Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.

Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Część 1 Rozdział 4

*oczami Arii*
Widziałam światło i ciemność. Niebo i gwiazdy. Zamrugałam gwałtownie i wstałam. Gdzie byłam? Nie wiem. Niewiele pamiętam. Wszystko jest zamglone i niewyraźne. Stałam na piasku, prawdopodobnie na plaży, słyszałam szum morza. Obróciłam się, żeby spojrzeć na wodę. Wyglądała niesamowicie, ciemna i tajemnicza. Odbijała światło księżyca. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Ktoś szedł, ale nie w moją stronę tylko w przeciwną.
-Hej!- zawołałam niepewnie próbując zwrócić na siebie uwagę nieznajomego mężczyzny.
-Halo, słyszy mnie pan? -zapytałam niepewnie, ale on szedł dalej. Pobiegłam za nim. Zdziwiłam się gdy nagle zatrzymał się i odwrócił w moją stroną. Miał czekaladowe oczy, natychamiast je rozpoznałam. Nie patrzyły na mnie z czułością tak ja zawsze. Były zimne i bezlitosne. Cofnęłam się przestraszona. Zobaczyłam, że wyciaga srebny sztylet. Spojrzał na mnie po raz ostatni.
-Są i złe czary- powiedział, po czym rzucił się na mnie ze sztyletem. Krzyczałam i uciekałam, jednak on przygwoździł mnie do ziemi.
-Aria- usłyszałam czyjś głos -obudź się.

Gwałtownie podniosłam się z łóżka i od razu tego pożałowałam. Bolało mnie całe ciało. Opadłam spowrotem na posłanie. Rozejrzałam się dookoła. Byłam w swoim pokoju, a na krześle obok siedział James i przyglądał mi się ze zmartwioną miną.
-Znowu miałaś zły sen?- zapytał.
-Znowu?
-Krzyczałaś przez sen. Kilka razy -wyjaśnił smętnie.
-Aha -nie potrafiłam w tej chwili wykrztusić z siebie nic więcej.
Całą moją uwagę pochłonął ból mający swoje zródło na moich plecach. Czułam bandaże zakrywające moją ranę. Sama świadomość, że są mnie denerwowała.
-Zastanawiam się- powiedział James -czy mam ci pogratulować odwagi czy nakrzyczeć na ciebie za głupotę- a po chwili dodał -więc zrobię i to, i to. To co zrobiłaś wymagało wiele odwagi i siły, której z pewnością ci nie brakuje, masz moje uznanie- zrobił dramatyczną pauzę. -Ale jestem też zły, że nie dałaś mi znać, ich było pięciu! Co ty sobie, do jasnej cholery myślałaś!
-Skończyłeś? - zapytałam beznamiętnie.
-Nie- przewrócił oczami i posłał mi złe spojrzenie -obiecaj, że więcej nie zrobisz podobnej głupoty.
-Obiecuję- powiedziałam, choć nie uważałam tego za głupotę. Po prostu chciałam go uspokoić.
-Już to widzę -mruknął niezadowolony. Dobrze wiedział, że i tak, gdyby kiedykolwiek zaistniała taka potrzeba ruszyłabym z odsieczą bez zastanowienia. Taka już jestem, nic na to nie poradzę.
-Jest jeszcze jedna sprawa- James wymawiał wszystkie słowa strasznie powoli. -Dom Rebeckhi jest prawie nieruszony...
-Prawie? -przerwałam.
- Parę godzin temu, pojechałem tam z Rebeckhą żeby zabrała pare swoich rzeczy. Z zewnątrz wszystko wygląda normalnie, ale w środku.... wygląda jakby przeszedł tamtędy huragan -zakończył z lekkim wachaniem.
-Że co proszę?
-Wszędzie były porozwalane różne rzeczy, od książek zaczynając, a na bieliznie kończąc. Wszystko przejrzeli. Zabrali parę rzeczy. Rośliny, kot, trochę ubrań, i listy- westchnął -od jej matki, od kapłanki, chłopaka, koleżanki i... od ciebie. A w jednym z nich...
-Przesłałam jej swoje zdjęcia -dokończyłam za niego. Tylko skinął głową. To koniec, na pewno mnie znajdą. Nie przestaną szukać aż mnie nie dopadną, a potem mnie zabiją.
-Spokojnie- poklepał mnie po dłonie -ochronimy cię. Mamy plan. Przeprowadzimy się, możemy się przenieść do Paryża, albo do Voltery, albo do Vegas...
-Nie.
-Nie?
-Nie zamierzam się chować. Niech przychodzą. Jestem gotowa. Stawię im czoła.

Zasnęłam niedługo po tym jak James wyszedł. Mój sen był niesamowicie spokojny. Szłam przez ogród i oglądałam kwiaty. Zero strachu, potworów, krwi...
Obudził mnie mój telefon. Ktoś próbował się do mnie dodzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz. Zayn.
-Halo? -odebrałam, automatycznie podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Cześć mała, stęskniłem się za tobą -pożalił się Zayn.
-O , ja też tęsknie.
-To może byśmy się spotkali? Przyjechałbym po ciebie za godzinkę lub dwie. Moglibyśmy coś razem porobić. Jeśli chcesz moglibyśmy się spotkać z resztą zespołu.
-Pewnie -powiedziałam z lekką chrypką -to co za godzinkę?
-Tak. Do zobaczenia- zakończył rozmowę.
-Pa -rozłączyłam się.
Podeszłam do swojej szafy nie wiedząc co ubrać. Zdjęłam z siebie przydużawą koszulkę, w którą ktoś przebrał mnie gdy byłam nieprzytomna. Zostałam w samej bieliznie. Przyjrzałam się swojej ranie w lustrze. Ciągnęła się praktycznie przez całe plecy. Nie będzie tak łatwo zamaskować ją ubraniem. Nie w środku lata. Ubrałabym bluzę, ale wtedy wyglądałabym jak czub, jest ze trzydzieści stopni. Oprócz tego dręczył mnie jeszcze okropny ból.
A może by tak...? Nie zaszkodzi spróbować.
Usiadłam na dywniku. Skupiłam się na swojej ranie, myślać intensywnie o tym, że chcę, aby zniknęła i przestała boleć. Bezwiednie zaczęłam odwijać bandaże. Z moich ust wydobywały się dziwne słowa. Nie wiedziałam co znaczą, ale czułam, że są mi w tej chwili potrzebne. Taka czrodziejska intuicja. Zakończyłam zaklęcie słowami: "Veniant verum", co znaczy "niech się stanie".
Z nadzieją spojrzałam na swoje plecy, odbijające się w lustrze. Skóra była nieskazitelna. Rana zniknęła, nie miałam nawet maluśkiej, tyciej blizny. Zadowolona z siebie wróciłam do przeszukiwania szafy.
-Jak ty to zrobiłaś? -podskoczyłam słysząc głos Jamesa.
-Przestraszyłeś mnie- zrobiłam minę obrażonego dziecka.
-Jak to zrobiłaś?
-Powtarzasz się- przewróciłam oczami. -Wypowiedziałam zaklęcie i pufff!!! Rana zniknęła -powiedziałam śmiesznie gestykulując rękami.
-To niemożliwe- powiedział.
-Chyba jednak możliwe -odrzekłam znajdując odpowiedni strój i wybiegłam do łazienki zamierzając się przebrać.
Do tego założyłam jeszcze brązowe sandałki . Delikatnie pomalowałam tuszem rzęsy, które naturalnie długie, wydłużyły się jeszcze bardziej, nadając moim oczom troszkę dzikiej urody.
"I' m feeling sexy and free..." -zanuciłam pod nosem.
Cieszyłam się na to spotkanie. Widzieliśmy się wczoraj rano, ale już mi go brakowało. Tak jakbym zostawiła swoje serce przy nim. Przygryzłam wargę poprawiając włosy. Dzisiaj postanowiłam, że zostawię je rozpuszczone.  Naprawdę chciałam ładnie wyglądać. Dla niego.
Zayn nie kazał długo na siebie czekać. W chwili gdy schodziłam na dół po schodach mój telefon zawibrował. Przyszła wiadomość.

