Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.

Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.

sobota, 8 lutego 2014

Część 1 Rozdział 10


I miss those blue eyes
How you kiss me at night
I miss the way we sleep

Like there's no sunrise
Like the taste of your smile
I miss the way we breathe

But I never told you
What I should have said
No, I never told you
I just held it in


Długo nie mogłam się pozbierać po rozmowie z Zayn'em. Widziałam jego ból i wiedziałam, że cierpi jeszcze bardziej niż ja. Niestety nic nie mogłam z tym zrobić. Poddałam się. Nie miałam już siły, aby walczyć o nas. Wybrałam najłatwiejsze wyjście. Odeszłam. 

Rano, zanim James i Alex wstali, spakowałam kilka swoich koszulek, dwie ulubione pary spodni, piżamkę z misiem (nie mogłam jej zostawić) i opuściłam mój dom. Zostawiłam to wszystko za sobą. Już nigdy tu nie wrócę, albo przynajmniej dopóki nie skończą się te wszystkie kłopoty. Poluje na mnie rada i łowcy, i nie wiadomo kto jeszcze. 
Ostatni raz spojrzałam na miejsce, w którym czułam się naprawdę szczęśliwa i bezpieczna. Gdzie po raz pierwszy po śmierci rodziców poczułam się kochana i naprawdę ważna.
Znalazłam sobie nieduże mieszkankie w centrum miasta. Miałam do dyspozycji małą kuchnią, wystarczająco dużą łazienkę, skromną sypialnię i bardzo duży salon. Meble były raczej ładne, ale wyglądały na stare. Mimo to coś sprawiło, że poczułam się tu dobrze, jeszcze kilka poprawek i będzie idealnie.
Koło południa dostałam sms-a od Jamesa. Pytał się, gdzie jestem. Zdałam sobie sprawę, że będę musiała zmienić numer. Za bardzo kusiło mnie, aby odpisać, powiedzieć mu o wszystkim. To samo czułam, gdy dzwonił Zayn. 
Cała ta przeprowadzka miała mnie od nich odizolować. Będzie im lepiej beze mnie. Nie chce ich zranić i nie chcę, żeby zrobiła to za mnie rada. 
Tak więc, gdy już się rozpakowałam i upewniłam się, że drzwi są zamknięte, padłam na łóżko i się rozkleiłam. Wreszcie mogłam sobie pozwolić na chwilę słabości. Nie było nikogo, kto oczekiwał by ode mnie, żebym była silna. Kto wspierałby mnie. Powiedziałby: "dasz sobie radę stara". Albo kto śmiałby się jak głupi. Przytulił mnie i pocałował w czoło. Kto spojrzałby na mnie tymi swoimi brązowymi oczami...
Potrząsnęłam głową, próbując pozbyć się z niej czystego ideału, starając się zapomnieć o nim. Choć tego nie chciałam, cały czas zaprzątał moje myśli, nawiedzał mnie w snach, nie dawał spokoju. Byłam na skraju wytrzymałości nerwowej. 
Musiałam wyjść z domu. Zrobić cokolwiek. Zająć się czymś i przestać myśleć. Zamknęłam dokładnie drzwi i schowałam klucze od małej czarnej torebki, która wisiała na moim ramieniu. Powoli spacerowałam ulicami Londynu. Z pobłażaniem patrzyłam na zabieganych ludzi, każdy się gdzieś spieszył, uczniowie wracali ze szkoły, jakaś pani w panice zbierała papiery z ulicy, małe dziecko płakało, matka próbowała je uspokoić. Trochę im wszystkim zazdrościłam. Chciałbym mieć takie problemy jak oni. Ale nie. Ja muszę być czarownicą. Ode mnie musza zależeć losy moich najbliższych. Mój chłopak, w każdej chwili może mnie zabić. Znaczy się mój były chłopak.
Nagle moją uwagę przykuła tablica z informacjami. Podeszłam do niej i przyjrzałam się małej kolorowej kartce.
"'Zatrudnię kelnerkę" 
Do pracy w małej kawiarni "Rosa". Chętnych zapraszam do swojego biura, każdego dnia od godziny 16.00 do 18.00. Szczegóły do ustalenia.

Pod spodem był jeszcze adres i nazwisko właściciela kawiarni. Nie wiem dlaczego zwróciłam na to uwagę. Miałam dość pieniędzy do życia. Dostałam spory spadek po rodzicach. Może rozpaczliwie potrzebowałam jakiegoś zajęcia. Czegoś co odwróci moją uwagę.
W każdym razie już następnego dnia poszłam na spotkanie pod wskazany adres i udało mi się. Dostałam ta pracę. 

