak jakby krew w żyłach zabarwiła się na czarno. Wyglądała jak wrak człowieka. Spojrzałem na jej dłonie, które były powykręcane w nienaturalny sposób i trzęsły się spazmatycznie.  Chyba sporo schudła. Po cienką, czarną, obcisłą podkoszulką, wyraźnie odcinały się wystające kości.
-Matko przenajświętsza... -wyszeptałem.
-Nie sądzę, aby ona miała z tym coś wspólnego -powiedziała, uśmiechając się gorzko.
-To ta klątwa? -zgadywałem uważnie lustrując jej twarz.
Pokiwała głową, a w jej dużych oczach zalśniły łzy.
-Nawet nie wiem, kiedy się zaczęło... Obudziłam się w nocy, czując niesamowity ból, a rano... Rano wyglądałam już tak! Jestem straszna -ostatnie słowa wymamrotała niewyraźnie, patrząc na swoją sylwetkę, odbijającą się w oknie.
-Nie jesteś straszna -zaprotestowałem i chciałem dodać coś jeszcze, ale mnie uprzedziła.
-Wyglądam jak potwór, którym straszy się dzieci, gdy są niegrzeczne.
-Wyglądasz jak ktoś chory, kto potrzebuje pomocy -sprostowałem.
-To jeszcze nie koniec -oznajmiła. -Czuję, że najgorsze dopiero przede mną.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nigdy nie byłem zbyt dobry w pocieszaniu ludzi. Więc po prostu milczałem.
-To się dzieje -powiedziała, jakby nieświadomie. -Louis -spojrzała mi głęboko w oczy -to się znowu dzieje.
W tej samej chwili upadła na ziemię, a jej rozpaczliwy krzyk wypełnił moje uszy. Nie wiedziałem co robić. Nie mogłem pomóc, choć bardzo chciałem. Znowu.

***
Atak ustąpił tak samo nagle jak się zaczął. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że trzymam ją w ramionach i mocno ściskam. Jej koszulka była mocno przepocona, a włosy kleiły się do twarzy. Jej dłonie wciąż się lekko trzęsły.
-Powinnaś się położyć -powiedziałem, a ona po prostu spojrzała na mnie i potulnie skinęła głową.
Próbowała wstać, ale zakręciło się jej w głowie. Upadłaby, jednak udało mi się odpowiednio szybko zareagować i uchronić ją przed upadkiem. Wziąłem tą drobną dziewczynę na ręce i zaniosłem do sypialni.
Boże, była taka lekka. Przez ubranie czułem jej delikatne ciało i odstające kości, jakby nagle straciła cały zapas ciała. Została sama skóra i kości. Jej ręce wyglądały na niemal białe w porównaniu z moimi. 
Położyłem ją na łóżku i przykryłem kocem, który leżał skopany tuż obok niego. Starałem się być jak najbardziej delikatnym. Bałem się, że jednym mocniejszym ruchem mogę ją zranić. Wyglądała na taką kruchą i delikatną. Sprawiała, że chciałem ją chronić przed całym złem tego świata.
-Dziękuje -wyszeptała, spoglądając na mnie. Zauważyłem, że jej oczy są lekko przekrwione i jakby zapadnięte w głąb twarzy. 
-Potrzebujesz czegoś? -zapytałem.
-Nie, dziękuje -zamknęła oczy, ale zaraz je otworzyła,jakby o czymś sobie nagle przypomniała. 
-Zostaniesz tutaj?
Zawahałem się.
-Przepraszam, to głupie -wypaliła szybko rumieniąc się lekko. -Nie powinnam była...
-Zostanę -przerwałem jej tą gorączkową wypowiedź.

*oczami Arii*
Nie chciałam zasypiać. Naprawdę starałam się trzymać oczy otwarte, ale byłam taka zmęczona. W dodatku jego obecność działała na mnie kojąco i zapewniała mi poczucie bezpieczeństwa. Nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam. Usłyszałam tylko jak cicho mówi "zostanę". Zasnęłam.
We śnie przeniosłam się do innego miejsca. Widziałam dom. Łudząco przypominał mi ten, w którym spędziłam pierwsze lata swojego życia. Weszłam do środka. Zobaczyłam małą dziewczynkę, w piżamie w różowe słonie, z włosami zaplecionymi w warkocz, który sięgał jej niemal do pasa. Wyłoniła się znikąd. Szła przez ciemny korytarz, prosto do pokoju w którym paliło się światło. Słyszałam jej przyśpieszony oddech i ciche kroki.
"Nie idź tam" -chciałam krzyknąć, jednak z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. "Zatrzymaj się."
Szła dalej, a ja wiedziałam, że nie chcę na to patrzeć, ale nie mogłam nic zrobić. Nie panowałam nad własnym ciałem. Podążałam za nią niczym cień.
"Zatrzymaj się" -w końcu udało mi się krzyknąć, jednak ona dalej szła, jakby w ogóle nie usłyszała. "Proszę"
Nie zrobiła tego. Nie mogła. Ja także się nie zatrzymałam. Otworzyła drzwi i bezceremonialnie wpadła do środka. Zamknęłam oczy, ale zaraz je otworzyłam, gdy usłyszałam jej głośny krzyk.
Dwa martwe ciała leżały obok siebie, wciąż splecione w uścisku. Nawet śmierć nie zdołała ich rozłączyć. Widać było, że mężczyzna próbował osłonić kobietę, która miała głowę ułożoną na jego piersi. Na ich twarzach śmiertelną pieczęcią utrwalony został wyraz przerażenia. Obydwoje byli niesamowicie piękni. Kobieta miała cudowne, długie włosy, zupełnie jak ta mała dziewczynka. Zupełnie jak ja.
Mała padła na kolana, a jej cienki głos rozsadzał mi bębenki. Widziałam, jak próbuje ocucić ludzi, których kochała. Słyszałam jej żałosne nawoływania."Pomocy" -krzyczała. Jednak nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. To było ponad moje siły. Nie mogłam zrobić nic innego, więc po prostu zaczęłam krzyczeć. Mój głos zagłuszył małą dziewczynkę. Zagłuszył wszystko.
Umilkłam, a tamta mała zrobiła to samo. Zrozumiała już, że nie ma nadziei. Nie ma dla nas nadziei.

*oczami Nialla*
Tak dawno nie byłem u Zayna, że już zapomniałem jak denerwujące jest to włażenie na samą górę po schodach. Miałem nadzieję, że przyjaciel będzie w lepszym humorze niż przez kilka ostatnich dni.
Zapukałem kilka razy do drzwi, które po krótkiej chwili się otworzyły.
Widok jaki przedstawiał sobą Zayn nie był zbyt zachwycający. Mocno podkrążone oczy i wielki siniak na twarzy. Wyglądał gorzej niż siedem plag egipskich.
-O rety, co się z tobą stało?
-Może wejdziesz do środka? -niby było to pytanie, ale zabrzmiało bardziej jak rozkaz.
Niechętnie zrobiłem krok w jego stronę, a on odsunął się, żebym mógł przejść. Wnętrze mieszkania nie wyglądało lepiej niż sam Zayn. Wszystko było powywracane do góry nogami. Kawałki szkła walały się po ziemi, a na ścianie...
-To twoja krew?
-Ta -odpowiedział niechętnie -miałem mały wypadek.
-No dobra -nie zamierzałem się z nim spierać. -Więc? Co to za ważna sprawa, o której mówiłeś?
-Chciałbym ci coś pokazać -oznajmił i bez żadnych wyjaśnień podszedł do stołu i włączył laptopa.
Moim oczom ukazało się zdjęcie z jednej z wielu stron plotkarskich. Byłem na nim ja i Aria. Trzymała mnie za ramię i uśmiechała się. Idealnie uchwycono jej twarz.
-No i co, co teraz powiesz?
Zaniemówiłem. Stałem z szeroko otwartymi ustami, patrząc na niego tępo. Ocknąłem się, jednak o minutę za późno.
-My...
-Daruj sobie -burknął. -Żałuj, że nie widziałeś swojej twarzy -zaśmiał się gorzko. -Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś? Nie wiesz, jak bardzo mi zależy?
-Zayn, my się tylko przyjaźnimy -oznajmiłem. -Ostatnie jej życie naprawdę się skomplikowało i potrzebowała przyjaciela. To tyle.
-Patrzyłeś... -jego głos drżał od tamowanego gniewu. -Patrzyłeś jak się męczę i nic nie powiedziałeś! Nic!
-Zayn, nie wiem co powiedzieć... Przepraszam, ale nie mogłem jej tego zrobić.
-Więc wolałeś zrobić to mi? Taki z ciebie przyjaciel?
-Uspokój się -zażądałem.
-A wiesz co teraz zrobię? -ciągnął niezrażony. -Pójdę do niej i przeprowadzę dokładnie te samą rozmowę!
-Nie możesz -palnąłem zanim zdążyłem pomyśleć.
-Żebyś się jeszcze nie zdziwił!
-Zayn, posłuchaj mnie chwilę, proszę -mój rozpaczliwy ton chyba zwrócił jego uwagę, bo spojrzał na mnie zbity z tropu. -To wszystko jest trudniejsze niż ci się wydaje.
-Niall, możesz mi powiedzieć.
-Bo ona jest poważnie chora...
Brawo Horan. Znów palnąłeś, zanim zdążyłeś pomyśleć.

*oczami Louisa*
Szybko wyszedłem z pokoju, gdy mój telefon nagle zaczął dzwonić. Spojrzałem na Arię, jednak nawet się nie poruszyła.
-Co tam Niall? -odebrałem.
-Lou, sytuacja kryzysowa -nerwowy głos Horana wyprowadził mnie z równowagi. -Zayn tam do was jedzie...
-CO!?!
-Proszę, nie krzycz...
-Coś ty najlepszego zrobił? -ściszyłem głos, mając cichą nadzieję, że jej nie obudziłem.
-To nie moja wina Lou, on zna jej adres, będzie tam za chwilę -oznaimił.
-Jezu... -jęknąłem. -A ty gdzie w tej chwili jesteś?
-Jestem w drodze, powinienem być u was chwilę przed nim.
-Nie powinno mnie tu być, gdy wpadnie Zayn, to mogłoby go tylko zdenerwować.
-Racja, racja... Już skręcam w odpowiednią ulicę.
Rozłączyłem się i wyszedłem na zewnątrz. Po krótkiej chwili na krawężniku zatrzymało się auto i ujrzałem blond czuprynę Horana.
-Co z nią?
-Spi -odparłem. -Niall... to straszne. Jest źle, bardzo źle.
Już otwierał usta, gdy na ulicy pojawiło się auto Zayna.
-Zmykaj -ponaglał mnie -no już!
Bez zastanowienia wskoczyłem w krzaki, okalające ten mały domek z każdej strony. Z mojej kryjówki mogłem obserwować scenę rozgrywającą się na podjeździe. Widziałem zdenerwowanie na twarzy Nialla i determinacje Zayna.
-Zejdź mi z drogi -powiedział mulat.
-Zayn...
-Zejdź. Mi. Z. Drogi -wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Proszę, zrozum, że ja nie mogę...
-Zayn...

*oczami Arii*
-To tylko sen -wyszeptałam, otwierając oczy. -To tylko sen -powtórzyłam, jakbym chciała przekonać samą siebie.
Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko wyglądało tak samo, ale gdzie był Lou? Owinęłam się kocem i zaczęłam chodzić po pomieszczeniach, jednak nigdzie go nie było. Podeszłam do drzwi frontowych i wtedy dobiegł do mnie znajomy głos pewnego mulata, którego naprawdę nie powinno tu być.
-Zejdź mi z drogi.
Wychyliłam się delikatnie, aby móc zobaczyć co się dzieje. Naprzeciw Zayna stał Niall, który był naprawdę zdenerwowany.
Widok jaki przedstawiał sobą Zayn łamał mi serce.Te cienie pod oczami i siniak na twarzy. Wyglądał jak siedem nieszczęść.
-Proszę zrozum, ze ja nie mogę... -Niall starał się go udobruchać.
-Zayn.
Mój głos był ledwie słyszalny, jednak oni go wyłapali i spojrzeli na mnie. Obydwaj wyglądali na zaskoczonych i jednocześnie przestraszonych moim wyglądem. Chciałam rzucić jakimś niesamowicie dowcipnym tekstem, ale zaczęło mi się kręcić w głowie i opieając się o ścianę zjechałam na ziemię. Ciemność próbowała mnie otoczyć i mimo swojego oporu, czułam, jak mnie pochłania.
Poczułam jak ktoś otacza mnie ramieniem i podnosi. Poczułam znajomy zapach. Zayn. To musiał być on. Delikatnie polozył mnie na łózku i odsunął się.
-Teraz mi wierzysz?!? Ona naprawdę jest bardzdzo chora i potrzebuje spokoju -słyszałam nerwowy głos Nialla. -Nie powinieneś był przychodzić.
-Chciałem z nią tylko porozmawiać. Nie wiedziałem... Przepraszam -chwycił moją dłoń i ścisnął ją leciutko. Nie byłam nawet pewna, czy naprawdę to zrobił. Z wielkim wysiłkiem oworzyłam oczy.
Chciałam mu odpowiedzieć, byłam jednak jakby sparalizowana. Wgapiałam się więc tylko w niego, ślędząc uwaznie jego rysy twarzy. Był taki piękny.
-Dlaczego.... dlaczego mi nie powiedziałaś? Coś byśmy wymyślili. Razem -powiedział tak, abym ty ja mogła to usłyszeć. -Kocham cię .
Chciałam odpowiedzieć, ale z moich ust wydobył się tylko dziwny pisk. Pokręciłam głową sfrustrowana. Czułam się fatalnie. Obok mnie siedziała moja wielka miłość, a ja nawet nie mogłam mu powiedzieć co czuję. Nawet nie zauwazyłam, kiedy pierwsze, gorące łzy zaczęły spływać po mojej twarzy.
-Hej, maluszku nie płacz -powiedział łagodnie. -Coś cię boli?
Pokręciłam głową.
-Chcesz... jeśli chcesz to sobie pójdę -zaproponował, a ja znów tylko pokręciłam głową. -Wygląda na to, że nie mozesz mówić, więc pozwolisz na to, że ja coś powiem, a ty będziesz słuchać?
Pokiwałam głową. Wziął głęboki wdech i otworzył usta, zamierzając coś powiedzieć, jednak zanim to zrobił splótł nasze palce, po czym spojrzał mi prosto w oczy.
-Jestem załamany. Czasami czuję się jak ślepiec, bo widzę tylko ciebie. Modlę się, aby twoje serce zmieniło zdanie.  Jesteś moim ocaleniem, ale gdy odchodzisz to wszystko znika. A potem widzę cię na ulicy i moje ciało zawodzi, upadam na kolana i modlę się, abyś zobaczyła te gwiazdy, które nad nami święcą, gdy będziesz zasypiać. Przykro mi, bo kocham cię bardziej niż ktokolwiek, czemu tego nie widzisz?
-Czy ty właśnie zacytowałeś mi kawałek waszej piosenki? -odezwałam się, a mój głos zabrzmiał jak drapanie paznokciem o metalową blachę.
-Wiem, idiota ze mnie.
-Idiota, ale słodki - zażartowałam.
-Wolałem chyba jak nie mogłaś mówić -powiedział z całą powagą na jaką go było stać.
Zaśmiałam się, jednak zaraz tego pożałowałam, gdy śmiech zamienił się w piekący ból w klatce piersiowej.
-Więc jak to będzie, odepchniesz mnie znów, czy pozwolisz, abym był tutaj z tobą?
-To nie jest takie proste -odparłam cicho. -Ja nie wiem... nie wiem ile jeszcze czasu mi zostało.
Patrzyłam cały czas w jego brązowe oczy. Dostrzegłam w nich ból, jaki wywołały moje słowa.
-Może mógłbym coś zrobić? Sprowadzić lekarza? Może jeszcze nie wszystko stracone? Może...
-Zayn -przerwałam mu- to koniec. Pogodziłam się z tym i ty też powinieneś. Nic już nie da się zrobić.
-Jak mam sie ztym pogodzić?!? Otóż nie potrafię! Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym został sam? Proszę cię, zrozum, że nie mogę od tak pozwolić ci odejść.
-Rozumiem -odparłam- i jeśli chcesz, to możesz mnie czasem odwiedzać, być ze mną, aż, aż do końca, ale proszę cię, abyś nie robił głupot i po prostu ofiarował mi spokój, bo właśnie tego teraz potrzebuję.
-Jak chcesz -warknął. -Ale nie zamierzam siedzieć i patrzeć jak umierasz!
Wstał gwałtownie i zaczął chodzić po pokoju.
-Nie potrafię -powiedział już łągodniej.
-Więc to nasze ostatnie spotkanie?
Starałam się ukryć smutek, który poczułam. Myślałam, że będzie mu łatwiej.
-Nie chcę, żeby to było nasze ostatnie spotkanie -widziałam łzy w jego oczach, ale nie pozwolił im wypłynąć. Był silny, a takim ludziom nie wypada płakać.
-To może wpadłbyś jutro, jeśli znajdziesz chwilkę? Moglibyśmy porozmawiać.
-To do jutra? -zapytał, stojąc w drzwiach. W tamtym momęcie chciał się znaleźć jak najdalej ode mnie.
-Będę czekać -powiedziałam, a on wypadł z domu jak strzała.
Po chwili usłyszałam warkot silnika.
-Wszystko okej? -zapytał Niall, który pojawił się nie wiadomo skąd.
-Nie jestem pewna -spojrzałam na jego zaniepokojoną twarz. -Nie jestem pewna...