Od: Zayn 
Czekam na ciebie słońce :*.

Uśmiechając się zeszłam na parter, przeskakując po dwa schodki na raz. W biegu chwyciłam swoją brązową torbę i wyszłam na zewnątrz. 
Samochód Zayna stał na podjezdzie, ale jego w nim nie było. Rozejrzałam się dookoła. Przecież nie mógł od tak sobie zniknąc.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy.
-Zgadnij kto to -wyszeptał mi do ucha znajomy głos.
-Babcia Gertruda? -zapytałam złośliwie się uśmiechając. 
-Zgaduj dalej -mruknął rozłoszczony moim żartem. Zachichotałam denerwując go jeszcze bardziej.
-Ciocia Wera? -zażartowałam po raz kolejny. Na serio miałam ciocię Weronikę, która miała grubo ponad sześdziesiąt lat.
-Nie -warknął, a jego gorący oddech połaskotał mnie w szyję, gdy zbliżył do niej usta.Pocałował moją wrażliwą skórę, najpierw tuż pod uchem, a potem coraz niżej i niżej. -Spróbuj jeszcze raz.
-Hmmm -westchnęłam. -Kto to może być? Czyżby to był jeden niesamowicie przystojny mężczyzna, z piękną, umięśnioną klatą i brązowymi oczami.
-Zgadłaś -przekręcił mnie przodem do siebie. 
-O, a jednak to ty Zayn -mruknęłam. Najpierw nie zrozumiał o co mi chodzi, jednak szybko się połapał.
-Ty... mała, lepiej uważaj -wycedził.
-A jak nie, to co mi zrobisz? -zachichotałam po raz kolejny.
-Coś wymyślę -powiedział patrząc mi w oczy.
-Jesteś słodki jak się złościsz -wyznałam, po czym westchnęłam zarzucając mu ręce na szyje.
-Słodki? -uniósł brwi.
-Tak -potwierdziłam.
Pocałowałam go. Zawsze on zaczynał pocałunki, ale nie tym razem. Dzisiaj to ja rządze i nie życzę sobie sprzeciwu. Położył rękę na moim biodrze, po całym moim ciele przebiegł rozkoszny dreszczyk. Drugą ręke wplótł w moje rozpuszczone włosy, bawiąc się kosmykiem. Moje ręce zjechały z jego szyi na plecy i niżej . Przycisnął mnie do siebie nie przerywając pocałunku. Jego ręce przeniosły się na mój tyłek. Jęknęłam zadowolona z obrotu wydarzeń. 
Wreszcie przerwaliśmy pocałunek. Oparłam głowę na jego ramieniu czekając aż mój oddech się uspokoi.
-To co, jedziemy? -szepnął mi do ucha. Pokiwałam głową na tak.
Trzymając się za ręce ruszyliśmy w stronę auta. Zayn otworzył przede mną drzwi. Usiadłam wygodnie i zapięłam pasy, bezpieczeństwa nigdy za wiele. Zayn odpalił auto i wyjechał z podjazdu. Patrzyłam na las, który właśnie mijaliśmy. Drzewa wyglądały tak spokojnie, gałęzie lekko kołysały się na wietrze.

*oczami Jamesa*
-Jesteś pewien?
-Tak -potwierdziłem po raz kolejny. Zaczęło mnie to nudzić. To pytanie padło już chyba ze sto razy. Spojrzałem na osobę siedzącą naprzeciw mnie. Niepozornie wyglądająca staruszka, niby nieszkodliwa i krucha, tak naprawdę była matką / szefową naszego kręgu. To ona tu rządziła.
-Widziałeś na własne oczy jak to zrobiła? Sama?
-Tak -odpowiedziałem znużony.
Zamyśliła się. Denerwują mnie jej pytania, ale rozumiem wątpliwości. Sam nie mogłem w to uwierzyć. Aria się wyleczyła z rany. Sama. Nie potrafiła tego zrobic nawet uzdrowicielka, która, choć utrzymała ją przy życiu, powiedziała, że do ulecznia tej rany potrzeba za dużo mocy, tak dużo, że nie ma osoby, która bez szkodzenia sobie mogła to zrobić. Arii udało się bez problemu, zajęło jej to chwilkę.
-Przepowiednia -mruknęła staruszka sama do siebie.
-Słucham?
-Przepowiednia -spojrzała mi znacząco w oczy.
-Myśli pani...? Że ona...? -wyjąkałem zmartwiony.
-Tak, to właśnie ona. Ona nas wszystkich ocali.

*oczami Zayna*
Spojrzałem na Arię. Jej głowa po chwili opadła i dziewczyna po prostu zasnęła na siedzeniu. Uśmiechnąłem się samd o siebie. Jak spała to wyglądała tak nieszkodliwie. Nie zamierzałem jej budzić. Niech sobie pośpi, wyglądała na zmęczoną. W ciszy słyszałem jej równy oddech. To był cudowny dzwięk dla moich uszu, czułem, że mógłbym całe życie patrzeć jak śpi i słuchać jak oddycha.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Nigdy nie myślałem, że pokocham kogoś tak mocno. Tak mocno, że mógłbym zrezygnować z wszystkiego byle by jej nie zostawić.
Szybko dotarlismy na ustalone wcześniej miejsce spotkania. Zaparkowałem auto i zgasiłem silnik.
Potrząsnąłem ramieniem śpiącej dziewczyny.
-Hej- szepnąłem -pora wstawać.
-Co? -przetarła sennie oczy. -Zasnęłam? Ojej, tak strasznie przepraszam, ostatnio kiepsko sypiam i...
-Spokojnie -uśmiechnąłem się. -Nie przeszkadza mi, że zasnęłaś, a tak przy okazji wyglądasz uroczo jak śpisz.
Zarumieniła się lekko. Uśmiechnąłem się jeszcze bardziej. Powoli ruszyliśmy w stronę kawiarenki w której umówiłem się z chłopakami. Nie byłem zachwycony pomysłem zapoznania mojej dziewczyny z nimi, ale męczyli mnie o to, aż się nie zgodziłem. No cóż, jakoś to przeżyjemy. Ona też wyglądała na zdenerwowaną.
Uścisnąłem jej dłoń i posłałem jej spojrzenie, które miało mówić: "Nie przejmuj się, te świry nic ci nie zrobią".
Weszliśmy do środka i od razu zobaczyłem chłopców. Zajęli stolik w kącie, mało widoczny. Podeszliśmy do nich. Na nasz widok natychmiast podnieśli się z miejsc.
-Witam panienkę- powiedział lokowaty chłopak łapiąc ją za rękę i całując w dłoń -my się już znamy.

