Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.

Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.

piątek, 13 maja 2016

Część 1 Rozdział 20


*Oczami Zayna*
-Nie ma ich tutaj -powiedziała słabo, obejmując się ramionami. -Na pewno mnie szukają. Założę się, że wiedzą już, że mnie zabrałeś. Po prostu poczekajmy - mówiła tak, jakby każde słowo było dla niej ogromnym wysiłkiem. Jej głos nie był już tak przyjemny dla ucha, tylko mocno zachrypnięty. Nie trzeba była patrzeć na Arię, żeby wiedzieć, że ją boli. Było to słychać nawet w wypowiadanych przez nią słowach, widać po ułożeniu ciała, drżeniu rąk. Po ustach, które dziewczyna uparcie trzymała zamknięte, aby nie opuściły ich żadne jęki. Ból było widać w oczach. Mówi się, że są one zwierciadłem duszy, a jej dusza właśnie płonęła. To już nawet nie był zwyczajny ból, ale czysta agonia.
-Zimno ci? - zapytałem, gdy zamknąłem jej dłonie w swoich, o wiele większych. Były lodowate.
-Troszkę -mruknęła, przymykając oczy.
-Zabiorę cię do środka.
Wyciągnąłem ją z auta, trzymając jej ciało najdelikatniej, jak potrafiłem, ale i tak ją zabolało, bo wydała z siebie cichy jęk, a zaraz po tym znów zacisnęła posiniałe usta, aby już mnie nie denerwować. Jej głowa opadła w dół i oparła się o moją pierś. Normalnie cieszyłbym się z tej bliskości, ale teraz, mimo że miałem ją cały czas w ramionach, czułem, że ode mnie ucieka, a ja nie jestem w stanie jej zatrzymać.
Niczym w transie, w ogóle nie mając kontaktu z otaczającym mnie światem, zaniosłem ją do jej pokoju. Nie wiem, jakim cudem udało mi się bezbłędnie trafić. Byłem u niej tylko raz. Wtedy byliśmy tacy szczęśliwi, a teraz ona mnie zostawi. Nie wiem, jak mam być szczęśliwy bez niej. Chyba nie dam rady.
Położyłem ją na łóżku i otuliłem wszystkim, co udało mi się znaleźć w jej sypialni, i co się do tego nadawało, a ona wciąż cała się trzęsła. Zacząłem chodzić po pokoju, nie wiedząc co jeszcze mógłbym zrobić.
-Czujesz się bezsilny -spojrzałem na nią, zdziwiony jej słowami. -I to cię przeraża. Boisz się. Rozumiem, w końcu nie nałożyłam dziś makijażu, ale i tak musisz przyznać, że wyglądam nie najgorzej -zaśmiała się z własnego żartu. Próbowałem się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego jakiś dziwaczny grymas, więc sobie odpuściłem.
-Jesteś piękna - powiedziałem już całkiem poważnie.
Uśmiechnęła się, słysząc moje słowa. Moje oczy zaczęły piec. Odwróciłem się, nie chcą, aby widziała, jak płaczę. Było mi wstyd.
-Czy... Czy mógłbyś może poleżeć ze mną?
Brzmiała bardzo niepewnie. Bała się, że ją odrzucę, ale niepotrzebnie, bo nie byłbym w stanie tego zrobić.
Przebiłem się przez niezliczone warstwy koców, kołder i Bóg jeden wie czego i przytuliłem się do jej ciała.
-Pamiętasz, jak zmusiłam cię kiedyś, żebyś obejrzał ze mną Teen Wolfa? Pamiętasz, jak Allison umierała? -kiwnąłem głową, czując do czego zmierza. - A Scott trzymał ją w ramionach i ona powiedziała, że jest okej, że jest idealnie, bo jest w ramionach swojej pierwszej miłości, jedynej osoby, którą kiedykolwiek kochała.
-Aria...
-Jestem w ramionach mojej miłości -czułem, że się uśmiecha, ale nie mogłem tego zobaczyć, bo wtuliła twarz w moją koszulkę. -Osoby, którą kocham najbardziej na świecie -poczułem, że pierwsze łzy lecą po mojej twarzy, by spłynąć w dół i zmoczyć jej włosy. -Jest w porządku, jest idealnie. Nigdy o tym nie myślałam, ale w sumie podoba mi się taka śmierć. Jestem gotowa.
-A ja nie -pociągnąłem nosem.
-Czy ty płaczesz? -podniosła głowę i zlustrowała moją twarz. Poczułem, że robię się cały czerwony. Nie miałem prawa płakać. To ona cierpiała, a ja się od niej odwróciłem, a teraz wracam, jak syn marnotrawny i żebrze o przebaczenie. Tyle, że na to nie zasługuję. Nie ma przebaczenia dla takich ludzi, jak ja. -Spokojnie. Silni faceci też czasem płaczą. Jest okej.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj za płacz. Bez takich uczuć bylibyśmy tylko robotami. Ale wiesz... Nie chciałabym, żebyś płakał po mnie zbyt długo. Odrobina smutku jest w porządku. Tylko nie popadaj w rozpacz. Być może przeceniam twoje uczucia wobec mnie...
-Jak... -przerwałem jej, chcąc zapewnić ją, o mocy moich uczuć wobec niej, ale kontynuowała swoją wypowiedź, nie zważając na moje słowa.
-Ale nie chciałabym, żebyś cierpiał. To jedyna rzecz, która nie pozwala mi odejść, w spokoju. Boję się, że będziesz cierpiał.
-Nie mogę ci obiecać, że tak nie będzie -odparłem szczerze.
-Wiem -miała taką spokojną twarz.
Leżeliśmy wtuleni w siebie. Słuchałem, jak oddycha, aby upewnić się, że wciąż tu jest. Nie miałem już siły, aby się oszukiwać. Dziewczyna, którą kochałem, umierała i nic nie można było z tym zrobić. Nie było żadnego ratunku, żadnej mocy, która mogłaby ją uratować. Byliśmy tylko my, chciwie chłonący każdą sekundę, bo każda kolejna, mogła być już ostatnią.
