Widziałam światło i ciemność. Niebo i gwiazdy. Zamrugałam gwałtownie i wstałam. Gdzie byłam? Nie wiem. Niewiele pamiętam. Wszystko jest zamglone i niewyraźne. Stałam na piasku, prawdopodobnie na plaży, słyszałam szum morza. Obróciłam się, żeby spojrzeć na wodę. Wyglądała niesamowicie, ciemna i tajemnicza. Odbijała światło księżyca. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Ktoś szedł, ale nie w moją stronę tylko w przeciwną.
-Hej!- zawołałam niepewnie próbując zwrócić na siebie uwagę nieznajomego mężczyzny.
-Halo, słyszy mnie pan? -zapytałam niepewnie, ale on szedł dalej. Pobiegłam za nim. Zdziwiłam się gdy nagle zatrzymał się i odwrócił w moją stroną. Miał czekaladowe oczy, natychamiast je rozpoznałam. Nie patrzyły na mnie z czułością tak ja zawsze. Były zimne i bezlitosne. Cofnęłam się przestraszona. Zobaczyłam, że wyciaga srebny sztylet. Spojrzał na mnie po raz ostatni.
-Są i złe czary- powiedział, po czym rzucił się na mnie ze sztyletem. Krzyczałam i uciekałam, jednak on przygwoździł mnie do ziemi.
-Aria- usłyszałam czyjś głos -obudź się.
Gwałtownie podniosłam się z łóżka i od razu tego pożałowałam. Bolało mnie całe ciało. Opadłam spowrotem na posłanie. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w swoim pokoju, a na krześle obok siedział James i przyglądał mi się ze zmartwioną miną.
-Znowu miałaś zły sen?- zapytał.
-Znowu?
-Krzyczałaś przez sen. Kilka razy -wyjaśnił smętnie.
-Aha -nie potrafiłam w tej chwili wykrztusić z siebie nic więcej.
Całą moją uwagę pochłonął ból mający swoje zródło na moich plecach. Czułam bandaże zakrywające moją ranę. Sama świadomość, że są mnie denerwowała.
-Zastanawiam się- powiedział James -czy mam ci pogratulować odwagi czy nakrzyczeć na ciebie za głupotę- a po chwili dodał -więc zrobię i to, i to. To co zrobiłaś wymagało wiele odwagi i siły, której z pewnością ci nie brakuje, masz moje uznanie- zrobił dramatyczną pauzę. -Ale jestem też zły, że nie dałaś mi znać, ich było pięciu! Co ty sobie, do jasnej cholery myślałaś!
-Skończyłeś? - zapytałam beznamiętnie.
-Nie- przewrócił oczami i posłał mi złe spojrzenie -obiecaj, że więcej nie zrobisz podobnej głupoty.
-Obiecuję- powiedziałam, choć nie uważałam tego za głupotę. Po prostu chciałam go uspokoić.
-Już to widzę -mruknął niezadowolony. Dobrze wiedział, że i tak, gdyby kiedykolwiek zaistniała taka potrzeba ruszyłabym z odsieczą bez zastanowienia. Taka już jestem, nic na to nie poradzę.
-Jest jeszcze jedna sprawa- James wymawiał wszystkie słowa strasznie powoli. -Dom Rebeckhi jest prawie nieruszony...
-Prawie? -przerwałam.
- Parę godzin temu, pojechałem tam z Rebeckhą żeby zabrała pare swoich rzeczy. Z zewnątrz wszystko wygląda normalnie, ale w środku.... wygląda jakby przeszedł tamtędy huragan -zakończył z lekkim wachaniem.
-Że co proszę?
-Wszędzie były porozwalane różne rzeczy, od książek zaczynając, a na bieliznie kończąc. Wszystko przejrzeli. Zabrali parę rzeczy. Rośliny, kot, trochę ubrań, i listy- westchnął -od jej matki, od kapłanki, chłopaka, koleżanki i... od ciebie. A w jednym z nich...