*Oczami Arii*
-Cześć Harry -mruknęłam.
-A to reszta bandy: Liam, Louis i Niall -Hazza pokazał kolejno na swoich przyjaciół, a na koniec wskazał na mnie -a to jest Aria, nowa dziewczyna Zayna.
-Cześć -powiedzieli wszyscy razem, jak prawdziwy chórek. Uśmiechnęłam się.
Usiedliśmy. Zostałam oddzielona od Zayna. On siedział na kanapie z Liamem i Niallem, a ja  po drugiej stronie stołu, pomiędzy Harrym i Louisem.
Przyszła kelnerka i wszyscy złożylismy zamówienia.
Nikt nic nie powiedział. Niezręczna cisza była dużo gorsza niż rozmowa na jakikolwiek, nawet okropnie głupi temat. Spojrzałam na Zayna i przyłapałam go na tym, że też się na patrzył. Posłał mi wymowne spojrzenie po czym przejchał językiem po swojej dolnej wardze. Uśmiechnęłam się szeroko i zrobiłam to samo, a następnie dotknęłam zębów koniuszkiem języka.
-Och dajcie spokój- jęknął Harry -nie przy ludziach.
Zayn zachichotał, a ja nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się cichutko. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że reszta bandy przygląda się naszej małej "zabawie". Rozejrzałam się dookoła, wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Poczułam, że się czerwienie.
-Więc... -zagadnął Liam, przerywając te okropną ciszę, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. -Gdzie się poznaliście?
-W sklepie -odpowiedział Zayn.
-Serio? -wyjęczał Harry. -Tylko tyle? Żadnej niesamowitej historii? Żadnej podniecającej intrygi?
-Nie wszystko musi być niesamowicie ciekawe Harry- powiedziałam -czasami piękne historie zaczynają się od niepozornie zwykłych wydarzeń.
-Gadanie -mruknął lokowaty. -Prawdziwie piękne historie powinny mieć równie piękne początki.
-Jak tam uważasz - ustąpiłam. Zamówione napoje i ciastka zostały przyniesione.
-Nareszcie -powiedział Niall, aż zacierając ręce z radości i po chwili jego talerz był pusty.
-Ciesz się, że siedzisz koło mnie, bo inaczej ciebie też by zjadł -szepnął mi do ucha Louis, a ja nie mogąc się powstrzymać, zachichotałam. Widziałam, że Zayn śledzi każdy mój ruch.
-Słyszałem to - Niall zrobił obrażoną minę.
Ja i Harry wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Niall dalej patrzył na nas rozzłoszczony, ale już po chwili i on się uśmiechnął.
-A tak na serio, nigdy bym cię nie zjadł- zapewnił mnie blondynek, ale potem, niepotrzebnie dodał -bo Zayn by mnie ukatrupił.
-Tylko dlatego? - zapytałam udając przerażoną. Harry zachichotał.
-No wiesz- wyjaśniał Niall -moja cudna twarzyczka mogłaby ucierpieć na zderzeniu z pięścią Zayna, a szkoda by było zniszczyć takie dzieło sztuki.
-Jasne -mruknęłam.
Po jakimś czasie wyszliśmy z kawiarni. Harry cały czas zabawiał mnie anegdotami ze swojego życia, jednak powoli zaczynały mnie nudzić.
-Tak Harry, to niesaaamowite -powiedziałam, gdy skończył jedną ze swoich "ciekawych opowieści'.
-To, co teraz będziemy robić?- zapytał Louis zanim Hazza zdążył mi odpowiedzieć.
-Chodzmy na plażę! -wypalił Niall.
Jego prozycja spotkała się z aprobatą reszty bandy. Tyle, że do najbliższej plaży było dość daleko. Ruszyliśmy w stronę auta. Okazało się, że chłopców przywiózł tu kierowca i musieli się zabrać z nami.
-Auto jest pięcioosobowe -przypomniał Zayn. -Nie zmieścimy się wszyscy.
-Mogę wziąść Arię na kolana - zaproponował Harry.
-Ale...
-Będę grzeczny -przerwał Malikowi Styles.
Zayn pokręcił głową z niedowierzaniem, ale nic nie powiedział. Posłał mi spojrzenie mówiące "i tak jesteś moja". Harry wsiadł do auta i poklepał swoje kolana, dając mi do zrozumienia, że mam usiąść. Niechętnie to zrobiłam. Siedzieliśmy na tylnim siedzeniu: ja, Harry, Niall i Louis. Auto ruszyło. Niezadowolona ze swojej pozycji przymknęłam oczy i oparłam głowę o szybę. Poczułam ręce lokowatego, jak objęło mnie w pasie. Rozezlona otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
-To po to żebyś nie wypadła -oznajmił uśmiechając się głupkowato. Ja też się uśmiechnęłam, gdy zauważyłam, że Zayn cały czas ogląda nas w lusterku. Harry najwyrazniej też to zauważył, bo po chwili szepnął mi na ucho:
-Powkurzajmy go, co ty na to?- szepnął mi do ucha. -Oprzyj głowę na moim ramieniu i zamknij oczy. Nie otwieraj ich, aż ci nie powiem, okej?
Kiwnęłam głową na tak. Zrobiłam co kazał .Na jego ramieniu było dużo wygodniej niż na szybie. Dalej czułam jego ręce oplatające mnie w talii. Bardzo się starałam, żeby się nie roześmiać. Wtuliłam się w niego kładąc ręce na jego dłoniach. Zamruczał jak rasowy kociak. Mocno przygryzłam wargę, tak strasznie mnie to śmieszyło.
-Śpij smacznie koteczku -wymruczał mi do ucha i pocałował mnie w czoło.
-Mógłbyś jej nie dotykać!?! -w końcu Zayn wybuchnął.
-Jak mam jej nie dotykać, skoro siedzi mi na kolanach? -zapytał cwaniacko Harry.
-Nie wiem -mruknął Zayn rozłoszczony. -Po prostu trzymaj łapska zdaleka od niej!
Dłużej nie mogłam wytrzymać. Wybuchnęłam śmiechem i usłyszałam jak Harry chichocze. Po chwili Louis też do nas dołączył. Podczas gdy nasza trójka zwijała się ze śmiechu na tylnim siedzeniu, Zayn patrzył na nas zezłoszczony.
-Tak was to śmieszy?!? -krzyczał.
-Patrz na drogę -upomniał go Liam.
-Oj, nie złość się -powiedziałam przepraszająco.
-Nie mogłabys usiąść gdzie indziej?
-Gdzie? -rozłozyłam bezradnie ręcę.
-A może przeszłabyś się do Nialla?
-Nie będziesz miał nic przeciwko? -zwróciłam się do blondaska. Pokręcił przecząco głową. Przepchnęłam się więc, stając po drodze Louisowi na nodze, na kolanka do Horanka.
-Dzięki -szepnęłam do niego.
Dotarliśmy na plażę. Na szczęście było dość pusto, co zmniejszało szanse na atak fanek 1D. Wogóle nie kojarzyłam tego miejsca. To było jakieś kompletne odludzie. Zejście na plaże było dość strome, a sama plaża kamienista. Zayn dalej był obrażony za ten numer, który odwaliliśmy z Harrym.
-Złościsz się? -zapytałam nie mogąc dłużej znieść jego miny.
-Nie - burknął.
-Przecież widzę - powiedziałam. Musiałam przyśpieszyć żeby za nim nadążyć. -To był tylko żart.
-Nie jestem zły - przystanął i popatrzył mi w oczy.
-Nie?
-Nie, słuchaj... po prostu jestem trochę zazdrosny. Najpierw ten twój kolega Lucas pojawia się nie wiadomo skąd, a teraz robisz takie rzeczy z Harrym.
-To był tylko żart - powtórzyłam.
-Tyle, że dla mnie nie był zabawny - warknął.
-Świetnie- powiedziałam w przypływie złości. -Jesteś nieznośny. Ostatnio byłeś zły bo rozmawiałam z kolegą, a teraz wkurzasz się bo dobrze się bawię z twoim przyjacielem. Zayn- złapałam go za ręce - nie ufasz mi?
-Nie -odpowiedział, a mnie zmroziło.