*oczami Louisa*
Myślałem, że chociaż noc będzie spokojniejsza, ale Harry zebrał nas wszystkich, aby obwieścić jakąś niesamowicię ważną nowinę. Wszyscy siedzieliśmy, czekając niecierpliwie, aż przyjdą. Byli już pożadnie spóźnieni. Właśnie miałem powiedzieć, że wychodzę, gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a do pokoju weszli Harry i Liam, którzy ciągneli za sobą jakąś nieszczęśnice.
-Złapaliśmy czarownicę! -oznajmili radośnie.
-Świetnie, ale po co trzymacie ją przy życiu?
-Bo ona jest niczym -odparł Harry - ale może nas doprowadzić do tej potężnej, która pokonała nas już dwa razy.
-Sprytnie -pochwalił mulat.
Dziewczyna była naprawde drobna i wyglądała na przerażoną. Twarz miała mocno obitą i umazaną krwią, co doskanale świadczyło o tym jak chłopcy traktują czarownice. Było mi jej żal, bo choć umiała czarować, wciąż była człowiekiem i miała uczucia. Wyglądała na niewiele młodszą od nas. Jej blond włosy i duże, niebieskie oczy nadawały jej bardzo niewinny wygląd.
-Znam ją -wypalił nagle Zayn.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego w jednym momęcie. Już w tej chwili wiedziałem, że to nie może oznaczać niczego dobrego.
-Znasz ją? -upewnił się Liam. -Skąd?
-To przyjaciółka mojej byłej dziewczyny -jego głos był wyprany z emocji.
-Tej co tak za nią szalejesz?
-Arii -potwierdził.
-Wiecie co to oznacza? -wtrącił się Harry.
Jego złośliwy uśmieszek wyprzedził jego słowa. To oznacza, że mamy kolejną ofiarę.

_________________________________________________________________________________
Witajcie ludzie!
Dostarczam wam ten dobry/kiepski/sama nie wiem rozdział. Przepraszam za tak długą przerwę, ale niczego nie obiecuję. W szkole jest ciężko, a oceny są dla mnie ważne i dopóki nie miną konkursy przedmiotowe, nie obiecuję żadnej poprawy.
Dziękuje za komentarzę i zainteresowanie. Niby sprawdzałam tekst setki razy, ale i tak, z góry przepraszam za błędy.


piątek, 3 października 2014

Ummmm...

Blog nie jest zawieszony, ani nic takiego... Po prostu przeciąga się termin rozdziału.. Bo mimo tego że to dopiero wrzesień mamy już pełno roboty... A tak w ogóle to jest tu ktoś jeszcze??

wtorek, 5 sierpnia 2014

Część 1 Rozdział 15

Moje spotkania z chłopakami stały się już tradycyją. Praktycznie codziennie spotykaliśmy się  i jedliśmy razem ciasto. I tak było dzisiaj.
Siedzieliśmy u Horana, jedząc sernik i pijąc kawę. Tomlinon jakoś dziwnie się zachowywał. Parę razy już zaczynał zdanie i nie kończył, co było nie w jego stylu. Gdy zrobił to po raz dwudziesty nie wytrzymałam.
- O co chcesz zapytać?? - prawie krzyknęłam. - No co się tak patrzysz?!!  Przecież mam oczy i to widzę. Dawaj, pytaj może odpowiem.
- O co chodzi z tymi Połączeniami?!- odpowiedział tym samym tonem.
* Oczami Louisa *
- O to chodzi... Więc to jest trochę dłuższa opowieść... W czasach ludzkości istniały cztery ery :
Złota Era- czas gdy na świecie nie było biedy, ani wojen, a drzewa były ze złota. Światem rządziły bogowie i boginie.  Wszystkie istoty żyły w zgodzie i harmonii. - opowiadała zamyślonym głosem, patrząc się w dal. Widać było że ta historia jest jej dobrze znana i dla niej ważna. - Wszystkiego było pod dostatkiem, a ludzie i dzikie, dla nas dzisiaj dzikie, były najlepszymi naszymi przyjaciółmi. Była tylko jedna pora roku... Było ciepło, a ludzie nie potrzebowali domów. Po prostu to był czas wiecznej radości... Wiecznych śpiewów i tańców...
Po tym nastała Srebrna Era- dalej rządzili nami bogów i boginie, ale już nie było tak dobrze. Drzewa już nie były złote, i już nie było takiego dostatku. Ludzie zaczęli się kłócić, lecz były to spory na tyle lekkie że w ciągu piętnastu minut już było po wszystkim. Rok podzielił się na pory roku, ludzie zaczęli mieszkać w szałasach. W obu tych Erach ludzie potrafili posługiwać się magią.
Następna była Era Miedzi - ludzie nauczyli się posługiwać bronią. Zaczęły się krwawe wojny, brat przeciw bratu, córka przeciw matce, ojciec kontra syn... Siostra przeciw siostrze... - w jej oczach widoczny był smutek. - Bogowie i część bogiń opuścili ziemię. Zacząły się wielkie pożary... Ludzkość zaczęła się wyniszczać... Część ludzi straciła magię... Już tylko nieliczni mogli się nią posługiwać... Ludzie odczuwali głód, biedę i smutek... W tej erze Pierwotne Clave postanowiło ratować świat. W siedmiu miejscach złożyło całą swoją magię, aby następne pokolenia mogły z niej korzystać... Ich potomkowie w prostej linii to najpotężniejsi czarownicy na świecie. Miejsca w których ta magia się znajduje to są właśnie Połączenia.
Na końcu nastała era w której żyjemy - Era Żelaza. Ostatnia boginia opuściła ziemię. Ludzie się mordują, światem grozi zawiść i zło. Potomkowie Pierwszych oraz potomkowie Stworzonych ratują świat od zagłady. Dzięki nam świata jeszcze nie pochłonął ogień, woda,  powietrze i ziemia. Dzięki naszej sile jeszcze nie spaliły  nas pożary, powodzie nie zalały nam domów ,  naszych mieszkań nie zniszczyły huragany, a trzęsienia nie pochowały nas żywcem....
- To.. Nie wiem co powiedzieć... - zaczął Niall.
- To jest nasza historia. Historia świata magii i potomków Sariela.
- Kogo?!- zapytał Niall.
- Jeden z aniołów. Niektórzy mówią że pochodzimy od Michała, ale większość trzyma się tej wersji z Sarielem.
- Kto to Stworzeni??- zapytałem. Dziewczyna ciężko wypuściła powietrze i popatrzyła się w moje oczy.
- To co wam teraz powiem to są najważniejsze dla nas sprawy. Musicie przysiąść że nikomu nie powiecie.
- Obiecuje. - powiedzieliśmy równo z Niallem.
- Ta przysięga jest wiążąca i jeśli zostanie złamana to może stać się coś złego.
- Obiecuje. - powtórzyliśmy twardo.
- Więc tak... Wy zadajecie pytanie ja wam odpowiem... Czyli, pytanie o Stworzonych... Stworzeni to czarownicy, którzy nie pochodzą od Clave. Każdy z Pierwszych dał moc dwójce ludzi i to właśnie oni są tymi słabszymi.
- Pochodzisz od Stworzonych czy od Pierwszych??- zapytał Irlandczyk.
- Od Pierwszych. Tylko nie zrozumcie mnie źle... My jesteśmy tylko trochę silniejsi... Nie potrafimy robić nie wiadomo czego...
- Ok... Czy istnieją złe czarownice??  No wiesz te posługujące się siłami mroku... - teraz moja kolejka.
- Dzieci Talto... Istnieją, lecz jest ich mniej od Dzieci Sariela...
- Kogo?! - przerwał jej blondyn.
- Dzieci Talto to czarownicy którzy wykradli moc Stworzonym... Właściwie to Lilith wykradła im moc i zmieniła ją na ciemną, a ludzie zwabieni potęgą pozwolili jej ich tym "obdarować "... Na początku była ich zaledwie garstka, ale roznmożyli się do paru tysiący...
- To w końcu Lilith czy Talto?? - zapytałem.
- Abeko, Abito, Amizo, Batna, Eilo, Ita, Izorpo, Kali, Kea, Kokos,Lilith,Odam, Parca,Patrota,Podo,Satrina,Talto. To siedemnaście imion Talto- pierwszej żona Adama, która - i tu na jej usta wstąpił wredny uśmiech. - sprzeciwiła się Adamowi i porzuciła go, opuszczając raj, wraz z nienarodzonymi dziećmi. Gdy je urodziła, okazało się że tak jak ona uwielbiały porywać dzieci.  Adam błagał Boga aby ją sprowadził, z powrotem. Wysłał on Senoya, Sensenoya, Semanglofa - trzech aniołów. Niestety Satrina nie wróciła do raju, tylko uciekła do piekła. Stamtąd obserwowała życie potomków swojego byłego męża i jego żony, porywając każdej wiosny szóstkę. Wypijała ich krew, co dodawało jej siły. W końcu udało jej się oszukać Stworzonego i wykradła mu jego moc... Nikt nie wie jak to zrobiła, bo to jest niemożliwe do wykonania...
- Czekaj, bo nie ogarniam... Byli bogowie i boginie, oraz Bóg i aniołowie... Przecież jedno drugie wyklucza...
- Wcale że nie... Wszystko ma swój czas, który przemija... Gdy skończył się czas starożytnych bogów, nastał czas Boga Jedynego... Pamiętajcie że Ziemia ma miliardy lat, a w tym czasie wiele mogło się wydarzyć...
- Ok.... Kogo jest więcej: Potomków Stworzonych, czy Potomków Pierwszych??
- Zdecydowanie więcej jest Stworzonych... Po prostu ich było od samego początku więcej...
- Potraficie zamieniać się w zwierzęta, albo zmieniać wygląd?? - powiedziałem pierwsze co przyszło mi na myśl.
- Wygląd możemy zmieniać na chwilę, na przykład z celu ukrycia się przed kimś. A co do zwierząt... Pierwsi to umieli, później było parę takich przypadków, ale w sumie to tylko najsilniejsi byliby w stanie to utrzymać.... Musisz utrzymać postać zwierzęcia, a przy tym nie stracić zmysłów człowieka...
- O co chodziło z tym uśmiechem, przy pytaniu o Talto??
- Bo tu chodzi o to że Lilith, najprawdopodobniej odmówiła Adamowi seksu... To co macie jeszcze jakieś pytania??
- Jakiej muzyki słuchasz??- brawo Tommo to w ogóle nie jest dziwne.
- Co?? A to nie miały być pytania o magię i takie tam sprawy??
- Powiedziałaś tylko żebyśmy cię pytali, a ty nam odpowiesz. - dziewczyna patrzyła chwilę nie mnie spod przymrużonych powiek.
- Głównie rock i ogólnie mocne brzmienie. Metallica, Green Day, The Killers, Guns'n'Roses... No i trochę One Republic.
- Ok... - zaczął Niall. - Skąd pochodzisz???
- To znaczy... Urodziłam się w Londynie i tu mieszkałam przez parę lat, aż do śmierci moich rodziców. Później przeprowadziłam się do Jamesa, do Irlandii bo jego mama była przyjaciółką mojej.
- Mieszkałaś w Irlandii?  Gdzie dokładniej? - dopytywał Horan.
- Westmath. Stamtąd pochodziła moja mama.
- Czekaj, czyli jesteś Irlandką??
- W połowie, mój tata był Anglikiem.
- Ok... - zaczął Irlandczyk - A powiesz mi miejscowość w której mieszkałaś??
- W Oldcastle.
- Ale to jest dwadzieścia minut od Mullingar.
- No tak... Tylko że większość czasu spędzałam w naszym domku nad Lough Owel.
- Dlaczego nie masz irlandzkiego akcentu?? - zapytałem.
-Mieszkam w Londynie tak długo że potrafię mówić z dwoma akcentami. Dobra koniec wypytywania. Muszę lecieć do pracy.

***
* Oczami Arii *
Siedziałam właśnie na wysokim krześle za ladą, czekając aż będę mogła coś zrobić. Dzisiaj nie było dużego ruchu, co pozwalało mi trochę pomyśleć.

Postanowiłaś ruszyć dalej, czyli musisz coś zrobić. Idź do jakiegoś klubu czy coś. - odezwał się głos w mojej głowie. - No chyba że nie chcesz zapomnieć??
Moje myśli są takie pocieszające....