-Przesłałam jej swoje zdjęcia -dokończyłam za niego. Tylko skinął głową. To koniec, na pewno mnie znajdą. Nie przestaną szukać aż mnie nie dopadną, a potem mnie zabiją.
-Spokojnie- poklepał mnie po dłonie -ochronimy cię. Mamy plan. Przeprowadzimy się, możemy się przenieść do Paryża, albo do Voltery, albo do Vegas...
-Nie.
-Nie?
-Nie zamierzam się chować. Niech przychodzą. Jestem gotowa. Stawię im czoła.
Zasnęłam niedługo po tym jak James wyszedł. Mój sen był niesamowicie spokojny. Szłam przez ogród i oglądałam kwiaty. Zero strachu, potworów, krwi...
Obudził mnie mój telefon. Ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz. Zayn.
-Halo? -odebrałam, automatycznie podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Cześć mała, stęskniłem się za tobą -pożalił się Zayn.
-O , ja też tęsknie.
-To może byśmy się spotkali? Przyjechałbym po ciebie za godzinkę lub dwie. Moglibyśmy coś razem porobić. Jeśli chcesz moglibyśmy się spotkać z resztą zespołu.
-Pewnie -powiedziałam z lekką chrypką -to co za godzinkę?
-Tak. Do zobaczenia- zakończył rozmowę.
-Pa -rozłączyłam się.
Podeszłam do swojej szafy nie wiedząc co ubrać. Zdjęłam z siebie przydużawą koszulkę, w którą ktoś przebrał mnie gdy byłam nieprzytomna. Zostałam w samej bieliznie. Przyjrzałam się swojej ranie w lustrze. Ciągnęła się praktycznie przez całe plecy. Nie będzie tak łatwo zamaskować ją ubraniem. Nie w środku lata. Ubrałabym bluzę, ale wtedy wyglądałabym jak czub, jest ze trzydzieści stopni. Oprócz tego dręczył mnie jeszcze okropny ból.
A może by tak...? Nie zaszkodzi spróbować.
Usiadłam na dywniku. Skupiłam się na swojej ranie, myślać intensywnie o tym, że chcę, aby zniknęła i przestała boleć. Bezwiednie zaczęłam odwijać bandaże. Z moich ust wydobywały się dziwne słowa. Nie wiedziałam co znaczą, ale czułam, że są mi w tej chwili potrzebne. Taka czrodziejska intuicja. Zakończyłam zaklęcie słowami: "Veniant verum", co znaczy "niech się stanie".
Z nadzieją spojrzałam na swoje plecy, odbijające się w lustrze. Skóra była nieskazitelna. Rana zniknęła, nie miałam nawet maluśkiej, tyciej blizny. Zadowolona z siebie wróciłam do przeszukiwania szafy.
-Jak ty to zrobiłaś? -podskoczyłam słysząc głos Jamesa.
-Przestraszyłeś mnie- zrobiłam minę obrażonego dziecka.
-Jak to zrobiłaś?
-Powtarzasz się- przewróciłam oczami. -Wypowiedziałam zaklęcie i pufff!!! Rana zniknęła -powiedziałam śmiesznie gestykulując rękami.
-To niemożliwe- powiedział.
-Chyba jednak możliwe -odrzekłam znajdując odpowiedni strój i wybiegłam do łazienki zamierzając się przebrać.
Do tego założyłam jeszcze brązowe sandałki . Delikatnie pomalowałam tuszem rzęsy, które naturalnie długie, wydłużyły się jeszcze bardziej, nadając moim oczom troszkę dzikiej urody.
"I' m feeling sexy and free..." -zanuciłam pod nosem.
Cieszyłam się na to spotkanie. Widzieliśmy się wczoraj rano, ale już mi go brakowało. Tak jakbym zostawiła swoje serce przy nim. Przygryzłam wargę poprawiając włosy. Dzisiaj postanowiłam, że zostawię je rozpuszczone. Naprawdę chciałam ładnie wyglądać. Dla niego.
Zayn nie kazał długo na siebie czekać. W chwili gdy schodziłam na dół po schodach mój telefon zawibrował. Przyszła wiadomość.