*oczami Zayna*
Patrzyłem jej prosto w oczy gdy to powiedziałem. Wiedziałem, że będę tego żałował. Mimo to wypowiedziałem to jedno, okropne słowo, które mogło zrójnować wszystko. Widziałem, że sprawiłem jej ból, że cierpi z mojego powodu. Widziałem, jak do jej oczy, do jej niesamowicie pięknych oczu napływają łzy.
-Świetnie - powiedziała i odwróciła się do mnie plecami. -To może lepiej sobie pójdę.
Odwróciła się i zanim zdążyłem coś powiedzieć odeszła szybkim krokiem. Jej drobna postać zniknęła za zakrętem. Kompletnie mnie sparaliżowało.
-Co się stało? -zapytał Harry. Nawet nie zauważyłem kiedy podeszedł.
-Pokłóciliśmy się- oznajmiłem beznamiętnie.
-No tak, czyli już ci się znudziła -machnął ręką.
Nie! To nie tak- tłumaczyłem się. -Z nią jest inaczej, zależy mi na niej.
-To co tu jeszcze robisz. Biegnij za nią -rozkazał Harry. Posłuchałem go bez słowa. Wybiegłem na ulicę i rozglądnąłem się poszukując mojej małej dziewczynki. I gdy już całkiem straciłem nadzieję, zobaczyłem, że stoi na przystanku. Najwyraźniej zamierzała wrócić do domu autobusem. Podbiegłem do niej. Na mój wido zerwała się z miejsca próbując uciec, ale  złapałem ją i przyciągnąłem do siebie.
-Puszczaj mnie! -wrzasnęła, szamocząc się i wbijając paznokcie w moje ręce, którymi ją obejmowałem.
-Nie.
-Czego ty ode mnie chcesz -warknęła.
-Chcę cię przeprosić -oznajmiłem.
-Mam to gdzieś -wciąż próbowała się wyrwać.
-Kochanie, proszę...
-Nie nazywaj mnie kochaniem! Nie masz do tego prawa! Już nie!
-Aria błagam, uspokój się -pogłaskałem ją po włosach. Zesztywniała. -Przepraszam cię za tamto. Ja naprawdę tak nie myślę, powiedziałem to w przypływie złości,a  teraz żałuję. Przepraszam, nie chciałem cię zranić.
-Ale to zrobiłeś. Nic innego nie potrafisz robić! Zakochałam się w tobie Zayn. Zaufałam ci, a ty nie potrafisz zaufać mi!
-Ufam ci! Naprawdę...
-Gdybyś mi ufał, to nie byłbyś takim pierdolonym zazdrośnikiem! Niedawno zezłościłeś się na mnie bo rozmawiałam z Lucasem, moim przyjacielem. Podczas, gdy ty spędzałeś czas z dziesiątkami dziewczyn, które szaleją na twoim punkcie- wypomniała mi. -Kto tu ma powody do zazdrości?
-Masz rację -przyznałem. -Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób.
-Nie o to chodzi -powiedziała. -Ja nie zdenerwowałam się gdy one cię otoczyły, robiły sobie z tobą zdjęcia i tak dalej, i tak dalej. Bo ci ufam i mam prawo oczekiwać tego samego od ciebie.
-Daj mi jeszcze jedną szansę- poprosiłem. Odwróciła wzrok i zacisnęła szczękę. -Kocham cię.
-Jeśli się kogoś kocha to się mu ufa.
-Ufam ci... tylko boję się, że cię stracę- dokończyłem już ciszej. Nie odpowiedziała.
-Budzę się rano i myślę o tobie, na próbach nie mogę się skupić, bo myślę o tobie, wieczorem zasypiam, bo wiem, że mi się przyśnisz i to są piękne sny. Jesteś dla mnie jak słońce i księżyc, jak powietrze - potrzebna do życia. Boję się ciebie stracić.
-Zayn... - jęknęła. -Czemu mówisz takie piękne rzeczy kiedy jestem na ciebie zła? Czemu mi to utrudniasz? Czemu nie pozwolisz mi po prostu odejść? Tak byłoby łatwiej dla nas obojga.
-Dla mnie nie byłoby łatwiej. Zostałbym z wielką dziurą w sercu, której nic, ani nikt nie mógłby wypełnić. Straciłbym coś najcenniejszego, sens życia, światło w ciemności. Nadal bym cię kochał, ale nie mógłbym ci ofiarować tej miłości. To by mnie dobiło.
-Nie mów takich rzeczy -rozkazała.
-Dlaczego?
-Bo trudno mi się na ciebie złości- odparła.
-To dobrze- wyszczerzyłem zęby. -Będę więc mówił, aż mi nie przebaczysz.
-A ja zaraz mam autobus, także...
-Pojadę z tobą- oświadczyłem.
-Nie!
-Tak.
Nadal była na mnie obrażona, ale zauważyłem, że uniosły się jej kąciki ust. To już prawie uśmiech.
-Jesteś okropny -stwierdziła, kładąc ręce na biodrach.
-A ty i tak mnie lubisz -odparłem wesoło.
-Nie bądź tego taki pewien -odgryzła się.
-Słonko przepraszam -pogłaskałem ją po policzku. -Wybacz mi proszę.
-Jak ty to robisz? -wyszeptała.
-Co robię?
-Sprawiasz, że szaleję. Czuję, że chcę ci przebaczyć, chociaż jestem na ciebie zła.
-Wybaczasz mi?
-Tak -potwierdziła.
W tej chwili zaczął padać deszcz.
-Wracajmy do auta. Chłopaki mokną, a ja mam klucze.
-Biedacy -roześmiała się. Wiedziałem, że to koniec kłótni.

*oczami Harrego*
Siedzieliśmy w aucie już ponad pół godziny, a ich wciąż nie było. Ciekawe czym Zayn jej podpadł. Biedaczysko. Wiedziałem, że musiał się nieźle postarać, żeby mu wybaczyła. Nie wyglądała na desperatkę, albo kogoś o niskim poczuciu własnej wartości. Łatwo mu nie wybaczy.
Gdy już myślałem, że będziemy nocować na tym pustkowiu nareszcie się pojawili. Byli cali przemoknięci. Dlatego ja wziąłem Louisa na kolana, a Aria zajęła miejsce Liama na przednim siedzeniu. Zayn wyciągnął z bagażnika swoją bejsbolówkę i dał jej, żeby założyła. Biedaczka tak przemarzła, że aż się trzęsła. Mimo drobnego zgrzytu na koniec, to był naprawdę fajny dzień i myślę, że lubię tę dziewczynę. Cieszyłem się, że przyjaciel dobrze trafił, miał wspaniałą dziewczynę i szczerze to troszkę mu zazdrościłem. Ja byłem ciągle sam.
Kiedyś mieszkaliśmy razem, ale teraz każdy z nas ma własny dom i to nie jeden. Więc Zayn podrzucił nas pod ten wspólny, gdzie mieliśmy wszyscy spać, znaczy się tylko ja, Liam, Louis i Niall, bo zdaję mi się, że on chciał zaprosić Arię na nocowanko.

