Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.

Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.

sobota, 28 grudnia 2013

Część 1. Rozdział 2.


 Przykryłam się kołdrą. Już prawie spałam, gdy...

Usłyszałam jak telefon, oznajmia że przyszedł SMS. Odblokowałam go i kliknęłam w ikonkę wiadomości.

Od: Zayn 

Dobranoc. 

Przeczytałam tego SMSa dwa razy i z uśmiechem na twarzy napisałam.

Do: Zayn

Dobranoc. Dziękuje za wspaniały wieczór.

Od: Zayn

Cieszę się że ci się podobało. :)

Do: Zayn 

Naprawdę było miło... No może oprócz tego wypadku na koniec ;), ale po za tym było naprawdę fajnie. 

Od: Zayn

To zobaczysz co będzie jutro. Ale teraz idź spać. Będziesz potrzebowała jutro dużo energii.

Do: Zayn

Dobranoc... I do jutra.

Od: Zayn

Dobranoc.



Odłożyłam telefon na półkę koło łóżka i ułożyłam się wygodniej. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza. 

                                

Obudził mnie zapach gofrów. Podniosłam się, poszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Czemu zawsze po przebudzeniu wyglądałam jak potwór spod łóżka? Moje włosy wyglądały jakby zaczęły żyć własnym życiem. Sterczały we wszystkie strony, tworząc okropne kołtuny.
Usłyszałam dźwięk, oznajmiający, że mam nową wiadomość. Szybko sięgnęłam po telefon.
Od: Zayn
Będę po ciebie za godzinę. 
Do: Zayn
W takim razie do zobaczenie :)
Od: Zayn
Do zobaczenia :* Już się nie mogę doczekać
Zeszłam na dół mając nadzieję, że został dla mnie chociaż jeden gofr. Jednak zastałam tam tylko stertę brudnych talerzy. Wygląda na to, że wszyscy wyszli i zostawili mnie samą. Nie zepsuło to mojego dobrego nastroju. Dzisiaj nic nie mogło mi go zepsuć. Wiem, że mieliśmy próbować żyć normalnie, ale nie miałam na to czasu. Wystarczyło machnąć ręką i wszystkie talerze leżały, czyste i suche, w szafkach. Przygotowałam sobie szybkie śniadanie i już po chwili znowu stałam przed lustrem.
Następne piętnaście minut spędziłam nakładając makijaż, na moją śliczniusią twarzyczkę. Zdecydowałam się na naturalny wygląd, pomalowałam tylko usta, delikatnym, różowym błyszczykiem.
Ubrałam się. Chciałam ładnie wyglądać, ale jednocześnie tak, żeby nie pokazać mu ile ślęczałam przed szafą wybierając strój. Jak na środek lata, było dzisiaj dosyć chłodno. Postanowiłam związać włosy w koka. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze co najmniej piętnaście minut. Umyłam zęby, dokładnie szorując i pozbywając się resztek ze śniadania. Wyglądałam zajebiście. Mój telefon zawibrował w mojej kieszeni.
Od: Zayn
Czekam na ciebie... 
Podbiegłam do okna i zobaczyłam, że faktycznie stoi na podjeździe. Był nieziemski...
Zauważył mnie. Patrzył prosto na mnie. Uśmiechnął się szelmowsko i pomachał mi. Odmachałam mu i ze śmiechem zeszłam po schodach. Wychodząc z domu starannie zamknęłam drzwi. Nigdy nie wiadomo co się tu przypałęta. 
Kiedy przekręcałam klucz w zamku, Zayn objął mnie w talii i wymruczał mi do ucha:
-Gotowa na najlepszy dzień w twoim życiu?
-Pewnie, ale najpierw spędzę cały dzień z tobą - odpowiedziałam niewinnie. 
-Ty mała... lepiej uważaj- zagroził.
-Bo co mi zrobisz?- wystawiłam mu język.
-Chcesz się przekonać?
-I tak nic mi nie zrobisz- stwierdziłam uśmiechając się cwaniacko.
-Nie...? To patrz- powiedział i przerzucił mnie sobie przez ramię.
-Postaw mnie na ziemi- zażądałam, uderzając go pięściami w plecy.
-Niedoczekanie twoje- zachichotał ciesząc się z własnej pomysłowości.
Ruszył w stronę ogrodu. Wiedziałam co chciał zrobić . Jakieś dziesięć metrów dalej było oczko wodne. Wyobraziłam sobie jak zimna musi być w nim woda.
-Nie, tylko nie to! Błagam, zlituj się! Przeziębię się i co wtedy?- zaczęłam lamentować.
Postawił mnie na kamieniu, na brzegu sadzawki, tak, że moje oczy były na równo z jego pięknymi tęczówkami. Położyłam ręce na jego ramionach, żeby utrzymać równowagę. Wlepiał we mnie swoje spojrzenie, a ja bez zażenowania patrzyłam mu prosto w oczy.
Przybliżył się do mnie nieznacznie. "Nareszcie. Może w końcu nikt nam nie przeszkodzi"- pomyślałam. Za każdym razem jak chciał mnie pocałować, coś szło nie tak. Albo James nam przeszkodził, albo jakiś facet w kinie oblewał mnie napojem. Może w końcu tym razem nam się uda.
Objął mnie rękami, przyciągając jeszcze bliżej do siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Między nami nie było już żadnej przestrzeni. Nasze ciała ściśle do siebie przylegały. Przybliżył swoją twarz do mojej, a ja w odpowiedzi delikatnie rozchyliłam usta. Byliśmy tak blisko, że czułam jego miętowy oddech. Zbliżył się jeszcze odrobinę i...
-Aria!- usłyszałam głos Alex.
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. W tej samej chwili poślizgnęłam się na kamieniu i straciłam grunt pod nogami. W ostatniej chwili, gdy już miałam wpaść do wody, Zayn mnie  złapał. Z łatwością podniósł mnie do pionu.
-Dziękuje- powiedziałam, mocniej ściskając jego ramiona.
Odsunęliśmy się od siebie. Powoli ruszyliśmy w stronę podjazdu, gdzie czekała na nas Alex. Miałam ochotę ją zabić. Byliśmy tak blisko, ale nie, ona musiała się odezwać. Stanęłam naprzeciw dziewczyny i zapytałam:
-Czego chcesz?
-A nie niczego. Po prostu zastanawiałam się czyje to auto- powiedziała wskazując na samochód Zayna. Przeniosła wzrok na chłopaka.- Przeszkodziłam wam w czymś?
Miałam ochotę ją udusić. Na pewno doskonale wiedziała co robiliśmy i celowo nam przeszkodziła. Z podjazdu był świetny widok na ogród.
-Nie, w niczym -odpowiedzieliśmy jednocześnie.
-To my znikamy- powiedziałam i pociągnęłam Zayna za sobą.
Chłopak otworzył przede mną drzwi do auta i zamknął je za mną . Zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen.Bez słowa wsiadł do auta i odpalił. Zapięłam pasy, zrobił to samo.
*oczami Zayna*
Odpaliłem samochód i wyjechaliśmy na drogę. Odetchnąłem z ulgą, gdy dom zniknął mi z oczu. Nie wiem dlaczego, ale coś w tym domu mnie przerażało. Czułem się w nim nieswojo.
Spojrzałem przelotnie na dziewczynę siedzącą obok mnie. Bez większego zainteresowania patrzyła przez okno. Skarciłem się w duchu. "Świetny początek dnia- pomyślałem ironicznie -nie ma to jak niezręczna cisza". Musiałem coś wymyślić. Cokolwiek. Wszystko lepsza niż ta wszechobecnie panująca cisza.
-Kim była ta dziewczyna?- zagadnąłem.
-Alex?- odwróciła się w moją stronę -to moja przyjaciółka.
-I mieszkacie razem?
-No... tak- odparła.
I znów cisza. Nie wiedziałem co powiedzieć, na szczęście ona mnie wyręczyła:
-Gdzie jedziemy?
-Nie powiem ci- oznajmiłem -to ma być niespodzianka, a nie będzie nią jak się dowiesz.
-Ale proszę- dotknęła mojego ramienia. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. -powiedz.
-Skoro tak ładnie prosisz... nie.
-No, ale zrozum- próbowała mnie przekonać. -Nie mogę tak po prostu dać się wywieźć, Bóg wie gdzie, jakiemuś facetowi, którego dopiero co poznałam.
-Cóż... chyba po prostu musisz mi zaufać- jej ręka zjechała na moją dłoń.
-Ufam ci- szepnęła,a  potem mruknęła coś tak niewyraźnie, że nie zrozumiałem.
-Możesz powtórzyć?
-Co?- spytała głupkowato.
-To co przed chwilą powiedziałaś.
-To nic ważnego- machnęła ręką.
-Jednak chciałbym wiedzieć.
-To może mały układ? Ty mi powiedz gdzie jedziemy, a ja powtórzę to co mówiłam- grała niewiniątko, ale wiedziałem, że jest sprytna jak lisica.
-Kuszące- uśmiechnąłem się -ale niestety muszę odmówić.
Zrobiła smutną minę. Jednak ja byłem nieugięty. Powoli dojeżdżaliśmy na miejsce. Zwolniłem szukając miejsca parkingowego. Miałem świetny plan. Od portu dzieliło nas dwie minutki spaceru lasem. Zatrzymałem samochód, obszedłem go dookoła i otworzyłem przed nią drzwi. Powoli, szliśmy ścieżką. Aria wciąż rozglądała się dookoła próbując odgadnąć cel naszej podróży.
Zbliżaliśmy się do celu.
-Zamknij oczy- rozkazałem.
-Co? Dlaczego?- zapytała.
-Nie chcę żebyś za wcześnie zobaczyła co wymyśliłem- a kiedy zobaczyłem, że chcę zaprotestować, dodałem -zgódź się, proszę- spojrzałem na nią błagalnie.
-No dobra- ustąpiła - ale jak się wywalę i złamię sobie nogę...
-Będę cię pilnował- przerwał jej groźbę.
Zamknęła oczy. Spojrzałem na nią, a uśmiech sam wypełzł na moją twarz. Z zamkniętymi oczami wyglądała tak uroczo i bezbronnie. Miałem ochotę wziąć ją w ramiona i nigdy nie wypuścić. Chciałem ją obronić przed całym złem tego świata.
Złapałem ją za rękę i miałem iść dalej, ale po chwili namysłu stwierdziłem, że dziewczyna na pewno nie wytrzyma i będzie podglądać.  Zamyśliłem się. Co tu zrobić? Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z nich czarną bandanę Harrego. Widocznie włożył ją tutaj, gdy w  zeszły piątek pożyczył sobie, bez pytania, moją kochaną kurtkę.
Zasłoniłem nią oczy Arii.
-Co ty robisz?- zapytała.
-Upewniam się, że nie będziesz podglądać- odpowiedziałem, zawiązując bandanę z tyłu jej głowy- i gotowe.
Złapałem ją za rękę i poprowadziłem ścieżką. Byliśmy coraz bliżej. Przeszliśmy po drewnianym mostku  i weszliśmy na pokład.
Ściągnąłem bandanę z jej oczu.
*oczami Arii*