Od: Zayn
Czekam na ciebie słońce :*.
Uśmiechając się zeszłam na parter, przeskakując po dwa schodki na raz. W biegu chwyciłam swoją brązową torbę i wyszłam na zewnątrz.
Samochód Zayna stał na podjezdzie, ale jego w nim nie było. Rozejrzałam się dookoła. Przecież nie mógł od tak sobie zniknąc.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy.
-Zgadnij kto to -wyszeptał mi do ucha znajomy głos.
-Babcia Gertruda? -zapytałam złośliwie się uśmiechając.
-Zgaduj dalej -mruknął rozłoszczony moim żartem. Zachichotałam denerwując go jeszcze bardziej.
-Ciocia Wera? -zażartowałam po raz kolejny. Na serio miałam ciocię Weronikę, która miała grubo ponad sześdziesiąt lat.
-Nie -warknął, a jego gorący oddech połaskotał mnie w szyję, gdy zbliżył do niej usta.Pocałował moją wrażliwą skórę, najpierw tuż pod uchem, a potem coraz niżej i niżej. -Spróbuj jeszcze raz.
-Hmmm -westchnęłam. -Kto to może być? Czyżby to był jeden niesamowicie przystojny mężczyzna, z piękną, umięśnioną klatą i brązowymi oczami.
-Zgadłaś -przekręcił mnie przodem do siebie.
-O, a jednak to ty Zayn -mruknęłam. Najpierw nie zrozumiał o co mi chodzi, jednak szybko się połapał.
-Ty... mała, lepiej uważaj -wycedził.
-A jak nie, to co mi zrobisz? -zachichotałam po raz kolejny.
-Coś wymyślę -powiedział patrząc mi w oczy.
-Jesteś słodki jak się złościsz -wyznałam, po czym westchnęłam zarzucając mu ręce na szyje.
-Słodki? -uniósł brwi.
-Tak -potwierdziłam.
Pocałowałam go. Zawsze on zaczynał pocałunki, ale nie tym razem. Dzisiaj to ja rządze i nie życzę sobie sprzeciwu. Położył rękę na moim biodrze, po całym moim ciele przebiegł rozkoszny dreszczyk. Drugą ręke wplótł w moje rozpuszczone włosy, bawiąc się kosmykiem. Moje ręce zjechały z jego szyi na plecy i niżej . Przycisnął mnie do siebie nie przerywając pocałunku. Jego ręce przeniosły się na mój tyłek. Jęknęłam zadowolona z obrotu wydarzeń.
Wreszcie przerwaliśmy pocałunek. Oparłam głowę na jego ramieniu czekając aż mój oddech się uspokoi.
-To co, jedziemy? -szepnął mi do ucha. Pokiwałam głową na tak.Trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę auta. Zayn otworzył przede mną drzwi. Usiadłam wygodnie i zapięłam pasy, bezpieczeństwa nigdy za wiele. Zayn odpalił auto i wyjechał z podjazdu. Patrzyłam na las, który właśnie mijaliśmy. Drzewa wyglądały tak spokojnie, gałęzie lekko kołysały się na wietrze.
*oczami Jamesa*
-Jesteś pewien?
-Tak -potwierdziłem po raz kolejny. Zaczęło mnie to nudzić. To pytanie padło już chyba ze sto razy. Spojrzałem na osobę siedzącą naprzeciw mnie. Niepozornie wyglądająca staruszka, niby nieszkodliwa i krucha, tak naprawdę była matką / szefową naszego kręgu. To ona tu rządziła.
-Widziałeś na własne oczy jak to zrobiła? Sama?
-Tak -odpowiedziałem znużony.
Zamyśliła się. Denerwują mnie jej pytania, ale rozumiem wątpliwości. Sam nie mogłem w to uwierzyć. Aria się wyleczyła z rany. Sama. Nie potrafiła tego zrobic nawet uzdrowicielka, która, choć utrzymała ją przy życiu, powiedziała, że do ulecznia tej rany potrzeba za dużo mocy, tak dużo, że nie ma osoby, która bez szkodzenia sobie mogła to zrobić. Arii udało się bez problemu, zajęło jej to chwilkę.