*oczami Zayna*
-Jesteś zmęczona?
-Nie.
-To może obejrzelibyśmy jakiś film? U mnie, na dvd, pozwolę ci wybrać.
-Okej.
Zaprowadziłem ją do salonu i pokazałem swoją kolekcję filmów. Sam poszedłem po jakąś suchą koszulkę, dla siebie i dla niej.
Przyniosłem jej za małe już na mnie czarne dresy i jedną z moich ukochanych koszulek. Podziękowała i poszła się przebrać. Długo jej nie zeszło, już po chwili wróciła.
Nawet w za dużych na nią dresach i mojej koszulce wyglądała seksownie. Nie mogłem się na nią napatrzeć. Rozłożyliśmy się na ogromnej kanapie. Blisko siebie.
Włączyłem film, który wybrała. Okazało się, że są to "Igrzyska śmierci". Nawet nie zwracałem uwagi na to co się dzieje na ekranie. Patrzyłem na drobną postać opartą o moje ramię, wtuloną w moje ciało i tak sobie pomyślałem, że chciałbym, żeby tak było już zawsze, ja i ona. Żebyśmy mogli zasypiać razem i żeby ona była pierwszą osobą, którą zobaczę po przebudzeniu. Pochłonięty tą wizją nie zauważyłem kiedy zasnęła. Jej oddech się wyrównał, a oczy zamknęły. Na jej twarzy widniał lekki uśmiech. Chyba miała piękne sny. Przytuliłem ją mocniej i po chwili ja też zasnąłem i śniłem o niej. O dziewczynie, która zawładnęła moim sercem.
_________________________________________________________________________________


Od Panny Horan: Jednak udało mi się to przeczytać przed 22... Nie mogę uwierzyć że ktoś to czyta...
Od autorki tego rozdziału: Jednak ruszyła dupę i to przeczytała i to jeszcze przed 21.00. Ogólnie to też jestem zdziwiona, że ktoś to czyta, ale tak pozytywnie. Mam nadzieję, że rozdział się podoba i życzę miłej nocy.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Droga "Panno Horan"

Mówisz, że ja złapałam lenistwo? A ty kiedy ostatnio coś napisałaś? Kto tu ma lenia?
Do naszych drogich czytelniczek:
Jakby chciała to by napisała, na facebooku jakoś daje radę siedzieć. Taka prawda. Ja jestem ostatnio trochę zajęta i zaniedbuję pisanie, ale nie mogę przedkładać bloga ponad ważniejsze rzeczy. Rozumiecie, że nasza pani chce żebyśmy śpiewały na rozpoczęcie roku? Ale sobie narobimy wstydu. Jeśli jutro, na próbie generalnej damy radę (tzn. zaśpiewamy jako tako) to obiecuję wam że rozdział pojawi się najpóźniej w środę, ale niestety - jeśli damy plamę - przysięgam, że nie napiszę nic do Bożego Narodzenia, bo nasza droga panna Horan mnie wnerwiła. Dobranoc i buziaczki :****,
p.s, Droga Panno Horan, ten post jest napisany specjalnie dla ciebie, bo jestem tak leniwa, że nie dam rady iść na górę i ci tego powiedzieć, z uszanowaniem:
Wściekły seryjny morderca :*

Przepraszamy!!!!

Coś mnie tchnęło żeby wejść na bloggera i sprawdzić kiedy była ostatnia część. Więc odpalam laptopa, włączam Chrome i wchodzę na bloggera.
 I wtedy się skapłam że ostatnia część była.. Ponad dwa tygodnie temu!!!
 Bardzo was za to przepraszam!! 
Niestety autorka tego rozdziału, czyli Wika, złapała chorobę zwaną lenistwem...  
Ja teoretycznie mam szlaban... Postaramy dodać się część do czwartku.

A tu tak ode mnie macie jedno z moich ulubionych zdjęć Nialla:

P.S. Jeśli to czytasz to zostaw po sobie komentarz. Jeden komentarz to motywacja do dalszego pisania!! 