Czy mogłabym być z kimś, kogo życiowym powołaniem jest zabicie mnie??
Lepszym pytaniem jest to czy to on mógł by żyć z tobą??  No bo proszę za co on niby miał cię kochać?? Włosy nijakie, małe oczy, wielki nos... Niskie to i grube... On mógłby mieć każdą, dlaczego niby to miałabyś być ty??!
No tak mój jak zawsze motywujący, wewnętrzny głos...
Gdy tak siedziałam do kawiarnii wpadł Lucas.
- Kogo ja tu widzę?? Czyżby Aria Black nagle musiała pracować??
- To tak, dla oderwania się od myśli. A ty co tu robisz??
- A przechadzałem się i tak patrzę "To Aria?? ", więc wszedłem się przywitać i spróbować jednego z tych słodkości - powiedział wskazując na gablotę obok mnie, w której stały ciasta.
- Najlepszy jest torcik czekoladowy. Zawsze idzie jak świeże bułeczki. - powiedziałam, pokazując na dwa torciki. Jeden w połowie zaczęty, a drugi cały.
- No to poproszę kawałek. -usiadł na krześle barowym, obok lady. Podałam mu ją, a on wręczył mi 10 funtów. - Resztę dla szanownej pani.
Szybko nabiłam to na kasę, a napiwek odłożyłam do słoika. W tej kawiarni jest zasada,że każdy zabiera swój napiwek, więc ja składałam je do słoiczka, a później zabierałam. Wręczyłam mu paragon i poszłam posprzątać z jednego stolika.
- Wiesz co??  Dzisiaj jest u mnie w klubie impreza. Świetny DJ, pełno VIP-ów, osobna strefa dla VIP-ÓW... Oczywiście ty będziesz Vipem, James i Alex już mają wejściówki.
- Hmmm... No dobra. A mogę dostać może dwie wejściówki ekstra??

                           ***
Siedziałam gotowa w moim mieszkaniu, czekając na chłopaków, którzy mieli przyjechać do mnie, żebyśmy nie musieli szukać się przed klubem. Byłam ubrana w czarną sukienkę, szpilki w tym samym kolorze, paznokcie miałam pomalowane na czarno i miałam zrobiony dość ostry makijaż. W małej torebce miałam nasze wejściówki VIP. Ciekawe czy Lucas zaprosił chłopaków, przecież w końcu są sławni... Ale przecież Lou i Ni mówili że nie dostali wejściówek VIP, więc... Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Szybko poszłam otworzyć drzwi.
- Cześć Mała, bosko wyglądasz. - powiedział Tommo. Po krótkim przywitaniu zeszliśmy na dół i złapaliśmy taksówkę.

                          ***
Gdy wysiedliśmy pod klubem, zobaczyliśmy kolejkę, która ciągnęła się wzdłuż ściany klubu i skręcała za rogiem. Nie wiedziałam że, klub Lucasa jest aż tak bardzo popularny.
- Jak ty dostałaś te wejściówki?? - zapytał Niall, patrząc na kolejkę.
- Siedziałam z właścicielem w jednej ławce, w podstawówce. - podałam im specjalne plakietki na smyczach z wielkim napisem VIP. Ignorując zazdrosne spojrzenia nastolatków, podeszliśmy do ochroniarza stojącego w drzwiach i pokazaliśmy mu wejściówki.
- Strefa VIP-ów znajduje się z tyłu klubu. Przejdzie bokiem, unikniecie tłumu. I zawieście to na szyi , nie będziecie musieli za każdym razem tego wyciągać. - powiedział przepuszczając nas. Po wejściu do klubu, zawiesiliśmy wejściówki na szyję i skierowaliśmy się do strefy VIP. Wszędzie byli ludzie, ocierający się o siebie. Dosłownie jak w barze dla singli, na dzień przed Walentynkami, albo jak w Tesco przed świętami. Strefa VIP była na lekkim podniesieniu, oddzielona czerwonym sznurem, oraz rzędem doniczek z jakąś rośliną, dzięki której nic nie było widać. Pokazaliśmy ochroniarzowi wejściówki.
- Imię i nazwisko?? - zapytał ochroniarz, posyłając nam delikatny  uśmiech.
- Aria Black, Niall Horan i Louis Tomlinson. - powiedziałam szybko. Szatyn szybko sprawdził na liście.
- A tak oczywiście. Przepraszam za to   sprawdzanie, musimy się upewniać że ktoś nie ukradł wejściówek naszym specjalnym gością.
- Ależ oczywiście, przecież to świadczy o waszej skrupulatności. - powiedziałam uśmiechając się szeroko.
No dawaj Black, miałaś zapomnieć.
- Christian.- powiedział wyciągając rękę.
- Aria, ale to wiesz. - powiedziałam podając mu swoją, on jednak zamiast ją uścisnąć podniósł i delikatnie pocałował.
Czyli nie tylko Styles robi takie rzeczy.
Przyjrzałam się uważnie chłopakowi. Miał szerokie ( bardzo umięśnione)  ramiona, wąskie biodra, dzięki czemu jego sylwetka miała kształt V. Miał wielkie, szare oczy, wąskie, malinowe usta i był dość mocno opalony, lecz na pewno nie była to opalenizna prosto z solarium.
Ciekawe czy jest też opalony pod tą koszulą??
Był ubrany w czarne spodnie i białą koszulę, na uchu miał słuchawkę, pewnie aby kontaktować się z resztą ochrony.
- Więc, miłej zabawy. - powiedział.
- Może jak skończysz pracę to do nas dołączysz?? - zapytałam.
- Bardzo chętnie bym to zrobił, ale nie wolne mi wchodzić do strefy VIP, po pracy.
- Oh, ja już o to zadbam abyś mógł to zrobić. O której kończysz pracę?
- Za godzinę kończę zmianę.
- Świetnie, będę czekać. - powiedziałam i przeszłam szybko przez bramkę, szeroko się uśmiechając. Dołączyłam do chłopaków, stojących trochę dalej.
- Co to było?! - zapytał Niall.
- To się nazywa flirt. Powinieneś  czasem spróbować. - rzuciłam, puszczając mu oczko. Tomlinson zaczął rechotać jak wariat. Pokręciłam tylko głową i poszłam w głąb klubu, szukając Lucasa. W końcu go znalazłam, stojącego przy barze.
 - Black!!
- Lucas!! - wymieniliśmy szybki uścisk. Przedstawiłam mu chłopaków i przeszłam do sedna sprawy.
- Słuchaj, mógłbyś pozwolić ochroniarzowi zostać po skończonej zmianie?? Proszę!!
- Któremu?? - zapytał chłopak patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem. Już wtedy wiedziałam że się zgodzi.
- Temu na bramce do strefy VIP. Christianowi.
- Ah jemu. No dobra, - powiedział i rzucił coś do małej słuchawki.
- Dziękuję. Widziałeś gdzieś Jamesa??
                           ***
Siedziałam na krzesełku barowym, rozmawiając z Christianen. Mieliśmy  bardzo podobne zainteresowania. Słuchaliśmy tej samej muzyki, oraz mieliśmy podobne poglądy.
- Chodźmy zatańczyć. - powiedziałam, będąc po kilku drinkach. Chwyciłam chłopaka za rękę i dołączyliśmy do tańczących par.Stanęliśmy twarzami do siebie i zaczęliśmy się ruszać. Po jakimś czasie znudził mi się taki stan rzeczy i obróciłam się tak, że teraz stałam plecami do niego. Chłopak zamarł na chwilę, lecz po momencie zaczął ruszać biodrami. Nasze ciała poruszały się w zgodnym rytmie, ocierając się o siebie. Zarzuciłam ręcę na jego szyję, a on złapał mnie mocniej w talii. Oboje byliśmy dość wstawieni.
* Oczami Zayna *
Siedziałem w klubie, bo Ed potrzebował towarzystwa. Muzyka nie była zła, alkohol szybko znikał z naszego stolika... A najlepsze jest to że to Ed wypił większość. Jakoś wypiłem dopiero dwie szklanki whisky. Rozglądałem się po klubie w poszukiwaniu przyjaciela, który zniknął gdzieś z jakąś dziewczyną. Gdy wpatrywałem się w tłum, zobaczyłem dwójkę stojących do mnie tyłem ludzi. Tańczyli na prawdę blisko, co wyglądało prawie jak seks na parkiecie.
Co Malik też byś tak chciał??  I chyba nawet wiem z kim...
Mój wewnętrzny głos przerwał gdy para się obróciła. To była Aria i jakiś chuj!!
Co ona tu robi??? Albo raczej dlaczego ona to robi?!!  Jutro jej przeszła nasza " wielka miłość "?!!
Wkurzony na maksa zabrałem swoje rzeczy i czym prędzej opuściłem lokal. Stojąc na zewnątrz, poczułem delikatny wietrzyk, pomagający mi się uspokoić. Wyciągnąłem papierosy i drżącą ręką podpaliłem jednego.
Zerwaliśmy dwa tygodnie temu, a ona już znalazła sobie nowego??
A co z tą wielką sceną rozpaczy na parkingu podziemnym??
Stałem z boku budynku, widząc wyjście z klubu.
Nagle usłyszałem chichot. Chichot który tak bardzo kochałem.
Wychodzili razem z klubu, mocno objęci. Chłopak szeptał jej coś do ucha, na co ona chichotała, a jej policzki zarumieniły się.
Kurwa!!  Malik pozwolisz na to??
Nie czekając ani chwili dłużej, udałem się w ich stronę. Gdy byłem tuż za nimi, stuknąłem chłopaka w ramię. Tak jak się spodziewałem, szatyn odwrócił się, a jego twarz zaliczyła bliskie spotkanie z moją pięścią. Chłopak poleciał na plecy, a ja nie czekając ani chwili dłużej usiadłem na nim okrakiem i zacząłem okładać pięściami po twarzy. Jednak treningi na siłowni nie poszły na marne.
* Oczami Arii *
Momentalnie wytrzeźwiałam w chwili pierwszego uderzenia. Christian zaczął się szarpać i po chwili  Zayn oberwał w twarz, a później w brzuch. Wszędzie było pełno ludzi, jednak nikt nie zareagował.
Myśl Black!! Tu nie pomoże magia!! Szybko, zanim paparazzi się zlecą!!
I wtedy zrobiłam chyba jedyną rzecz, którą mogłam zrobić. Szybko oceniłam sytuację. Malik siedział na Chrystianie i okładał go po żebrach.
Rzuciłam się do przodu i rękami oplotłam Zayna na wysokości torsu. Oparłam głowę na jego ramieniu, mocno do niego przylegając.
- Zayn, proszę zostaw go. Proszę chodź ze mną, trzeba cię opatrzyć. Proszę, puść go.
I po prostu byliśmy tam tak... Ja mocno go oplatając, on siedząc na nieprzytomnym chłopaku, z zakrwawionynmi rękami, oraz rozciętą wargą i łukiem brwiowym.
Czułam jak powoli jego mięśnie na plecach się rozluźniają...
Ile on ćwiczy że czuje je przez skórzaną kurtkę??

Powoli wstałam ciągnąc go delikatnie do góry. Zobaczyłam Lucasa wychodzącego z klubu. Skinęłam głową na leżącego chłopaka, przekazując mu " zabierz go stąd, później ci wszystko wytłumaczę."
Szybko zlapałam taksówkę, co w Londynie było tak prawdopodobne jak to że Horan kiedyś powie że nie jest głodny.
Tak w ogóle to co musiałoby się stać, żeby on nie był głodny??
Uświadomiłam sobie że siedzę w taksówce, Zayn właśnie zamknął drzwi, kierowca czeka aż podam mu adres pod który ma nas zawieź, a ja myślę o tym ile może zjeść Niall.
- Downing Street 10.
Kierowca pokiwał głową i ruszył w dół ulicy. Wysłałam szybko Smsa do Lou.
Pojechałam do mnie, wytłumaczę wam to  jutro. Xx

* Oczami Zayna *
Odkąd tylko dziewczyna odłożyła telefon, siedzimy w całkowitej ciszy. Jechaliśmy już jakieś dwadzieścia minut i z tego co się orientuje to zaraz powinniśmy być na miejscu.
- To tutaj. - powiedział kierowca.- Należy się 78 funtów. - dziewczyna sięgnęła do torebki, po portfel, lecz byłem szybszy. Szybko wręczyłem kierowcy 100 funtów.
- Reszty nie trzeba. - powiedziałem i opuściłem pojazd. Dziewczyna mruknęła ciche "dziękuję " i przesunęła się po siedzeniach w moją stronę, ponieważ z drugiej jechały samochody. Wstawiłem rękę, chcąc pomóc jej wysiąść z pojazdu. Aria popatrzyła na mnie nieufnie, lecz zlapała moją dłoń.
* Oczami Arii *
Szybko skierowałam się w stronę drzwi do kamienicy, a później w górę po schodkach. Stanęłam przed drzwiami mojego mieszkania i pogrzebałam w torebce za kluczykami. Widziałam ja Zayn, próbuje się nie roześmiać.
- Mogę się dowiedzieć co cię tak śmieszy??- zapytałam szorstko.
- Ty.
- Ja??  A to z jakiegoś konkretnego powodu?? - warknęłam.
No bo co we mnie jest zabawnego?!?!