Zdjął bandanę i moim oczom ukazała się średnich rozmiarów jacht. Oniemiałam. Spojrzałam na niego.Uśmiechnął się i ścisnął moją rękę mocniej. Zaprowadził mnie do środka. Wnętrze też było piękne. Stały tam białe kanapy i szklany stoliki. Na ścianach wisiały różne, kolorowe obrazy i zdjęcia. Przyjrzałam im się dokładniej. Na każdym był on z resztą zespołu. Wszędzie One Direction. Można by tu zwariować. Miałam wrażenia, jakby postacie ze zdjęć bezustannie się na mnie gapiły.
Zayn usiadł na kanapie i poklepał miejsce koło siebie. Usiadłam obok, ale jednocześnie tak daleko jak się dało. Nie to żebym się go bała, albo żebym obawiała się bliskości. Przerażało mnie to, jak się przy nim czułam.
-Spędzimy tu cały dzień?- zapytałam.
-Nie cały- odparł.
Zrobiło się trochę niezręcznie i wtedy do kabiny wszedł jakiś mężczyzna.
-Możemy ruszać- oznajmił, na co Zayn tylko skinął głową. Nawet na chwilę nie odwrócił ode mnie wzroku.
-No to...co porobimy? -zaczęłam nerwowo bawić się palcami.
-Chciałbym cię bliżej poznać- powiedział -dowiedzieć się czegoś o tobie.
-No to możemy... porozmawiać.
-Okej- przysunął się bliżej, a ja odsunęłam się troszkę- jaki jest twój ulubiony kolor?
-Przecież takie rzeczy zmieniają się codziennie!- zachichotałam.
-No to jaki jest twój ulubiony kolor na dzisiaj?
-Hmmm... brązowy- powiedziałam.
"Jak twoje oczy"- dodałam w myślach, ale nie odważyłam się tego powiedzieć na głos.
-Brązowy?- a kiedy potwierdziłam, zadał kolejne pytanie- co robisz w wolnym czasie?
-Lubię malować- oświadczyłam -lubię czytać, słuchać muzyki. Uwielbiam długie spacery, szczególnie w nocy, przy świetle księżyca- a kiedy popatrzył na mnie jak na wariatkę dodałam -obserwuję gwiazdy. A ty co lubisz robić?
-Lubię śpiewać,  lubię tańczyć, choć nie twierdzę, że umiem- zacytował mnie, a  ja spłonęłam rumieńcem- lubię biegać rano, chodzić na siłownie wieczorami.
Spojrzałam na jego ramiona i tors. Było wyraźnie widać zarys mięśni pod koszulką. Nie dało się nie zauważyć, że chodzi na siłownię. Podniosłam wzrok.Zauważył, że się gapiłam. Patrzył prosto na mnie i uśmiechał się głupkowato.  Moja twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
Przybliżył się do mnie, a ja, znowu, odsunęłam się. Niestety zapomniałam, że kanapa też się gdzieś kończy i runęłam na podłogę. Upadłam na tyłek i cichy jęk wydostał się z moich ust.
Zazgrzytałam zębami ze złości, gdy Zayn zaczął się głośno śmiać. Wstałam i jednym, szybkim ruchem zepchnęłam go z kanapy. Przestał się śmiać. Zadowolona z siebie rozsiadłam się na kanapie.
-Mała, teraz to przesadziłaś- zagroził, wstając z podłogi.
Uśmiechnęłam się szeroko widząc jego złą minę.
-Dobrze ci tak- oświadczyłam.
Moja radość nie trwała długo. Chłopak, w odwecie, pociągnął mnie za nogę, tak, że znów zleciałam z kanapy. Jednak tym razem upadek nie skończył się na twardej podłodze. Wylądowałam dokładnie na nim. Chciałam z niego jak najszybciej zejść, jednak nie pozwolił mi na to. Jego ręce oplotły mnie mocno w talii. Leżałam płasko na Zaynie, z głową na jego piersi.
Próbowałam się wyswobodzić z jego niedźwiedziego uścisku, ale uniemożliwił mi to. Wyglądał na bardzo zadowolonego z sytuacji.
No, dobra, nie to, że mi się nie podoba. Cóż poradzić? Zayn jest nieziemsko przystojny, umięśniony, a w dodatku nie jest tylko pustą twarzyczką. Jest inteligentny, zabawny i sympatyczny, i...
Moje rozmyślania zostały przerwane, gdy chłopak przekręcił nas tak, że to on był na górze. Pochylił się nade mną, czułam na szyi jego gorący oddech.
-Wygrałem- wyszczerzył się, pokazując dwa rzędy, niesamowicie białych i lśniących zębów -ja tu rządzę mała.
-Jeszcze się zobaczy- pokazałam mu język.
Popatrzył się na mnie z udawaną "złą" miną. I nagle... zaczął mnie łaskotać. Jak dzieciak. Śmiałam się na cały głos i próbowałam uwolnić od niego, ale nadal byłam pod nim.
-Dobrze, dobrze!- krzyczałam- Ty tu rządzisz!
-I zrobisz wszystko co ci każe?- zapytał wesoło, przestając mnie łaskotać.
-Tak- wysapałam, od łaskotania rozbolał mnie brzuch -obiecuję.
Puścił mnie i wstał. Wyciągnął w moją stronę dłoń, pomagając mi wstać. Usiedliśmy na kanapie. Odruchowo zajęłam miejsce jak najdalej od niego. Popatrzył na mnie z naganą i pokręcił karcąco głową.
-Miałaś robić wszytko co ci każe-przypomniał- a ja chcę żebyś usiadła bliżej- niechętnie się przysunęłam, miedzy nami ciągle była spora odległość.
-Bliżej- przysunęłam się jeszcze troszkę.
-Bliżej- powtórzył rozkaz, a ja go wykonałam.
-Jeszcze troszeczkę- poprosił.
Siedzieliśmy ramię w ramię.
-Jeszcze odrobinkę- powiedział, a ja poczułam jego ciepły oddech na szyi.
-Jeśli przesunę się jeszcze trochę, to usiądę na tobie- a oczywiście tego nie chciałam, chociaż...
-Bliżej- powtórzył szczerząc zęby.
A co tam, raz się żyje. Usiadłam na jego kolanach i oparłam głowę na jego szerokiej, umięśnionej piersi.
-Co teraz?- zapytałam potulnie.
-Teraz mogłabyś mnie poca...
I właśnie w tej chwili drzwi się otworzyły, a do pokoju wszedł mężczyzna w stroju marynarza.
Lekko się zaczerwienił, gdy zobaczył mnie i Zayna w takiej pozycji. Mogę się założyć, że po jego głowie zaczęły krążyć brudne myśli. Mężczyźni!!! Tylko jedno im w głowie. Zmieszana chciałam zejść z chłopaka i usiąść obok, ale mi nie pozwolił.
-Czego chciałeś- spytał Zayn zawstydzonego mężczyznę.
-Eeee... no... ja... chciałem powiedzieć, że... jesteśmy na miejscu- jąkał się.
-Aha, dziękuje, możesz iść- odparł Zayn.
Tamten tylko skinął głową i wyszedł szybko.
-Gdzie jesteśmy?- zwróciłam się do chłopaka, który mocno mnie trzymał.
-Sama zobaczysz- powiedział.
Wstałam. On zrobił to samo. Złapał mnie za rękę i poprowadził na górny pokład. Zeszliśmy na ląd. Rozglądałam się dookoła, ciekawa co wymyślił. Rozpoznawałam to miejsce. Wszędzie pełno zieleni i te wspaniałe rośliny...
-Kew Gardens - szepnęłam, nie zdając sobie sprawy, że głośno myślę.
-Byłaś już tutaj?
Pokiwałam głową na tak. Byłam tutaj z rodzicami. To zdarzyło się tak dawno. Poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy. Jedyna, miła chwila spędzona z nimi, którą pamiętam. "Uspokój się"- nakazałam sobie w myślach. Widziałam katem oka, że Zayn mi się przygląda zaniepokojony.
- Wszystko w porządku- zapewniłam go -po prostu... ostatni raz byłam tu jeszcze z rodzicami, gdy żyli. Nie przejmuj się. To już nic nie znaczy.
-Wręcz przeciwnie- powiedział Zayn -rozumiem, że to miejsce przywołuję wspomnienia. Jeśli chcesz możemy pójść gdzie indziej.
-Nie- pokręciłam głową. Mój wewnętrzny spokój powrócił, ale wiedziała, że niewiele trzeba bym się rozkleiła na dobre.- Zawsze lubiłam to miejsce, wiążą się z nim same dobre wspomnienia.
-Jakby coś było nie tak, to wystarczy powiedzieć- oznajmił patrząc i w oczy. Teraz to na serio się wzruszyłam. Był dla mnie taki dobry, dbał o mnie i o moje uczucia...
Wolno spacerowaliśmy alejkami. Rozglądałam się dookoła jak oczarowana. Róże, rosnące wzdłuż ścieżki, wyglądały jak wielki, kwietny dywan. Wiele się zmieniło od czasu gdy byłam tu ostatnio, oczywiście na lepsze.
Weszliśmy do olbrzymiej szklarni. Nagle coś mnie tknęło, byliśmy zupełnie sami, tylko my i kilka roślinek.
Spojrzałam na mojego kopana. Instynktownie wiedziałam, że pomyślał o tym samym. Jego oczy błyszczały wesoło, gdy się do mnie przysunął. Nerwowo rozejrzałam się dookoła. A co jeśli zaraz wyskoczy jakiś debil z colą i znowu skończę mokra. Jednak nic takiego się nie stało i mogłam odetchnąć spokojnie. Powróciłam myślami do Zayna. Chłopak pogładził mnie po policzku. Moim ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz. Uśmiechnęłam się niepewnie. Z jednej strony cholernie pragnęłam tego pocałunku, a z drugiej bałam się jak to będzie. Nie miałam dużego doświadczenia w całowaniu. Bycie czarownicą nie sprzyja związkom.
Musnął delikatnie moje usta swoimi. Przyciągnął mnie bliżej siebie. Nasze ciała ściśle do siebie przylegały. Pocałował mnie w szyję, jęknęłam cichutko. Nasze usta zetknęły się po raz drugi. Zayn przejechał językiem po mojej wardze. Lekko rozchyliłam usta, a on potraktował to jako zaproszenie. To było takie naturalne, wszystkie obawy zniknęły. Była tak jakby reszta świata nie istniała. Tylko on i ja.
Delikatnie przygryzłam jego wargę, na co chłopak mruknął zadowolony. Odsunęliśmy się od siebie. Oboje potrzebowaliśmy zaczerpnąć powietrza.
-Wow -zdołałam z siebie wydusić.
-No, wow- poparł mnie.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, trzymając się za ręce. Nasze oddechy powoli wracały do normy. Ta chwila była piękna i zapamiętam ją na zawsze.
-W końcu nam się udało- oznajmił, uśmiechając się do mnie.
-Mhhhmm- mruknęłam -i nadal jestem sucha.
Zaśmiał się. Wyszliśmy z szklarni powoli kierując się w stronę przystani. Nagle wpadłam na pomysł.
-Pobawmy się w chowanego! -dobra, wiem, to strasznie dziecinne, ale nie mogłam się powstrzymać. Nie oceniajcie.
-W chowanego?- zapytał Zayn, marszcząc swoją przystojną twarzyczkę.
-No- spojrzałam na niego błagalnie -ja się schowam, a ty spróbujesz mnie znaleźć.
-Okej- powiedział patrząc na mnie pobłażliwie, jak na dziecko -liczę do dwudziestu.
Ruszyłam biegiem w stronę najbliższych zarośli.
-Jeden, dwa, trzy... -dobiegł mnie głos Zayna.