***


Mój pierwszy dzień w nowej pracy można zaliczyć do udanych. Zaprzyjaźniłam się z dziewczyną, która stała za ladą. Miała na imię Cassandra i była bardzo ładna. Miała strasznie długie blond włosy i chabrowe oczy. Do tego jej sylwetka była idealna i perfekcyjnie wyrzeźbiona. Przy niej naprawdę można się było nabawić kompleksów.
Właściwie nie wiem dlaczego dostałam tą pracę. Nie miałam żadnego doświadczenia, nigdy nigdzie nie pracowałam. Z kelnerowaniem radziłam sobie raczej średnio. Podejrzewałam, że spodobałam się szefowi.
Od końca zmiany dzieliło mnie jeszcze piętnaście minut. Akurat gdy już miałam się zbierać, ktoś wszedł. Podeszłam do stolika, nawet nie spojrzałam na faceta.
-Co podać?
-Aria? -chwila, skądś znałam ten głos. Przyjrzałam się uważnie twarzy mężczyzny.
-Niall?
-Co ty tu robisz?
-Pracuję -odparłam. -Co podać?
-Kawę poproszę -odpowiedział trochę niepewnie.
Przyniosłam mu zamówienie. Wiedziałam, że cały czas się na mnie gapi, ale całkiem to zignorowałam. Po chwili po prostu wyszedł, a ja sprzątnęłam stolik. 
Skończyła się moja zmiana, więc ubrałam kurtkę i wyszłam na ulicę, chcąc jak najszybciej być w domu.
-I tu cię mam -usłyszałam, zanim zostałam wciągnięta w jakąś boczna uliczkę, przez pewnego denerwującego blondyna.
-Czego chcesz? -zapytałam, może trochę zbyt ostro.
-To tak się witasz ze swoim BFF? 
-BF... kim? 
-BFF, Best Friend Forever -wyszczerzył się głupawo. Wyglądał przeuroczo, z tymi białymi zębami na wierzchu.
-Więc, czego chcesz mój najlepszy przyjacielu na wieki?
-Chcę porozmawiać -powiedział. -Nagle tak zniknęłaś i trochę się zacząłem martwić, zresztą nie tylko ja. James odchodzi od zmysłów.
-Rozmawiałeś z nim?
-Zadzwonił do mnie -oznajmił po chwili wahania. -Pytał się, czy może nie wiem gdzie jesteś.
-Nie mów mu, że mnie spotkałeś!
-Dlaczego? -spojrzał na mnie zdziwiony. -Przecież to twój przyjaciel...
-A może moglibyśmy stąd pójść? Porozmawiamy -powiedziałam widząc, że chce zaprotestować -ale u mnie w domu, okej?
-Dobra -mruknął.
Przez całą drogę nie odezwał się ani jednym słowem. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, bo sama nie wiedziałam co mu mam powiedzieć.
Otworzyłam drzwi i wpuściłam blondasa do środka. Usiedliśmy w salonie. Zrobiłam nam herbaty owocowej. Robiłam wszystko, byleby tylko odwlec tę rozmowę. Kiedy już nic mi nie zostało, usiadłam naprzeciw niego.
-Dlaczego zniknęłaś? -zadał pytanie, zanim w ogóle zdążyłam coś powiedzieć.
-Musiałam to zrobić. Tu nie chodzi tylko o Zayna. Jest mi cholernie ciężko -pożaliłam się. 
-Nie wiem co zamierza zrobić ze mną rada. Ośmieszyłam ich, w dodatku jestem uznawana za zdrajczynię. Oni tak łatwo nie przebaczają. 
-I chcesz się z nimi zmierzyć sama? Przecież James by ci pomógł...
-Wiem -ucięłam krótko. -Ale tego nie chcę. Nie chcę być winną czyjeś krzywdy. Nie zamierzam narażać nikogo na gniew rady. Ani Jamesa, ani Alex, a najbardziej Hanny.
-Kto to jest Hanna?
-Tak jakby ją przygarnęliśmy -wyznałam. -Nie wiemy co się stało z jej rodziną. Była sama. Nie mogliśmy jej zostawić. Traktuję ją jak młodszą siostrę -wzięłam do reki kubek z herbatą i upiłam łyk. W ten właśnie sposób sparzyłam sobie język. Herbata była strasznie gorąca.
-Myślę, że ani James, ani Alex, ani nawet Hanna ni czują się przy tobie niebezpiecznie. Oni cię kochają -stwierdził. -Broniliby cię do ostatniej kropli krwi, i to z uśmiechem na twarzy.
-Ale ja tego nie chcę! Ja też ich kocham i muszą mi pozwolić odejść -to była jedyna dobra rzecz, którą mogłam zrobić. -Ten jeden raz to ja zrobię coś dla nich.
Spojrzał na mnie dziwnie, jakby rozmyślał o moich słowach.
-To co, może zmienimy temat? -zaproponowałam. 
-Okej -był dzisiaj podejrzanie zgodny. -No więc, fajną masz hacjendę.
-Dziękuje . Chcesz zobaczyć resztę pokoi?
-Pewnie -uśmiechnął się szeroko.
Oprowadziłam go po całym domu. W każdym miejscu zatrzymywałam się i opowiadałam, o zmianach, które planuje, a on słuchał i przytakiwał albo podrzucał jakieś fajne pomysły, doradzał i śmiał się z moich fantazji. Opowiedział mi nawet żart o Apaczach, który słyszałam chyba z pięć razy, ale i tak się śmiałam. Niall tak na mnie działał. Rozśmieszał, potrafił sprawić, że kłopoty odchodziły w niepamięć. 
Po dokładnym oglądnięciu wszystkich moich "dzieł sztuki", czyli marnych prób narysowania czegoś usiedliśmy z Niall'em na kanapie i włączyliśmy film. 
Nawet przez chwilę nie zwracaliśmy uwagi na to co się dzieje na ekranie. Rzucaliśmy się chrupkami, w efekcie czego moje włosy wyglądały jak choinka z pomarańczowymi ozdobami. Kiedy już doprowadziłam się do porządku Niall zaproponował przejażdżkę. Nie miałam na wieczór żadnych planów więc się zgodziłam. 
Wsiedliśmy do jego czarnego, lśniącego auta. Nie znałam się na markach, ale wiedziałam, że musiało kosztować niemało. 
On prowadził, nawet nie chciał słyszeć o tym, żebym mogła dotknąć kierownicy. Nie miałam mu tego za złe. Na jego miejscu też bym nie dała sobie prowadzić. 
Wjechaliśmy w jakąś boczną drogę, w której było strasznie dużo nierówności. Po chwili jazdy skończył nam się asfalt. Tu już ciężko było mówić o nierównościach. W tej drodze były po prostu ogromne doły i uskoki. Kilka razy uderzyłam głową w górę samochodu, co bardzo rozśmieszyło Nialla. Zaczął niekontrolowanie chichotać.
-Uważaj bo się posikasz -warknęłam.
-Przepraszam -momentalnie przestał się śmiać, ale w jego ustach wciąż krył się wredny uśmieszek. -Jesteśmy na miejscu -oznajmił i zatrzymał samochód.
-Na miejscu, znaczy się gdzie?
-Zobaczysz- kolejna niespodzianka, świetnie. Jego uśmiech trochę mnie wkurwiał. Czemu on był taki szczęśliwy? Gdzie się podziała sprawiedliwość? Czemu to ja mam cierpieć?
 Wyminęliśmy wszystkie drzewa i moim oczom ukazało się spore urwisko. Słyszałam wzburzoną wodę, które uderzały o skały. Fale i piana morska, nadawały krajobrazowi wyjątkowo malowniczego wyglądu.
W około nie było ani jednej żywej duszy. Miejsce wyglądało na całkiem dzikie, porośnięte trawą i drobnymi krzakami. Przed chwilą chyba widziałam jakiegoś futrzaka biegającego w zaroślach. 
-Podoba ci się?
-Tu jest cudownie -odpowiedziałam zgodnie z prawdą. -Magicznie i niesamowicie.
-Wiedziałam, że polubisz to miejsce -i znów wyszczerzył kły. Wyglądał jak szalony kapelusznik. 
Usiadł na trawie i poklepał miejsce koło siebie, wskazując mi, że powinnam sobie usiąść. Zamiast to zrobić położyłam się na ziemi i patrzyłam prosto w niebo. Słyszałam śmiech blondyna, ale już mi nie przeszkadzał.
-Może pójdziemy popływać?
-W taką pogodę? -uniosła brwi  patrząc na niego z politowaniem.
-A czemu nie?
-Bo... bo woda jest zimna...
-Oj, nie pierdol, jest ciepło -powiedział rozbawiony moim jąkaniem się.
-Nie mamy strojów -zauważyłam. Już myślałam, że wygram tę bitwę.
-To popływamy w ubraniach, albo bez -spojrzał na mnie znacząco.
-Jesteś porąbany -pokręciłam głową z dezaprobatą.
-Z twoich ust to brzmi jak komplement -odciął się. -No dawaj.
-Niech ci będzie, ale jak się przeziębię to obarczę cię kosztami leczenia -zagroziłam.
-Okej.
Ściągnął swoją koszulę w kratkę, zaraz w jej ślady poszły jego buty i skarpety. Potem w samych spodniach podszedł do krawędzi klifu i skoczył.
Moje serce zamarło z  przerażenia. Uspokoiłam się dopiero, gdy zobaczyłam jego blond czuprynę, wynurzającą się z wody. Uśmiechnął się do mnie i pomachał.
-Teraz ty!
Zdjęłam z nóg swoje trampki, przy okazji urwałam kawałek sznurówki. Ja to mam szczęście. Zwinęłam skarpetki w kulkę i włożyłam do butów. Rzuciłam na trawę swoją bluzę. Robiłam wszystko strasznie wolno, celowo odwlekając moment skoku. Niestety w końcu musiałam się zmierzyć z lękiem.
Niepewnie podeszłam do krawędzi klifu. Z daleka wyglądał na wiele niższy. Ręce zaczęły mi się pocić. Miałam poważny lęk wysokości. Stanęłam na krawędzi.