piątek, 9 sierpnia 2013

Część 1 Rozdział 3

 *Oczami Arii*
Obudziłam się, ale nie otwierałam jeszcze oczu. Rozkoszowałam się ciepłem bijącym od Zayna, jego ramionami, oplecionymi wokół mojego ciała. Byliśmy jakby specjalnie stworzeni do obejmowania się. Nasze ciała pasowały do siebie idealnie. Koszulka, którą na sobie miałam pachniała nim, napawałam się tym zapachem.
Otworzyłam oczy. Delikatnie obróciłam głowę, tak żeby móc spojrzeć na Zayna. Wyglądał tak słodko jak spał. Nie miałam serca go budzić, jednak powoli musiałam się zbierać.Chciałam wrócić do domu zanim Hanna i Alex wstaną. Uniknęłabym w ten sposób niepotrzebnego tłumaczenia małej dlaczego nie wróciłam na noc.
Chcąc nie chcą, wyślizgnęłam się łóżka. Poprawiłam kołdrę na Zaynie, żeby mi chłopak nie zmarzł.
-Gdzie idziesz? Nie zostawiaj mnie- powiedział Zayn, tak wyraznie, iż myślałam, że się obudził, a on po prostu gadał przez sen. Złapał poduszkę na której wcześniej leżałam i przytulił ją mocno.
Spojrzałam na lustro wiszące zaraz obok łóżka, właściwie w mieszkaniu Zayna lustra wisiały praktycznie wszędzie. Moja fryzura wyglądała zdumiewająco dobrze. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Rozejrzałam się dookoła. Gdzie ja zostawiłam swoje ubrania? No tak, w łazieńce. Postanowiłam, że się ubiorę i wymknę cichaczem.
Właśnie wciągnęłam na siebie spodenki, gdy do łazienki wszedł Zayn. Na mój widok szeroko się uśmiechnął.
-Myślałem, że zniknęłaś -powiedział opierając się o framugę drzwi. Wyglądał niesamowicie seksownie. Zmierzwione włosy, goła klata, ubrany tylko w spodenki. Zrobiło mi się gorąco.
-Puka się- burknęłam zapinając spodenki na ostatni guziczek.
-Puk, puk- mruknął i stuknął w drzwi kilka razy.
-Bardzo śmieszne- podsumowałam.
-Oj daj spokój- podszedł do lusterka i zaczął się przeglądać.
-Narcyz- szepnęłam. Zesztywniał.
-Jak. Ty. Mnie. Nazwałaś? -powiedział z udawną złością. Obrócił się do mnie, strącając przy tym z półki wazon z kwiatami. Ten zaś spadł na ziemię, rozbił się, a woda poleciała prosto na mój sweter i koszulkę.
Próbowałam je uratować, ale były już całe mokre.
-I w czym ja teraz pójdę do domu?!?- zawołałam rozpaczliwie.
-A musisz iść?- zapytał z miną szczeniaczka. Cała moja złość zniknęła.
-Niestety tak- westchnęłam -i to za chwilę.
-Odwiozę cię- oświadczył.
-To bardzo miło z twojej strony, ale to nie zmienia faktu, że nie mam się w co ubrać- przyjrzałam się sweterkowi -chociaż w sumie nie jest taki mokry...
-Jest, jest. Mogłabyś się przeziębić- mówił troskliwie -możesz przecież wziąć moją koszulkę.
-Serio?- przytaknął. -Dzięki wielkie. Wypiorę ją i ci oddam.
-Nie musisz- machnął ręką i posłał mi swój słodki uśmieszek- będziesz miała coś mojego, co ci o mnie przypomni, nawet gdy ja będę daleko stąd.
-Dziękuje- szepnęłam wzruszoa, tym, jak pięknie to powiedział.
Byliśmy już ubrani i gotowi do drogi, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i do pokoju wkroczył nie kto inny, jak sam Harry Styles.
-Witaj moja ty ptaszyno, chciałem ci przypomnieć, że... -zatrzymał się w pół kroku, gdy mnie zobaczył. -Witam szanowną panienkę, Zayn nie wspominał, że ma gościa- mocno zaakcentował ostatnie słowo, żucając nam wymowne spojrzenie. Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja automatycznie podałam mu swoją. Nie uścisnął jej jednak, co byłoby normalnym przywitaniem, tylko ucałował. No i proszę, jednak ci którzy uważają go za podrywacza, mają rację.
-Harry Edward Styles, miło mi cię poznać.
-Aria.
-Jak wam się SPAŁO? -zapytał, śmiesznie kiwając brwiami. Zayn posłał mu złe spojrzenie, ja jednak zachowałam spokój.
-Doskonale, a tobie Harry? Przyśniło ci się coś ciekawego?- zapytałam najnormalniej w świecie, jakbym nie odkryła drugiego dna jego wypowiedzi.
-Również wspaniale. Miałem cudaśny sen, ale opowiem ci go innym razem. Widzę, że gdzieś się wybieracie.
-Zayn odwiezie mnie do domu -oznajmiłam i chciałam go wyminąć.
-OOO przejażdżka? Fajnie, też mogę jechać?- zgrywał niewiniątko. -Proooooszę, będę grzeczny.
-Nie- odpowiedział Zayn. A ja miałam go ochotę za to przytulić. Chciałam być z nim sam na sam. A Harry... no cóż, miły z niego chłopak, ale wiedziałam, że aż go korci, żeby przekazać informację reszcie chłopaków.
-Papa Harry- pomachałam mu jeszcze, zanim Zayn wyciągnął mnie na zewnątrz. Odmachał mi, a z jego twarzy nie znikał głupawy uśmieszek.
Wsiedlismy do auta. Zapięłam pasy. Zayn prowadził jak szaleniec. Wogóle nie zwracał uwagi na znaki, albo ograniczenie prędkości. Dlatego właśnie błyskawicznie znalezlismy się pod domem.
-Dziękuje -powiedziałam wysiadając.
-A całus na pożegnanie?- zapytał tonem naburmuszonego dzieciaka.Pocałowałam go w policzek.
-Może być?- uśmiechnęłam się słodko.
-No pewnie, dręcz biednego Zayna -mruknął.
Stłumiłam chichot. Zachowywał się jak dziecko. Pocałowałam go w usta, a on przyciągnął mnie bliżej. Wczepił palce w moje włosy. Rozchyliłam usta. Już po chwili nasze języki zaczęły wspólny taniec. Całował mnie namiętnie, aż nie zabrakło mi tchu.
-Do zobaczenia ślicznotko.
Zamknęłam za sobą drzwi. Stałam na podjezdzie i machałam do niego, dopóki auto nie zniknęło za zakrętem.
Cichutko otworzyłam drzwi i zaczęłam skradać się do swojego pokoju, z nadzieją, że nikt mnie nie przyłapie.
*oczami Louisa*
Siedziałem sobie spokojnie w fotelu czytając gazetę, gdy do pokoju wpadł Harry. Zaczął skakać wokoło jak jakiś szczeniak.
-Harry co ja ci mówiłem?
-Że mam pukać, wiem, ale mam coś ważnego do powiedzenia!!! -wykrzyknął, zamaszyście przy tym gestykulując.
-Nie interesuje mnie to- wróciłem do czytanie gazety. Pewnie znowu chodziło o jakąś głupotę, na przykład, że wycofali ze sprzedaży jego ulubiony szampon itp.
-Czyli nie obchodzi cię to, kto nocował dzisiaj u Zayna? Dobra, wychodzę- zaczął maszerować do drzwi.
-Czekaj- ciekawość zwyciężyła. Styles zadowolony z siebie usiadł koło mnie.
-No więc... Dziewczyna nazywa się Aria, jest naprawdę ładna... -przez następne dwie godziny słuchałem opowieści o nowej zdobyczy Zayna. Harry plątał fakty z własnymi opiniami i domysłami. Jednak gdy już zaczął mówić, nie sposób go było powstrzymać.
*oczami Arii*
Weszłam do siebie i zamknęłam drzwi. Szczęśliwa, że mi się udało uśmiechnęłam się do siebie. Mój uśmiech zgasł gdy nagle światło samo się zapaliło. Najpierw się przestraszyłam, ale potem zobaczyłam Jamesa siedzącego za biurkiem.
-Ładna koszulka, nowa?
-Nie, wyprana w perwolu- wystawiłam mu język.
-A mógłbym wiedzieć co się stało z twoim ubraniem?
-Były całe mokre, więc zostały u Zayna na suszarce.
-Całe mokre?- uniósł brwi. Wiedziałam, że wszystko sobie skojarzył. Zboczeniec jeden.
-Flakon z kwiatami się stłukł i woda się wylała na mój sweterek i koszulkę - wyjaśniłam. -Czy to już koniec przesłuchania?
-Jeszcze z tobą nie skończyłem. Trzymał łapy przy sobie?
-Oczywiście, ze tak TATUSIU- powiedziałam niewinnie. "Przynajmniej przez większość czasu"- pomyślałam.
-No dobra, chyba dam ci już spokój. Narazie- dodał złowieszczo i zaśmiał się jak wariat.
Przewróciłam oczami i zaśmiałam się razem z nim. Zamknęłam za nim drzwi. Potem szybko pobiegłam na górę się przebrać.
*oczami Zayna*
Wszedłem do budynku cichutko podśpiewując. Nie mogłem się przestać uśmiechać. Dzisiejszego dnia nic nie popsuje mojego dobrego humoru. Wbiegłem po schodach. Już wyciągałem klucze, aby otworzyć drzwi do swojego mieszkania, gdy spostrzegłem, że już są otwarte. Niepewnie wszedłem do środka.
W salonie na kanapie siedziała cała czwórka: Liam, Louis, Niall i Harry. Spodziewałem się, że przyszli tu ponabijać się ze mnie."Zayn ma dziewczynę" i tym podobne. Jednak ich miny były poważne.
-What's happening?- zapytałem, momentalnie przestając się uśmiechać.
-Znalezliśmy czarownicę- oznajmił Liam.
-Jesteście pewni?
-Tak- odpowiedział Harry.
-Idziemy po nią -orzekł Louis.
-Dzisiaj...