Przede mną pojawiło się wielkie drzewo, niewiele by brakowało żebym wpadła prosto na nie. Miałam biec dalej, ale to była taka dobra kryjówka. Wspięłam się na nie bez problemu. Po gałęziach drzewa poruszałam się sprawnie jak wiewiórka.
-Dziewiętnaście, dwadzieścia, szukam!!!- krzyknął Zayn. Po chwili zobaczyłam jak przechodzi pod drzewem. Nawet na mnie nie spojrzał.
Gdy się oddalił zeszłam niżej, zwiesiłam się a gałęzi i zeskoczyłam. Rzuciłam się biegiem w krzaki, ale było już za późno. Ktoś (czytaj Zayn) złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Przytulił mnie od tyłu. Wtulił twarz w moje włosy.
-Gratulacje, znalazłeś mnie- powiedziałam, wyrywając się z uścisku.
-Pamiętaj- powiedział przyciągając nie do siebie- nigdzie się nie ukryjesz. Zawsze cię odnajdę.
-Mam wrażenie, że nie mówimy już o zabawie w chowanego- stwierdziłam, niszcząc romantyczny nastroj.
-Bo nie mówimy- odparł całkowicie poważnie. -Nawet jeśli schowasz się na dnie oceanu. Pamiętaj. Ja zawsze cię odnajdę.
-To dobrze- szepnęłam -ale ja nie zamierzam się przed tobą chować.
Staliśmy w ciszy, patrząc się na siebie i stalibyśmy pewnie jeszcze długo, ale...
-To Zayn Malik!!!- pisnęła jakaś nastolatka i natychmiast dziesiątki głów zwróciło się w naszą stronę.
Zayn chwycił mnie mocno za rękę i zaczęliśmy uciekać. W ostatniej chwili, zanim dobiegła do nas zgraja dziewczyn, skoczyliśmy w krzaki. Fanki Malika przebiegły koło nas.
Jak tylko się oddaliły, udaliśmy się prosto na jacht.
-Ale masz wzięcie- zadrwiłam z niego, wchodząc na pokład.
-No wiesz- wypiął dumnie pierś -ciężko się oprzeć takiemu ciałku.
-Jakoś mi się udaje- oznajmiłam, a jemu zrzedła mina.
-Och, doprawdy?- stanął naprzeciw mnie.
Jego ręce zaczęły delikatnie gładzić moje ramiona. Obrysował palcem moją twarz.
Lekko się zachwialiśmy gdy jacht ruszył. Wykorzystałem ten moment, żeby mu uciec. Podeszłam do barierki bezpieczeństwa i wychyliłam się za nią. Spoglądałam na delikatne fale. Nagle poczułam czyjeś ręce na biodrach.
-Co ty wyprawiasz?- odwróciłam się do niego, unosząc jedną brew.
-Pilnuję żebyś nie wypadła- zgrywał niewiniątko.
-Lepiej pilnuj swoich rączek- poradziłam przesłodzonym głosikiem- bo możesz je stracić.
Zbytnio się nie przejął moją groźbą. Jego ręce nie zmieniły swego położenia. Wiatr owiewał moją twarz. Odwróciłam się tak, by stać z Zaynem oko w oko. Wyglądał na zamyślonego. Tak uroczo zmarszczył brwi.
-Coś cię trapi?
-Na serio ci się nie podobam?- zapytał całkiem poważnie.
-Co?- zapytałam otwierając szeroko usta ze zdziwienia.
-No, powiedziałaś, że ci się nie podobam.
-Jejku, Zayn -powiedziałam, przeglądając w pamięci naszą rozmowę -nie o to mi chodziło. Nie twierdzę że mi się nie podobasz, bo uhmm...- zarumieniłam się -no bo naprawdę uważam, że jesteś niesamowicie przystojny.
-Aria, ale czy ja PODOBAM się TOBIE?- zapytał.
-No, tak, strasznie mi się podobasz- mruknęłam, spuszczając wzrok an swoje stopy.
-Słucham? Niedosłyszałem- posłał mi swój łobuzerski uśmiech.
-Podobasz mi się!!! Zadowolony?- zarumieniłam się i odwróciłam w drugą stronę.
-Czekaj -zatrzymał mnie- nie ma się co wstydzić, skarbie- dalej nie patrzyłam na niego -jeśli to ci poprawi nastrój to wiedz, że ty też mi się bardzo podobasz.
-Jak bardzo?- zapytałam grając niewiniątko.
-Tak bardzo, bardzo- powiedział zmysłowo.
-To dobrze.
Zayn spojrzał na coś za moją głową.
-Patrz- powiedział pokazując na coś za mną. Odwróciłam się we wskazanym kierunku. Przepływaliśmy pod Tower Bridge. Widok był cudowny. Dwie wieże skąpane w blasku popołudniowego słońca. Minęliśmy je, a ja jeszcze długo oglądałam się w tył.
Zatrzymaliśmy się przy brzegu, daleko od centrum miasta. Razem z Zaynem zeszliśmy na ziemię. Nigdzie się nie spieszyliśmy. Czas się nie liczył.
Gdy wychodziliśmy na główną ulicę Zayn założył okulary przeciwsłoneczne, a ja parsknęłam śmeichem. Jeśli myślał, że nikt go nie rozpozna, to napewno grubo się mylił. Zaraz pojawiło się kilkadziesiąt dziewczynek proszących o autograf i zdjęcia. Zayn spojrzał na mnie przepraszająco, a ja uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Rozumiałam przecież, że fanki są ważne dla zespołu. Usiadłam na ławce i obserwowałam ich z pewnej odległości. Dziewczyny rzucały się Zaynowi na szyję i tuliły się do niego. Rozumiałam, że na tym polega jego praca. Mimo to poczułam ukłucie zazdrości. Niektóre z nich były bardzo ładne, sto razy ładniejsze niż ja.
Ktoś zajął miejsce koło mnie. Nawet nie zwróciłam na niego uwagi.
-Cześć ślicznotko- zagadnął . Niechętnie odwróciłam wzrok od Zayna, by na niego spojrzeć.
-Hej- mruknęłam, przyglądając mu się dokładnie -znamy się?
-No co ty- powiedział z udawanym oburzeniem - nie pamiętasz kolegi z ławki?
-Lucas?!?- wykrzyknęłam. Tak dawno go nie widziałam.
-Czyli jednak pamiętasz?- wyszczerzył się -Co tam u ciebie słychać?
-Wszystko w porządku- odpowiedziałam uśmiechając się. -Tak dawno cię nie widziałam. Gdzie się podziewałeś?
-Podróżowałem po Europie. Widziałem Paryż i Rzym, i Lazurowe Wybrzeże- kego oczy rozbłysły na wspomnienie tamtych miejc. -Jesteś tu sama?
-Nie, spędzam dzień z kolegą.
-To gdzie on się podział?
-Czy to przesłuchanie?- zażartowałam. -Tam stoi- wskazałam na Zayna, który pozował do zdjęcia z grupką dziewczyn.
-Niezłego masz przyjaciela, to są jakieś inne jego PRZYJACIÓŁKI?- mocno podkreślił ostatnie słowo.
-Haha bardzo śmieszne- spojrzałam na niego z politowaniem -może też byś tak chciał? Dziesiątki dziewczyn kleiących się do ciebie.
-Mi wystarczyłaby tylko jedna- powiedział- a tak na serio o co chodzi z tymi wszystkimi panienkami?
-To jego fanki- widząc pytające spojrzenie Lucasa wytłumaczyłam- jest sławny- dalej nie kojarzył.- Należy do boysbandu, One Direction? Mówi ci to coś?
-A tak, tak, coś słyszałem- wymamrotał nie odrywając ode mnie wzroku. Poczułam się trochę niezręcznie.
-Mniejsza z tym- machnęłam ręką - lepiej opowiadaj jak ci się wiedzie?
-Dobrze, miło, że pytasz- odparł -zarobiłem trochę kasy, otwieram sklepik na obrzeżach miasta. Zobaczymy, może coś z tego będzie.
-Napewno się uda. Zawsze miałeś głowę do interesów.
-A tam, a ty co planujesz?
-Narazie nic.
*oczami Zayna*
Nareszcie. Pozbyłem się fanek. Ręka mnie boli od podpisywania się. Rozdałem chyba ze sto autografów. Zapozowałem do niezliczonej ilości zdjęć.
Było mi głupio, że musiałem zostawić Arię. Właściwie to gdzie ona się podziewa? Rozjerzałem się dookoła szukając mojej słodkiej, małej towarzyszki. Zauważyłem ją. Siedziała sobie na ławce. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale szybko zniknął. Rozmawiała z jakimś chłopakiem. Wiem, że nie mam do tego prawa, w końcu nie jest moją własnością, ale poczułem się zazdrosny. Aria przytuliła chłopaka, a ja zazgrzytałem zębami ze złości. Na szczęście chłopak sobie poszedł. Wziąłem kilka głębokich wdechów i podszedłem do Arii.
-Przepraszam, że to tak długo trwało- powiedziałem.
-Nie szkodzi. Znalazłam sobie towarzystowo- oznajmiła jakby nigdy nic.
-Zauważyłem- aż skrzywiłem się, karcąc samego siebie, za to w jaki sposób to powiedziałem. Na pewno to zauważyła.
-A co, zazdrosny jesteś?
-Tak- przyznałem po prostu. -Kto to był?
-Lucas, mój przyjaciel ze szkoły.
Nie poprawiło mi to nastroju. Okej, nie był jej chłopakiem ani nic. Ale denerwowało mnie, że nazwała go przyjacielem a nie kolegom. Może faktycznie przesadzam i może zachowuję się jak głupi nastolatek, ale cóż poradzić. Nie zmienię swoich uczuć.
Zaproponowałem żebyśmy się udali na obiad, a ona się zgodziła. Nie miałem jednak zamiaru iść na piechotę. Jeszcze jeden tłum fanek i oszaleję. Ludzie, ja też potrzebuję trochę prywatności. Kupiliśmy bilety i wsiedliśmy do piętrowego autobusu. Zajęliśmy miejsca na górze. Do restauracji daleka droga.
-Znowu coś ci nie pasuje? -zapytała drażliwie.
-Nie, wszystko wporządku- skłamałem, byłem naprawdę niezadowolony z jej spotkania z Lucasem- o czym rozmawialiście?
-O podróżach- odpowiedziała beznamiętnym głosem.
-O podróżach?
-No tak, bo Lucas podróżuje po Europie.
-Aha, to fajnie...
-I nie musisz być o niego zazdrosny- mruknęła.
-Jak mam nie być zazdrosny kiedy nazywasz go swoim "przyjacielem" i mówisz o nim w TEN sposób- syknąłem.
-Co masz na myśli mówiąc w "TEN sposób"?
-Mówisz o nim jakby był nie wiadomo kim- burknąłem i zaraz tego pożałowałem.
-A co nie wolno mi!?!- wybuchnęła. -Myślisz, że masz jakieś prawa żeby nakazywać mi jak mam mówić i o kim?!? Myślisz, że możesz mną rządzić?!? Otóż nie!!!
Krzyczałaby na mnie jeszcze długo, ale zdała sobie sprawę, z tego, ze wszyscy się na nas gapiąm więc usiadła, lekko się czerwieniąc. Odwróciła się ode mnie z obrażoną miną. Może faktycznie trochę przesadziłem. Zachowałem się jak totalny idiota. Nie mam żadnych praw do bycia zazdrosnym. Jednak gdzieś z tyłu mojego umysłu odezwał się głos. Znacie to uczucie kiedy z jednej dtrony jest to co powinniście zrobić, a z drugiej to czego chcecie? Tylko, że tym razem to co powinienem zrobić, było tym co chciałem zrobić.
Jednak nie była mi dane wypowiedzieć swoich mysli na głos. Autobus się zatrzymał.
-Wysiadam- oświadczyła Aria, próbując mnie ominąć.