Dane nam zostało tak niewiele czasu. Spotkaliśmy się i szybko połączyło nas uczucie. Może nie było w pełni dojrzałe, bo zabrakło nam czasu, ale z pewnością prawdziwe i szczere. Oddałbym wszystko, aby móc się z nią zamienić. Abym to ja umierał, a ona mogła dalej żyć. Była o wiele więcej warta ode mnie. Była dobra, odważna, pełna współczucia, zdolna do poświęceń, kochająca. Mogłaby uczynić ten świat lepszym. A kim byłem ja? Okrutnym łowcą, który potrafi tylko niszczyć.
-Nie podoba mi się, że tak źle o sobie myślisz.
Nie mogłem zrozumieć jej słów. Czyżbym głośno myślał?
-Chyba... Chyba to już niedługo, bo moje moce się wyostrzyły. Słyszałam, że to czasami się zdarza. Wiesz, taka ostatnia wola walki. Dusza maga broni się przed śmiercią. Nie chcę, żebyś myślał o sobie w ten sposób. Mogłabym się nawet poczuć obrażona. Skoro ty jesteś taki beznadziejny, to kim ja jestem, kochając taką osobę? -spojrzała mi prosto w oczy. -Jesteś wspaniały -powiedziała głośno i wyraźnie, tak jak się mówi do upartych dzieci. -Jesteś dobrym człowiekiem. Wrażliwym i zdolnym, i masz wiele do zaoferowania światu. Musisz tylko ruszyć na przód ze swoim życiem. Zostawić za sobą łowców i... i mnie też. Może teraz wydaje ci się, że to niemożliwe -dodała, widząc, że znów chcę protestować- ale z czasem ból zgaśnie, skryje się gdzieś głęboko. Rany się zagoją, a ty będziesz mógł na nowo ułożyć sobie życie z jakąś miłą, serdeczną dziewczyną. Będziesz sprawiał, że się uśmiechnie. Będziesz przynosił jej kwiaty i całował na dobranoc, i nosił na rękach, zabierał do restauracji i do kina. I wszystko się ułoży. Zobaczysz. Obiecuję ci to.
-Nie tak miało się to skończyć.
-Też bym chciała dla nas happy endu. Nawet bardziej, niż możesz sobie wyobrazić. Jednak życie zaplanowało dla tej historii inne zakończenie. Chyba trzeba cieszyć się małymi rzeczami.
Znów zapadła cisza, ale nie taka niezręczna. Po prostu nie było niczego, co mógłbym powiedzieć i przy okazji się nie załamać. Nie chciałem myśleć o tym, jak mogłaby wyglądać nasza przyszłość, ślub, dzieci, dom. Wcześniej nigdy nie nawiedzały mnie takie myśli. Myślałem, że mamy jeszcze czas. "Kochajmy ludzi, bo tak szybko odchodzą". Niby wszyscy znają to zdanie, ale i tak zawsze budzimy się za późno. Nie doceniamy innych, dopóki nie odejdą. Wtedy okazuje się, że każda dusza, nawet mała i pozornie nieznacząca, jest nie do zastąpienia, i nic już nie zapełni dziury, która po niej została.
-Kocham cię i będę kochał zawsze.
-Też cię kocham i zawsze będę -delikatnie się uśmiechnęła. -I wierzę, że jeszcze się spotkamy, cokolwiek czeka na nas po śmierci, więc nie mów żegnaj, tylko do zobaczenia.
-Do zobaczenia -mruknąłem posłusznie.
-Do zobaczenia Zayn -szepnęła miękko i to były właśnie jej ostatnie słowa. Po paru sekundach poczułem jak jej ciało przestaje się poruszać. Nie oddychała. Oczy miała szeroko otwarte, ale nie widziałem w nich już bólu, tylko wielki spokój. Po długim cierpieniu, wreszcie przyszło ukojenie.
Jeszcze dobrze nie dotarła do mnie to, co właśnie się stało. Jeszcze nie zdążyłem poczuć bólu. Jeszcze nie zrozumiałem, jak bardzo jestem samotny, a do pokoju wpadło naraz kilka osób i zaczęło krzyczeć, płakać, lamentować. A pośrodku tego byłem ja, najbardziej opuszczony człowiek na ziemi. James zaczął rzucać przypadkowymi przedmiotami, które ściągnął z półek. Becka, zapłakana, wtuliła się w Nialla, który razem z dziewczyną w ramionach podszedł do łóżka i delikatnie uścisnął nieruchome ciało swojej przyjaciółki, po czym usunął się na bok i usiadł w kącie, razem z rozpaczającą czarownicą. Na końcu tej parady rozpaczy stał Louis. Zbliżył się do nas powolnym krokiem i usiadł na skraju łóżka.
-Żegnaj przyjaciółko -chwycił, zimniejszą z każdym momentem dłoń Arii, i ucałował.
Delikatnie położył ją na posłaniu i spojrzał na mnie. Nie wiem, jak musiałem wyglądać w tej chwili. Prawdopodobnie, jak jedna wielka masa nieszczęścia.
-Ból zmaleje z czasem -powiedział, a brzmiał tak pewnie, że niemal mu uwierzyłem. -Trzeba jej zamknąć oczy.
Nie ruszyłem się, aby to zrobić, więc sam to zrobił. Zdążyłem jeszcze tylko w ostatniej chwili jeszcze raz na nie spojrzeć, w końcu miałem ich już więcej nie zobaczyć.
Louis wyszedł, a za nim podążył James, który prawdopodobnie nie był w stanie wytrzymać widoku martwego ciała osoby, którą kochał.
 Chciałem jeszcze chwilę pobyć przy niej, nawet jeśli nie była to już ona, a tylko jej ciało. Nie byłem gotowy, by ją opuścić.
-Żegnaj -wypowiadając słowa, których ona nie chciała usłyszeć, a które w końcu pozwoliły mi zrozumieć, że to naprawdę koniec, odsunąłem się od jej ciała. Ułożyłem je na łóżku, tak jakby to miało jakieś znaczenie i wyszedłem na pole. Minąłem ich wszystkich i wsiadłem do swojego auta. Nikt nawet nie chciał mnie zatrzymać, oskarżyć o jej śmierć, a należałoby mi się to. Byli zbyt  udręczeni, aby o tym pomyśleć. Wszyscy ją kochaliśmy i wszyscy straciliśmy.
Odjechałem sprzed jej domu, zostawiając to wszystko za sobą, bo jaki to miało sens bez niej? Ten dom, ludzie przed nim, kariera, życie. Bez niej nic nie było na swoim miejscu.