*oczami Nialla*
Ciężki kufer z hukiem opadł na podłogę. Dawno nie spotkaliśmy żadnej czarownicy. To będzie już z pół roku, odkąd ostatni raz musielismy użyć naszej broni. Wszyscy strasznie się jarali tym polowaniem na czarownice, ale ja...
Rozumiem, że są złe i wogóle, ale po co je od razu zabijać. Może są wśród nich dobre istotki, które pomagają i nie chcą nam zrobic krzywdy. Przecież tak samo jest z ludzmi. Są ci zli, ale są też i dobrzy.
Chłopcy zabrali się za pakowanie broni. Szykowali się. Nie po to żeby kogoś złapać, albo uratować. Tylko żeby zabić.
Nie tak łatwo jest się pozbyć czarownicy. Należy pociąć ją na kawałeczki i spalić, inaczej jest spora szansa, że odżyje i będzie cię dręczyła do końca życia.
Westchnąłem ciężko. Zayn chyba też nie miał wielkiej ochoty na tę akcje. Myślami chyba był gdzieś daleko stąd. Założe się, że myślał o tej swojej nowej dziewczynie. Siedział cicho na kanapie i przyglądał się poczynaniom Harrego, który przeglądał swoją kolekcję sztyletów.
-Ziemia do Malika- powiedziałem, siadając koło niego. -O czym tak rozmyślasz?
-Aaa... O niczym.- powiedział znudzony.
- Tak, na pewno... Jaka jest?
- Ale o co...- zaczął ale nie mu przerwałem.
- Proszę cię. Dobrze wiem że myślisz o Arii... Więc jaka ona jest?- zapytałem, a on westchnął, a po chwili powiedział:
- Jest... Jest niesamowita... Taka... Taka ciepła, miła... Taka autentyczna... Po prostu jest sobą, nikogo nie udaje...
Zamilkł, jakby zastanawiając się nad swoimi własnymi słowami. Ja także myślałem o tym co powiedział. To nie było w jego stylu. Zayn nie kochał dziewczyn, on je wykorzystywał. Coś się w nim zmieniło. Nie potrafiłem zrozumieć do końca co, ale jakaś jego część uległa zmianie. Ona go zmienia, ta dziewczyna.
-Przespałeś się z nią?- spytałem obojętnie.
-Nie! Oczywiście, że nie- odpowiedział oburzony moim bezpośrednim pytaniem.
-Aaaa, to wszytsko wyjaśnia.
-Niby co?
-A to, że gdybyś się z nią przespał to szybko by ci się znudziła.
-Mylisz się- oświadczył, najwyrazniej zraniony moim stwierdzeniem.
-Zawsze tak było -nie ustąpiłem. Właściwie nie wiem czemu dalej drążyłem temat.
-Ludzie się zmieniają- szepnął.
-Ale ty już zawsze będziesz sobą.
*oczami Zayna*
-Ale ty już zawsze będziesz sobą.
Nie odpowiedziałem. Niall miał nawet trochę racji. Zawsze tak było. Spotykałem się z dziewczynami, ale nasze "spotkania" trwały przez noc, ewentualnie kilka nocy. Z Arią było inaczej. Nigdy nie czułem czegoś podobnego. Ona była... Dla mnie... Jak powietrze, bez niej nie mogłem oddychać. Znałem ją od kilku dni, ale już się w niej zakochałem. Tylko ona potrafiła mnie rozśmieszyć. Uwielbiałem ją. Uwielbiałem to jak jej oczy błyszczały gdy się ze mną droczyła, jak się śmiała, jak trzymała mnie za rękę, jak mówiła...
-Jesteśmy gotowi- moje rozmyślania przerwał głos Harrego.
-Kiedy wyruszamy? -zapytał Niall.
-Wieczorem- odparł Lou i uśmiechnął się, chowając sztylet do torby.
*oczami Arii*
Przez resztę dnia nie miałam co robić. Alex zabrała Hannę do kina, a James poszedł do pracy. W sumie nie musiałby pracować. jako czarodziej mógł stworzyć sobie wszystko czego potrzebował, ale chciał w ten sposób stworzyć pozory normalności.
Koło południa wybrałam się na spacer do lasu. Spakowałam to torby notes i kilka ołówków, oraz telefon, wodę, scyzoryk (bezpieczeństw nigdy za wiele). Nie wiem czemu, ale miałam straszną ochotę pobyc sama. Spokojnie maszerowałam pomiędzy drzewami, aż w końcu trafiłam na małą polankę. Znalazłam to miejsce pierwszego dnia po tym, jak się wprowadziliśmy do tego domu ( my czyli ja, Alec, James i Hanna). Lubiałam tu przychodzić. Nigdy, nikomu nie powiedziałam gdzie idę, nikogo nigdy tu nie przyprowadziłam. To było moje miejsce, moje i tylko moje. Nikt inny nie miał prawa tu być. Położyłam się na trawie i patrzyłam w niebo. Pozwoliłam myślom krążyć po mojej głowie.
*oczami Nialla*
Patrzyłem jak Harry i Liam przekradają się pod dom czarownicy. Jak typowa wiedzma mieszkała na odludziu, w miejscu otoczonym hektarami lasu. Dom nie przypominał przerażającej chatki z piernika. Był całkiem ładny, mały. Wyglądał na przytulny, biło od niego pewnego rodzaju ciepło.
W oknie paliło się światło, widziałem sylwetke dziewczyny, gdy krzątała się po pokoju. Biedaczka, niczego nie podejrzewała.
Już od jakiegoś czasu myślałem o tym, czy nie powinienem się wycofać. Miałem za miękkie serce do wymierzania tak zwanej "sprawiedliwości". Nie widziałem zagrożenia w ludziach obdarzonych mocą. Gdy chłopcy pozbawiali czarownicę życia, zazwyczaj nie przypominała ona potężnej istoty, o złych zamiarach, one się tylko broniły. Robiły co konieczne by przetrwać. Nie chciały nikogo skrzywdzić.
Harry dał nam znak i wszyscy założyliśmy maski. To było niezbędne wyposarzenie każdego łowcy. Jeśli istota o paranormalnych zdolnościach zobaczy twoją twarz - jesteś trupem. Z ociąganiem zasłoniłem swoją twarz. "Zaczyna się" - pomyślałem zasłaniając twarz.
Liam wywarzył drzwi jednym, mocnym kopniakiem. Zawsze się zastanawiałem czy go od tego nie bolą nogi. Bo sami pomyślcie, drzwi są z drewna, które jest dość twarde, a ludzie kości bywają łamliwe.
Wyrzuciłem te myśli z głowy, gdy do moich uszu dobiegł rozpaczliwy krzyk dziewczyny. A więc była krzykaczem. Już wyjaśniam. Nie znamy prawidłowej terminologi różnych zdolności, więc sami wymyśliliśmy nazwy. Krzykacz to osoba o bardzo wysokim głosie. Nie usłyszysz go z daleka jeśli jesteś człowiekiem, ale czarownice można wezwać w ten sposób, nawet gdy znajduje się na drugim końcu świata. Zazwyczaj to nie wróży niczego dobrego. Jest spora szansa, że zaraz zwali sę nam na głowę kilkanaście czarownic.
Liam i Harry wywlekli dziewczynę z domu. Walczyła jak mogła, ale nie miała szans z siłą dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Wywlekli ją i rzucli nią mocno o ziemię. Skrzywiłem się. Nie podobało mi się takie traktowanie kogoś, nawet jeśli była czarownicą, to wciąż była kobietą, a bicie kobiety to jak zmaza na honorze. Podniosła się i chciała uciec, ale Zayn ją złapał i spiął jej ręce kajdankami, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch.
*oczami Arii*
Właśnie kończyłam swój rysunek. Przedstawiał Tower Bridge, chciałam go potem pokazać Zaynowi.
Usłyszałam krzyk, ale nie uszami. Słyszałam go całym umysłem, rozbrzmiewał w mojej głowie. Rozpaczliwe wołanie o pomoc. Rozpoznałam ten głos, znałam jego właścicielkę. Rzuciłam wszystko na ziemię i skupiłam się na miejscu gdzie ona się znajdowała. To nie było nie wiadomo jak daleko,  ale o tak potrzebowałam sporo mocy żeby się tam przeteleportować. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam znikać. Spojrzałam na swoje dłonie, robiły się białe, niemal przezroczyste. Nim się obejrzałam, byłam w zupełnie innym miejscu, oddalonym od mojej polany o dziesiątki kilometrów. Rozejrzałam się dookoła.
Rozpoznawałam to miejsce, spędziłam tu wakcje, to było rok temu. Podeszłam cicho do miejsca gdzie kończyły się zarośla, a zaczynała polana, na której znajdował się stary dom. Schyliłam się ak, aby nikt mnie nie zoabczył.