Znalazłam już klucze i włożyłam je do zamka.
- No bo patrz... Po co wam w torebkach tyle tego wszystkiego??  Nie lepiej zgarnąć klucze, telefon i portfel??
-Nie. - rzuciłam, wchodząc do środka.
- A dlaczego??
- No boooo..  Ponieważ, to wszystko jest potrzebne w jakiś sposób. - wytłumaczyłam po chwili zawachania. Chłopak stał chwilę z przekrzywioną głową po czym wybuchł głośnym śmiechem, lecz po chwili zgiął się w pół i złapał za żebra.
- Chodź, trzeba to opatrzyć,  a podejrzewam że nie nasz ochoty jechać do szpitala. - rzuciłam torebkę na małą szafkę w przedpokoju i odwróciłam się do chłopaka. Próbował ściągnąć kurtkę, lecz musiał być mocno poobijany ponieważ każdy ruch sprawiał mu widoczny ból. Podeszłam do niego i delikatnie ściągnęłam mu kurtkę.
Chyba nie tylko to chciałabyś z niego ściągnąć,  nie prawda??
Cicho siedź!!
- Chodź ze mną. - powiedziałam, łapiąc go delikatnie za dłoń. Chłopak trochę oniemiały, poszedł za mną do salonu.
- Usiądź tutaj, ja zaraz wrócę. - udałam się do mojego pokoju, gdzie leżała apteczka po tym jak zaatakował mnie dzisiaj rano, kant od stołu. Złapałam dużych rozmiarów torbę i poszłam z powrotem do Mulata. Siedział na kanapie i rozglądał się po pokoju. Cicho do niego podeszłam i usiadłam na stojącej przed nim ławie, dzięki czemu byłam z dziesięć centymetrów wyższa od chłopaka.
- Masz rozciętą wargę, brew, obfity nos... Żebra też cię bolą?? - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.
- Delikatnie. Mocno bolą przy gwałtownych ruchach i jak się śmieję. -pokiwałam głową i nasączyłam wacik wodą utlenioną.
- Będzie piekło. - delikatnie przyłożyłam wacik do jego wargi, z której stale leciała krew. Chłopak wciągnął ze świstem powietrze, krzywiąc się delikatnie. - Staram się   zrobić to jak najdelikatniej.
Rzuciłam wacik na stół, na którym siedziałam.
Przecież na wargę, nie nakleję plastra...
Wzięłam nowy wacik, nasączyłam go i przyłożyłam do brwi.
- Tak w ogóle to dziękuję. Za to pod klubem i za to że to robisz.- powiedział chłopak. Zamarłam na chwilę, lecz szybko powróciłam do czyszczenia brwi.
- Nie ma za co. - powiedziałam przyklejając plaster. Delikatnie oczyściłam nos z krwii i na szczęście nie był w żaden sposób naruszony. - Dobra ściągnij koszulkę.
Widząc jego rozbawiony uśmiech, szybko dodałam :
- Muszę zobaczyć czy nie masz tam jakieś rany. - powiedziałam, wskazując na jego zakrwawioną koszulkę. Byłam pewna że moje policzki przypominają buraka.
- Wygląda na to, że będziesz musiała mi pomóc. Sam nie dam rady. Ledwo mogę ruszać rękami, więc... - uśmiechał się przy tym głupkowato.
Ten kij ma dwa końce, Malik.
Jak gdyby nigdy nic, przysunęłam się do niego tak że miał oczy na równym poziomie z moim biustem. Złapałam delikatnie za dół jego koszulki i powoli pociągnęłam ją w górę. Żeby ją ściągnąć musiałam się podnieść i bardzo "przypadkiem" otarłam się o niego. Położyłam jego koszulkę na kanapie i popatrzyłam na jego tors-cały we krwi.
- Poczekaj chwilę. - poszłam do łazienki i wyciągnęłam czysty ręcznik. Namoczyłam go i wycisnęłam nadmiar wody. Wróciłam do salonu i usiadłam na moim miejscu, tylko trochę bliżej niego.
Delikatnie przesunęła ręcznikiem po jego mięśniach. Krew, wsiąkając w ręcznik, zabarwiła go na różowo. Im mniej krwii było na chłopaku, tym bardziej mój ręcznik wyglądał jakby przeżył katastrofę w hurtowni ketchupu.
Delikatnie dotknęłam jego żeber.
Dzięki Bogu za to że ciotka Jamesa jest lekarzem i nauczyła nas takich rzeczy.
- Nie są złamane,tylko mocno obite. - powiedziałam, ale nie przestawałam ich dotykać. Zayn wciągnął głośno powietrze, a jego twarz wykrzywił grymas bólu.
- Trzeba było się nie bić.
- Trzeba było z nim nie wychodzić.
- Trzeba było nie reagować, bo to moje życie!! - a przynajmniej tyle ile mi zostało.
- Przepraszam bardzo, za to że dalej mi zależy!!  Przepraszam że ja nie potrafię, tak po prostu zapomnieć!! Przepraszam że mam uczucia!!
Dlaczego to musiało zamienić się w kłótnie?? Nie mogliśmy normalnie porozmawiać, a później on wróciłby do domu i dalej bylibyśmy tylko osobami kto się unikają??
- A niby ja potrafię?!! Przepraszam za to że to zrobiłam!! Przepraszam że wytłumaczyłam ci niczego!! Przepraszam za to co czuje!!  Przepraszam że Cię kocham!! - słowa wychodziły ze mnie jak tosty z bardzo silnego tostera. Dopiero po chwili uświadomiłan sobie co powiedziałam.
* Oczami Zayna *
- Przepraszam że Cię kocham!!
Malik ona cię kocha! Czyli jednak...
Zanim zdążyłem zareagować,dziewczyna wyszła z pokoju.
No i pięknie.. Brawo debilu...
Już sięgałem po koszulkę, gdy usłyszałem kroki. Do pomieszczenia weszła Aria, trzymając w dłoni jakiś materiał.
- Pomyślałam że raczej nie chcesz wracać do domu w zakrwawionej koszulce.- prawie wyszeptała, podając mi ubranie. Okazało się że to była koszulka którą jej dałem, gdy spała pierwszy raz u mnie. - Założysz ją sam czy potrzebujesz pomocy??
Jej głos był wyprany z emocji.
- Jak byś mogła mi pomóc... - dziewczyna tylko skinęła głową i po chwili byłem już ubrany w czarną koszulkę. Gdy chciała się odsunąć złapałem jej nadgarstki.
- Ja ciebie też kocham. Nigdy nie przestałem.
Oczy dziewczyny zaszły łzami. Powoli się do niej przybliżałem.
- Nie możemy Zayn. Przepraszam. - powiedziała kładąc dłonie na moim torsie. - Pokiwałem głową i założyłem kurtkę, starając nie krzywić się z bólu. Wyszedłem z mieszkania i powoli schodziłem na dół. Byłem już na polu i szukałem numeru po taksówkę, gdy za mną otworzyły się drzwi. Odwróciłem się i za nim zdążyłem się zorientować co się dzieje, poczułem na moich wargach, znajome usta. Delikatnie objąłem dziewczynę, przyciągając ją do siebie. Po chwili Aria odsunęła się ode mnie szepcząc :
- Dobranoc Zayn.


                                               
Jest 15!!!
Mam do was pytanie, czy bylibyście zainteresowani gdybyśmy założyły aska naszym bohaterom??

piątek, 20 czerwca 2014

Część 1 Rozdział 14

Nigdy nie czułem się gorzej. Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Dlaczego opowiedziałem jej historię swojego żałosnego życia. Nie chcę, żeby ktokolwiek patrzył na mnie w taki sposób, w jaki spojrzała ona. Z litością. To było dużo gorsze, niż wyśmianie moich słabości.
Mój telefon nie chce przestać dzwonić. Widocznie chłopcy są zaniepokojeni moim zachowaniem na wczorajszym wywiadzie. Muszę przyznać, że dałem plamę. Prawie warknęłam na tą Bogu winną kobietę. Liam zaraz po zakończeniu programu nawrzeszczał na mnie i kazał mi się ogarnąć. 
Całe życie nikomu nie zdradziłem "mrocznej" historii mojego życia, aż do teraz. Co takiego było w tej dziewczynie, że jej zaufałem? Dopiero teraz zrozumiałem, że popełniłem błąd. Jestem pewien , że wykorzysta to przeciwko mnie.
Jestem pewien, że po ostatnich wydarzeniach chłopcy nabrali podejrzeń co do mnie i Nialla. Wyszliśmy z tej potyczki praktycznie bez szwanku. Zayn, Liam i Harry patrzyli na nas w dziwny sposób i dobrze wiem, że nie ufali nam już do końca. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, gdy uświadomiłem sobie, że Niall wie. Chłopak miał mocną psychikę. Cała ta sytuacja spłynęła po nim jak po kaczce. Świetnie odnalazł się w tej pogmatwanej rzeczywistości i śmiało można stwierdzić, że zaprzyjaźnił się z tą czarownicą. Nie żeby to było coś złego. Muszę przyznać, że dziewczyna wydaje się być w porządku.
Dzisiaj w nocy prawie nie zmrużyłem oka. Wszystkie wspomnienia, które przez lata tak starannie upchnąłem na dnie mojego umysłu, powracały i nie dawały mi spokoju. Przypomniałem sobie uczucie, które łączyło mnie z Blair. Jej drobne ręce gładzące mnie po głowie. Wszystkie chwile, które spędziliśmy razem.

Było mi strasznie gorąco. Całe moje ciało było pokryte potem. Gorączka nie raz odebrała mi świadomość, ale tym razem nie chciałem zamykać oczu. Cały czas patrzyłem na drobną postać, która krzątała się po pokoju. Była taka piękna. Mała wojowniczka. Uśmiechnąłem się, gdy poczułem jak odgarnia mi włosy z czoła. W takich chwilach przestawałem czuć ból. Było mi tak dobrze. Nawet nie wiedziałem, kiedy się zakochałem.
No proszę, nawet człowiek nie czuje, jak mu się rymuje. 
Delikatnie dotknąłem jej dłoni. Zadrżała, ale nie cofnęła reki. Gładziłem jej drobne palce. Zaśmiała się cicho. To była najpiękniejsza melodia dla moich uszu. Mógłbym tego słuchać cały dzień. 

 Zacisnąłem mocniej pięści. Ona się mną zajęła. Troszczyła się o mnie, chociaż nie mogłem jej zaoferować niczego w zamian. To ona była silna. To ona walczyła za nas dwoje. 

Szliśmy już tak długo. Gdyby nie Blair, dawno bym już się poddał. Dziewczyna podtrzymywała mnie jak mogła. Była taka drobna, a gdy stała koło mnie, wydawała się jeszcze mniejsza. Bolało mnie całe ciało. Klątwa zatruła cały mój organizm. Umierałem, ale cieszyłem się, że mogę spędzić ostatnie dni razem z nią. Pewnie brzmię jak jakiś głupi, nic niewiedzący o życiu romantyk, ale jeśli kiedyś spotkaliście kogoś, za kogo moglibyście oddać wszystko co posiadacie, to doskonale zrozumiecie o czym mówię. 
-Już dłużej nie mogę -wysapałem, gdy ból się nasilił.
-A więc oficjalnie zarządzam przerwę -powiedziała wesoło. 
Pomogła mi usiąść i oprzeć się o drzewo. 
-Tylko się nie rozsiadaj, zaraz ruszamy -za wszelką cenę starała się mnie podtrzymywać na duchu.
Uśmiechałem się, chociaż wiedziałem, że nic nie może już mnie ocalić. Nie chciałem jej zasmucać. Lubiłem patrzeć na jej twarz, gdy pochylała się nade mną. Mógłbym ją wielbić na kolanach, gdybym tylko miał dość siły. Obiecałem sobie, że jak z tego wyjdę, to postawię jej ołtarzyk. 


Wtedy jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co do niej czuję. Byłem młody i głupi. Bałem się przyznać sam przed sobą, że ja, wielki łowca, mógłbym pokochać czarownicę. A jednak. Stało się.

Doszliśmy na miejsce. Miałem ochotę wyć z radości. Nagle, jakby z podziemi, wyrosło przed nami dwóch strażników. 
-Nie możecie tutaj wejść -warknął jeden z nich.
-Proszę -szepnęła Blair. -On bardzo potrzebuje pomocy.
-On nie jest jednym z nas -odpowiedział stanowczo. -Nie możecie tu wejść.
Jakaś potężna siła wzniosła nas w powietrze. Wylądowaliśmy parę metrów dalej. Przy lądowaniu uderzyłem mocno w drzewo.
-Lou? Stało ci się coś? 
Chciałem odpowiedzieć, ale nie mogłem. Czułem gorącą krew, która wypływała z nowej rany. 
"To koniec" -pomyślałem.
-Louis, nie zamykaj oczu -wyszeptała łamiącym się głosem. -Wszystko będzie dobrze, obiecuję ci to.
Uśmiechnąłem się, a przynajmniej próbowałem. Nie wiem jak wyszło, ale miałem nadzieję, że zrozumiała.
-Jest okej -wychrypiałem. 
-Nie jest okej. Nie jest okej. Lou nie zamykaj oczu!
Jej głos zmusił mnie, abym jeszcze na chwilę otworzył oczy. Jej obecność po raz ostatni dodała mi sił. Delikatnie dotknąłem jej twarzy.
-Jest okej. 
-Tak nie powinno być... Nie tak to powinno wyglądać. Powinieneś umierać otoczony rodziną, z dziećmi, które cię kochają. Powinny tu być osoby, które kochasz.
-Ty tu jesteś. 
Oddech uwiązł mi gdzieś w płucach. Widziałem jeszcze jej twarz, która była mokra od łez. Chciałem jej powiedzieć, żeby nie płakała. W tamtej chwili naprawdę byłem gotowy na śmierć. Tamta chwila była idealna. Z dala od wszystkich, z piękną dziewczyną, która czuwała nade mną. Żałowałem tylko, że nie powiedziałem jej, że ją kocham. 
-Trzymaj się Lou -usłyszałem jeszcze jej ciche słowa, a potem ogarnął mnie mrok.
To co się działo potem było niesamowite. Znalazłam się w tunelu. Widocznie te wszystkie żarty z "nie idź w stronę światła" miały w sobie krztę prawdy. To światło mnie oślepiało, przyciągało, wabiło niebiańską jasnością. Czułem się tak bezpiecznie,. Ufnie podążałem w jego stronę. Nie walczyłem. 
Czułem, że powinienem się zatrzymać, że jest tam ktoś, kto na mnie czeka, ale nie wiedziałem już kto.
Nagle zaczął wiać wiatr. Wiał coraz mocniej i mocniej. Pchał mnie w tył. Poddałem się i wracałam do miejsca, w którym już kiedyś byłem. Nie chciałem tam wracać. Tam nie czekało na mnie nic dobrego.
Nic dobrego z wyjątkiem pewnej małej osóbki...
Jedno imię,, które przebiło się przez stan otępienia, w którym się znajdowałem.
Blair.
Gwałtownie wciągnąłem powietrze. Zamrugałem kilka razy, by po chwili otworzyć oczy. Zobaczyłem jej twarz. To był najpiękniejszy widok na świecie.
-Co.. Jak? -zdołałem wykrztusić.
-Wróciłeś Lou -uśmiechnęła się. -Wróciłeś do mnie.


 "Wróciłeś do mnie". Mógłbym do niej wracać przez całe życie i nigdy to by mi się nie znudziło. 

Szliśmy w ciszy. Nie potrzebowaliśmy słów, żeby wyrazić to co czujemy. Trzymaliśmy nasze ręce mocno splecione. 
Wyglądała na zmęczoną. Nie wiem nawet kiedy zrobiła się taka blada.
-Dobrze się czujesz? -zapytałem zaniepokojony.
-Tak -odparła i uśmiechnęła się, ale wypadło to raczej blado
-Może zrobimy sobie krótką przerwę?
-A co, nóżki cię bolą? 
-No cóż, rozgryzłaś mnie -zrobiłem zbolałą minę.
Usiedliśmy pod wielkim dębem. Oparłem się o drzewo, a Blair położyła głowę na moim ramieniu. Oczywiście tak piękne chwile nie mogą trwać zbyt długo, zawsze coś musi się popsuć.
Nagle dziewczyna wyrwała się z moich objęć i gwałtownie się ode mnie odsunęła.
Głośny szloch wstrząsnął jej ciałem. Schowała twarz w dłoniach.
Delikatnie dotknąłem jej ramienia.
-Hej, maluszku. Co się dzieje? Coś cię boli?
-Lou... -jęknęła.
-Blair, co się dzieje?
Powoli opuściła swoje ręce i mogłem zobaczyć jej twarz. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Wyglądało to tak jakby płakała krwią. Pierwszy raz od dawna poczułem się naprawdę zagubiony.
-Co.. Co to jest?
-To są konsekwencje -wyjąkała.
-Konsekwencje? -wtedy wszystko zrozumiałem. -Nie, to niemożliwe. Nie, nie, nie! Wiedziałaś?
Kiwnęła delikatnie głową. Skuliła się na ziemi z bólu. 
-To dlaczego to zrobiłaś? Nie rozumiem...
Spojrzała na mnie, a ja znów utonąłem w jej oczach. W zwolniony tempie, jak na tych głupich romantycznych filmach pocałowałem ją. Jej usta były takie miękkie.
"Jak jedwab" -pomyślałem.
 Nie był to namiętny pocałunek, ale wyrażał wszystko to co czuliśmy. Miłość. Strach. Smutek. Oboje byliśmy świadomi tego co się stanie. 
-Kocham cię Lou i zawsze będę -wyszeptała i delikatnie, czułym gestem, odgarnęła moje włosy na bok.
-Kocham cię -wyszeptałem równie cicho i wtuliłem twarz w jej włosy. -Chciałem to już dawno powiedzieć, ale bałem się. 
Uśmiechnęła się, a ja wiedziałem, że ją tracę. Jej skóra robiła się coraz bledsza, a oczy powoli traciły swój blask. 
-Proszę nie odchodź. Nie zostawiaj mnie.
-Nigdy cię nie zostawię -odparła miękko. -Zawsze będę nad tobą czuwać, nawet jeśli nie będziesz mógł mnie zobaczyć.