 -Skacz! -wydarł się Niall.
-Nie mogę -wydarłam się. -Mam lęk wysokości!
-Buu -usłyszałam głos blondyna tuż nad swoim ramieniem.
Jak on tak szybko tu wszedł? To przecież niemożliwe. Nikt nie był tak szybki. Nawet nie zauważyłam, kiedy zachwiałam się na krawędzi uskoku. Poczułam, że spadam. Próbowałam się czegoś chwycić, ale moje ręce tylko przecięły kilkakrotnie powietrze zanim poleciałam w dół.
Z głośnym pluskiem wpadłam do wody. Fale miotały mną jak szmacianą lalką. Wiedziałam, że powinnam zachować spokój. Próbowałam dopłynąć do brzegu. Żałośnie machałam rękami i nogami. Wystarczyła jedna mocna fala, aby zepchnąć mnie na kamienie. Uderzyłam w wielki głaz głową. Krew wymieszała się z pianą morską. Zamroczyło mnie. Nie mogłam już walczyć. Opadałam na dno. Woda napełniała moje usta, wpływała do płuc, zatykała uszy. Czułam pieczenie w klatce piersiowej. Wiedziałam, że tonę. Rozpaczliwie próbowałam zdobyć choć odrobinę powietrza.
Przegrywałam z żywiołem. Nie wiem co by się ze mną stało, gdyby nie Niall, który akurat łaskawie się zjawił, aby mnie uratować. Objął mnie swoim ramieniem i pociągnął do góry. Wyciągnął mnie na powierzchnie.
Wyplułam całą wodę z płuc i łapczywie wciągnęłam powietrze. Uspokoiłam się, dopiero gdy dotknęłam suchego piasku. Niall ułożył mnie na ziemi i sam usiadł obok ciężko dysząc. 
-Ale mnie nastraszyłaś -wysapał.
-To twoja wina -zachrypiałam. -To przez ciebie spadłam. 
-Krwawisz -stwierdził i spojrzał na moją twarz. Odruchowo przycisnęłam rękę do czoła. Spojrzałam na swoje palce. Były całe we krwi. Nawet nie bolało. W ogóle nic nie czułam.
-Uderzyłam głową o skałę -poinformowałam blondaska. 
-Nie sądziłem, że nasz wspólny wyjazd skończy się na pogotowiu -westchnął ciężko.
-Czekaj, sama mogę to naprawić.
Skupiłam się na krwi wypływającej z rany na czole. Wymówiłam zaklęcie, którego nauczył mnie James i... nic.
-Nie działa -wyszeptałam. -Moje moce... nie działają!
-Jestem za słaba, to przez to, na pewno -przekonywałam, nie wiem tylko czy jego, czy samą siebie. -Jednak będziemy musieli się udać na pogotowie. 
Niall przyjrzał mi się badawczo, ale nic nie powiedział. Pokiwał tylko głową i pomógł mi się podnieść i założyć bluzę. Podał mi swoją koszulkę.
-Przyłóż do rany, zatamuje krwawienie -powiedział, gdy zauważył moją tępą minę.
Zrobiłam co kazał. Otworzył przede mną drzwi do auta i zapiął mi pas, żebym nie musiała puszczać jego koszulki. 
-Przepraszam, że popsułam ci dzień -wymamrotałam.
-Ej, wcale go nie popsułaś -zaprotestował. -Uczyniłaś go bardziej interesującym.
-Jasne...
Zapatrzyłam się w okno. Zrobiłam się dziwnie senna. Oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy.
-Nie zasypiaj -krzyknął Niall. Przysięgam, miałam go ochotę wtedy zabić.
-Śpiąca jestem -wymamrotałam. 
-Straciłaś sporo krwi głupku, jak zaśniesz, to możesz się nie obudzić!
-Dramatyzujesz -mruknęłam. -To tylko lekkie draśniecie.
Jednak mimo to wyprostowałam się i zrezygnowałam z drzemki. Nie dlatego, że zgadzałam się z nim. Po prostu (oczywiście robiąc mi na złość) zaczął głośno śpiewać piosenkę, która akurat leciała w radiu. Nie spojrzałam na niego, ale wiedziałam, że uśmiecha się szeroko.
Droga do szpitala zleciała jakoś tak szybciej. Przyjęli nas bez problemu. Pielęgniarka zaprosiła nas do pustej sali, abyśmy tam poczekali "chwilę" na doktora. Tylko, że ta chwila trwała dość długo. 
Patrzyłam jak Niall chodzi w tę i z powrotem po pokoju. Widocznie bardzo mu się nudziło. Uśmiechnęłam się. Dorosły chłopak, a zachowuje się jak dziecko.
-Błagam przestań, od tego twojego łażenia kręci mi się w głowie -zrobiłam naburmuszoną minę.
-Przepraszam, po prostu strasznie nie lubię takich miejsc.
-Nikt ich nie lubi -stwierdziłam. -Siadaj -powiedziałam, robiąc mu koło siebie miejsce. 
Posłusznie usiadł. Materac lekko się ugiął pod jego ciężarem. Wreszcie te wszystkie zjedzone fast foody się zemściły, bo po jego sylwetce nie było widać jakichkolwiek nieprawidłowości żywieniowych.
-Jak ty to robisz? -zapytałam, zanim pomyślałam.
-Co?
-Jakim cudem jesteś taki chudy? 
-Ma się te geny -zachichotał.
-To niesprawiedliwe, inni muszą żreć warzywa, a ty się nawet nie starasz, a i tak jesteś idealny!
-No cóż, dziękuję -wyszczerzył się jeszcze szerzej.
-Przynajmniej póki się nie odezwiesz -mruknąłem dość głośno, aby usłyszał. 
-Słyszałem -szturchnął mnie mocno w bok.
-Miałeś to słyszeć -odpowiedziałam wciąż pewna siebie.
Przyszedł lekarz. Był to dość przystojny mężczyzna w białym fartuchu. Miałam szczęście, że rozcięłam skórę, poniżej włosów. Zdezynfekował ranę, co piekło jak cholera i zabrał się do szycia. Nawet nie czułam jak igła przebija moją skórę. Skupiłam się całkowicie na twarzy Nialla, który stał za doktorem. 
-No, młoda damo, to by było na tyle -powiedział lekarz. -Za dwa tygodnie zgłoś się na zdjęcie szwów. 
I wyszedł. Razem z Niall'em poszliśmy do auta. Droga mijała nam w milczeniu. Nagle auto zwolniło, a po chwili całkiem się zatrzymało.
-Co się dzieje? 
-Popatrz tam -powiedział niewyraźnie i pokazał coś palcem.
Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Mój kochany Mulat, z brązowymi oczami, na których widok głupiutkie nastolatki mdlały, szedł chwiejnym krokiem po chodniku, zalany w trzy dupy.
-Ja pierdolę -wymamrotałam. -Nie możemy go zostawić -zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
Można mnie nazwać egoistką, ale ja naprawdę nie miałam ochoty na spotkanie z moim byłym. Zwłaszcza, gdy był pijany.
-Niestety. Pomożesz mi go zgarnąć?
-Pewnie.
Niall zaparkował auto na poboczu i razem wyszliśmy naprzecie Zayna, który już nas zauważył. Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, ale nie protestował, gdy złapaliśmy go za ręce i zaciągnęliśmy do samochodu. Musieliśmy go praktycznie nieść.
-Więc to tak -wymamrotał, gdy Niall przekręcił kluczyk w stacyjce. -Już wszystko rozumiem.
-O czym ty bredzisz? -blondyn się powoli denerwował.
-Już rozumiem dlaczego mnie rzuciła -wyjaśnił. -Podoba ci się? -zwrócił się do mnie. -Wolisz blondynów? Jest dobry w łóżku? Po co pytam, musi być skoro to jego wybrałaś.
-Jesteś pijany i bredzisz -warknął Niall.
-To nie ja przespałem się z dziewczyną kumpla. Ale muszę przyznać, zaskoczyłeś mnie. Nie spodziewałem się tego po tobie.
-To nie tak jak myślisz -próbował go przekonywać, ale nie miało to większego sensu. Pijanego człowieka nie przedyskutujesz. -Porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz.
-Mogłaś mi powiedzieć -znów spojrzał na mnie. -Czemu nie powiedziałaś, że po prostu wolisz jego? Co on ma, czego ja nie mam? 
-Zamknij się... -Niall był bliski wybuchu. 
-A może po prostu jest doby w łóżku co? Mam rację?
-Jesteś obrzydliwy -odrzekł Niall.
-Wypuść mnie -powiedziałam.
-Daj spokój, nie zostawię...
-Powiedziałam WYPUŚĆ MNIE. A ty -spojrzałam na Zayna- jesteś idiotą! Mnie też boli nasze rozstanie! Ale nie upijam się jak idiota. Radzę sobie i trzymam się jakoś. Ty też powinieneś! Myślisz, ze mi jest łatwiej? Mylisz się. Nienawidzę się za to, że sprawiłam ci ból. Każdego dnia budzę się z myślą, że to przeze mnie, że to ja wszystko spieprzyłam. To boli, ten ból mnie wykańcza. A teraz błagam cię Niall -zwróciłam się znów do blondyna -zatrzymaj auto i mnie wypuść.
Nic nie powiedział, tylko spełnił moją prośbę. 
-Przepraszam -szepnął, gdy wysiadałam.
-Nie masz za co -uśmiechnęłam się do niego. 
Zamknęłam drzwi i rozpoczęłam szybki marsz chodnikiem. Do domu nie było daleko, więc już po paru minutach byłam u siebie. Dokładnie zamknęłam drzwi. Nie zdejmując butów poszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Szybko zasnęłam. To był ciężki dzień.
Rano czułam się o wiele lepiej. Weszłam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty.
 I wtedy zdałam sobie sprawę, że nie jestem tu sama.