*oczami Nialla*
Powinniśmy chyba coś zrobić. Przykryć ciało. Zadzwonić po lekarza albo kogoś, kto mógłby stwierdzić zgon, żebyśmy mogli zorganizować pogrzeb. Jednak byliśmy zbyt otumanieni. Jeszcze nie zdążyliśmy dobrze odczuć straty. Jeszcze nie spłynęły wszystkie łzy. Było jeszcze zbyt wiele, niewypowiedzianych słów, niedokończonych myśli, niewyznanych prawd. Niektóre z nich już na zawsze miały zniknąć w milczeniu. Przecież martwi ludzie nie mówią. Martwi ludzie nie słyszą, nie odpowiedzą na twoje wołanie, nie pocieszą cię, nie obejmą.
Wszyscy byliśmy zbyt otępiali, by cokolwiek zrobić. Zayn odjechał. Być może już nigdy go nie zobaczymy. Wiedziałem, że za parę chwil na niebie pojawi się słońce, a mimo to czułem się, jakbym został już na zawsze skazany, na  życie w mroku, jakby nie czekało mnie już nic dobrego.
Życie nie jest łatwe. Daje nam popalić raz za razem. Życie boli. Zawsze, kiedy już myślę, że gorzej być nie może, zdarza się coś, co pcha mnie jeszcze niżej, niż jestem.
Z rozmyślań wyrwał mnie dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Obróciłem się i stanąłem twarzą w twarz, z  Rebecką. Nic nie powiedziała. Wiedziała, że nie ma słów, które mogą ukoić ból, który oboje odczuwaliśmy, więc po prostu mnie przytuliła. poczułem jej ciało przy sobie. Wtuliłem twarz w jej włosy, wdychając ich ziołowy zapach. Objąłem ją i przycisnąłem mocno do siebie, tak żeby nie mogła odejść.
-Nie zostawiaj mnie - mruknąłem.
-Nie zamierzam -odparła.
Staliśmy tak spokojnie, nie zważając na nic, ani na nikogo. Byliśmy tylko ja i ona. I w tym czasie, kiedy słuchałem jak cicho oddycha i czułem jej ciepło, pomyślałem, że może jest jeszcze powód, dla którego warto żyć. Jest dla mnie nadzieja.