-Aria, obiecuję, że ci to wytłumaczę.
-Tu nie ma nic do tłumaczenia- odparła.
Wyszła z autobusu i ruszyła ulicą w stronę parku. Bez namysłu ruszyłem za nią. Przeciskałem się przez tłum ludzi. Wszedłem do parku i zacząłem chodzić alejkami. Nigdzie jej nie zauważyłem. Zrezygnowany usiadłem na ławce koło jakiejś starszej pani.
*oczami Arii*
Dość. Nie chcę żeby się tłumaczył. Nie będę go słuchać. Mam dość. Wpadłam do parku i ruszyłam ścieżką. Widziałam, że Zayn za mną idzie. Czy on nie mógłby odpuścić? Niewiele myśląc wskoczyłam w krzaki, ignorując pytające spojrzenie jakiejś staruszki.
Siedziałam cichutko, skulona i nasłuchwiałam. Zayn podbiegł do miejsca gdzie wcześniej stałam i rozglądnął się dookoła. Widocznie mnie nie zauważył. Usiadł na ławce koło starszej pani. Schował twarz w dłoniach.
-Coś cię trapi chłopcze?- zagadnęła go staruszka.
-Nie chę pani zadręczać swoimi problemami- odpowiedział kulturalnie.
-Och, dla mnie to żaden problem- uśmiechnęła się do niego -będzie mi miło jeśli zdołam ci pomóc.
-No bo...- zawachał się, ale i tak wiedziałam, że zaraz wszysto powie -poznałem dziewczynę, naprawdę ją lubię i wie pani jak to jest... Zachowałem się trochę jak idiota, zezłościł się na mnie, oświadczyła, że nie jest moją własnością i nie mam prawa być o nią zazdrosny, i zwiała. Myślałem, że ją dogonię, ale zniknęła mi z oczu.
-Wiesz, w moich czasach życie było trudniejsze, ale gdy ktoś kogoś kochał nie było żadnego ale- westchnęła głośno staruszka- bo kochasz tę dziewczynę co?
Wstrzymałam oddech czekając na odpowiedz. Zayn zamyślił się.
-Ja...- no wyduś to z siebie - zakochałem się w niej.
Staruszka pokiwała głową ze zrozumieniem.
Chciałam do niego wybiec, powiedzieć, ze też go kocham, że nie jestem zła, że wszystko jest okej, ale się powstrzymałam. Mógłby się troszkę zdenerwować,że podsłuchiwałam, albo zawstydzić.
-Wiesz chłopcze- powiedziała staruszka -wierzę, ze dziewczyna ci przebaczy. Nie poddawaj się. Musisz o nią walczyć. Napewno w końcu jej serce zmięknie.
-Mam nadzieję- wymamrotał Zayn -dziękuje pani i przepraszam, że panią zanudzam swoim życiem.
-Nie ma sprawy, życzę powodzenia.
Zayn uśmiechnął się i odszedł. Wyszłam ze swojej kryjówki. Gdyby nie to, że byłam w miejscu publicznym zaczęłabym tańczyć ze szczęścia. Otrzepałam spodnie, nogi trochę mi zdrętwiały od długiego trwania w niewygodnej pozycji. HHAHAHAHAHA!!!!!!!! Powiedział, że się we mnie zakochał. Cieszyłam się jak dziecko. Zaczęłam głośno chchotać. Staruszka popatrzyła się na mnie, a ja natychmiast się uspokoiłam.
-No już -posłała mi wymowne spojrzenie -goń go.
Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam za Zaynem. Jednak po chwili się zatrzymałam. Co mu miałam powiedzieć? Tak słonko, podsłuchałam twoją rozmowę z tą staruszką w parku. No wiesz, to było wtedy jak schowałam się przed tobą w krzakach.
Nie ma to jak dobra wymówka.
Jeśli pójdę i powiem, że od tak mu wybaczyłam uzna mnie za żałosną, albo zdesperowaną. Nie no, tak nie mogę zrobić. Moja duma mi na to nie pozwala.
Mój telefon zawibrował w mojej kieszeni. Wyciągnęłam go i sprawdziłam kto dzwoni. To był Zayn. Ręka lekko mi zadrżała gdy wcisnęłam "odbierz". Przyłożyłam telefon do ucha. Nie zdołałam jednak wydukać, chociażby marnego "tak, słucham".
-Aria?- odezwał się głos po drugiejh stronie telefonu.
-Je... Jestem- powiedziałam lekko się jąkając.
-Słuchaj, porozmawiajmy.
 Powoli szłam alejką.
-Rozmawiamy- odparłam.
-Ale nie w ten sposób- nalegał -powiedz mi gdzie jesteś to po ciebie przyjdę.
Nie to, że nie chciałam mu powiedzieć. Naprawdę pragnęłam z nim porozmawiać o pewnych sprawach. Po prostu nie wiedziałam gdzie jestem. Mieszkałam na obrzeżach Londynu, a w centrum bywałam naprawdę żadko. Właśnie wyszłam z parku.
-Wiesz naprawdę bym chciała, ale chyba się zgubiłam- przyznałam zawstydzona.
-Opisz miejsce w którym się znajdujesz- poprosił.
-No, właśnie wyszłam z parku, jestem w jakimś zaułku. Są tu różne domy, plac zabaw.
-Dobra, wiem gdzie mniej więcej jesteś- mówił do mnie jak do dziecka- widzisz przed sobą taką drogę, nie tę koło placu zabaw, tylko tę drugą, idz nią pod skrzyżowania i tam się spotkamy.
-Okej.
Szybkim krokiem ruszyłam ścieżką. Szczerze to okolica była przerażająca.
-Hej laleczko- zawołał na mnie jakiś pijany chłopak. Mógł mieć z osiemnaście lat.
Nie zareagowałam. Szłam dalej przed siebie i odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam, że Zayn już na mnie czeka. Wyciągnął do mnie ręce, a ja się do niego przytuliłam.
-Przepraszam -powiedzieliśmy jednocześnie, na co cichutko zachichotałam.
-Nie to ja przepraszam - znowu razem, znowu zachichotałam.
-Aria... ja... -próbował się tłumaczyć.
-To już nieważne -przerwałam mu.
Przytulił mnie tak mocno, że aż nie mogłam oddychać.
-Zayn dusisz- wysapałam próbując złapać oddech.
Odsunął się ode mnie, jednak dalej obejmował mnie ręką w talii.
-To co masz ochotę iść coś zjeść? -zapytał.
-Właściwie to nie jestem głodna.
-Okej, to może wrócimy na jacht i udamy się do przystanku numer trzy?
-Dobra, a co się kryje pod "przystanek numer trzy"?
-Zobaczysz- wyszczerzył się.
Pokręciłam głową z rozbawieniem. Czasami zachowywał się okropnie niedojrzale, ale właśnie za to go uwielbiałam.
Powoli szliśmy w stronę Tamizy, a on cały czas obejmował mnie ramieniem. Czułam się szczęśliwa. Na razie nie zamierzałam mu powiedzieć, że podsłuchałam jego rozmowę ze staruszka. Po co miałam niszczyć taką piękną chwilę.
Zastanawiałam się ile czasu spędziliśmy razem. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Przyjechał po mnie przed dziesiątą. Dziesięć godzin.
Pomógł mi wsiąść na jacht, który jakby tylko na nas czekał, zaraz ruszył, mknąc przez wody Tamizy.
Widok był naprawdę cudny. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Usiedliśm na małym kocyku, który ktoś rozłożył na dziobie. Nie powiem, nastrój był naprawdę super.
Siedzieliśmy bardzo blisko siebie. jego ręce obejmowały mnie. Położyłam głowę na jego ramieniu. Chciałabym móc zatrzymać tę chwilę na zawsze. Nie miałabym nic przeciwko, spędzając całą swoją wieczność z nim, tutaj, oglądając zachód słońca.
Niestety piękne momenty zazwyczaj szybko mijają i tym razem też tak było. Godzina płynięcia odczułam jak parę minut.
Widok zapierał dech w piersi. Londyn nocą był naprawdę piękny. My wyszliśmy zaraz obok London Eye. Nie zauważyłam tu ani jedenj żywej duszy. Było już zamknięte, mimo to Zayn zaprowadził mnie pod olbrzymie koło. Pomachał jakiemuś mężczyznie i wszystkie światła rozbłysły, z głosników poleciała muzyka. Wsiedlismy do jednej z kabin i kolejka ruszyła. Stałam patrząc na panoramę Londynu, ukrytego w ciemonościach.
Odwróciłam się do Zayna.
-Pięknie tu jest- spojrzałam mu prosto w oczy -dziękuje, ze mnie tu zabrałeś.
-Nie ma za co- uśmiechnął się, zbliżając do mnie.
Zatrzymał się tuż przede mną.
-To był najlepszy dzień w moim życiu- powiedziałam -jak ja ci się odwdzięcze?
-Znajdzie się jakiś sposób.
Pocałował mnie. To był całkowicie inny pocałunek niż ten pierwszy. Tamten był delikatny, nieśmiały, był jak próba poznania siebie, wybadania uczuć. Ten był zaborczy i namiętny. Zayn przyciągnął mnie jeszcze bliżej, dopilnowując, aby między nami nie pozostawić ani minimetra wolnej przestrzeni. Jego pocałunki przeniosł się z moich ust na szyję i kark. Jednak zaraz powrócił do mojej twarzy. Przerwaliśmy pocałunek, gdy zaczęło brakowac nam powietrza. Wtuliłam twarz w jego kurtkę, czekając, aż mój oddech się uspokoi.
-To już był drugi raz jak nikt nam nie przeszkodził- podsumował sytuację.
Księżyc tak pięknie świecił. Niedługo będzie pełnia.
Powoli zjeżdżaliśmy w dół.
Zayn pomógł mi wysiąść. Trzymajac się za ręce spacerowaliśmy brzegiem Tamizy, patrząc w niebo.
-Patrz!!!- wykrzyknęłam do Zayna pokazując palcem w górę. -Spadająca gwiazda, pomyśl życzenie.
"Chciałabym, żeby on, nieważne czy ze mną czy nie, odnalazł szczęście"- pomyślałam.
Weszliśmy na jacht i znów usiedliśmy na kocu. Patrzyłam jak Zayn przynosi kieliszki i otwiera wino. Tej nocy trochę wypiliśmy. No dobra, nie trochę, a raczej sporo.
-Wiesz- zaczął trochę niepewnie -od rana próbuję ci coś powiedzieć.
-No to mów- zachęcałam.
Zrobił pauze i podniósł się z kcoa. Ja także wstałam.
-Kiedy cię widzę, moje serce bije szybciej. Kiedy słyszę twój głos, mój umysł szaleje. Kiedy się śmiejesz, to jestem szczęsliwy, a keidy płaczesz, to jest mi smutno. Kiedy mnie dotykasz- splótł swoje palce z moimi -nie mogę myśleć. Zakochałem się w tobie i zanim coś powiesz to chciałbym zadać ci jedno proste pytanie. Chciałabyś zostać moją dziewczyną?
-Tak!!! Tak, tak, tak, tak!!!- zarzuciłam mu ręce na szyję.
Zaśmiał sie z mojej, może zbyt entuzjastycznej, reakcji.
-Zatańczy pani ze mną?- zapytał wyciągając dłoń w moją stronę.
-Nawet nie ma muzyki- odparłam uśmiechając się. Mimo tego co powiedziałam podałam mu rękę i wyszliśmy na środek pokładu.
-To nie problem.
Zaczął cicho śpiewać. Jego głos przenikał moje myśli. Od razu rozpoznałam piosenkę. Little things. To było taki słodkie. Okręcił mnie dookoła, śpiewając kolejne wersy piosenki.