-Przepowiednia -mruknęła staruszka sama do siebie.
-Słucham?
-Przepowiednia -spojrzała mi znacząco w oczy.
-Myśli pani...? Że ona...? -wyjąkałem zmartwiony.
-Tak, to właśnie ona. Ona nas wszystkich ocali.
*oczami Zayna*
Spojrzałem na Arię. Jej głowa po chwili opadła i dziewczyna po prostu zasnęła na siedzeniu. Uśmiechnąłem się samd o siebie. Jak spała to wyglądała tak nieszkodliwie. Nie zamierzałem jej budzić. Niech sobie pośpi, wyglądała na zmęczoną. W ciszy słyszałem jej równy oddech. To był cudowny dzwięk dla moich uszu, czułem, że mógłbym całe życie patrzeć jak śpi i słuchać jak oddycha.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Nigdy nie myślałem, że pokocham kogoś tak mocno. Tak mocno, że mógłbym zrezygnować z wszystkiego byle by jej nie zostawić.
Szybko dotarlismy na ustalone wcześniej miejsce spotkania. Zaparkowałem auto i zgasiłem silnik.
Potrząsnąłem ramieniem śpiącej dziewczyny.
-Hej- szepnąłem -pora wstawać.
-Co? -przetarła sennie oczy. -Zasnęłam? Ojej, tak strasznie przepraszam, ostatnio kiepsko sypiam i...
-Spokojnie -uśmiechnąłem się. -Nie przeszkadza mi, że zasnęłaś, a tak przy okazji wyglądasz uroczo jak śpisz.
Zarumieniła się lekko. Uśmiechnąłem się jeszcze bardziej. Powoli ruszyliśmy w stronę kawiarenki w której umówiłem się z chłopakami. Nie byłem zachwycony pomysłem zapoznania mojej dziewczyny z nimi, ale męczyli mnie o to, aż się nie zgodziłem. No cóż, jakoś to przeżyjemy. Ona też wyglądała na zdenerwowaną.
Uścisnąłem jej dłoń i posłałem jej spojrzenie, które miało mówić: "Nie przejmuj się, te świry nic ci nie zrobią".
Weszliśmy do środka i od razu zobaczyłem chłopców. Zajęli stolik w kącie, mało widoczny. Podeszliśmy do nich. Na nasz widok natychmiast podnieśli się z miejsc.
-Witam panienkę- powiedział lokowaty chłopak łapiąc ją za rękę i całując w dłoń -my się już znamy.
*Oczami Arii*
-Cześć Harry -mruknęłam.
-A to reszta bandy: Liam, Louis i Niall -Hazza pokazał kolejno na swoich przyjaciół, a na koniec wskazał na mnie -a to jest Aria, nowa dziewczyna Zayna.
-Cześć -powiedzieli wszyscy razem, jak prawdziwy chórek. Uśmiechnęłam się.
Usiedliśmy. Zostałam oddzielona od Zayna. On siedział na kanapie z Liamem i Niallem, a ja po drugiej stronie stołu, pomiędzy Harrym i Louisem.
Przyszła kelnerka i wszyscy złożylismy zamówienia.
Nikt nic nie powiedział. Niezręczna cisza była dużo gorsza niż rozmowa na jakikolwiek, nawet okropnie głupi temat. Spojrzałam na Zayna i przyłapałam go na tym, że też się na patrzył. Posłał mi wymowne spojrzenie po czym przejchał językiem po swojej dolnej wardze. Uśmiechnęłam się szeroko i zrobiłam to samo, a następnie dotknęłam zębów koniuszkiem języka.
-Och dajcie spokój- jęknął Harry -nie przy ludziach.
Zayn zachichotał, a ja nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się cichutko. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że reszta bandy przygląda się naszej małej "zabawie". Rozejrzałam się dookoła, wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Poczułam, że się czerwienie.