*oczami Zayna*

Obudziłem się około południa. Miałem kaca mordercę. Ból głowy mnie dobijał. Wstałem tylko po to, aby napić się wody i wróciłem do łóżka. 
Koło piętnastej, gdy już przestała mnie boleć głowa i jako tako wytrzeźwiałem zaczęły do mnie wracać fragmenty wieczoru. Miałem doła (zresztą jak każdego dnia po rozstaniu) i poszedłem do baru na piwo. Po pierwszym zamówiłem drugie, a potem jeszcze jedno i jeszcze jedno, i kolejne...
Włóczyłem się po mieście. Miałem mętlik w głowie i nie mogłem odnaleźć drogi do domu. Zgubiłem się. Wtedy przyszli oni. Aria i Niall. Zabrali mnie stamtąd i wsadzili do auta. A potem pustka. Mimo usilnych prób, nie mogłem sobie nic więcej przypomnieć.
Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili do pokoju wszedł Niall.
-O wstałeś -rzucił. Patrzył na mnie z pogardą. -Świetnie.
-Co cie ugryzło!?! -nie spodobało mi się jego zachowanie.
-Nawet nie pamiętasz co? Jesteś żałosny -pokręcił głową z dezaprobatą.
-O czym ty mówisz? -zignorowałem to, że mnie obraził. Chciałem wiedzieć co wczoraj zrobiłem.
-O tym co się stało w aucie -usiadł na fotelu naprzeciw mnie. -O tym jak oskarżyłeś Arie o puszczanie się ze mną, po tym jak ściągnęła cię pijanego z chodnika. O tym jak jej powiedziałeś, że pewnie zostawiła cię bo ja lepiej ją zadowalam i pytałeś kilkakrotnie czy jestem dobry w łóżku. O tym, że wybiegła z auta i sama, w nocy, wracała do domu na piechotę -wyrzucił blondyn na jednym oddechu.
-Nie pamiętam tego -wymamrotałem.
-Nic dziwnego -wstał z fotela. -Byłeś ostro nawalony. Ale żeby nie było, to cię wcale nie usprawiedliwia.
-Wiem -mruknąłem. -Pewnie mnie teraz nienawidzi.
-Wątpię -odparł blondyn Spojrzałem na niego zdziwiony. -Ona nie potrafi cię nienawidzić, ale na pewno jest zraniona. Dam sobie głowę uciąć za to, że całą noc płakała.
-Dobra Niall, kumam, zachowałem się jak idiota. 
-Idiota to mało powiedziane -mruknął blondyn. 
-Wielkie dzięki też cię uwielbiam...