Your hand fits in mine like it's made just for me

But bear this in mind it was meant to be.

And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.
And it all makes sense to me.
Czego więcej mogłabym chcieć od życia? Mam przy sobie najprzystojniejszego mężczyznę na ziemi. jestem w nim zakochana i to z wzajemnością. 
I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you're smile.

You've never loved your stomach or your thighs.


Zaczął śpiewać solówkę Liama. 

The dimples in your back at the bottom of your spine.

But I'll love them endlessly.

Przerwałam mu pocałunkiem. Resztę podróży spędziliśmy rozmawiając o różnych błachostkach. Opowiadałam mu o Alex i Hannie, o tym jak się poznałyśmy i postanowiłysmy razem zamieszkać. O moich rodzicach. On wyjawił mi kilka faktów ze swojego życia, o tym jak został członkiem One Direction, o swoim dzieciństwie.
Sporą część czasu przesiedzieliśmy w milczeniu. Położylismy się na kocu i patrzyliśmy na gwiazdy. Nikt nic nie mówił. Wystarczyło nam wzajemna bliskość, trzymanie się za ręce, patrzenie sobie w oczy.
Gdy jacht zatrzymał się w miejscu gdzie zostawilismy auto zabrałam swoje rzeczy, pożegnalismy sie z kapitanem i zeszliśmy an ziemię. Byłam już trochę śpiąca, a do domu bylo tak daleko.
Wsiedliśmy do auta. Miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczę to miejsce. 
-Dziękuję za wspaniały dzień- powiedziałam.
-Zawsze do usług- skręcił w jakąś drogę -szkoda, że muszę się z tobą rozstać.
-Przecież nie na zawsze.
-No tak, ale ja lubie gdy jesteś przy mnie- oznajmił poważnie.
-Muszę przecież, w końcu wrócić do domu- odpowiedziałam z lekkim żalem, ja też lubiałam byc z nim. 
-Nie musisz- obrócił się w moją stronę -możesz u mnie przenocować.
-Patrz na drogę- zwróciłam mu uwagę.
-No wez, niczego nie będę próbował- przekonywał mnie- mieszkam niedaleko stąd. Mógłbym wtedy pocałować cię na dobranoc, trzymać w ramionach, patrzeć jak śpisz...
-Nie masz mnie jeszcze dość?
-Nie- zaprzeczył. -Nigdy nie będę miał cię dość.
-Och- wzruszyłam się -wporządku, tylko muszę zawiadomić moją bandę, że nie wrócę na noc.
-Okej.
Szybko napisałam smsa do Jamesa:
"Nie wracam dzisiaj do domu na noc. Nie dzwoń, wyłączam telefon, całuski :***"
Do domu Zayna faktycznie nie było daleko. Ziewnęłam ze zmęczenia. Było już naprawdę pózno.
Zayn zaprowadził mnie do środka. Rozglądnęłam się po jego mieszkaniu. Jak na to, ze mieszkał tu samotny facet, było naprawdę czysto. Tylko kilka koszulek walało się po podłodze. taki tam artystyczny nieład.
Spojrzałam na Zayna. Chłopak stał bez koszulki. Zaczerwieniłam sie lekko.
Rzucił czymś we mnie. Był to duży, czarny t-shirt. Spojrzałam na niego tępo.
-No, chyba nie zamierzasz spać w ubraniu.
-No tak- moja twarz była już całkiem czerwona -przepraszam, o tej godzinie już nie myślę logicznie.
-Wporządku. To był w końcu najlepszy dzień w twoim życiu- zamachał rękami, kiepsko mnie parodiując.
-Haha bardzo śmeszne- zasmiałam się sztucznie -gdzie się mogę przebrać?
-Tutaj- wyszzerzył zęby, gapiąc sie na mnie.
-Nie mogłabym się przebrać w łazience? Bo chyba takową posiadasz?
-Chcesz mi odebrać całą przyjemność?- zapytał a widząc moją krcącą minę dodał- tam jest łazienka -wskazał palcem odpowiedni kierunek.
Dokładnie zamknęłam za sobą drzwi, upewniając się, że nie będzie podglądał. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądałam nawet tak zle. Umyłam ręce i twarz. Rozpusciłam włosy. Miękkie pukle opadły na moje ramiona. Zdjęłam z siebie ubranie i założyłam na siebie koszulkę Zayna. Sięgała mi do połowy uda. Na szczęścia zasłaniała to wszystko, co zasłaniać powinna.
Wyszłam z łazienki, zostawiając tam swoje rzeczy.
Zayn już na mnie czekał. Miał na sobie tylko krótkie, dresowe, spodenki. I nawet w takim wydaniu był niesamowicie piekny.
Położył się na łóżku i poklepał miejsce koło siebie. Kiedy się położyłam, okrył nas kordłą. Jedną ręką objął mnie w pasie, a drugą zaczął bawić się moimi włosami.
-Dobranoc -wymruczał mi do ucha.
-Dobranoc- odpowiedziałam.
Zasnęłam wtulona w niego.
*oczami Zayna*
Widziałem jak jej oczy się zamknęły i po chwili jej oddech się wyrównał. Moja słodka, mała dziewczynka zasnęła w moich ramionach. Czy może być słodszy widok? Taka drobna, bezbronna...
Uśmiechnąłem się sam do siebie i jak najdelikatniej, żeby jej nie obudzić, pocałowałem ją w czoło.
-Kocham cię- szepnąłem, wiedząc, że już mnie nie usłyszy.
                                                                                                                                                                 







Część 1 Rozdział 8

*oczami Arii*
Nie wiedziałam co robię. Uwolniłam swoją moc. Patrzyłam na wszystkie zniszczenia jakie przyniosła i na strach w oczach ludzi, którzy byli moją jedyną rodziną. Nie wiedziałam co się tak naprawdę ze mną dzieje. Magia całkiem przejęła nade mną kontrolę. Próbowałam przestać, ale nie mogłam. To było ode mnie silniejsze. W tej chwili wszystkie moje emocje, cała złość, smutek, znalazły ujście.
Widziałam Jamesa stojącego po drugiej stronie polany. Przyglądał mi się uważnie. W jego oczach zobaczyłam smutek, ale wiedziałam, że rozumie mój wybór. Pomachał do mnie i złapał za rękę Alex, która miała łzy w oczach i spoglądała na mnie jak zranione dziecko. Po chwili obydwoje zniknęli. Wszyscy uciekali z polany.
Zostałam odrzucona przez nich. Nie chcieli mnie już w swoją kręgu. Zasłużyłam na to. Powinnam była pozwolić im dokończyć to co zaczęli, ale Zayn... Nie mogłam sobie nawet wyobrazić co bym czuła, jeśli by umarł. Znaliśmy się dość krótko, ale wiedziałam, że łączy mnie z nim coś więcej niż zwykłe zakochanie. Moje uczucia względem niego były dużo głębsze. On już zawsze będzie jakąś częścią mojej duszy. I gdy go zabraknie, zostanie tam wielka dziura, której nikt ani nic nie zapełni.
Wiatr się uspokoił. Opuściłam ręce i wyczerpana po wykonaniu tak potężnego zaklęcia, opadłam na kolana.
Klęczałam na ziemi, a po mojej twarzy spływały łzy. Posłałam niebu jeden, niesamowity, rozdzierający krzyk. Zamilkłam, gdy tylko rozbolało mnie gardło.
Odwróciłam się, aby zobaczyć co się dzieje z chłopakami. To co zobaczyłam zmroziło krew w moich żyłach.
Niall niezdarnie próbował na nowo przywrócić bicie sercu Zayna. A ten drugi leżał bez ruchu na ziemi i robił się coraz bardziej blady. Jego twarz zwykle pełna ciepła, uśmiechnięta, nie wyrażała żadnych emocji.
Tak szybko, na ile jeszcze mi starczyło sił, podbiegłam do nich. Delikatnie powstrzymałam Nialla przed kolejną próbą reanimacji. Chyba ucieszył się na mój widok. Biedak też był już wykończony. Mimo wszystko, on też nieźle oberwał i był na skraju wytrzymałości.
-Pozwól, że ja spróbuję -wyszeptałam odsuwając jego ręce na bok.
Nie wiedziałam czy mi się uda. Zmówiłam w duchu cichą modlitwę. Miałam nadzieję, że choć ten jeden raz Bóg mnie wysłucha. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej. Zaczęłam wymawiać kilka słów. Były jak mantra. Wymawiałam je raz, drugi, szesnasty. Straciłam rachubę.
Dobrze znałam to zaklęcie. Kiedyś już kogoś próbowałam uratować, ale wtedy zawiodłam. Okazałam się być za słabą, żeby ocalić moją mamę. Nie miałam wtedy dość mocy. Teraz było inaczej wiedziałam, że mogę to zrobić.
Czułam jak moja energia przepływa do ciała Zayna. Wypełnia jego komórki. Widziałam jak jego skóra nabiera rumieńców, krew znów zaczyna krążyć. Serca bije stałym rytmem. Miałam ochotę krzyczeć z radości, gdy wziął pierwszy, niepewny oddech. Uśmiechnęłam się delikatnie. Jednocześnie zakręciło mi się w głowie. Moje kończyny były jakby z waty. Jedyne czego chciałam, to położyć się u siebie w ciepłym łóżku.
-Jutro nic nie będą pamiętać -powiedziałam spoglądając na resztę chłopaków. Nadal byli nieprzytomni, ale żyli. -Obudzą się za kilka godzin, będą wiedzieli tylko, że czarownicy ich powalili i nagle jakaś szalona dziewczyna wywołała burzę. Potem pustka. A ty...
-Nie wydam cię -przerwał mi w pół zdania. -Wiem, że w to nie wierzysz, ale możesz mi zaufać. Naprawdę.
-Ja... -nie dokończyłam co zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się delikatnie. Kolorowe plamki zatańczyły mi przed oczami i upadłabym na ziemię, gdyby nie Niall, który w porę mnie złapał. Poczułam jak zaciska wokół mojego ciała swoje ramiona i nie miałam siły protestować. Oparłam o niego głowę i pozwoliłam sobie na zamknięcie oczu. Ostatnie co pamiętam to on kładący mnie na tylnym siedzeniu w aucie. Potem ogarnęła mnie ciemność.