-Więc... -zagadnął Liam, przerywając te okropną ciszę, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. -Gdzie się poznaliście?
-W sklepie -odpowiedział Zayn.
-Serio? -wyjęczał Harry. -Tylko tyle? Żadnej niesamowitej historii? Żadnej podniecającej intrygi?
-Nie wszystko musi być niesamowicie ciekawe Harry- powiedziałam -czasami piękne historie zaczynają się od niepozornie zwykłych wydarzeń.
-Gadanie -mruknął lokowaty. -Prawdziwie piękne historie powinny mieć równie piękne początki.
-Jak tam uważasz - ustąpiłam. Zamówione napoje i ciastka zostały przyniesione.
-Nareszcie -powiedział Niall, aż zacierając ręce z radości i po chwili jego talerz był pusty.
-Ciesz się, że siedzisz koło mnie, bo inaczej ciebie też by zjadł -szepnął mi do ucha Louis, a ja nie mogąc się powstrzymać, zachichotałam. Widziałam, że Zayn śledzi każdy mój ruch.
-Słyszałem to - Niall zrobił obrażoną minę.
Ja i Harry wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Niall dalej patrzył na nas rozzłoszczony, ale już po chwili i on się uśmiechnął.
-A tak na serio, nigdy bym cię nie zjadł- zapewnił mnie blondynek, ale potem, niepotrzebnie dodał -bo Zayn by mnie ukatrupił.
-Tylko dlatego? - zapytałam udając przerażoną. Harry zachichotał.
-No wiesz- wyjaśniał Niall -moja cudna twarzyczka mogłaby ucierpieć na zderzeniu z pięścią Zayna, a szkoda by było zniszczyć takie dzieło sztuki.
-Jasne -mruknęłam.
Po jakimś czasie wyszliśmy z kawiarni. Harry cały czas zabawiał mnie anegdotami ze swojego życia, jednak powoli zaczynały mnie nudzić.
-Tak Harry, to niesaaamowite -powiedziałam, gdy skończył jedną ze swoich "ciekawych opowieści'.
-To, co teraz będziemy robić?- zapytał Louis zanim Hazza zdążył mi odpowiedzieć.
-Chodzmy na plażę! -wypalił Niall.
Jego prozycja spotkała się z aprobatą reszty bandy. Tyle, że do najbliższej plaży było dość daleko. Ruszyliśmy w stronę auta. Okazało się, że chłopców przywiózł tu kierowca i musieli się zabrać z nami.
-Auto jest pięcioosobowe -przypomniał Zayn. -Nie zmieścimy się wszyscy.
-Mogę wziąść Arię na kolana - zaproponował Harry.
-Ale...
-Będę grzeczny -przerwał Malikowi Styles.
Zayn pokręcił głową z niedowierzaniem, ale nic nie powiedział. Posłał mi spojrzenie mówiące "i tak jesteś moja". Harry wsiadł do auta i poklepał swoje kolana, dając mi do zrozumienia, że mam usiąść. Niechętnie to zrobiłam. Siedzieliśmy na tylnim siedzeniu: ja, Harry, Niall i Louis. Auto ruszyło. Niezadowolona ze swojej pozycji przymknęłam oczy i oparłam głowę o szybę. Poczułam ręce lokowatego, jak objęło mnie w pasie. Rozezlona otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
-To po to żebyś nie wypadła -oznajmił uśmiechając się głupkowato. Ja też się uśmiechnęłam, gdy zauważyłam, że Zayn cały czas ogląda nas w lusterku. Harry najwyrazniej też to zauważył, bo po chwili szepnął mi na ucho:
-Powkurzajmy go, co ty na to?- szepnął mi do ucha. -Oprzyj głowę na moim ramieniu i zamknij oczy. Nie otwieraj ich, aż ci nie powiem, okej?
Kiwnęłam głową na tak. Zrobiłam co kazał .Na jego ramieniu było dużo wygodniej niż na szybie. Dalej czułam jego ręce oplatające mnie w talii. Bardzo się starałam, żeby się nie roześmiać. Wtuliłam się w niego kładąc ręce na jego dłoniach. Zamruczał jak rasowy kociak. Mocno przygryzłam wargę, tak strasznie mnie to śmieszyło.