*oczami Arii*
-Ktoś tu jest? 
Chodziłam nerwowo po pokojach, rozglądając się dookoła. Po prostu czułam czyjąś obecność. 
-Słyszę jak oddychasz! Nie chowaj się!
Mój głos brzmiał wyjątkowo rozpaczliwie. Czyżby w końcu nadeszła zemsta rady. Czy to już mój koniec? Nie chciałam umierać. Poza tym wiedziałam, że nie byłaby to najprzyjemniejsza śmierć. Bałam się bólu. Łzy powoli spływały po moich policzkach.
-Pokaż się! Nie chowaj się jak tchórz! Wyjdź i stań przede mną!
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem -usłyszałam obrzydliwy głos. Poczułam ciepły oddech na swoich plecach.
-Kim jesteś? -nie odwróciłam się. Czyjaś strasznie spocona ręka dotknęła mojego policzka. Czułam się jak czerwony kapturek rozmawiający z wilkiem. Trzęsłam się trochę. Mój głos był niewyraźny. Ręce mi drżały. "Uspokój się, od tego zależy twoje życie" -odezwał się mój wewnętrzny rozsądek.
Szybko pobiegłam do wyjścia. Jednak zanim zdążyłam otworzyć drzwi coś złapało mnie za nogę i wciągnęło do sypialni. Krzyczałam i próbowałam się czegoś złapać. Jednak to było dla mnie za silne. Nie miałam szans.
-Jestem wyklęty -wycharczał. -Mam zadanie do wykonania.
-Nie rób tego, proszę. Cokolwiek ci obiecali, i tak nie dotrzymają słowa.
-Niczego mi nie obiecali -wycharczał mi do ucha. Pachniał zgnilizną. -Robię to, co sprawia mi przyjemność.
Dopiero teraz zrozumiałam z kim mam do czynienia. Rada wysłała na mnie najohydniejszego myśliwego jakiego posiadali. Wyklęty. Najstraszniejszy z najstraszniejszych. Okropny, bezlitosny, o jego metodach zabijania krążyły legendy. To nim straszyło się niegrzeczne dzieci. 
-Ratunku! Ratunku! Proszę, niech mi ktoś pomoże -krzyczałam, właściwie niepotrzebnie. Nie było tu nikogo kto mógłby mnie uratować. Zwykły śmiertelnik nic by nie poradził. Byłam zgubiona. -Nie zbijaj mnie, proszę. 
-Nie zabiję cię -powiedział. Spojrzałam na niego zaskoczona. -To by było za proste, najpierw trochę się z tobą pobawię. Chcę mieć z tego chociaż trochę frajdy.
Wbił pazury w mój nadgarstek. Zawyłam z bólu. Kolejna porcja łez spłynęła po mojej twarzy. Nie wiedziałam co się dzieje. Czułam, jak każdy mój nerw płonie. Skóra na wokół ranki zrobiła się sina i dziwnie piekła. Mój własny głos rozbrzmiewał w pokoju. Szumiało mi w głowie.
Puścił mnie i opadłam n ziemię.
-Jeszcze się spotkamy -mruknął Wyklęty i zniknął. Po prostu rozpłynął się w cieniu.
Nie wiem ile leżałam na ziemi. Siły mi powróciły i czułam, że mogę już wstać, ale nie widziałam takiej potrzeby. Wciąż cała się trzęsłam i nie rozumiałam co się właśnie stało. Skóra na ręce było mocno czerwona, a w niektórych miejscach fioletowa. Piekła. Bałam się jej dotknąć.
Gapiłam się w sufit. Nie chciałam już wstawać. Bolało. Chciałam, żeby ktoś mnie w końcu zabił. Proszę, niech mnie ktoś zabije. 
Usłyszałam, że drzwi się otwierają. Może to on wrócił, aby mnie wykończyć. Postanowiłam walczyć do końca. Wstałam przytrzymując się ściany. 
Na szczęście to był Niall. Spojrzał na mnie, a jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły.
-Jezu, co ci się stało?
-Pomóż mi -wyjęczałam płaczliwie. 
Wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę. Z ulgą położyłam głowę na poduszce.
-Co ci się stało?
-Zaatakował mnie -wyszeptałam. -Nasłali na mnie wyklętego.
-Nie rozumiem.
-Zrobił coś z moją ręką, boli jak cholera -wyjęczałam.
-Mogę... zobaczyć?
Kiwnęłam głową. Delikatnie wyprostował moją rękę. Przyjrzał się jej, a potem przeniósł wzrok na moją twarz. 
-Widziałem to już kiedyś -oznajmił. Myślami był całkowicie gdzie indziej. -Ten sam stwór zaatakował moją siostrę. Wyglądało identycznie.
-I co się z nią stało?
-Na początku było normalnie, ale ślad nie znikał.
-A potem? 
- A potem... potem umarła...