Powoli otworzyłam oczy. Nie poznawałam miejsca w którym się znajdowałam. Ktoś położył mnie na łóżku i okrył ciepłym kocem. Podniosłam się i spuściłam nogi na ziemię. Rozglądnęłam się po pokoju. Był naprawdę ładnie urządzony. Ciemne meble kontrastowały z jasnymi ścianami. Naprzeciw mnie wisiało ogromne lustro w zdobionej ramce, które wyglądało na dość stare i cenne. Wielkie szklane drzwi prowadzące na mały taras, były zasłonięte zasłonami w kolorze morza.
Zaczęłam się przechadzać po pomieszczeniu. Skrzywiłam się, gdy panele lekko zaskrzypiały. W tej samej chwili usłyszałam, że ktoś się zbliża. Szybko znalazłam się po drugiej stronie pokoju . Drzwi się otworzyły i moim oczom ukazała się blond czupryna.
-O, widzę, że już się obudziłaś -powiedział Niall.
Przyglądałam mu się badawczo. Nie wiedziałam, co robić. Cofnęłam się o krok i wpadłam na ścianę.Byłam w beznadziejnej sytuacji. Pomiędzy ścianą, a łowcą czarownic. Znikąd ratunku.
-Rozumiem, że możesz się mnie bać, ale ja naprawdę nie chcę ci zrobić krzywdy - wyciągnął w moją stronę rękę. -Gdybym chciał cię zabić, to nie zabierałbym cię z tamtej polany. Wtedy już dawno byłabyś martwa.
-Ja... -odchrząknęłam cicho. -Dziękuje za pomoc, ale nie rozumiem dlaczego to zrobiłeś.
Przekrzywił głowę i spojrzał na mnie jakby nie wiedział o co mi chodzi.
-No wiesz -zaczęłam niepewnie. -Łowcy i czarownice. Odwieczni wrogowie i takie tam.
-A dlaczego ty ratowałaś nas? -odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Celna uwaga -odparłam.
Właściwie sama nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. To było całkowicie wbrew wartością, które wyznawałam i celom, które chciałam osiągnąć. Czarownice dalej będą żyły w strachu. Nie udało się powstrzymać łowców. Oni nadal będą mordować. Koszmar trwa. Oczami wyobraźni zobaczyłam Jamesa, Alex i Hannę stojących naprzeciw łowcom. Strach w oczach, drżenie rąk, rozpaczliwa próba ucieczki, płacz Hanny, James próbujący ratować dziewczyny.
Pokręciłam głową. To nie może się zdarzyć. Zrobię wszystko, aby temu zapobiec. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę mogę to zrobić. Za wszelką cenę uratuję swoją rodzinę.

Kilkadziesiąt minut później siedziałam w kuchni naprzeciw Nialla. W rękach trzymałam ciepły kubek z herbatą owocową. Po krótkiej rozmowie z Irlandczykiem, mogłam z całą pewnością stwierdzić, że mamy wiele wspólnego. Podobne cele, plany i marzenia. Opowiedział mi w skrócie o swojej rodzinie, planach, koncertach i zespole.
W pewnej chwili jego telefon zaczął dzwonić. Spojrzał na ekran i jego uśmiech zbladł.
-Kto dzwoni? -zapytałam choć znałam odpowiedz.
-To Zayn -potwierdził moje przypuszczenia. -Przepraszam cię na sekundkę.
Wyszedł do sąsiedniego pokoju i zostawił mnie samą. Potok nieprzyjemnych myśli, które gdzieś znikały w jego obecności, zwalił się na mnie  z zdwojoną siłą.

*oczami Nialla*
-Tak, słucham -powiedziałem do telefonu.
-Gdzie ty się, do jasnej cholery podziewasz?
-Próbuję spędzić trochę czasu w spokoju -odpowiedziałem spokojnie, chociaż miałem ochotę powiedzieć wyraźnie co myślę o jego humorkach. Przecież to nie moja wina, że czarownice go pokonały po raz kolejny. -Jestem padnięty. Należy mi się po ostatniej akcji.
-Nie rozumiem, jak to jest, że za każdym razem ty odnosisz najmniejsze obrażenia -wysyczał gniewnie Zayn.
-Mam szczęście i tyle -odparłem zirytowany. -A teraz wybacz, ale muszę kończyć. Żegnaj.
Rozłączyłem się zanim zdążył coś powiedzieć. Wiedziałem, że będzie za to zły i to sprawiło mi jeszcze większą satysfakcję.
Wróciłem do kuchni, gdzie siedziała Aria. Spojrzałem na jej zmartwioną minę. Wyglądała na zamyśloną. Usiadłem na swoim miejscu i czekałem,  aż odezwie się pierwsza.
-Niall -powiedziała w końcu.
-Tak?
-Mogę ci się zwierzyć -spojrzała na mnie tymi swoimi słodkimi oczkami. -Potrzebuję tego.
-Pewnie -odparłem bez namysłu.
-Właściwie to nie wiem co teraz mam zrobić -zaczęła niepewnie. -Zayn nie wie, że jestem czarownicą i mam nadzieję, że tak pozostanie. Kocham go, ale  myślę, że nie powinniśmy dłużej być razem. To oszukiwanie samej siebie. Twierdzenie, że to może się udać, to wielki błąd. Prawda? -spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
-Nie wiem co odpowiedzieć -odezwałem się niepewnie. -Ale... myślę, że masz rację. On naprawdę cię kocha, ale nie wiem, co by było, jakby się dowiedział prawdy. Tak mi przykro.
Pokiwała głową zrezygnowana. Zaczęła szybko mrugać. Wiedziałem, że próbuje powstrzymać łzy, ale jej się nie udało. Powoli zaczęły spływać po jej policzkach. Jedna za drugą. Nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć, więc po prostu podszedłem i ją przytuliłem.
-Myślałam, że będziemy razem -wyszeptała obejmując mnie swoimi drżącymi ramionami. Wydawała się teraz być taka krucha i drobna. -Że kiedyś powiem mu o sobie prawdę. Miałam nadzieję, że to zaakceptuje i niczego to między nami nie zmieni, ale nie spodziewałam się, że okaże się on łowcą czarownic -głos jej się lekko załamał. -Los sobie ze mnie zadrwił. Ja, czarownica, ze wszystkich mężczyzn świata, wybrałam tego jednego, który z chęcią wbiłby mi nóż w serce, gdyby tylko dowiedział się kim naprawdę jestem.
-Nie wiadomo -próbowałem ją podnieść na duchu. -Wiesz, on cię naprawdę kocha, może miłość okazałaby się silniejsza od nienawiści.
-Każda bajka kończy się szczęśliwie. Dobro zwycięża zło -odparła z kwaśnym uśmiechem. -Ale życie to nie bajka. Tu nie ma miejsca na happy endy. Zrobię to -oznajmiła. -Powiem mu, że to koniec i, że bardzo żałuje, że to tak się skończyło.
-Wiesz, że to nie jest jedyne wyjście -odsunąłem się trochę, aby lepiej widzieć jej twarz.
-Nie rozumiesz -pokręciła głową. -To nie tak, że robię to tylko dlatego, że nie chcę się obudzić z nożem w piersi. Ja tak nie mogę. Żyć w niepewności. Nie potrafię go oszukiwać. To wszystko niszczy mnie od środka. Chcę zapobiec katastrofie, póki jeszcze mogę. Im szybciej to się skończy, tym mniej cierpienia przysporzę mu i sobie.
-Jesteś najdziwniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek znałem -wyznałem jej po chwili.
-Dzięki wielkie -posłała mi złe spojrzenie.
-Nie o to mi chodziło -zachichotałem cicho.
-Wiem -odparła i zaśmiała się. -Będę się już zbierała.
-Odwiozę cię -zaproponowałem.
-Nie. Przejdę się -ruszyła w stronę wyjścia. -Potrzebuję teraz pobyć chwilę w samotności.
-Ciemno się robi .
-Nie boje się ciemności -wyszczerzyła zęby. -Jestem już dużą dziewczynką.
Zdjąłem z wieszaka kurtkę i podałem jej. Spojrzała na mnie zaskoczona.
-Zimno jest -wzruszyłam ramionami. -Nie chcę żebyś przemarzła.
Potrzymałem kurtkę, pomagając jej się ubrać i zasunąłem zamek do końca. Była dla niej o wiele za dużo, tak, że trzeba było bardzo podwinąć rękawy, a dół sięgał jej prawie do kolan, ale lepsze to, niż odmrożenie sobie kilku kończyn.
-Dzięki -uśmiechnęła się jeszcze raz i wyszła.

*oczami Arii*
Szłam spokojnie ulicą. O tej porze roku w okolicach Londynu bardzo szybko robiło się ciemno. Byłam nieziemsko wdzięczna Niall' owi za pożyczenie mi kurtki. Na zewnątrz było bardzo zimno. Nogi porządnie mi już zmarzły. Jednak zbytnio się tym nie przejmowałam.
W tej chwili byłam tak zamyślona, że mógłby mnie przejechać autobus, a i tak bym nie zauważyła. W mojej głowie toczyła się walka.
Z jednej strony wiedziałam, że bycie z Zayn' em przysporzy mi tylko mnóstwo cierpienia, ale z drugiej tak bardzo go kochałam. To takie straszne, że akurat teraz, gdy wszystko się ułożyło idealnie, los podstawił mi nogę licząc na to, że się poślizgnę i znów wpadnę w ciemną otchłań rozpaczy.
Ale tym razem będzie inaczej. Od dzisiaj wszystko się zmieni.