-Śpij smacznie koteczku -wymruczał mi do ucha i pocałował mnie w czoło.
-Mógłbyś jej nie dotykać!?! -w końcu Zayn wybuchnął.
-Jak mam jej nie dotykać, skoro siedzi mi na kolanach? -zapytał cwaniacko Harry.
-Nie wiem -mruknął Zayn rozłoszczony. -Po prostu trzymaj łapska zdaleka od niej!
Dłużej nie mogłam wytrzymać. Wybuchnęłam śmiechem i usłyszałam jak Harry chichocze. Po chwili Louis też do nas dołączył. Podczas gdy nasza trójka zwijała się ze śmiechu na tylnim siedzeniu, Zayn patrzył na nas zezłoszczony.
-Tak was to śmieszy?!? -krzyczał.
-Patrz na drogę -upomniał go Liam.
-Oj, nie złość się -powiedziałam przepraszająco.
-Nie mogłabys usiąść gdzie indziej?
-Gdzie? -rozłozyłam bezradnie ręcę.
-A może przeszłabyś się do Nialla?
-Nie będziesz miał nic przeciwko? -zwróciłam się do blondaska. Pokręcił przecząco głową. Przepchnęłam się więc, stając po drodze Louisowi na nodze, na kolanka do Horanka.
-Dzięki -szepnęłam do niego.
Dotarliśmy na plażę. Na szczęście było dość pusto, co zmniejszało szanse na atak fanek 1D. Wogóle nie kojarzyłam tego miejsca. To było jakieś kompletne odludzie. Zejście na plaże było dość strome, a sama plaża kamienista. Zayn dalej był obrażony za ten numer, który odwaliliśmy z Harrym.
-Złościsz się? -zapytałam nie mogąc dłużej znieść jego miny.
-Nie - burknął.
-Przecież widzę - powiedziałam. Musiałam przyśpieszyć żeby za nim nadążyć. -To był tylko żart.
-Nie jestem zły - przystanął i popatrzył mi w oczy.
-Nie?
-Nie, słuchaj... po prostu jestem trochę zazdrosny. Najpierw ten twój kolega Lucas pojawia się nie wiadomo skąd, a teraz robisz takie rzeczy z Harrym.
-To był tylko żart - powtórzyłam.
-Tyle, że dla mnie nie był zabawny - warknął.
-Świetnie- powiedziałam w przypływie złości. -Jesteś nieznośny. Ostatnio byłeś zły bo rozmawiałam z kolegą, a teraz wkurzasz się bo dobrze się bawię z twoim przyjacielem. Zayn- złapałam go za ręce - nie ufasz mi?
-Nie -odpowiedział, a mnie zmroziło.
*oczami Zayna*
Patrzyłem jej prosto w oczy gdy to powiedziałem. Wiedziałem, że będę tego żałował. Mimo to wypowiedziałem to jedno, okropne słowo, które mogło zrójnować wszystko. Widziałem, że sprawiłem jej ból, że cierpi z mojego powodu. Widziałem, jak do jej oczy, do jej niesamowicie pięknych oczu napływają łzy.
-Świetnie - powiedziała i odwróciła się do mnie plecami. -To może lepiej sobie pójdę.
Odwróciła się i zanim zdążyłem coś powiedzieć odeszła szybkim krokiem. Jej drobna postać zniknęła za zakrętem. Kompletnie mnie sparaliżowało.
-Co się stało? -zapytał Harry. Nawet nie zauważyłem kiedy podeszedł.
-Pokłóciliśmy się- oznajmiłem beznamiętnie.
-No tak, czyli już ci się znudziła -machnął ręką.
Nie! To nie tak- tłumaczyłem się. -Z nią jest inaczej, zależy mi na niej.