________________________________________________________________________Witajcie moi drodzy i nieliczni czytelnicy :). Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba, chociaż szczerze nie jestem z niego za bardzo zadowolona. Chciałam wstawić w końcu ten dzień z Niall'em i dodać jeszcze trochę grozy do smaczku. Jednocześnie chciałam napisać ten rozdział jak najszybciej i wyszło co wyszło. 
Wiem, że Niall nie ma siostry (uświadomiła mnie moja siostra Directionerka), ale wszystko się wyjaśni w następnych rozdziałach. 






wtorek, 4 lutego 2014

Część 1 Rozdział 9

* Oczami  Arii*

Wbiegłam do domu i mijając Jamesa, stojącego przy schodach, pobiegłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam spod łóżka walizkę i  rzuciłam ją, otwartą, na łóżko. Zaczęłam wrzucać do niej wszystkie ubrania, kosmetyki i inne rzeczy. To wszystko zmieściło się tam, dzięki specjalnemu czarowi. Gdy chciałam zapiąć walizkę ktoś złapał moje nadgarstki i odwrócił mnie przodem do siebie.
- Co robisz?- zapytał James.
- Wyprowadzam się.- odpowiedziałam.
- Dlaczego?? - zapytał na pozór spokojnym głosem,  ale wiedziałam że  próbuje nie wybuchnąć.
- Żeby was ratować.  Pomyśl, po tym co zrobiłam na tej polanie,  na pewno będzie chciała się zemścić...  Nie mogę was narażać...
- Nie narażasz nas!! - krzyknął, a ja aż podskoczyłam. - Przepraszam... - powiedział cicho,  widząc moją reakcję.- Wręcz przeciwnie, gdyby nie ty to już pewnie umarlibyśmy z głodu, wśród stert śmieci... - gdy tylko skończył zaśmialiśmy  się cicho,  choć oboje wiedzieliśmy że to była bardzo prawdopodobna wizja...  No dobra,  może trochę przesadzam. - A pomyśl o Rebeck'e, gdyby nie ty to już dawno by nie żyła. A po za tym rada nie odważy się, cię zaatakować po tym co zrobiłaś na tamtej polanie, więc odpowiedź jest prosta: ty nas ratujesz, a nie nam zagrażasz. Więc rozpakuj te walizki i chodź na dół, bo zamówiliśmy pizze.
Milczałam chwilę aż w końcu powiedziałam:
- No dobra,  tylko się rozpakuję... - powiedziałam i wymruczałam szybko pod nosem zaklęcie,  a rzeczy same wracały na swoje miejsca. Po chwili   walizka zamknęła się i wleciała pod łóżko. Odwróciłam się z zamiarem wyjścia z pokoju. Gdy poczułam silne ramiona zaciskające się wokół mnie. Wtuliłam się w Jamesa jak małe dziecko w matkę...  To było to czego potrzebowałam. Gdy chłopak wypuścił mnie już z uścisku, zadzwonił mój telefon. Popatrzyłem na ekran i zobaczyłam to czego się spodziewałam. Zayn :* dzwoni.  Patrzyłam tępo w ekran telefonu. Odebrać czy nie?? 
- Nie odbierzesz??  - zapytał James.
- Nie.  Nie odbiorę.      
- Dlaczego?? - powiedział.- Chyba nie zerwaliście?!- zapytał ironicznie. Lecz po chwili widząc łzy w moich oczach i moją minę, uśmiech który miał na twarzy zmienił się w zmartwioną,  zaskoczoną minę.
- Ale dlaczego?? - zapytał.  Patrzyłam mu prosto w oczy, myśląc nad tym czy mogę mu powiedzieć prawdę.  Lecz po chwili pomyślałam  o Głodomorze, który uratował mi życie, o Marchewkożercy, o Harrym, o Liamie i o Zaynie...  O moim Zaynie...  James miał obowiązek powiedzieć  o nich radzie, a nie chcę żeby któremuś z nich stała się krzywda.
  - To proste, on ma miliony fanek,  koncertuje po całym świecie ten        związek i tak nie miał szans na  przetrwanie, a ja po prostu oszczędziłam nam złudzeń i cierpienia... Ciągła rozłąka, krótkie rozmowy telefoniczne,  te wszystkie hejty od jego fanek to dla mnie za dużo...  Ja nie chcę cierpieć...- skończyłam lekko łamiącym się głosem, przez łzy.-Po prostu nie chcę.

*Oczami James'a*
 - Po prostu nie chcę.- powiedziała Aria,  a ja objąłem ją.
Dziewczyna wtuliła się we mnie, trzęsąc się przez płacz.
- Cii... Spokojnie.. Będzie dobrze... - uspokajałem przyjaciółkę ,  głaszcząc ją po włosach. Po jakimś czasie, już tylko cicho pociągała nosem.  Po następnych paru minutach odsunęła się  ode mnie i zaczęła przeglądać się w lustrze.            
- Boże, wyglądam jak potwór!!  -powiedziała i zaczęła zmywać pozostałości po tuszu z twarzy.
- Wiesz nie chciałem cię dobijać. -powiedziałem i nim się obejrzałem dostałem od niej poduszką po głowie.
- Więc, tak się bawimy!!  Wiedz że to oznacza wojnę!- powiedziałem i zacząłem ją łaskotać.
- Przestanę,  jak przeprosisz!! - powiedziałem.
- Nigdy!!! - krzyknęła.
- To ja nigdy nie przestanę.!!
- Dobra,  poddaję się!!!  Przepraszam!!!- krzyknęła, a ja przestałem ją łaskotać i rzuciłem się na łóżko obok niej. Zaczekałem aż nasze oddechy się uspokoją.
- To co, idziemy na tą pizzę???

*Oczami Zayna*
Po nieprzespanej nocy,  nie miałem ochoty ruszać się z łóżka... A tym bardziej iść na jakieś głupie spotkanie z Simonem.   Moja poduszka, dalej pachniała nią....  W końcu wstałem z łóżka, zgarnąłem jakieś ubrania i poszedłem pod prysznic.
Podczas gdy ciepła woda, spływała po moim ciele,  rozmyślałem co teraz zrobić... Gdy  już wyszedłem spod prysznica, wiedziałem co zrobię...  Odzyskam ją.