Kilka godzin później stałam przed domem Zayna. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam domofonem. Nerwowo wyginałem palce i przygryzałam wargi. Mogłam przysiąc, że zaczęły krwawić. Po chwili usłyszałam dźwięk klucza przekręcanego w zamku.
-No witaj piękna -uśmiechnął  się do mnie szelmowsko.
-Musimy porozmawiać -oznajmiłam poważnie. Zaciekle walczyłam ze łzami, które chciały mi się wkraść do oczu. -Mógłbyś się chwilę ze mną przejść?
-Jasne -odpowiedział spoglądając na mnie podejrzliwie.
Złapał mnie za rękę i razem ruszyliśmy w stronę parku. Powinnam była go puścić, ale nie miałam dość siły woli. Czułam się przy nim tak bezpiecznie. Usiedliśmy na ławce pod starym dębem. Odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość.
-Więc o czym chciałaś porozmawiać?
-Ooo... nas -wydusiłam z siebie. -Ja...
-Czekaj... -przerwał mi. -Wiem co chcesz powiedzieć, ale... nie rozumiem dlaczego.
-Kiedyś zrozumiesz, ale mam nadzieję, że nieprędko -szczera do bólu, oto ja. -Będzie mi ciebie brakować -wstałam i chciała odejść.
Zayn złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem na ławkę. Mocno uderzyłam plecami o drewniane oparcie. Trochę mnie zabolało.
-To wszystko jest bez sensu -niemalże krzyknął. -Przecież wszystko było dobrze. Ja... naprawdę cię kocham. Myślałem, że ty mnie też, ale chyba się pomyliłem.
-I w tym cały problem -wydarłam się jak kompletna idiotka. -Ja też cię kocham i naprawdę mi zależy, dlatego tak bardzo mnie boli rozstanie z tobą!
-Jeśli mnie kochasz, to w takim razie, dlaczego chcesz mnie zostawić?
-Nie mogę ci powiedzieć.
-Aria...
-Proszę, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej -pierwsza łza spłynęła po moim policzku.
-To ty wszystko utrudniasz -widziałam, że jest naprawdę zły. -Wszystko jest między nami okej, a ty i tak chcesz mnie zostawić! Bez żadnego powodu, wyjaśnienia, czegokolwiek.
-Dni spędzone z tobą, to jeden z najlepszych momentów mojego życie, ale każde szczęście kiedyś się kończy. Tak jak po dniu nastaje noc. Czasem po prostu nie mamy na to wpływu i musimy się z tym pogodzić.
-Nie mów tak -warknął. Złapał mnie za nadgarstki i mocno je ścisnął. -Nie pozwolę ci odejść. Nie pozwolę ci mnie zostawić.
-Zayn to boli -próbowałem się mu wyrwać.
-Nie możesz mnie zostawić! Nie pozwolę ci na to.
-Zayn to boli! Połamiesz mi kości.
-Przepraszam -puścił moje ręce. W jego oczach widziałam szczery żal.
-Żegnaj -powiedziałam i szybko wstałam z ławki. Zaczęłam biec ścieżką, prosto do wyjścia z paku. Pragnęłam znaleźć się w tej chwili jak najdalej od Zayna. Jak najdalej od wszystkich. Chciałam być sama. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś widział moje łzy.
-Czekaj -usłyszałam jego rozpaczliwy głos.
Nie zatrzymałam się. Biegłam przed siebie nie zważając na jego krzyki. Chciałam się odwrócić i spojrzeć na niego ostatni raz, ale wiedziałam, że jakbym to zrobiła, to bym całkiem się rozkleiła. Więc po prostu odeszłam.

-Zawsze cię będę kochać -wyszeptałam, chociaż wiedziałam, że nie jest on już w stanie mnie usłyszeć. -Wybacz.

*oczami Liama*
Czułem się, jakby przejechał mnie czołg. W najbliższym czasie na pewno nie zamierzam iść na jakąkolwiek akcje. Te czarownicy robiły się coraz sprytniejsze. Ich moc stale rośnie. Przechytrzyły nas już dwa razy.
Harry cały dzień się dzisiaj złościł. Zresztą nic dziwnego. Biedak był cały poobijany i miał pełno sińców na całym ciele. Prawdopodobnie miał też skręconą kostkę, ale stanowczo odmówił pójścia do lekarza.
Przez tyle lat mieliśmy całkowitą kontrolę. Budziliśmy w czarownicach lęk. Sprawialiśmy, że błagały o litość. Pozbywaliśmy się ich bez najmniejszego problemu. Co się zmieniło? Co stanowi źródło naszego problemu?
-Witaj kocie -wyrwał mnie z zamyślenia najsłodszy głos, jaki kiedykolwiek dane mi było usłyszeć.
-Hej -uśmiechnąłem się do niej promiennie.
-To co, idziemy dzisiaj do tego kina, czy raczej nie masz ochoty?
-Oczywiście, że idziemy -odparłem zupełnie poważnie. Potrzebowałem jej towarzystwa. Chciałem, żeby mnie przytuliła, żeby była. Po prostu, żeby była.
-Nie wyglądasz najlepiej -oznajmiła nagle. -Stało się coś?
-Miałem mały wypadek -skłamałem. Czułem na sobie jej przenikliwy wzrok. -Danielle, daj spokój.
-Okej -skapitulowała, wiedząc, że i tak więcej ze mnie nie wyciągnie. -To na jaki film mnie zabierasz?
-Cóż, myślałem, że razem coś wybierzemy już na miejscu -dotknąłem dłonią jej twarzy, była taka doskonała. -A potem moglibyśmy pójść na kolację, jeśli nie masz nic przeciwko.
-Będzie doskonale -stwierdziła obejmując mnie swoimi drobnymi rączkami.
-Kocham cię, wiesz o tym? -wyszeptałem patrząc uważnie w jej oczy.
-Wiem -zaśmiała się cicho. -Ja też cię kocham.
Delikatnie musnąłem palcem jej usta, a po chwili namiętnie ją pocałowałem. Odwzajemniła mój pocałunek. Złapałem kosmyk jej włosów i owinąłem go sobie wokół palca. Próbowała się ode mnie osunąć, ale nie pozwoliłem na to. Pociągnąłem ją na siebie tak, że teraz siedziała na moich kolanach. Potarłem nosem o jej szyję. Poczułem, jak przez jej ciało przebiegł dreszcz.
-Musimy się zbierać -przerwała taką piękną chwilę. Mruknąłem pod nosem coś o jej braku wyczucia, ale całkiem mnie zignorowała.
Szybko ubrała buty. Wziąłem jej kurtkę i pomogłem jej ją założyć. Owinęła swoją szyję czarną chustka i już mieliśmy wychodzić, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i do domu wpadł Zayn.
Nie spojrzał nawet na mnie i na zaskoczoną Danielle. Rzucił swoją kurtkę w kąt i pobiegł na górę.
-No leć, musisz z nim pogadać -powiedziała dziewczyna stojąca obok mnie i pokazała palcem na schody. -No już -pośpieszała mnie.
-Dobra, dobra -wolnym krokiem ruszyłem na piętro. -Ale zaraz wracam!
Powoli wszedłem do pokoju Zayna. Zobaczyłem akurat jak Mulat uderzył pięścią w ścianę. Przeklął głośno i przyciągnął dłoń do piersi. Musiało boleć.
-Co się stało?
-Zostawiła mnie -spojrzał na mnie swoimi załzawionymi oczami. -Aria ze mną zerwała.
-Stary, tak mi przykro -podszedłem do niego bliżej. -Współczuję.
-Nie potrzebuję, żebyś się nade mną użalał -warknął.
-Jak chcesz -odparłem. -To ja idę.
-Odzyskam ją, to jeszcze nie koniec -usłyszałem jego głos.
Spojrzałem na niego. Wyglądał niemal żałośnie. Ze zranionej ręki spłynęło trochę krwi. Ale jego oczy niemalże płonęły. Widziałam w nich nieludzką determinację.
-Ona i tak będzie moja -wyszeptał spoglądając na mnie.
_________________________________________________________________________________
No więc, w końcu napisałam ten rozdział. Zdaję sobie sprawę, że nie ani zbyt długi, ani jakoś specjalnie zachwycający, ale chyba przeżywam kryzys twórczości.
Chcę bardzo podziękować za komentarz i serdecznie pozdrowić obserwatorów. Chcę żebyś cię wiedzieli, że każdy komentarz i każda osoba obserwująca to dla mnie ogromna radość i motywacja.
Następny rozdział pisze Panna Horan, więc nie wiem kiedy się pojawi.
Przepraszam za wszelkie błędy.
-Wiktoria-





czwartek, 12 grudnia 2013

Część 1 Rozdział 7


Chcę zadedykować ten rozdział naszej pierwszej obserwatorce: ''Terrorystce''.


*oczami Nialla*
Obudziłem się rano, a raczej tuż przed południem. Słońce mocno świeciło na niebie. Rozejrzałem się po swojej sypialni. Powinienem tu posprzątać. Wszędzie się walały moje koszulki. Moja gitara służyła za wieszak na ubrania, a na pokrowcu leżała starta brudnych talerzy i szklanek. Niestety moje lenistwo dało o sobie znać i odpuściłem sobie porządki. Miałem ważniejsze sprawy na głowie.
Przeszedłem z sypialni przez salon prosto do kuchni. Wyciągnąłem z lodówki jogurt i usiadłem z nim przy stole. Gdy już prawie skończyłem swój posiłek zadzwonił telefon.
-Tak, słucham -odebrałem szybko widząc, że to Louis dzwoni.
-Hej ziomuś! Liam kazał mi powiedzieć tobie, że mamy dzisiaj wywiad -powiedział Lou z charakterystyczną dla siebie wesołością. -Wpadniemy po ciebie tak o 16.00. Nara -rozłączył się zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
-Nara -mruknąłem zirytowany.
Porzuciłem swoje śniadanie i poszedłem do pokoju. Zignorowałem bałagan i niezasłane łóżko, od razu podszedłem do biurka na którym leżało dosłownie wszystko. Po raz setny przyjrzałem się zdjęciom i listom, które zabrałem z domu czarownicy. Wszystkie listy były od tej samej osoby. Pisała o swoim domu, rodzinie, uczuciach... Z pewnością była to kobieta. Ta sama, która była na wszystkich fotografiach. Wziąłem jedną z nich do ręki. Była na niej dziewczyna, mniej więcej w moim wieku, uśmiechnięta. Jej długie, brązowe włosy opadały falami wzdłuż jej ramion. Była piękna. Wiedziałem już skąd ją znam. Na tym zdjęciu była ta sama osoba, w której się zakochał mój przyjaciel, ta sama dziewczyna, którą poznałem niedawno. To była Aria.