Gdzie jesteś Blair? Gdzie jesteś, gdy ja tak strasznie cię potrzebuję? Tęsknie. Ta tęsknota mnie pali. I wiem, że już nie wrócisz i nigdy nie poczuję twoich dłoni na swojej twarzy. W sumie dobrze, że cię nie ma, bo gdybyś zobaczyła mnie dzisiaj, to chyba pękłoby ci serce.

Zaczęła pluć krwią, a ja po prostu mocno tuliłem jej ciało do swojego. Znacie to uczucie, kiedy myślicie "już gorzej być nie może" i zaczyna padać deszcz? Obydwoje mokliśmy, ale nie miało to żadnego znaczenia. Nie chciałem jej opuszczać. 
Z mojego gardła wydobył się nie ludzki krzyk, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie oddycha.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam -założyłem jej kosmyk włosów za ucho. -To moja... to wszystko moja wina -szeptałem do niej, choć nie mogła mnie usłyszeć. Odeszła.

Jestem jaki jestem. Czasami zapominam o różnych rzeczach, ale widoku jej martwych oczu nie zapomnę nigdy.

Deszcz ciągle padał. Odsunąłem się od niej i delikatnie ułożyłem ją na ziemi.
-Odsuń się -usłyszałem znajomy głos. 
Tuż za mną stali dwaj strażnicy, którzy nie chcieli nas wcześniej wpuścić do jaskini życia. 
-Zostawcie ją w spokoju, proszę- nie miałam już siły, aby walczyć. Czułem się, jakbym sam umarł wraz z nią. 
-Może i jest zdrajczynią, ale także jedną z nas. Należy jej się godny pochówek -powiedział oficjalnym tonem.
-Czy mógłbym... mógłbym jej towarzyszyć w tej ostatniej drodze? Zaniosę ją.
-To nie...
-Izaah -wtrącił się miękko ten drugi -pozwól mu.
-Niech ci będzie, ale potem nie chcę cię tu więcej widzieć.
Pokiwałem zgodnie głową
-Dziękuje -szepnąłem przechodząc obok tego, który się za mną wstawił.
Posłał mi współczujące spojrzenie.
Podszedłem wolno do ciała mojej małej Blair. Wyglądała tak spokojnie, jakby spała. Starłem z jej twarzy ślady krwi. Wziąłem ją na ręce i po raz ostatni przyciągnąłem jej drobne ciało do swojego.
Weszliśmy do jaskini. Izaah wskazał mi miejsce, w którym miałem ją położyć. 
W tamtej chwili nie płakałem, nie przeklinałem, ani nie wrzeszczałem. Złożyłem na jej zimnych ustach ostatni pocałunek.
-Kocham cię -powiedziałem głosem wypranym z emocji - na zawsze.
Odwróciłem się i nie oglądając się do tyłu, wyszedłem na deszcz. 

Uderzyłem pięścią w ścianę i zaraz tego pożałowałem. Spojrzałem na swoje obdarte knykcie. Wydałem z siebie wściekły ryk. Musiałem się stamtąd wydostać. Na zewnątrz. Gdziekolwiek.

*oczami Arii*
Niall był naprawdę świetnym chłopakiem. Potrafił mnie rozbawić jak nikt inny. W dodatku dobrze dogadywał się z tą "magiczną" częścią moich znajomych. Z niektórymi, aż za bardzo...
Dzisiaj poszliśmy razem do parku na "relaksacyjny" spacer. I rzeczywiście był taki, dopóki nie dopadły nas nastoletnie "Directioners". Te dziewczyny miały naprawdę mocne gardła. Były słodkie, ale tylko przez chwilę, po dłuższym czasie naprawdę mnie denerwowały. 
Usiadłam sobie na ławeczce w cieniu i obserwowałam jak Horan daje im swoje autografy. 
-Biedny chłopak, szybko go nie wypuszczą -wyrwał mnie z zamyślenia dobrze znany mi głos.
-Louis... przestraszyłeś mnie -wysapałam próbując uspokoić oddech. 
-To już chyba jest taka nasza tradycja -spojrzał na mnie znacząco.
-Co tu robisz?
-Zamierzałem się przejść, ale chyba nie dam rady prześlizgnąć się niepostrzeżenie obok tego tłumu.
-Na twoim miejscu nawet bym nie próbowała -odparłam nieco się rozluźniając. Przecież nie zabije mnie w parku, w biały dzień, w dodatku przy świadkach.
-Więc, nie będziesz miała nic przeciwko temu, że ci potowarzyszę?
-Nie -uśmiechnęłam się i zrobiłam mu więcej miejsca.
-Co tam słychać u ciebie i twojej blond przyjaciółki?
-Nic szczególnego. Wybraliśmy się na spacer po parku.
Zapanowała niezręczna cisza. Spojrzałam tęsknie na Nialla, ale wciąż otaczał go niezły tłum złożony głównie z nastolatek. W pewnej chwili Lou otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz z powrotem je zamknął.
-No dawaj -spojrzał na mnie zdziwiony. -Powiedz to co chciałeś powiedzieć.
-Ja chciałem zapytać... nie musisz odpowiadać jak nie chcesz... ile miałaś lat, gdy twoi rodzice zginęli?
-Pięć -odparłam starając się nie pokazać, że zrobiło mi się smutno. -To było dwa dni po moich piątych urodzinach.
-To musiało być straszne -powiedział cicho.
-Było. Dobrze pamiętam tą noc -wzdrygnęłam się.

Było ciemno. Leżałam w łóżku od jakichś dwóch godzin i nie mogłam zasnąć. Na zewnątrz wiatr szalał i ciężkie krople deszczu spadały z nieba. Kurczowo tuliłam do siebie mojego brązowego misia.
Czułam, że stanie się coś złego. Ja po prostu to wiedziałam.
Wiedziona przeczuciem wyszłam z pokoju. W tym samym momencie nastąpił wybuch i ogień zajął moje łóżko, w którym przed chwilą leżałam. Pokój zaczął się palić. 
Stałam jakby sparaliżowana. Dopiero po dłuższej chwili się ocknęłam i pobiegłam prosto do pokoju rodziców. Drzwi były otwarte na oścież. Weszłam do środka.
Moim oczom ukazała się scena rodem z horroru. Mama leżała na ziemi w wielkiej kałuży krwi. Zaczęłam krzyczeć.
-Ciii -szepnęła wciągając w moją stronę ręce.
Niepewnie podeszłam i uklękłam koło niej.
-Co się stało? -zapytałam cichutko.
-Nieważne -sapnęła. -Teraz posłuchaj mnie uważnie. Musisz stąd uciekać. Najszybciej jak potrafisz.
-Nie zostawię cię -zaprotestowałam słabo. -Chcę zostać z tobą.
-Kochanie, niedługo znów się zobaczymy -odparła. -Dołącze do ciebie, tylko troszkę później. 
-Obiecujesz? 
-Obiecuję, a ty też mi coś obiecaj. Dobrze?
Ufnie pokiwałam głową.
-Uciekniesz stąd i nie będziesz oglądać się za siebie...
-Ale mam...
-Obiecaj.
-Obiecuję.


-No nareszcie jesteś -usłyszałam głos Louisa i dopiero wtedy zorientowałam się, że Niall wreszcie uwolnił się od "śmiercionośnych" nastolatek. 
-W porządku? -zapytał, a jego przenikliwe, niebieskie oczy uważnie mi się przyglądały.
-Tak -uśmiechnęłam się, jakbym chciała to udowodnić. -To co, wracamy do domu?
-No nie wiem -zaczął Niall - mieliśmy spacerować...
-Mam ciasto -przerwałam mu. Wiedziałam, że się skusi.
-No cóż, skoro tak przedstawiasz sprawę, to nie mamy innego wyboru. Idziemy do domu.
-Chodź z nami Louis -zaproponowałam.
-Nie powinienem...
-Ciasto jest czekoladowe -uśmiechnęłam się łobuzersko. Moje słowa wywołały u niego napad śmiechu.
-No dobra, wygrałaś.

Biegłam ile sił, ale ten ktoś już prawie mnie dogonił. Nie mogłam się poddać. Mama miała na mnie czekać. Będzie się martwiła jak nie przyjdę. 
Zahaczyłam stopom o wystający korzeń i wywróciłam się. 
Wtedy ich zobaczyłam. Byli przerażający. Ubrani cali na czarno. Każdy z nich miał wiele blizn na twarzy i ciemne, puste oczy. Podchodzili coraz bliżej, a ja nie byłam w stanie się poruszyć. 

Tak pogrążyłam się we wspomnieniach, że nie zauważyłam, kiedy doszliśmy do domu. Drżącymi z nadmiaru emocji rękami wyciągnęłam klucz i otworzyłam drzwi. Weszliśmy wszyscy do środka. Ja i Lou usiedliśmy na kanapie w salonie, a Niall zaoferował, że zrobi nam herbaty i poszedł do kuchni.
-Ładnie tu masz -powiedział, przerywając jednocześnie niezręczną ciszę, za co byłam mu wdzięczna.
-Dziękuje, James powiedział, że przesadziłam z kolorami.
-Chłopak się nie zna. Jest świetnie. Wszystko wygląda tak... magicznie.
-Jakżeby inaczej -parsknęłam.
-Wiesz myślę, że gdybyśmy spotkali się w innym czasie i miejscu, to zostalibyśmy przyjaciółmi.
-No cóż, gdybyś nie był łowcą, który chciał zabić mnie i moich przyjaciół, to może mogłabym cię polubić -zrobiłam teatralną pauzę. -Nieeee. Nawet wtedy bym nie mogła.
Tym razem to on parsknął śmiechem. Jego śmiech był przyjemny dla ucha. Nie tak słodki jak rechot Nialla, ale taki ciepły i przyjemny.
-Wiem o czym myślałaś -zaskoczył mnie. -Takich rzeczy się nie zapomina. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, nie jesteśmy w stanie zapomnieć. Myślę, że nawet byś tego nie chciała.
-Czasami wolałabym nie pamiętać -mruknęłam.
-Tylko tak mówisz -odparł jak zwykle pewny swojego zdania. -Wiesz, kiedy straciłem Blair starałem się o niej nie myśleć, bo to sprawiało mi ból, ale to nie było możliwe. Straciłem kogoś, kto był dla mnie wszystkim. Ona odeszła, a ja zostałem z niczym. Przez pewien czas chciałem pójść za nią, ale wtedy jej śmierć nie miałaby sensu. I oto jestem. Złamany. Bez nadziei. Dzisiaj wspomnienia dalej bolą, ale nawet gdybym mógł, to nie chciałbym zapomnieć o niej. Bez wspomnień o niej, moje życie nie miałoby sensu. Była jedynym szczęściem, jakie miałem.
-Lou... -w oczach zebrały mi się łzy -tak mi przykro. Przykro mi, że ją straciłeś. To takie niesprawiedliwe.
-Nie powinno ci być przykro -pocieszająco ścisnął moją dłoń. -A jak to było z tobą i Zayn'em? Zostanę wujkiem?
-My... my nie -plątałam się w słowach.
-Tylko żartowałem, ale żałuj, że nie widziałaś swojej miny.
-Bardzo śmieszne -posłałam mu złe spojrzenie. -To jest dużo bardziej skomplikowane niż myślisz.
Wtedy do salonu wszedł Niall. Postawił przed nami szklanki z herbatą i talerzyki z ciastem czekoladowym.
-Jadłeś bez nas? -zapytał oskarżycielsko Louis.
-Nie -odparł blondyn udając niewiniątko, a ja dopiero wtedy zobaczyłam czekoladę w kącikach jego ust.
-No cóż, mniejsza o to. Niall, dowiedziałem się właśnie, że zostanę wujkiem -oznajmił Lou, a ja spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Mrugnął do mnie dyskretnie i kontynuował swoją wypowiedź. -Nie wiem co wy tu wyrabialiście, ale Zayn'owi się to nie spodoba.
-Ale my nic... !!! -krzyknął, ale opamiętał się, gdy usłyszał nasz chichot. -Wy świnie, wrabiacie mnie! Jak śmieliście?
-Oj nie obrażaj się -poprosiłam łagodnie. -To taki niewinny żart.
-No dobrze, dla ciebie wszystko -mruknął wciąż lekko wkurzony.
Spojrzałam na Louisa. Wbrew temu co mówił łączyło nas wiele i myślę, że już wtedy zostaliśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Ja, on i Niall. Niczym trzej muszkieterowie. Lou miał racje. Nie udało się mi z Zayn'em, ale świat istnieje dalej, a ja muszę w końcu zacząć żyć.

_________________________________________________________________________________
No i jestem. Przepraszam za zwlekanie i długą nieobecność. Teraz jak już naukę mam z głowy i oceny wystawione, to myślę, że uda mi się znaleźć więcej czasu na pisanie. W każdym razie, życzę miłej nocy i mam nadzieję, że rozdział się spodobał.

wtorek, 20 maja 2014

Cześć 1 Rozdział 13

Rozdział dedykuję mojej ukochanej, nieproporcjonalnej Anetce...