*Oczami Arii *
Byłam na zakupach z Alex i czekałam aż dziewczyna zapłaci za piękną malinową sukienkę. Przypomniało mi się, jak byliśmy z Zaynem na zakupach... Pamiętam jak winda się zacięła między piętrami...
- To co idziemy?? - zapytała Alex, wyrywając mnie z transu.
- Co??  A tak, jasne.- powiedziałam i poszłyśmy dalej.
- Ooo, chodź tu, mają wyprzedaż!!!- powiedziała Alex i pociągnęła mnie do środka. Sklep był ogromny , a ja znalazłam dla siebie tylko sukienkę, która od razu wpadła mi w oko.
- Alex, skończyłaś?? - zapytałam czekając aż przymierzy kolejną sukienkę.
Ile można przymierzać 2 kiecki? 
- Ja idę, będę w naszej ulubionej kawiarni. -  powiedziałam wiedząc że zrozumie o co mi chodzi.      
 Jasne,  idź,  przyjdę do ciebie jak tylko skończę.              
-Ok.- powiedziałam i wyszłam ze sklepu. Szybko wjechałam po ruchomym schodach,  wciąż pamiętając o tym co się stało ostatnio.
Szybko weszłam do lokalu i zajęłam moje ulubione miejsce przy oknie. Kawiarnia znajdowała się na najwyższym piętrze, a jej jedna ze ścian była przeszklona. Jednak dzięki temu że szkło było hartowane, promienie słoneczne nie oślepiały. Przeglądałam właśnie menu, gdy usłyszałam znajomy głos:
- Hej, mogę się dosiąść??- podniosłam głowę i zobaczyłam Lucasa.
- Jasne, siadaj. - powiedziałam, a on zajął miejsce na przeciwko mnie.
- Więc, co u ciebie?? - zapytałam go.
- A dobrze. Mój klub co raz lepiej zarabia ...
- Czekaj,  jaki klub??  A to nie miał być sklep zielarski?? - zapytałam go.
- No niby tak,  ale klub, a sklep to prawie to samo...
- Powiedzmy,  że masz rację... -  powiedziałam chcąc oszczędzić mu tłumaczenia się.
- A co u ciebie??
- To samo co zawsze. Zajmuję się Hanną, ratuje Alex i Jamesa przed torturą zwaną sprzątaniem....
- A co u Zayna??- zapytał, a ja poczułam ukłucie w serce.
- My nie jesteśmy już razem...  - wyszeptałam cicho.
- Dlaczego???- zapytał. Nie odpowiadałam mu przez długą chwilę, patrząc przez okno,  z którego było widać cały Londyn. Big Ben, Tower Bridge, Tamiza...
- A jak myślisz??  On jest sławny,  ma miliony fanek...  Myślisz że wszystkie cieszą się z tego, że jesteśmy razem??  Otóż nie...  Codziennie dostaje tysiące tweet'ów, o tym jak bardzo mnie nienawidzą... To wszystko boli...  A poza tym on co chwilę gdzieś wyjeżdża...  Ja nie potrafiłabym wytrzymać tego wszystkiego...- zdecydowałam powiedzieć mu to samo co James'owi i Alex.
- Szkoda...  Ale może lepiej było to zrobić teraz... Później to by tylko bardziej bolało...
- I tak to boli.. Ale masz rację. -  wyszeptałam, a po moich policzkach spłyneły łzy. Zanim się zorientowałam chłopak siedział, na krześle obok mnie  i mocno mnie przytułał.

* Oczami Zayna *

-Długo jeszcze?? - zapytałem Harrego, który przymierzał dziesiątą  koszulę.
-  Jeszcze chwilę. To już ostatnia.
- Szkoda, że to już czwarta ostatnia koszula. - mruknąłem, wiedząc że i tak to usłyszy.
- Oj już nie przesadzaj... Przecież muszę dobrze wyglądać.- już chciałem,  powiedzieć że nigdy nie będzie dobrze wyglądać, podszedł do nas Louis.
- Tu jesteście, co wy robicie tyle czasu??- zapytał Tommo.
- Harry przymierza koszule.
- Aaaa, to wszystko tłumaczy... - powiedział. Cała nasza czwórka wiedziała jaką obsesję na punkcie swojej garderoby, a szczególnie koszul.
- Ja idę na kawę, bo inaczej zasnę. Idziesz ze mną??- zapytałem go.
- Nie, zostanę z nim. Wiesz, że Harry potrzebuje kogoś do doradzania, choć i tak weźmie pierwszą rzecz którą mierzył. - specjalnie wypowiedział głośniej ostatnie pięć słów.
- Oj, nie przesadzaj. Nigdy tak nie robię.- usłyszałem głos Harrego dochodzący z przymierzalni.
- Hazz, ty tak zawsze robisz.- powiedział Lou. Nie chcąc być świadkiem ich "kłótni", pożegnałem się z Louisem, i wyszedłem ze sklepu. Skierowałem swoje kroki do kawiarni, która znajdowała się piętro wyżej. Gdy tylko podszedłem do lokalu, zobaczyłem kartkę na której pisało:

" W  dniu 23.06.2013 kawiarnia będzie nieczynna z powodu szkolenia personelu. Za wszelkie niedogodności przepraszamy "

Westchnąłem cicho, to była kawiarnia do której, zawsze chodziliśmy z chłopakami, bo nigdy nie było tam dużo nastolatków , co wiązało się z mniejszym ryzykiem rozpoznania. Przeważnie byli tam sami ludzie po trzydziestce, natomiast w tej drugiej kawiarni, zawsze było pełno młodych ludzi.  Jednak tak bardzo potrzebowałem kawy, że postanowiłem tam pójść. Szybko wyjechałem ruchomymi schodami na następne piętro. Gdy tylko wszedłem do lokalu, zobaczyłem przytulającą się parę, siedzącą obok okna. Brązowowłosa dziewczyna, strasznie przypominała Arię. Natomiast chłopak też mi kogoś przypominał.
I wtedy ona odsunęła się od niego... To była ona....  To była Aria... Moja Aria...

*Oczami Arii*
Odsunęłam się od niego.
- Przepraszam za to.  Taka chwila słabości...
- Nie przejmuj się...  Jeśli to miało ci pomóc to proszę bardzo. - powiedział i się uśmiechnął. Odpowiedziałam mu pierwszym, od jakiegoś czasu, szczerym uśmiechem. Już miałam coś powiedzieć, gdy usłyszałam ten głos :
- A więc, to tak. Zrywasz ze mną, żeby być z nim. - odwróciłam szybko głowę, w kierunku skąd dobiegał głos.
Stał tam, ubranych w czarne spodnie, białą koszulkę i czarną, skórzaną kurtkę.
- O czym ty.. - zaczęłam, ale on nie zdążyłam dokończyć, bo mi przerwał:
- Mogłaś mi to powiedzieć, a nie mówić że nie możesz mi powiedzieć...- chciał dodać, coś jeszcze, ale tym razem ja mu przerwałam:
- Pomyśl czasami co mówisz...  To naprawdę nie boli... - rzuciłam i wybiegłam z kawiarni.