Zwróciłam uwagę na swój strój. Był całkowicie nie odpowiedni. Miałam na sobie starą, zieloną sukienkę. Z drobną pomocą magi zmieniłam swój strój na trochę inny. "Niczym Ninja" -pomyślałam przyglądając się szarym spodnią i czarnej skurzanej kurtce, na nogach miałam wysokie czarne trampki, moje rozpuszczone, falujące włosy zostały spięte w misternego koczka.
Przyjrzałam się scenie rozgrywającej się na polanie. Było bardzo niedobrze. Na środku polany klęczała Rebeckah,a  wokół niej stało pięciu mężczyzn. Intuicja podpowiedziała mi, że to kolejni "wielcy" łowcy czarownic. Biedna Becka. Jej twarz była jedną wielką masą siniaków i ran. Dziewczyna szlochała cicho.
Musiałam się bardzo mocno skupić, ode mnie zależało życie mojej przyjaciółki, no i moje własne, rzecz jasna.
Rozłożyłam ręce i posłałam strumień mocy prosto na "łowców". Wielcy mi łopwcy wystarczył delikatny wybuch by ich wyprowadzić z równowagi. Już chciałam wyjść z ukrycia, ale się powstrzymałam. Zapomniałam o jednej ważnej rzeczy. Nie mogli zobaczyć mojej twarzy. Pstryknęłam palcami i wyczarowałam sobie maskę. Opuściłam swoją kryjówkę, kierując się na środek polany. Wszyscy popatrzyli sie jednocześnie na mnie. Posłałam im uroczy uśmiech i zakręciłam ręką w powietrzu. Jak na zawołanie ziemia zapłonęła i ściana ognia oddzieliła łowców od Becki. Ruszyli na mnie, cała piątka. Wymachiwali nożami i sztyletami. Bez większego wysiłku pozbyłam się dwójku, rzucając w ich strone kilkoma zaklęciami. Upadli, uderzając o dom Rebecki. Pozostała trójka bardzo się do mnie zbliżyła. Chyba jednak przeceniłam swoje możliwości. Nie powinnam tu przychodzić sama. Jeden z nich rzucił się na mnie ze sztyletem. Natychmiast sworzyłam między nami barierę, gdy tylko się z nią zetknął poleciał do tyłu.
Poczułam bolesne ukłucie. Któryś łowca pokonał moją obronę i zaszedł mnie od tyłu. Wbił mi nóż w plecy, dosłownie. Nieludzki dzwięk wydobył się z moich ust. Mężczyzna przekręcił nóż, poszerzając ranę. Krew spływała mi po plecach, noagach i tworzyła kałużę na ziemi. Nie wiedziałam ile jeszcze wytrzymam. Jeśli sie poddam Rebeckah zostanie sama i zabiją nas obie. Ostatkiem sił uderzyłam w napastnika. Upadł na ziemię kilka metrów dalej. Wyciągnęłam nóż z mojego ciała. Wiedziałam, że tak się nie robi, ale ból był nie do zniesienia. Wciąż został jeszcze jeden przeciwnik. Becka nie była w stanie go pokonać. Zebrałam w sobie resztkę mocy, która jeszcze mi został i przeniosłam ją do nas, do domu. Zmęczona opadłam na ziemię. Widziałam jak ostatni, który jeszcze nie oberwał, stanął nade mną.
-No dalej -wycharczałam -zabij mnie.
-Nie- odpowiedział krótko -nie zamierzam nikogo zabijać.
-Nie? -odparłam zdziwiona i jęknęłam głośno, gdy rana na plecach dała o sobie znać.
-Nie -powtórzył po prostu. -Jak myślisz, jak długo będą nieprzytomni?
-Może kilka godzin, albo kilka minut- odparłam, zmuszając się do trzymania oczu szeroko otwartych. Zamknięcie ich byo równoznaczne z poddaniem się, a ja zawsze walczę do końca. -Skoro nie chcesz mnie zabić -musiałam zrobić pauzę, coraz ciężej mi się oddychało -to dlaczego trzymasz z łowcami.
-Takie jest moje przeznaczenie- wzruszył ramionami.
-Nie wierzę w coś takiego jak przeznaczenie, sami decydujemy o swoim losie- głośno wciągnęłam powetrze.
-Niezle ich załatwiłaś -zmienił temat, wskazując na nieprzytomnych kompanów.
-Ma się ten talent- uśmiechnął się, słysząc moją odpowiedz.
-Kim była dla ciebie tamta wiedzma?
-Dlaczego cię to obchodzi?
-Jestem ciekaw. Ryzykowałaś dla niej życie. Musi coś dla ciebie znaczyć.
-To moja przyjaciółka, pomogła mi gdy miałam kłopoty- robiłam się senna -nie mogłam jej zostawić.
-Zdumiewające- mruknął chłopak sam do siebie.
-Co takiego? -zapytałam odruchowo. Przed oczami zatańczyły mi kolorowe kropeczki.
-Troszczycie się o siebie, ryzykujecie dla siebie życie- tłumaczył - a podobno jesteście takie złe. Jakoś nie widzę w waszym zachowaniu niczego złego.
-Może to dlatego... że to nie my tu jesteśmy złe.
-Może masz rację- chłopak patrzył na mnie, a jego oczy błyszczały w ciemności.
Zdziwiła mnie jego odpowiedz. Wogóle dziwny był z niego łowca.
-To w takim razie- wychrypiałam -dlaczego nas zabijacie?
-Ja... nie mogę powiedzieć, w sumie to sam nie jestem pewien. Ciebie nie zabiłem.
-Ale zrobił to ktoś inny.
-Dalej żyjesz- przypomniał mi rzecz oczywistą. Jasne, że żyje, gdybym była martwa nie czułabym tego strasznego bólu.
-Ale to się niedługo zmieni- jego spojrzenie przeleciało po moim ciele i zatrzymało się na plecach. Wiedziałam co zobaczył. Pode mną utworzyła się już spora kałuża krwi.
Nagle za plecami chłopaka w masce pojawiła się jakaś postać. James. "Uratowana"- pomyślałam. Widocznie Rebeckah powiedziała mu co się stało.
James rzucił się na chłopaka , który przestraszony cofnął się o kilka kroków.
-Nie! -krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam. Popatrzył się na mnie zdezorientowany. -Darował mi życie, nie rób mu krzywdy.
-Niech będzie- mruknął niezadowolony.
James ukląkł obok mnie i okręcił mnie swoją kurtką.
-Nie, zakrwawię ci ją- zaprotestowałam,
 Spojrzałam na swoje ciało. James dotknął mojej rany, która dalej krwawiła, jego spojrzenie miotało pioruny . Jęknęłam z bólu.
-Zabiorę cię do domu- oświadczył, biorąc mnie na ręce. Oparłam o niego głowę i przymknęłam oczy.
-Hej, tylko mi tu nie umieraj -zmusił mnie do trzymania oczu szeroko otwartych.
Spojrzałam ostatni raz na ostatniego przytomnego łowcę.
-Żegnaj- powiedziałam do niego, słabo machając ręką.
-Do zobaczenia- odpowiedział.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie był zły, ale miałam nadzieję, że to nasze ostatnie spotkanie.
-Musimy się zwijać- oznajmił James, widząc, że reszta łowców wraca do życia.
*oczami Nialla*
Chłopcy powoli wstawali z ziemi. Zastanawiałem się co mam im powiedzieć. Ta czarownica i chłopak zniknęli przed paroma minutami...
- Co do cholery??- usłyszałem głos Zayna.
- O, już wstałeś...- powiedziałem, podchodząc do niego. Ukucnąłem obok niego i ściągnąłem maskę z twarzy. Przyjrzałem się jego twarzy.
- Nic poważnego, raczej ci się nie stało. Masz tylko lekko podbite oko i rozciętą wargę.
- Na szczęście... Ta druga była silna... A tak właściwie to jak to się skończyło??
- Sam nie wiem... Parę minut po tym jak ty dostałeś, pojawił się jakiś facet, też czarownik, i wtedy ja dostałem. Więcej nie pamiętam, ocknąłem się chwilę temu.- Yeah, udało się!!! Po chwili reszta zaczęła się budzić. Pomogliśmy im z Zaynem wstać i wyjaśniliśmy im całą historię.... ( A przynajmniej tą oficjalną wersję). Po chwili siedzieliśmy w pozostawionym niedaleko aucie Harrego. W drodze do domu myślałem o tej dziewczynie... Może to zabrzmi paradoksalnie, ale mam nadzieję jeszcze kiedyś ją spotkać, ale może w innych okolicznościach...


                                                                    
Więc oto rozdział numer trzy!! Byłam na koloni i ustawiłam autopublikacje, ale coś nie zadziałało
Peszek....