                              

* Oczami Arii  *


Zdarzenia sprzed paru  dni, sprawiły że w mojej głowie nieustannie bitwa. Nie mogłam zrozumieć, jak jego ojciec potrafił zabić własną żonę i dzieci... Nie mogłam wyjść z podziwu dla Blair, że potrafiła oddać życie za osobę którą kochała. Przecież dobrze wiedziała że zginie, to wszystko jest tłumaczone na jednej z pierwszych lekcji naszego szkolenia.... Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi i kroki na korytarzu.
Po chwili do salonu w którym siedziałam wszedł Horan.
- Cześć.
- Siema. Dlaczego nie otwierałaś? Dzwoniłem, pukałem, ale nikt nie otwierał, ale słyszałem chodzący telewizor i drzwi były otwarte...
- Nie tłumacz się... Wszystko jest ok.
- Ale jeśli chcesz zostać sama to ja mogę..
- Nie, nie, nie!!- ostatnie na co miałam ochotę to zostać teraz samej. - Po prostu się zamyśliłam.
- Znowu to samo?? Nie możesz cały czas o tym myśleć, bo przegapisz wszystko co się teraz dzieje. - powiedział, a ja cicho wymruczałam:
-Ale ja nie chce umierać...
Zanim się zorientowałam chłopak, był już przy mnie i mocno mnie przytułał.
- Nikt nie chcę... Uwierz że jeśli byłoby cokolwiek, co mógłbym zrobić, żebyś nie musiała tego przechodzić, to bym to zrobił.- i właśnie wtedy, zrozumiałam ile ten chłopak dla mnie znaczy. Właśnie w tej chwili zrozumiałam, że jest on mi tak samo bliski jak Alex, albo James. Wtuliłam się w niego  mocniej, opierając głowę na jego torsie.
- Dobra koniec zamartwienia się. Musimy czymś cię zająć... Hmmm... Już wiem, połączymy przyjemne z pożytecznym.  Zrobimy babeczki!!!
- Co?!  - powiedziałam podniesionym głosem, nie mogąc uwierzyć w to co powiedział.
- No chyba że wolisz zrobić ciasto.. Ale jednak ja mam ochotę na babeczki... No prooooooszę! - powiedział, robiąc kocie oczy.
- Uhhh... No dobra!! Tylko musimy przejść się po produkty...
- Taaak!!!- krzyknął.- To na co czekamy?! Idziemy!!
- Muszę się przebrać.- powiedziałam, wskazując na strój w którym byłam w pracy.- Poczekaj chwilę.
Gdy skinął głową, prawie pobiegłam do pokoju.
Zrzuciłam szybko z siebie poprzednie ubranie i stanęłam przed otwartą szafą. Szybko ubrałam czarne spodnie i zaczęłam szukać bluzki do tego. Mimo mojej mało entuzjastycznej reakcji, w duchu cieszyłam się z tego pieczenia. Sama obecność blondyna potrafiła poprawić mi humor. Nie wiem co on miał w sobie, ale na samą myśl o nim zaczęłam się uśmiechać. W końcu znalazłam, moją ulubioną białą koszulę i szybko ją ubrałam. Zrobiłam delikatny makijaż i poszłam do salonu, gdzie czekał blondyn.
- Idziemy?- zapytałam, ubierając buty. Chłopak zerwał się z kanapy i zanim założyłam drugiego buta stał już przy drzwiach. Szybko zamknęłam drzwi na klucz i wyszliśmy na ulice. Udaliśmy się w stronę sklepu, w którym czasami robiłam zakupy . Całą drogę prowadziliśmy lekką rozmowę o wszystkim i o niczym. Gdy byliśmy już na miejscu, Niall wziął koszyk i ruszyliśmy między półkami. Uwielbiałam ten sklep, ponieważ można było w nim znaleźć dużo ozdób i różnych przydatnych, cukierniczych akcesorii. Krążyliśmy między regałami, co jakiś czas wrzucając potrzebne artykuły.
- Wrzuć jeszcze dwa opakowania, tych ciastek. - powiedziałam, wskazując palcem na konkretne opakowanie.
- Po co nam one? - zapytał blondyn.
- Boooo.. Uwaga!!  Mam zamiar pokazać ci jak zrobić "Babeczki Ciasteczkowy Potwór".
- Poważnie?  Ale fajnie...  Wiesz że nigdy takich nie jadłem?
- Miałam taką nadzieję... Nie ma paru rzeczy, ale wiem gdzie je dostaniemy. - powiedziałam i udaliśmy się do kas. Oczywiście chłopak uparł się że zapłaci...
Co oni z tym mają?  Jakbym ja nie mogła zapłacić...
Po chwili staliśmy już pod kamienicą.
- Nie mieliśmy iść jeszcze gdzieś?
- Spokojnie Horan, poradzimy sobie.
Szybko wbiegliśmy po schodach i po nie całych 10 minutach staliśmy w kuchni, przed rozłożonymi na blacie składnikami, a ja i Horan mieliśmy bardzo gustowne fartuszki.
- Dobra ja wrzucam ty mieszasz, czy odwrotnie?
- Ty wrzucaj. - odpowiedział, a już po chwili napełnialiśmy foremki masą. Po włożeniu blachy do piekarnika, zaczęłam przygotowywać krem. I właśnie tu były potrzebne rzeczy, których nie dostaliśmy w tamtym sklepie. Wyciszyłam umysł i zaczęłam wypowiadać zaklęcie. Widziałam jak Horan dziwnie się na mnie patrzy... Po chwili wszystko stało przede mną. W
Blondyn stał z głupią miną:
- Skoro, możesz wyczarować te rzeczy, to po co byliśmy na zakupach??
- Bo to że jestem wiedźmą, nie uprawnia mnie do tego, aby nic nie robić. Muszę zachowywać się jak normalny człowiek, czyli pracować, sprzątać, czy robić zakupy. Inaczej ludzie zaczęłyby coś podejrzewać.
- Ok...- powiedział, ale mimo to wiedziałam że nie jest przekonany.
Szybko zrobiłam krem, w międzyczasie wciągając blachę i wkładając następną. - Patrz i się ucz. - powiedziałam, biorąc specjalny rękaw cukierniczy i nakładając krem. Gdy skończyłam, włożyłam delikatnie, połówkę ciastka i dołożyłam sztuczne oczy, które też wyczarowałam... Zrobiliśmy  tak ze wszystkimi babeczkami, dzięki czemu wyglądły jak Ciasteczkowy Potwór.
Horan sięgnął ręką po jedną z nich, ale oberwał ode mnie drewnianą łyżką. 
- Za co to??! 
- Najpierw sprzątanie. - powiedziałam. 
- Ah tak??  To ja sprzątnę miskę z kremem. - i za nim się obejrzałam, cały policzek miałam w niebieskiej mazi. 
- Osz ty... - powiedziałam i łapiąc w ręce trochę mąki, sypnęłam nią w blondyna. Tak właśnie zaczęła się bitwa na krem do babeczek, mąkę, wodę, sól, mleko, jajka i na wszystko inne co było pod ręką. W pewnym momencie, Horan poślizgnął się na rozgniecionym bananie i poleciał na podłogę, ciągnąć mnie za sobą. Leżeliśmy na ziemi, śmiejąc się jak głupii. 
- Nie przeszkadzam wam?? 
Szybko odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam...

* Oczami Zayna *

Stałem w sypialni, nie wiedząc co teraz ze sobą zrobić. Prawie wszystko kojarzyło mi scena z jedną osobą.. Dlaczego ona to zrobiła? Czyżbym zrobił coś nie tak?? Jakoś nie chce mi się wierzyć, w jej historyjkę o tym jak bardzo bolą ją, " uwagi " od naszych fanek. Przecież tak dobrze się dogadywaliśmy.... Gdy by ktoś powiedział mi, jeszcze miesiąc temu, że będę tak bardzo tęsknił za dziewczyną, wyśmiałbym go. 
Malik ogarnij się. Pokręciłem głową, próbując wyrzucić te myśli z głowy.
Szybko ubrałem jakieś trampki, skórzaną kurtkę i wyszedłem z domu na spacer. Moje nogi same mnie niosły. Wszedłem do jakiejś dzielnicy, pełnej małych parków i kamienic. Poza obu stronach drogi, były posadzone krzaki, które kwitły na biało. Chciałem zapalić, ale nie wziąłem ze sobą ani papierosów, ani zapalniczki. Szyby wszedłem do pierwszego, lepszego sklepu. 
 Nagle, usłyszałem TEN głos. Wszystko co, chodziło mi po głowie, nagle ucichło i został tylko ten dźwięk. Po chwili usłyszałem, drugi, bardzo dobrze mi znany głos. Aria i Niall...
Coś oni robią razem??  Schowałem się po drugie stronie, wysokiego regału. Gdy usłyszałem, że idą do kas, poszedłem za nimi, jednocześnie utrzymując taki dystans by mnie nie zauważyli. Gdy już wyszli, szybko podążyłem ich śladami. 

* Oczami Arii *

Zobaczyłam Rebeck'e.
- Wiecie, jeśli to była gra wstępna to ja zawsze, mogę przyjść później... 
- Nie, nie, nie... Między nami nic nie ma...- zaczęłam się gorączkowo tłumaczyć, podnosząc się z ziemi. - A to po prostu było... Nigdy nie widziałaś bitwy na jedzenie?!!?  -powiedziałam, posyłając jej zabójcze spojrzenie. 
- A tak właściwie to, to jest Niall. Horan to jest Rebecka. - powiedziałam, teraz posyłając mu, znaczące spojrzenie, którego Becka nie mogła zobaczyć . Dobrze wiedziałam że ją rozpoznał. Przecież nie tak łatwo zapomina się osobę, którą chciało się paru dni temu zabić, ale przeszkodziła ci jej koleżanka wiedźma, którą wtedy prawie zabił jej 
( wtedy) chłopak i która niedługo umrze. 
- Cześć. Miło Cię poznać. - powiedział chłopak. 
- Ciebie również. - odpowiedziała dziewczyna i wszyscy poszliśmy do salonu . Po krótkim zapoznaniu i trochę dokładniejszym opisie gdzie się poznaliśmy i takie tam, Niall nagle wypalił. 
- Co wy na to, żebyśmy poszli do kina?
Popatrzyłyśmy się na siebie z Becką i po chwili odpowiedziałam. 
- Na co? 
- Chodźmy na "This is us "- rzucił Horan. 
- Poważnie?!  Chcesz iść na film o sobie?!- prawie krzyknęłam. 
- No tak.. Chyba że wy nie chcecie...- powiedział już mniej pewnym głosem. 
- Ja chętnie pójdę.- wtrąciła się Rebecka. 
- Widzisz, Becka wie co dobre!! Mogę tak do ciebie mówić, prawda? - powiedział, kierując drugą część wypowiedzi, do rudowłosej dziewczyny. 
- Jasne. 
- To nie jest tak, że nie chcę iść, ale po prostu się zdziwiłam....
- No to jeśli, wszyscy chcą iść, tylko ja sprawdzę godzinę, a wy idźcie się ogarnąć. Tylko gdzie?  
- Sprawdź w tej galerii, w centrum. To jeszcze później pójdziemy coś zjeść. 
- I pójdziemy na zakupy!! - rzuciłam. 
- Tak! - krzyknęła dziewczyna. 
- Nie!! - krzyknął chłopak.- Tylko nie zakupy.
- No weź... - powiedziałam, robiąc kocie oczy. Widząc że się powoli łamie, dodałam. - Pójdziemy do Nandos i kupię ci ciastko, w tej zarąbistej cukiernii...
- Uhhh... No dobra... Ale musimy znaleźć seans trochę później, bo musimy podjechać do mnie, żebym mógł się przebrać. 
- Ok, więc skoro już wszystko mamy ustalone, to ja idę się ogarnąć. Poczekajcie chwilę. - powiedziałam i poszłam do pokoju. Szybkim czarem, usunęłam to co miałam we włosach, twarzy i w ogóle. Nie miałam czasu by brać prysznic. Po raz drugi w krótkim czasie, stałam przed szafą, nie wiedząc co ubrać... Ponieważ było ciepło, postanowiłam ubrać spódnicę.  Szybko odnowiłam czar maskujący. Przecież nie mogę pokazać mojej "pięknej " ręki, pełnej fioletowych żył. Postanowiłam założyć do tego, białą koszulkę z krzyżem, którą wpuściłam w spódnicę. Zrobiłam delikatny makijaż i ubrałam czarne baletki. Złapałam jeszcze, czarną torebkę i byłam gotowa. Poszłam do salonu, gdzie zastałam tą dwójkę gadającą, jakby się znali od zawsze.- Gotowa??- zapytał Niall. 
- Jasne.  To co lecimy? - zapytałam, na co oni pokiwali głowami. Po chwili siedzieliśmy już w aucie, jadąc w stronę domu Horana. Gdy pojechaliśmy pod willę, nie mogłam uwierzyć że to jego dom. Czasami zapominam że Niall jest sławny. Po prostu nie zachowuję się w stylu " jestem wielką gwiazdą, składajcie mi pokłony "
* Oczami Zayna *
Zgubiłem ich. Dlatego akurat o tej godzinie, na ulicach musiało być tyle ludzi??! Powoli wracałem do domu. Z tej sytuacji wynikły dwie ważne rzeczy. 
Po pierwsze Horan coś wie. A po drugie.. Wiem gdzie teraz mieszka... Po chwili siedziałem w salonie, z szklanką pełną whisky. Gdy upiłem łyka, poczułem przyjemne pieczenie w gardle. Gdy byłem w trakcie 2 szklanki , ktoś zaczął dzwonić do drzwi. Zanim zdążyłem podnieść się z kanapy, ktoś już wchodził do domu. Usłyszałem kroki, które okazały się należeć do Liama....
- Po co dzwoniłeś, skoro i tak nie czekałeś aż ci otworzę?? - zapytałem zły. 
- Szykuj się. Musimy dzisiaj zniszczyć jedno z połączeń. 

* Oczami Arii *
Jakieś pół godziny później, parkowaliśmy na parkingu, znajdującym się na dachu budynku. Ruchomymi schodami, zjechaliśmy piętro niżej i weszliśmy do kina. 
- Ja idę po bilety, a wy idźcie po popcorn. - powiedziałam - Chyba nie chcesz żeby, ktoś cię zauważył??  - odpowiedziałam, widząc że Niall chcę coś powiedzieć. Gdy mi przytaknął dokończyłam.- No to właśnie, dlatego lepiej idź trochę dalej od przejścia z którego, każdy cię może zobaczyć. 
- No dobra... - powiedział i poszli w stronę, stoiska z przekąskami. Po szybkim kupieniu biletów, poszłam do czekających już Horana i Rebecki. Na szczęście, w holu nie było prawie nikogo i mogliśmy spokojnie poczekać aż zaczną wpuszczać. Po wejściu na salę i zajęciu miejsc wyciszyłam telefon i rozsiadłam się w fotelu. Siedzieliśmy na samym środku sali, a obok mnie siedział Horan. Miałam nadzieję że może, będziemy sami na sali. No bo przecież, było dość wcześnie.... Ktoś tam na górze wysłuchał moich modłów i już nikt więcej nie wszedł na salę.

* Oczami Louisa *

Siedzieliśmy w salonie Zayna, pakując sprzęt. Wiedzieliśmy że gdy tylko, podejdziemy w miejsce połączeń, to wszystkie czarownice w okolicy usłyszą alarm. Normalni ludzie nie są w stanie go usłyszeć, lecz czarownice gdy tylko go usłyszą mają obowiązek bronić ich świętego miejsca. Nie wiemy dlaczego jest dla nich takie ważne... Wiemy tylko że to jest coś związanego z ich mocą.
- Zayn, ty musisz wbić yari w centrum. My będziemy cię ubezpieczać.
- A co z Horanem?? Dodzwoniłeś się do niego.- zapytał mulat na w pół przytomnie.
- Nie odbiera. Próbowałem pięć  razy i ani razu, nie odebrał. - powiedział Payne. - Najwyżej musimy poradzić sobie bez niego.
Widziałem że Zayn nawet go nie słucha. Dobrze wiedziałem o czym myślał.
Ta sama osoba zaprzątała moją głowę, tylko chyba w inny sposób.
Cały czas zastanawiałem się nad tym, co się wydarzyło przed cmentarzem. Umówiliśmy się że, ja nie powiem oraz niej chłopakom, a ona nie wyda mnie przed czarownicami. Podczas tej rozmowy, mogłaby zaatakować mnie, a jednak tego nie zrobiła... Może czarownice nie są takie złe....