-To co tu jeszcze robisz. Biegnij za nią -rozkazał Harry. Posłuchałem go bez słowa. Wybiegłem na ulicę i rozglądnąłem się poszukując mojej małej dziewczynki. I gdy już całkiem straciłem nadzieję, zobaczyłem, że stoi na przystanku. Najwyraźniej zamierzała wrócić do domu autobusem. Podbiegłem do niej. Na mój wido zerwała się z miejsca próbując uciec, ale złapałem ją i przyciągnąłem do siebie.
-Puszczaj mnie! -wrzasnęła, szamocząc się i wbijając paznokcie w moje ręce, którymi ją obejmowałem.
-Nie.
-Czego ty ode mnie chcesz -warknęła.
-Chcę cię przeprosić -oznajmiłem.
-Mam to gdzieś -wciąż próbowała się wyrwać.
-Kochanie, proszę...
-Nie nazywaj mnie kochaniem! Nie masz do tego prawa! Już nie!
-Aria błagam, uspokój się -pogłaskałem ją po włosach. Zesztywniała. -Przepraszam cię za tamto. Ja naprawdę tak nie myślę, powiedziałem to w przypływie złości,a teraz żałuję. Przepraszam, nie chciałem cię zranić.
-Ale to zrobiłeś. Nic innego nie potrafisz robić! Zakochałam się w tobie Zayn. Zaufałam ci, a ty nie potrafisz zaufać mi!
-Ufam ci! Naprawdę...
-Gdybyś mi ufał, to nie byłbyś takim pierdolonym zazdrośnikiem! Niedawno zezłościłeś się na mnie bo rozmawiałam z Lucasem, moim przyjacielem. Podczas, gdy ty spędzałeś czas z dziesiątkami dziewczyn, które szaleją na twoim punkcie- wypomniała mi. -Kto tu ma powody do zazdrości?
-Masz rację -przyznałem. -Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób.
-Nie o to chodzi -powiedziała. -Ja nie zdenerwowałam się gdy one cię otoczyły, robiły sobie z tobą zdjęcia i tak dalej, i tak dalej. Bo ci ufam i mam prawo oczekiwać tego samego od ciebie.
-Daj mi jeszcze jedną szansę- poprosiłem. Odwróciła wzrok i zacisnęła szczękę. -Kocham cię.
-Jeśli się kogoś kocha to się mu ufa.
-Ufam ci... tylko boję się, że cię stracę- dokończyłem już ciszej. Nie odpowiedziała.
-Budzę się rano i myślę o tobie, na próbach nie mogę się skupić, bo myślę o tobie, wieczorem zasypiam, bo wiem, że mi się przyśnisz i to są piękne sny. Jesteś dla mnie jak słońce i księżyc, jak powietrze - potrzebna do życia. Boję się ciebie stracić.
-Zayn... - jęknęła. -Czemu mówisz takie piękne rzeczy kiedy jestem na ciebie zła? Czemu mi to utrudniasz? Czemu nie pozwolisz mi po prostu odejść? Tak byłoby łatwiej dla nas obojga.
-Dla mnie nie byłoby łatwiej. Zostałbym z wielką dziurą w sercu, której nic, ani nikt nie mógłby wypełnić. Straciłbym coś najcenniejszego, sens życia, światło w ciemności. Nadal bym cię kochał, ale nie mógłbym ci ofiarować tej miłości. To by mnie dobiło.
-Nie mów takich rzeczy -rozkazała.
-Dlaczego?
-Bo trudno mi się na ciebie złości- odparła.
-To dobrze- wyszczerzyłem zęby. -Będę więc mówił, aż mi nie przebaczysz.
-A ja zaraz mam autobus, także...
-Pojadę z tobą- oświadczyłem.
-Nie!
-Tak.
Nadal była na mnie obrażona, ale zauważyłem, że uniosły się jej kąciki ust. To już prawie uśmiech.
-Jesteś okropny -stwierdziła, kładąc ręce na biodrach.
-A ty i tak mnie lubisz -odparłem wesoło.
-Nie bądź tego taki pewien -odgryzła się.