Siedziałem niespokojnie na niewygodnej sofie. Tysiące lamp świeciło mi prosto w twarz. Kamera była skierowana na moją twarz.
-A więc Niallce , czy jest już jakaś pani Horanowa? -zapytała prezenterka.
-Cóż, po tym jak sprawdziłem dzisiaj Twittera, myślę, że są ich całe tysiące -odparłem wymijająco.
-Ach, tak. Tysiące fanek Nialla Horana -podsumowała Rosalie Chesterfield, bo to właśnie w jej programie występowaliśmy.
Modliłem się, żeby ten wywiad dobiegł końca. Na moje szczęście Rosalie dała mi spokój i zaczęła wypytywać Harry'ego. Przyjąłem to z ulgą. Naprawdę nie wiedziałem co odpowiedzieć. Pytania tylko mnie denerwowały. Myślami byłem gdzie indziej.
Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Według moich domysłów dziewczyna mojego przyjaciela, była naszym wrogiem. Nie chciałem mu tego mówić. Przecież on ją kocha.
- A co u ciebie Zayn? Ostatnio coraz  częściej widzimy cię z pewną dziewczyną. Czyżbyś nie był już singlem???
- No cóż Rosalie... To prawda, że od jakiegoś czasu spotykam się z kimś...
-  Opisz nam ją. Jak ma na imię?? Ile ma lat?? Gdzie się poznaliście??-wypytywała go.
- No cóż... Ma na imię Aria... Ma 20 lat... A to jak się poznaliśmy to nasza tajemnica....- No tak... Nie mógł im wszystkiego odpowiedzieć... Paul zawsze powtarza żeby nigdy nie mówić wszystkiego...
- A co o niej myślą chłopaki?? Poznaliście już nową dziewczynę Zayna??- zapytała nas.
- Poznaliśmy ją.- odpowiedział Louis.- Ja osobiście twierdzę że to bardzo miła dziewczyna. Myślę że idealnie do siebie pasują z Zaynem...
- No cóż, zostaje mi tylko życzyć wam powodzenia.- powiedziała Rosalie.- Dziękuję za wywiad. To była niesamowita przyjemność.- powiedziała do nas. Po chwili zgasły światła, a my wstaliśmy z kanapy.
- No więc, jeszcze raz dziękuję za wywiad i mam nadzieję, do zobaczenia.- powiedziała Rosalie i pożegnała się z nami uściskiem. Poszliśmy do naszej garderoby zabrać nasze rzeczy, które musieliśmy tam zostawić żeby nie przeszkadzały w wywiadzie.
Ubrałem na siebie kurtkę i wyszedłem na zewnątrz nie czekając na resztę. Zimne powietrze uderzyło w moją twarz, gdy tylko przekroczyłem próg budynku. Po chwili chłopcy dołączyli do mnie chłopcy.
-Hej Horan, czekaj chwilkę -zawołał mnie Harry. -Stój!
Niechętnie odwróciłem się w jego stronę. Instynktownie przeczuwałem, że to co on powie niespecjalnie mi się spodoba. I moje podejrzenia się sprawdziły. Prawie jęknąłem, gdy Harry oznajmił, że wybieramy się na kolejną misję.
-Znowu? -narzekałem. -Nie pamiętacie jak się skończyła poprzednia?
-Pamiętamy doskonale -wtrącił się Liam. -I dlatego musimy dorwać tę czarownicę.
-Zemścimy się -dodał Zayn.
"Oj gdybyś tylko wiedział" -pomyślałem. -"Że będziesz polował na własną dziewczynę"
Musiałem jakoś temu zaradzić. Zrobić cokolwiek, byleby tylko nie dopuścić do takiej masakry. Zastanawiałem się też, co by zrobił Zayn, gdyby się domyślał tego co ja? Zabiłby ją? A może nie?
-Dobra, o której? -zwróciłem się do Harry'ego.
-O 19 będziemy po twoim domem. Zabierz ze sobą noże -poprosił Harold. -Przydadzą się -dodał znacząco.
Z westchnieniem udałem się za chłopakami do auta. Droga mijała nam w ciszy. Nikt nie miał ochoty na rozmowę. Zayn wisiał na telefonie. Harry prowadził. Louis siedział obok niego i tępo patrzył w okno, a Li zasnął. Pomyślałem, że drzemka to nawet dobry pomysł i też zamknąłem oczy.

Było już prawie ciemno. Wyjąłem z wielkiej skrzyni, schowanej za moją szafą, kilkanaście noży o różnej długości i przeznaczeniu. Dokładnie wszystkie przeczyściłem i schowałem o specjalnych pokrowców. To była jakaś tam stara tradycja. Czarownicę zabijaliśmy tylko srebrnymi nożami. Trzeba było go wbić prosto w serce. W innym wypadku mogła wrócić i dręczyć cię do końca życia. Jeśli wszystko wykonało się prawidłowo to po prostu unicestwiało się ją na zawsze.
Zapakowałem wszystko do plecaka i wyszedłem przed dom. Musiałem podejrzanie wyglądać mając na sobie czarne spodnie, czarną koszulę i czarne buty, ale nieszczególnie się tym przejąłem. Padał lekki deszcz. Ogólnie pogoda nie sprzyjała wypadom w teren. Błoto, woda i te ciemne chmury zwiastujące burzę.
Zlokalizowałem samochód Harry'ego i zacząłem biec w jego stronę. Zanim jednak dostałem się do środka.
-Masz sprzęt? -zapytał Louis.
Podałem mu bez słowa mój plecak. Obejrzał zawartość i wybrał sobie dwa srebrne noże, które schował do swojej kieszeni. Reszta zrobiło to samo. Potem plecak wrócił do moich rąk. Tak jak się spodziewałem, chłopcy wybrali największe noże. Zawsze tak robili. Ja osobiście uważałem, że te małe są o wiele lepsze i poręczniejsze. Nadawały się idealnie do walki z wrogiem o którego ciężko się zbliżyć.
Zaparkowaliśmy w miejscu, gdzie kończyła się droga, a zaczynał się gęsty las. Mieliśmy tylko parę minut, aby podejść pod polanę, na której, według Liama, miał się odbywać jakiś rytuał.

*oczami Arii*
Denerwowałam się coraz bardziej. To był ten dzień. Rada czarownic musiała coś wymyślić w związku z ciągłymi atakami. Dzisiaj wszystkie czarownice z naszego kręgu miały się stawić na wezwanie. Ja i James szliśmy przez las ubrani w czarne peleryny z kapturem zasłaniającym twarz. Był to strój tradycyjny dla wszystkich magów i czarownic.
Wyszliśmy na polanę, która była dobrze oświecona przez księżyc. Rozejrzałam się dookoła. Alex już tu była. Stała w grupie młodszej. Zauważyłam także Lucasa, który od razu mi pomachał. Uśmiechnęłam się i odmachałam. Razem z Jamesem podążyliśmy do naszej grupy. Byliśmy tylko o krok niżej niż członkowie rady. Dawno zakończyliśmy szkolenie. Należeliśmy do grupy શ્રેષ્ઠ. Co w wolnym tłumaczeniu oznaczało najlepsi.
Nagle wszystkie głosy ucichły Oznajmiono, że przełożona przybyła. Zebranie się zaczęło.
Nie wiem dlaczego, ale miałam złe przeczucie. Jakby dzisiejszej nocy coś miało się zdarzyć. Nie wiedziałam co, ale byłam pewna, że nic potem nie będzie takie samo.

*oczami Nialla*
Stanęliśmy na brzegu polany. Od razu zauważyłem Arię. Kaptur zasłaniał jej twarz, ale byłem pewien, że to ona. Coś w jej postawie, sposobie bycia wydawało mi się strasznie znajome. Jakbym znał ją od lat. Jej włosy, uśmiech, oczy. Przyglądałem się jej uważnie.
Chłopcy zajęli swoje pozycje. Delikatnie podparłem się rękami o ziemię. Byłem gotowy do biegu. Harry dał znak. On i Louis wybiegli na polanę. Z lekkim rozbawieniem patrzyłem jak czarownicę rozbiegają się w popłochu. Pewnie się zastanawiacie dlaczego nie użyły magii i nie ich nie zabiły. Otóż nie mogły. Poznaliśmy dobrze ich rytuał. W pewnym momencie, zwanym "przejściem" ich magia tak jakby na chwilę się ulatniała. Były bezbronne i wtedy właśnie atakowaliśmy. Znienacka, wynurzając się z ciemności. Patrzyłem jak Liam wbija nóż w pierś jakiejś młodej dziewczyny. Musiałem to powstrzymać,ale nie wiedziałem jak. W moich uszach brzmiał krzyk kobiety, której Louis poderżnął gardło, a następnie wbił nóż w miejsce gdzie znajdowało się jej serce. Wybiegłem na polanę i próbowałem znaleźć Arię. Zauważyłem ją po chwili i pobiegłem w jej stronę. Nie spodziewała się mnie, więc szybko ją dopadłem. Złapałem ją za ręce i mocno przytrzymałem. Zaczęła się wiercić. Próbowała mnie kopnąć w krocze.
-Aria, hej -szepnąłem do jej ucha, na co zesztywniała.
-Niall? To ty? -zapytała z niedowierzaniem.
-Tak -potwierdziłem. -Proszę, wysłuchaj mnie. Mamy mało czasu.
-Reszta- wtrąciła. -Cała piątką. To oni? Liam, Louis, Harry i...? -nie dokończyła, drżenie głosu jej na to nie pozwoliło.
-I Zayn -dokończyłem za nią. -Ale zrozum. On nie wie, że to ty. Nie wiem co by zrobił, gdyby się dowiedział. Chcę wam pomóc. Nie mogę patrzeć jak was zabijają...
-Niall -przerwała mi. -To podstęp. Wiedzieliśmy, że wpadniecie. Uciekaj.
W chwili, gdy to powiedziała na polanę wkroczyło troje zakapturzonych postaci. Aria pociągnęła mnie za rękę i popchnęła w krzaki. Z przerażeniem obserwowałem zdarzenia. Byłem jak sparaliżowany. Nie mogłem się poruszyć. Strach zawładnął mym ciałem.
Przerażająca trójka podniosła ręce do góry i  zaczęła wymawiać jakieś tajemnicze słowa. Moi przyjaciele upadli na ziemię i zaczęli się zwijać z bólu. Mnie czary nie dosięgały. Widocznie nikt nie zauważył, że brakuje jednego napastnika. Słyszałem pełen cierpienia krzyk Lou. Jedynie Harry pozostał cicho. Nie chciał dać im tej satysfakcji. Mimo to widziałem, że bardzo cierpi.
-Stop! -Aria wybiegła na polanę i stanęła prze trzema zakapturzonymi potworami. Właśnie tak ich postrzegałem. Potwory. -Nie możecie ich zabić!
-Napadli na naszych ludzi -odezwał się najwyższy potwór. -Są winni.
-Nie pozwolę na to -odparła pewna siebie.
-A co ty możesz zrobić?- zadrwił z niej.
-Na przykład to - uniosła dłoni do góry.
Poczułem, że zrobiło mi się zimno. Zerwał się wicher. Z ust Arii wydobywały się dziwne słowa. Nie rozumiałem ich, ale wiedziałem, że było to bardzo mroczne zaklęcie. I miałem rację.
-Ocalisz ich, ale zostaniesz wydalona z kręgu -oznajmił mężczyzna któremu kaptur spadł z głowy. -Na zawsze!
Wydarł się i zniknął. Powoli wszyscy znikali. Po chwili nie było już żadnej czarownicy. Spojrzałem na moich przyjaciół. Czar już nie działał, ale widziałem, że bardzo ich uszkodził. Louis podniósł się i podszedł do Liama, który leżał nieprzytomny. Dalej był Harry. Chłopak próbował się ponieść, ale po chwili usłyszałem jego udręczony jęk i osunął się na ziemię. Już miałem do niego podejść, ale Louis się nim zajął. Podbiegłem do Zayna. Widziałem wyraźnie jego twarz. Mimo ciemnej karnacji chłopaka, było widać, że zbladł. Próbowałem sprawdzić puls, ale niczego nie wyczułem. Lekko panikując przysunąłem twarz do jego ust. Nie oddychał. Jego klatka piersiowa się unosiła. Ciepło powoli opuszczało jego ciało.



                                                                                                                                                                   

DU-DU-DU-DUUUU

Tego się nie spodziewaliście co nie? Wiem, że trochę krótki, ale następny będzie za to dłuższy. Mam nadzieję, że nie piszę tego sama do siebie i ktoś to przeczyta.
p.s. To Du-Du-Du-Duuuu to dopisek od drugiej autorki tego bloga.