* Oczami Arii *

Siedzieliśmy już w moim mieszkaniu, gdy telefon Horana zadzwonił. Byliśmy tam tylko ja i on, ponieważ Becka, wróciła wcześniej do, miejsca w którym się zatrzymała, a mianowicie  domu Jamesa i Alex... Mojego domu
- Tak słucham. - zaczął.- Boże Liam byłem w kinie. Co?!  No dobra zaraz będę. - powiedział do telefonu. Mimo tego że nigdy słyszałam tego co mówi Payne, wiedziałam że to coś ważnego.
- Musisz iść?? - zapytałam smutno. Niall posłał mi tylko smutny uśmiech i skinął głową. Podszedł do mnie i mocno przytułił.
- Niall.. - zaczęłam, a gdy mruknął zachęcając mnie bym kontynuowała. - Jest coś co chcę ci dać. - powiedziałam, a on popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Sięgnęły do małej szkatułki, stojącej na szafce, jednocześnie odsuwając się od chłopaka. Wyciągnęłam łańcuszek i mu go podałam.
- Dostałam go od Jamesa na osiemnaste urodziny. Miałam dać pozostałe części, osobom które są dla mnie ważne... - powiedziałam, jednocześnie wyciągając łańcuszek z zawieszką w kształcie cześć serca. - Jedną mam ja, drugą James, Rebecka i Alex mają część... Chcę żebyś wziął ostatnią część. 


- Aria... Jesteśmy pewna?? - zapytał wzruszony.
-  Posłuchaj... W ciągu ostatnich dni, stałeś się dla tak samo ważny jak James, którego znam już 18 lat... A to chyba coś znaczy... Więc, tak jestem pewna. Chcę żebyś go wziął. - chłopak już nic nie mówiąc, wziął go ode mnie i zapiął go... A raczej próbował...
- No dobra... Zniż się trochę zapnę ci go... - powiedziałam, śmiejąc się...
Po chwili łańcuszek wisiał już na szyi chłopaka. Pożegnaliśmy się jeszcze jednym długim przytulasem i chłopak wyszedł
                       
                                                                           ***
Parę  godzin,  po wyjściu Nialla siedziałam na parapecie i próbowałam narysować krajobraz zza okna. Dochodziła już północ, lecz nie chciało mi się spać... Spojrzałam na moje dzieło i zamiast rysunku Londynu, zobaczyłam oczy i fragment twarzy chłopaka... Chłopaka o brązowych oczach, mocno zarysowanej szczęce.. Nie wiem dlaczego, ale nie wyrwałam tej kartki, jak innych z podobizną Zayna.
Nagle poczułam silne ukłucie w głowie... To nie był zwykły ból... W tej samej chwili usłyszałam głos w mojej głowie :
- Poczułaś to?? - James.
- Jak najszybciej, na północ od centrum centrum. Wiesz gdzie. -pomyślałam przesyłając myśli do niego. Szybko rzuciłam czar dzięki czemu, moja spódnica, zamieniła się w czarne skórzane spodnie, białą koszulkę i skórzaną kurtkę. Na twarzy pojawiła się maska. Wyobraziłam sobie że pojawiam się w wyznaczonym miejscu... Szybko zamrugałam oczami. Widziałam przed sobą polanę oraz pięć osób zbliżających się do Połączeń. Byli dopiero na granicy lasu z polanie,więc miałam jeszcze jakieś 8 minut.  Usłyszałam szelest i zobaczyłam za mną trzy osoby. James, Alex i Becka.
- Ja idę przodem. Wy postarajcie się ich okrążyć. Nie wchodźcie ode razu. Nie zabijajcie ich. Nie możemy zrobić tego w tym miejscu. Po prostu trzeba będzie ich stąd przenieść, gdy będzie już po wszystkim. Znacie prawo. " Zabij człowieka, nawet wroga w miejscu Połączenia a ty poniesiesz śmierć dziesięć razy okrutniejszą." Więc... - już nie dokończyłam myśli. Kiwnęli tylko głowami i zaczęli się odsuwać. Popatrzyłam na polanę, łowcy byli już przy Połączeniu. Rozpoznałam Nialla, który nerwowo się rozglądał. Widziałam Louisa, Harrego, Liama i.. I widziałam Zayna.. Niósł broń.. Czyli to on będzie niszczył Połączenie... Poprawiłam maskę i wyszłam zza krzaków, posyłając w ich stronę kulę ognia. Od razu przybrali " szyk obronny".
- No co??  Piątka mężczyzn, boi się jednej dziewczyny?? Może ciemności i pająków też się boicie?? - rzuciłam próbując ich czymś zająć. Mogli zniszczyć Połączenie, tylko dzisiaj. Ostani dzień lipca, musieli to zrobić przed północą. Musieli wbić yari w Centrum. Nie należy to do najłatwiejszych rzeczy. Trzeba przebić osłony.
- Hahaha, jesteś taaaka zabawna.- powiedział Harry.
- No wiesz, niektórzy rodzą się z poczuciem humoru. - w tej chwili posłałam w ich stronę kulę energii. W tej samej chwili, z krzaków wyskoczyło moje wsparcie. Rzuciłam czar, w skutek którego rozstąpiła się ziemia, odgradzając ich od Centrum. Niestety dwóch zdążyło przeskoczyć. Zaczęła się bitwa. Wszędzie latały kule mocy i sztylety. Właśnie powaliłam Liama na ziemię, gdy zobaczyłam że Zayn jest blisko Centrum. Szybko pobiegłam w tamtą stronę, lecz wiedziałam że nie zdążę na czas. W tej samej chwili, wpadłam na najgłupszy pomysł, jaki mógł przyjść mi do głowy.
- Malik, ani mi się waż!! - krzyknęłam. Chłopak momentalnie zastygł w miejscu. Rzuciłam czar który wytrącił mu włocznię z ręki. Na szczęście przez gwar powstały przez walkę, tylko on mnie usłyszał.
- Skąd wiesz kim jestem??- zapytał śmiertelnie poważnym głosem.
- Po prostu... - zaczęłam. - Nie muszę tego tłumaczyć...
- Dlaczego mnie nie zabiłaś, skoro wiesz kim jestem?? - powiedział głosem, po którym przeszły mnie ciarki.
- Bo... - A co ci to zaszkodzi??  Powiedz mu to.... - Bo cię kocham... A z miłości się robi dziwne rzeczy.
W tej chwili zza moich pleców, wyskoczył James. Szybko posłał w stronę łowcy kulę ogłaszającą. Ostatni raz, popatrzyłam w te brązowe oczy, zanim upadł.
- Udało się... - powiedział chłopak.
- Dobra wy idźcie, ja ich przyniosę... - powiedziałam. - Muszę się skupić, nie możecie mi przeszkadzać.
- Dobra... - zaczął niepewnie James. Przytuliłam ich i po chwili, nie było po nich ani śladu. Powoli przenosiłam.ich w odpowiednie miejsce. Został już tylko Zayn. Podeszłam do niego... Wyglądał tak słodko i niewinnie... Klęknałam przy nim, odgarniając mu włosy z twarzy.
- Kocham Cię.  Dlaczego musisz chcieć mnie zabić??  Dlaczego nie możemy m problemów jak inne pary... - szepnęłam, zamykając oczy i wymawiając zaklęcie...
* Oczami Liama *
Powoli otworzyłem oczy, szybko mrugając... Głowa bolała mnie tak, jakby usiadłby mi na niej shrek z osłem w sweterku... Podniosłem się do pozycji siedzącej.... Zauważyłem że byłem w salonie Zayna, reszta chłopaków też wstaje... Ale było nas tu, tylko trójka....
- Co do cholery...  - powiedział Harry. W tej samej chwili do pokoju weszli Lou i Horan, niosąc butelek wody.
- Nasze śpiące królewny już wstały, a my już chcieliśmy szukać królewiczów.- powiedział Lou, podając mi butelkę, zimnej wody. Zanim mu odpowiedziałem,  pociągnąłem duży łyk. Napój przyjemnie chłodził moje gardło.
- Dawno wstaliście? - zapytał ich Zayn.
- Jakieś pół godziny temu... - odpowiedział mu Horan.
- Dlaczego ty zawsze najmniej obrywasz? Dlaczego my zawsze kończymy z masą siniaków, a tylko nawet na masz jednego??! Ty to samo Lou...
- Po prostu mamy talent...- powiedział Lou, ale zrobił to za szybko i za nerwowo. Po chwili poszli na górę pod pretekstem wzięcia prysznica.
- Oni coś wiedzą...

                                         
No i jest 13!!! Przepraszam że tak późno, ale cały rozdział jest pisany z komputera, bo nigdy miałam dostępu do komputera....

Data premiery trochę się nie zgadza ( prawie miesiąc)  ale to jest takie małe naciąganięcie....















http://besty.pl/3299110

piątek, 25 kwietnia 2014

Część 1 Rozdział 12

Leżałam jak głupia na ziemi gapiąc się na chłopaka, który stał naprzeciw.  To co czułam w tamtym momencie jest naprawdę nie do opisania.
-Louis?
Podał mi rękę i pomógł się podnieść. Odsunęłam się od niego. Otrzepałam się z liści i piachu. Spodziewałam się najgorszego, bo co innego skłoniłoby go do przyjścia tutaj?
-Przestraszyłeś mnie.
-Przepraszam -odparł. -Nie to było moim celem.
Dziwnie się zachowywał. Byłam pewna, że wie. Czekałam tylko, aż się na mnie rzuci i poderżnie mi gardło. Jesteśmy w lesie. Sami. Czułam się jak czerwony kapturek podczas spotkania z wilkiem.
-Co tu robisz?
-Spaceruję -odpowiedziałam szybko. Kiepska ze mnie kłamczucha.
-Na tym odludziu?
-Tak. Trochę się zapędziłam -uśmiechnęłam się do niego sztucznie. -W sumie to muszę już iść do domu, tak więc od zobaczenia.
Odwróciłam się z zamiarem odejścia. Miałam nadzieję, że da mi spokój. Łudziłam się, że jego obecność w tym miejscu wynika z przypadku.
-Ja wiem -oznajmił.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego udając zdziwioną.
-Co wiesz? Nie rozumiem o co ci chodzi -zgrywałam idiotkę. Chyba wypadłam nawet wiarygodnie.
-Ja wiem -powtórzył mierząc mnie groźnym spojrzeniem. -I ty dobrze wiesz o co mi chodzi.
-Właściwie to nie mam pojęcia -zaczęłam nerwowo wyginać palce. O Boże, on wie! To koniec!
-Nie zgrywaj idiotki -warknął. -Dobrze wiesz o czym mówię.
-Dobra -rzuciłam. Zmrużyłam oczy. Byłam gotowa do ataku. -I co teraz?
-Nie chcę z tobą walczyć -oświadczył podnosząc ręce w pokojowym geście. -Chcę porozmawiać.
Nie ufałam mu. Byłam pewna, że wbije mi nóż w plecy, jak tylko się odwrócę. On był łowcą i to on polował na mnie. Teraz zaczynałam rozumieć rozpacz Bambi, gdy uciekał przed myśliwymi.
-Jasne, a jak tylko się odwrócę wbijesz mi nóż w plecy -prychnęłam. -Nie jestem głupia! Widziałam cię w akcji.
-Więc to prawda -szepnął. Miałam wrażenie, że mówi bardziej do siebie, niż do mnie. -Naprawdę tam byłaś.
-O czym ty mówisz?
Nieświadomie zrobiłam krok w jego stronę. Dalej nie odpowiedział, widocznie zajęty swoimi myślami. Drgnęłam nerwowo, gdy spojrzał na mnie i podszedł bliżej.
-Śniłaś mi się -powiedział skanując wzrokiem moją twarz. -Używałaś magii, bardzo potężnej. Czy to mogło zdarzyć się naprawdę?
-To się zdarzyło naprawdę -sprostowałam.
-I naprawdę jesteś czarownicą?
-Tak - z lekkim wahaniem potwierdziłam. -Teraz mnie zabijesz?
-Nie.
-Nie?
-Najpierw chcę się dowiedzieć co zaszło tamtej nocy -powiedział.
-A potem mnie zabijesz?
-Jak ty to robisz? Jeszcze nigdy nie spotkałem tak wkurzającej osoby.
-Staram się jak mogę -odparłam uśmiechając się najbardziej niewinnie jak potrafiłam.
Roześmiał się. Jego śmiech nie brzmiał jak ten psychiczny albo czysto zły chichot, typu doktora Dundersztyca. Też się lekko uśmiechnęłam.
-Więc, co robiłaś na tamtej polanie, gdy polowaliśmy na tamtą czarownicę?
-To moja przyjaciółka -wyznałam. -Chciałam jej pomóc.
-Uznajecie coś takiego jak przyjaźń?
-Tak, MY uznajemy przyjaźń -zirytowałam się. -Louis jesteśmy ludźmi, takimi jak ty albo Zayn.
-Jasne -prychnął. -Wszyscy ludzie mają nienormalne moce i atakują z byle powodu.
-Nigdy nikogo nie zaatakowałam.
-A wtedy, pod domem tej wiedźmy?
-Broniłam przyjaciółki, bo wy zaatakowaliście ją bez powodu.
-To czarownica!
-Taka jak ja -powiedziałam tak samo głośno jak on. -Była całkiem bezbronna, a wy zabilibyście ją bez żadnych wyrzutów sumienia! Kto tu jest zły Lou?
-Więc teraz chcesz mi wmówić, że to j jestem ten zły?!?
-Nie -pokręciłam głową. -Walczysz za to, w co wierzysz, ale uwierz mi, stoisz po złej stronie barykady.
-Łżesz! -wydarł się.
Nic nie odpowiedziałam. Od początku wiedziałam, że mi nie uwierzy, ale chciałam spróbować go przekonać. Pisnęłam, gdy złapał mnie ramiona i mocno mnie ścisnął.
-Przyznaj się -wymamrotał. -Przyznaj, że kłamiesz!
-Nie mogę, bo to wszystko prawda -zachowałam spokój, chociaż wewnątrz cała się trzęsłam. Jęknęłam płaczliwie, gdy mocniej zacisnął ręce na moim ciele.
-Lou, to boli -wyjęczałam. -Proszę, puść...
-Powinienem cię zabić -wysyczał. -Tak byłoby dla wszystkich lepiej.
-Więc co cię powstrzymuje?
Zacisnął usta i zaczął patrzeć gdzieś w bok.
-Co cię powstrzymuje Lou?
-Zayn wciąż coś do ciebie czuje. Dlatego nie mogę cię zabić.
-Co... co z nim? Jak się trzyma?
-Najpierw rozpaczał. Przez trzy dni pił. Potem zaczął ćwiczyć na siłowni, spędzał tam całe dnie i noce, teraz po prostu do nikogo się nie odzywa. Ułożył sobie w tej swojej główce jakiś plan i usilnie próbuje go wykonać. On się stacza, ale co w tym dziwnego? Po raz pierwszy ofiarował komuś swoje serce, otworzył się przed tobą, a ty go zostawiłaś z tym uczuciem, które nie pozwala mu normalnie funkcjonować -zrobił pauzę -to ty go zniszczyłaś.
-Nie chciałam tego -w oczach zebrały mi się łzy, głos mi się załamywał. -Zostawiłam go, bo chciałam, żeby był bezpieczny. Bycie ze mną nie było dla niego dobre.
-Co, boisz się, że kiedyś dostaniesz szału i urwiesz mu głowę? -kpił ze mnie.
Nie odpowiedziałam na to pytanie. Uznałam, że nie warte jest odpowiedzi. On i tak nie mógł mnie zrozumieć.
-Co takiego się stało? Co zmusiło cię do odejścia?
-Kocham go -oznajmiłam. -Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę go kocham. Tyle ostatnio się zmieniło. Wy chcecie mnie zabić i rada chce mnie zabić. Nasłali na mnie Wyklętego...
-Rada chce cię zabić? Dlaczego?
-Bo nie pozwoliłam zabić was -odparłam śmiertelnie poważnie.
-Mówisz prawdę?
-Mogę ci zaufać? -dodał, gdy przytaknęłam.
-Obiecuję, że cię nie okłamię, ale jeśli mnie zaatakujesz, zabiję cię -zagroziłam.
-Okej, tyle musi mi wystarczyć. Więc co się stało tamtego dnia, na polanie, na zgromadzeniu ?
Opowiedziałam mu wszystko od samego początku, ze wszystkimi szczegółami. Nie wymieniłam jedynie żadnego imienia, ani lokalizacji. Nie mogłam nikogo narażać na atak łowców. Byli moją rodziną, mimo że wszyscy poza Jamesem i Alex mnie zostawili, no i oczywiście była jeszcze Hanna, ale ona była tak mała, że prawdopodobnie w ogóle nie zdawała sobie sprawy z tego co się dzieje. Miałam nadzieję, że jak nie zapomni o mnie, gdy odejdę.
-No dobra, ale kto to ten Wyklęty? -zapytał, gdy zakończyłam swoją długą opowieść.
-Najstraszniejszy potwór w całym magicznym świecie. Zdolny do wszystkiego, bezlitosny, paskudny -wyliczałam - niebezpieczny. Nim straszy się niegrzeczne dzieciaki.
-Spotkałaś go?
-Tak -odruchowe złapałam się za nadgarstek.
-Co to jest? -zainteresował się moim dziwnym gestem.
-Pamiątka po spotkaniu -odpowiedziałam z goryczą.
Przyglądał mi się badawczo przez chwilę. Czułam się nieswojo. Powoli podszedł do mnie i podwinął rękaw mojej bluzki. Przejechał palcem po bliźnie, która momentalnie zaczęła boleć. Spojrzał prosto w moje oczy.
-Co to ma być?
-Blizna -wyrwałam dłoń z jego uścisku. -Wbił w moją rękę swoje pazury.
-Dlaczego? Kiedy to się stało?
-To element klątwy. Jestem przeklęta - przewróciłam oczami.
-Zmyślasz -stwierdził.
-Jesteś naprawdę głupi czy tylko udajesz? Po co miałabym kłamać w takiej sprawie? To nie miałoby najmniejszego sensu. Taka jest prawda -warknęłam. -Pokazałam za dużo mocy i stałam się konkurencją. A konkurencja musi zostać usunięta.
-Właściwie to o co chodzi z tą całą klątwą?
-Zostałam przeklęta, więc pewnie niedługo umrę -walnęłam prosto z most, a co! Nie będę się już nikomu tłumaczyć. Mam dość. Niech wie jak jest. Walić delikatność i wyczucie. To ja umieram, nie oni. -Oczywiście nie tak od razu -zignorowałam jego zszokowaną minę i kontynuowałam swój jakże uroczy monolog -najpierw czeka mnie kilka miesięcy bólu, niepewności i halucynacji. Sama śmierć byłaby łaską.
Patrzył na mnie z szeroko ustami. Śmieszyła mnie jego reakcja. W końcu niedawno chciał mnie zabić, a tu nagle okazuje się, że chyba jednak trochę mnie lubi. W końcu zlitowałam się nad nim i przerwałam tę niezręczną ciszę.
-Zamknij buzię, bo połkniesz muchę.
Od razu zamknął usta, ale dalej gapił się na mnie. Zaczęło mnie to trochę denerwować.
-No błagam, nie zachowuj się jak reszta -wyjęczałam. -Jesteś jednym z moich śmiertelnych wrogów. Pokaż klasę!
-Jaka reszta?
-No cóż... Reszta... Reszta osób, które o tym wiedzą  -zbił mnie tym pytaniem z tropu.
-Nie chcesz to nie mów -wzruszył ramionami.
-Wolałabym, żebyś nie pozabijał moich przyjaciół.
-Ranisz -zrobił minę zbitego psa. Zachowywał się tak normalnie. Prawie zapomniałam, że jest seryjnym zabójcą czarownic. -A tak poważnie to co teraz zamierzasz zrobić?
-A co mogę zrobić?
-No chyba nie zamierzasz tak po prostu czekać na śmierć -spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-I tak nic nie mogę zmienić -odparłam z goryczą. -Zostałam skazana, bez możliwość odwrotu.
Moje myśli już drugi raz podczas tej rozmowy zaczęły krążyć wokół Zayna. Myślałam o tym jak się poznaliśmy. W sumie nasza znajomość rozwinęła się bardzo szybko, wręcz nienormalnie szybko. Może dlatego od początku mamy same problemy. Żadna prawdziwa miłość nie pojawia się tak szybko. Powinniśmy dać sobie więcej czasu, poznać się lepiej, a nie od razu wyznawać sobie miłość. Wszystko popsuliśmy. Ja wszystko zepsułam.
Tak głęboko się zamyśliłam, że nie zauważyłam nawet, jak Lou zaczął coś do mnie mówić.
-Możesz powtórzyć?
-Mówiłem, że spotkałem kiedyś jedna czarownica powiedziała mi, że każdy urok ma jakąś lukę. Nie ma nieodwracalnych zaklęć.
-A... czkaj chwilę! Spotkałeś czarownicę i jej nie zabiłeś? Ona żyje?
-Już nie.
-No jasne, mogłam się spodziewać.
-To nie ja ją zabiłem -zezłościł się.
-Więc kto?
-To... -odchrząknął -to dość długa historia.
-Mam czas.
-A mogę liczyć na twoją dyskrecję?
-W takim samym stopniu, w jakim ja mogę liczyć na twoją -odparłam.