* Oczami Lucasa *

Patrzyłem jak Aria wybiega z lokalu, powstrzymując łzy.  Popatrzyłem na Malika i powiedziałem :
- Na co czekasz, biegnij za nią...
- Ale o czym.   - zaczął, ale nie pozwoliłem mu skończyć:
- Przecież widzę co się dzieje..  Chociaż widziałem was razem, tylko jeden raz i z tego co wiem, to nie byliście wtedy parą, to widzę co się między wami dzieje... Słyszę w jaki sposób ona o tobie mówi... Widzę to jakieś na nią patrzysz... Więc, nie wiem dlaczego tu jeszcze stoisz, powinieneś pobiec za nią... - powiedziałem , a on  patrzył na mnie  z głupią miną.

* Oczami Zayna *


- No, leć...- powiedział, a ja nie czekając ani sekundy więcej i wybiegłem z kawiarni... Stanąłem na zewnątrz i nie wiedziałem w którą stronę pójść. W końcu zdecydowałem się pójść, tak jak poniosą mnie nogi.... Nim się obejrzałem, byłem na parkingu podziemnym, a przede mną szła Aria...
Widziałem że próbowała powstrzymać łzy, ale mimo tego i tak parę spłonęło po jej policzkach. Szybko podszedłem do niej i złapałem ją mocno za nadgarstek. Zaczęła szarpać się, lecz trzymałem ją za mocno. Przyciągnąłem ją do siebie, obejmując ją ramionami. Dziewczyna szarpała się jeszcze chwilę, aż w końcu przestała...

* Oczami Arii *

Przestałam się szarpać i po prostu stałam tak, pozwalając mu się obejmować...  Dlaczego??? 
Nie wiem... Chyba dlatego że tego potrzebowałam...  Potrzebowałam go...
Wtuliłam się w jego tors, a on oparł brodę o moją głowę... Wciągnęłam nosem powietrze, jednocześnie zaciągając się jego zapachem. Miałam ochotę, zostać z nim na zawsze. Nie chciałam go zostawiać. Chciałam już zawsze móc, czuć ten zapach. Zapach jego perfumów pomieszanych z, zapachem papierosów.
Chłopak zaczął delikatnie kołysać nas na boki. Poza chwili, odsunęłam się od niego, a po moich policzkach dalej spływały łzy. Zayn delikatnie starł je kciukiem, powodując drżenie mojego ciała. Uśmiechnął się, widząc jak, pomimo tego wszystkiego co się działo, reaguje na jego dotyk. Nagle przypomniała sobie, o tym kim on jest, a przed oczami stanęła mi scena gdy jeden z łowców dźgnął mnie sztyletem. Przecież to mógł być on.
- Zayn ja nie mogę...  Muszę iść...- szepnęłam, a on zacieśnił tylko, swój uścisk na moim nadgarstku.
- Proszę, nie rób tego. Zostań ze mną. Proszę...- powiedział, a jego głos był przepełniony rozpaczą i błaganiem.
- Ale ja nie mogę zostać....
- Możesz, a nawet musisz... Bez ciebie nie potrafię żyć... Te cztery dni bez ciebie były straszne... Cały czas czułem pustkę spowodowaną brakiem ciebie... To co ze mną zrobiłaś, przeraża mnie.. Ja nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować... Proszę wróć do mnie...
Ja cię kocham.... Kocham Cię... - ostatnie słowa wręcz wyszeptał...
- Ja ciebie też, ale nie możemy być razem...
- Dlaczego??  Proszę, wytłumacz mi to.- powiedział cicho, a ja postanowiłam trzymać się starej wersji.
- A jak myślisz?? Codziennie dostaje tysiące tweet'ów w których twoje fanki, mówią mi jaka jestem brzydka, głupia i jak bardzo chcą mojej śmierci.. Myślisz że to miłe??- powiedziałam, a zanim chłopak zdążył się odezwać, dodałam- A poza tym, ciągłe rozłąki... To dla mnie za dużo...
- Nie chcesz być ze mną, bo nie chcesz być przywiązana do osoby, której nie ma przy tobie??!- zapytał wkurzony.- Boisz się??!
- Zayn, to nie tak....- zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć:
- To jak??!! I tylko nie mów że nie możesz mi powiedzieć, bo nie ręczę za siebie...- warknął. Delikatnie wyswobodziłam nadgarstek z jego uścisku i dotknęłam jego policzka. Pod wpływem mojego dotyku przymknął oczy. Wspięłam się na palce i delikatnie musnęłam jego usta, a po chwili szepnęłam:
- Kiedyś ci to wytłumaczę, obiecuję.- i wpiłam się w jego wargi.

* Oczami Zayna *

- Kiedyś ci to wytłumaczę, obiecuję.- szepnęła po czym poczułem jej wargi na moich. Pocałowała mnie tak jak kiedyś, na samym początku. Odsunęła się ode mnie, a ja dalej stałem z zamkniętymi oczami. Po chwili otworzyłem je tylko po to, by zobaczyć tył jej auta, jadącego w stronę wyjazdu...

* Oczami Louisa *

Byłem dokładnie na tej samej polanie, gdzie kilka dni temu prawie nie umarliśmy. Tylko tym razem stałem z boku , widząc wszystko ale nie uczestniczyłem w wydarzeniach. Widziałem jak te trzy potwory, rzucają zaklęcie i cała nasza czwórka  upada na ziemię. No właśnie czwórka.... Gdzie jest Niall?? W pewnym momencie, na środek wybiegła... Aria. Chwilę kłóciła się z nimi, a później uniosła ręce do góry i zaczęła wymawiać jakieś tajemnicze słowa. Potwory znikły, a ona przerwała czar. Nagle ktoś krzyknął że Zayn nie żyje. Dziewczyna szybko pobiegła do niego i odsunęła Nialla. Po chwili wymawiała zaklęcie, aż serce mojego przyjaciela znów zaczęło bić. Zachwiała się delikatnie. Wiedziałem, że zaraz upadnie. Niall wziął ją na ręce i zabrał z polany, a ja poczułem, że znikam. Spadałem w dół.

Obudziłem się zlany potem. Ten sen... To na pewno nie by przypadek. To musi coś znaczyć. Tylko jeszcze nie wiem co, ale się dowiem. Napewno.
_________________________________________________________________________________
No więc, rozdział pisała Panna Horan, trochę długo jej zeszło. Jeszcze teraz dostała szlaban i nie ma jak go dodać. Więc ja zabrałam się i napisałam kilka ostatnich słów. Ogólnie to przepraszam za duże odstępy czasowe. Poprawimy się. Obiecuję.
Przepraszam za błędy, nie mam za bardzo czasu ich sprawdzać. Jutro sprawdzian z angielskiego. Kartkówka z biologi i niemieckiego. Jednym słowem koszmar.















Parabatai