-Słonko przepraszam -pogłaskałem ją po policzku. -Wybacz mi proszę.
-Jak ty to robisz? -wyszeptała.
-Co robię?
-Sprawiasz, że szaleję. Czuję, że chcę ci przebaczyć, chociaż jestem na ciebie zła.
-Wybaczasz mi?
-Tak -potwierdziła.
W tej chwili zaczął padać deszcz.
-Wracajmy do auta. Chłopaki mokną, a ja mam klucze.
-Biedacy -roześmiała się. Wiedziałem, że to koniec kłótni.
*oczami Harrego*
Siedzieliśmy w aucie już ponad pół godziny, a ich wciąż nie było. Ciekawe czym Zayn jej podpadł. Biedaczysko. Wiedziałem, że musiał się nieźle postarać, żeby mu wybaczyła. Nie wyglądała na desperatkę, albo kogoś o niskim poczuciu własnej wartości. Łatwo mu nie wybaczy.
Gdy już myślałem, że będziemy nocować na tym pustkowiu nareszcie się pojawili. Byli cali przemoknięci. Dlatego ja wziąłem Louisa na kolana, a Aria zajęła miejsce Liama na przednim siedzeniu. Zayn wyciągnął z bagażnika swoją bejsbolówkę i dał jej, żeby założyła. Biedaczka tak przemarzła, że aż się trzęsła. Mimo drobnego zgrzytu na koniec, to był naprawdę fajny dzień i myślę, że lubię tę dziewczynę. Cieszyłem się, że przyjaciel dobrze trafił, miał wspaniałą dziewczynę i szczerze to troszkę mu zazdrościłem. Ja byłem ciągle sam.
Kiedyś mieszkaliśmy razem, ale teraz każdy z nas ma własny dom i to nie jeden. Więc Zayn podrzucił nas pod ten wspólny, gdzie mieliśmy wszyscy spać, znaczy się tylko ja, Liam, Louis i Niall, bo zdaję mi się, że on chciał zaprosić Arię na nocowanko.
*oczami Zayna*
-Jesteś zmęczona?
-Nie.
-To może obejrzelibyśmy jakiś film? U mnie, na dvd, pozwolę ci wybrać.
-Okej.
Zaprowadziłem ją do salonu i pokazałem swoją kolekcję filmów. Sam poszedłem po jakąś suchą koszulkę, dla siebie i dla niej.
Przyniosłem jej za małe już na mnie czarne dresy i jedną z moich ukochanych koszulek. Podziękowała i poszła się przebrać. Długo jej nie zeszło, już po chwili wróciła.
Nawet w za dużych na nią dresach i mojej koszulce wyglądała seksownie. Nie mogłem się na nią napatrzeć. Rozłożyliśmy się na ogromnej kanapie. Blisko siebie.
Włączyłem film, który wybrała. Okazało się, że są to "Igrzyska śmierci". Nawet nie zwracałem uwagi na to co się dzieje na ekranie. Patrzyłem na drobną postać opartą o moje ramię, wtuloną w moje ciało i tak sobie pomyślałem, że chciałbym, żeby tak było już zawsze, ja i ona. Żebyśmy mogli zasypiać razem i żeby ona była pierwszą osobą, którą zobaczę po przebudzeniu. Pochłonięty tą wizją nie zauważyłem kiedy zasnęła. Jej oddech się wyrównał, a oczy zamknęły. Na jej twarzy widniał lekki uśmiech. Chyba miała piękne sny. Przytuliłem ją mocniej i po chwili ja też zasnąłem i śniłem o niej. O dziewczynie, która zawładnęła moim sercem.
_________________________________________________________________________________
Od Panny Horan: Jednak udało mi się to przeczytać przed 22... Nie mogę uwierzyć że ktoś to czyta...
Od autorki tego rozdziału: Jednak ruszyła dupę i to przeczytała i to jeszcze przed 21.00. Ogólnie to też jestem zdziwiona, że ktoś to czyta, ale tak pozytywnie. Mam nadzieję, że rozdział się podoba i życzę miłej nocy.