*oczami Louisa*
-To zdarzyło się jeszcze zanim poznałem chłopaków. Miałem piętnaście lat. W mojej rodzinie bycie łowcą jest tradycją, która dotyka tylko najsilniejszych członków rodu. Domyślasz się pewnie, jaki byłem zadowolony, gdy ojciec zabrał mnie na pierwsze polowanie -uśmiechnąłem się. -Cieszyłem się jak głupi. W pobliskim mieście grasowały wampiry...
-Wampiry? -przerwała mi. -To one istnieją?
-No pewnie, że istnieją. W każdym razie wieczorem wybraliśmy się na przechadzkę bocznymi ulicami miasta. Nie musieliśmy długo czekać na ich przybycie. Zjawili się szybko. Było ich dwóch. Wyglądali strasznie. Trupio blade twarze -wzdrygnąłem się na samo wspomnienie tamtej nocy. -Ojciec szybko pozbył się tego słabszego. Patrzyłem na niego z podziwem. Nie zauważyłem, że tamten drugi gdzieś zniknął i nie spodziewałem się ataku. Dlatego nie zdążyłem uciec. Nie ugryzł mnie, tylko zadrapał kłem. Ojciec zabił go nim zdążył zrobić mi krzywdę. Dopiero później dowiedziałem się, że czeka mnie śmierć. Miałem kontakt z wampirem, zostałem zadrapany, więc ojciec chciał mnie zabić. Uznał, że jestem skażony. Nie myślałem długo, po prostu uciekłem. Bałem się śmierci, nie byłem na to gotowy. Długo podróżowałem. Czułem się bezpiecznie, nie spodziewałem się, że ojciec będzie chciał się zemścić za moją dezercje. Złapał jakąś młodą czarownicę i zmusił ją, aby rzuciła na mnie urok. Z dnia na dzień czułem się coraz gorzej. Wszystko bolało. Nie mogłem znieść światła, nie mogłem jeść, nie mogłem się ruszyć. Właśnie wtedy spotkałem ją. Miała na imię Blair. Mieszkała w lesie, na odludziu. Nawet nie wiedziałem, że tak daleko zaszedłem. Zabrała mnie do swojego domu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jest czarownicą. Zajęła się mną. Niewiele mogła zrobić, ale bardzo się starała. Opowiedziałem jej swoją historię, a ona zdecydowała się mi pomóc. Wyjawiła mi swoją tajemnice, a ja... ja nie miałem z tym żadnego problemu. Myślę, że już wtedy ją kochałem.
-Lou... to takie smutne -wyszeptała dziewczyna siedząca obok mnie.
-Poczekaj, prawdziwy dramat dopiero przed nami -odparłem. -Zaprowadziła mnie do jaskini Vita. To było naprawdę daleko, ale podróż z nią była przyjemniejsza. Przy niej wszystko było lepsze. Gdy byłem z nią słońce jaśniej świeciło, trawa była bardziej zielono, śmiech bardziej serdeczny, każdy zachód piękniejszy niż zwykle, łatwiej mi było znieść ból. Nawet nie zauważyłem, kiedy zakochałem się po uszy. W końcu dotarliśmy do jaskini.
Doskonale pamiętałem dotyk jej dłoni na swojej skórze. Jej niebieskie oczy nawiedzały mnie we śnie. Tak bardzo chciałbym, żeby tu była.
-Niestety strażnicy nie chcieli nas wpuścić. Utknęliśmy przed wejściem, a ja umierałem. Wszystko wokoło się rozmywało. Traciłem kontakt  z rzeczywistością. Tylko jej dłoń zaciśnięta na moim ramieniu powstrzymywała mnie przed zamknięciem oczu. Pamiętam to bardzo dobrze. Deszcz zaczął padać. Był taki przyjemnie ciepły. Powiedziała wtedy, że nie pozwoli mi odejść. Nie wiedziałem co robi.
Wziąłem głęboki wdech.
-Oddała mi swoja energię życiową. Gdy się obudziłem zobaczyłem jej nieruchome ciało leżące obok.  Na chwilę otworzyła oczy i wyszeptała "jeszcze się spotkamy Lou". Umarła, a ja nie mogłem nic zrobić. Zakopałem ją tam. Pod tym drzewem. I odszedłem. A ona została tam już na zawsze.
Zakończyłem swoją opowieść. Właściwie to nie powinienem jej był tego mówić, ale poczułem nagłą potrzebę zwierzenia się komuś.
Skrywałem tą historię przed wszystkimi. Nigdy wcześniej nikomu jej nie opowiedziałem. Teraz, gdy podzieliłem się nią z kimś, poczułem wewnętrzną pustkę. Oddałem ważną część siebie. Jednocześnie zrobiło mi się lżej. Tak jakbym oddał też część bólu, który trawił moją duszę od dnia jej śmierci.

*oczami Arii*
Zakasował mnie tą historią. Nie tego się spodziewałam po Lou. Wydawał się takie zimny. Po tym co go spotkało, w sumie miał do tego prawo. To straszne, że własny ojciec tak go potraktował. Mój tata umarł jak byłam mała, ale byłam pewna, że nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Kochał mnie i mamę.
Biedny Lou. Wyobrażam sobie młodego, drobnego chłopaka uciekającego z domu. To musiało być dla niego straszne.
Jęknęłam w duchu. Poczułam się winna. Od razu oceniłam go jako okrutnego, bezlitosnego mordercę. Nie pomyślałam o tym, że coś go takim ukształtowało. Dlaczego niewolno nikogo oceniać. Tak naprawdę nikt z nas nie rodzi się zły lub dobry. To ludzie i wydarzenia kształtują nasz charakter i światopogląd.
-Lou -zawahałam się -skoro kochałeś czarownicę, czemu teraz na nie polujesz?
-Jest jeszcze dalszy ciąg tej historii. Po tym, jak pogrzebałem Blair postanowiłem wrócić do domu i zemścić się na ojcu. Byłem wściekły. Chciałem go zabić za to mi zrobił. Nie panowałem nad sobą. Nie potrzebowałem odpoczynku. Biegłem dzień i noc, aby jak najszybciej móc odpłacić ojcu, za to, co uczynił. Wpadłem do domu nieświadom tego co się tam stało. Wszystko było rozwalone. Zobaczyłem swoją siostrę, a raczej jej ciało. Leżała na ziemi, oczy miała otwarte. One nie miały wyrazu, nie było w nich życia. Delikatnie przesunąłem ręką po jej twarzy, zamknąłem jej oczy -wiedziałam, że myślami był tam, w swoim domu, przy swojej martwej siostrze. -To niewiele pomogło. Na jej twarzy wciąż był straszny grymas bólu, a krew umazała całe jej ubranie. Nie chciałem iść dalej, ale czułem, że muszę. Patrzyłem na wybite okno, szkło leżało na podłodze. Ktoś złamał krzesło, wywrócił stół, porozrzucał nasze rodzinne fotografie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że płaczę. Łzy płynęły po mojej twarzy i moczyły brudną koszulę. W kuchni na podłodze leżała moja matka. Jeszcze oddychała. "Wróciłeś" -wyszeptała. Nic więcej nie zdążyła powiedzieć. Po prostu zamknęła oczy i odeszła. Nie była ostatnią osobą, którą utraciłem tej nocy. Wszedłem na piętro. Pokój mojej drugiej siostry był nienaruszony. Zdziwiłem się, gdy usłyszałem jej cichy szloch. Schowała się w szafie. Krzyknęła, gdy mnie zobaczyła, ale gdy zorientowała się, że to ja, mocno się do mnie przytuliła. "On tu jest. Zabije nas". Do dziś dokładnie pamiętam jej słowa. Powiedziałem jej żeby się nie bała, że nie pozwolę, aby coś jej się stało. To już druga osoba, którą zawiodłem.
-Była taka mała i krucha -kontynuował opowieść. Wziąłem ją na ręce i zacząłem biec w stronę wyjścia. Nagle poczułem, że coś mnie uderzyło w plecy. Strasznie bolało. Przewróciłem się i oboje wylądowaliśmy na ziemi. Chciałem wstać, ale ktoś postawił nogę na mojej klatce piersiowej. Ze zdumieniem zobaczyłem, że to był mój ojciec. Nie byłem dość silny, żeby z nim walczyć. Podszedł do Jasmine, mojej siostry i poderżnął jej gardło. Nic nie mogłem zrobić. Byłem zbyt wolny, zbyt słaby. "Teraz twoja kolej" -powiedział. Nie walczyłem. Nie miałem już dla kogo żyć. Moje siostry, matka i Blair, jedyna miłość mojego życia. Wszyscy nie żyli. Myślałem, że zginę. Wtedy pojawiła się ona. Zaatakowała ojca i wbiła mu sztylet w plecy. Padł na podłogę i po chwili już nie żył. Podeszła do mnie i pomogła wstać. Była jedną z Nocnych Łowców.
                                                                                                                                                                   

Zdaję sobie sprawę z tego, że ten rozdział mógł nieźle namieszać wam w głowach, ale obiecuję, że wszystko się wyjaśni. Przepraszam za to, że musiałyście tyle czekać.