Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.

Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.

sobota, 8 lutego 2014

Część 1 Rozdział 10


I miss those blue eyes
How you kiss me at night
I miss the way we sleep

Like there's no sunrise
Like the taste of your smile
I miss the way we breathe

But I never told you
What I should have said
No, I never told you
I just held it in


Długo nie mogłam się pozbierać po rozmowie z Zayn'em. Widziałam jego ból i wiedziałam, że cierpi jeszcze bardziej niż ja. Niestety nic nie mogłam z tym zrobić. Poddałam się. Nie miałam już siły, aby walczyć o nas. Wybrałam najłatwiejsze wyjście. Odeszłam. 

Rano, zanim James i Alex wstali, spakowałam kilka swoich koszulek, dwie ulubione pary spodni, piżamkę z misiem (nie mogłam jej zostawić) i opuściłam mój dom. Zostawiłam to wszystko za sobą. Już nigdy tu nie wrócę, albo przynajmniej dopóki nie skończą się te wszystkie kłopoty. Poluje na mnie rada i łowcy, i nie wiadomo kto jeszcze. 
Ostatni raz spojrzałam na miejsce, w którym czułam się naprawdę szczęśliwa i bezpieczna. Gdzie po raz pierwszy po śmierci rodziców poczułam się kochana i naprawdę ważna.
Znalazłam sobie nieduże mieszkankie w centrum miasta. Miałam do dyspozycji małą kuchnią, wystarczająco dużą łazienkę, skromną sypialnię i bardzo duży salon. Meble były raczej ładne, ale wyglądały na stare. Mimo to coś sprawiło, że poczułam się tu dobrze, jeszcze kilka poprawek i będzie idealnie.
Koło południa dostałam sms-a od Jamesa. Pytał się, gdzie jestem. Zdałam sobie sprawę, że będę musiała zmienić numer. Za bardzo kusiło mnie, aby odpisać, powiedzieć mu o wszystkim. To samo czułam, gdy dzwonił Zayn. 
Cała ta przeprowadzka miała mnie od nich odizolować. Będzie im lepiej beze mnie. Nie chce ich zranić i nie chcę, żeby zrobiła to za mnie rada. 
Tak więc, gdy już się rozpakowałam i upewniłam się, że drzwi są zamknięte, padłam na łóżko i się rozkleiłam. Wreszcie mogłam sobie pozwolić na chwilę słabości. Nie było nikogo, kto oczekiwał by ode mnie, żebym była silna. Kto wspierałby mnie. Powiedziałby: "dasz sobie radę stara". Albo kto śmiałby się jak głupi. Przytulił mnie i pocałował w czoło. Kto spojrzałby na mnie tymi swoimi brązowymi oczami...
Potrząsnęłam głową, próbując pozbyć się z niej czystego ideału, starając się zapomnieć o nim. Choć tego nie chciałam, cały czas zaprzątał moje myśli, nawiedzał mnie w snach, nie dawał spokoju. Byłam na skraju wytrzymałości nerwowej. 
Musiałam wyjść z domu. Zrobić cokolwiek. Zająć się czymś i przestać myśleć. Zamknęłam dokładnie drzwi i schowałam klucze od małej czarnej torebki, która wisiała na moim ramieniu. Powoli spacerowałam ulicami Londynu. Z pobłażaniem patrzyłam na zabieganych ludzi, każdy się gdzieś spieszył, uczniowie wracali ze szkoły, jakaś pani w panice zbierała papiery z ulicy, małe dziecko płakało, matka próbowała je uspokoić. Trochę im wszystkim zazdrościłam. Chciałbym mieć takie problemy jak oni. Ale nie. Ja muszę być czarownicą. Ode mnie musza zależeć losy moich najbliższych. Mój chłopak, w każdej chwili może mnie zabić. Znaczy się mój były chłopak.
Nagle moją uwagę przykuła tablica z informacjami. Podeszłam do niej i przyjrzałam się małej kolorowej kartce.
"'Zatrudnię kelnerkę" 
Do pracy w małej kawiarni "Rosa". Chętnych zapraszam do swojego biura, każdego dnia od godziny 16.00 do 18.00. Szczegóły do ustalenia.

Pod spodem był jeszcze adres i nazwisko właściciela kawiarni. Nie wiem dlaczego zwróciłam na to uwagę. Miałam dość pieniędzy do życia. Dostałam spory spadek po rodzicach. Może rozpaczliwie potrzebowałam jakiegoś zajęcia. Czegoś co odwróci moją uwagę.
W każdym razie już następnego dnia poszłam na spotkanie pod wskazany adres i udało mi się. Dostałam ta pracę. 

***


Mój pierwszy dzień w nowej pracy można zaliczyć do udanych. Zaprzyjaźniłam się z dziewczyną, która stała za ladą. Miała na imię Cassandra i była bardzo ładna. Miała strasznie długie blond włosy i chabrowe oczy. Do tego jej sylwetka była idealna i perfekcyjnie wyrzeźbiona. Przy niej naprawdę można się było nabawić kompleksów.
Właściwie nie wiem dlaczego dostałam tą pracę. Nie miałam żadnego doświadczenia, nigdy nigdzie nie pracowałam. Z kelnerowaniem radziłam sobie raczej średnio. Podejrzewałam, że spodobałam się szefowi.
Od końca zmiany dzieliło mnie jeszcze piętnaście minut. Akurat gdy już miałam się zbierać, ktoś wszedł. Podeszłam do stolika, nawet nie spojrzałam na faceta.
-Co podać?
-Aria? -chwila, skądś znałam ten głos. Przyjrzałam się uważnie twarzy mężczyzny.
-Niall?
-Co ty tu robisz?
-Pracuję -odparłam. -Co podać?
-Kawę poproszę -odpowiedział trochę niepewnie.
Przyniosłam mu zamówienie. Wiedziałam, że cały czas się na mnie gapi, ale całkiem to zignorowałam. Po chwili po prostu wyszedł, a ja sprzątnęłam stolik. 
Skończyła się moja zmiana, więc ubrałam kurtkę i wyszłam na ulicę, chcąc jak najszybciej być w domu.
-I tu cię mam -usłyszałam, zanim zostałam wciągnięta w jakąś boczna uliczkę, przez pewnego denerwującego blondyna.
-Czego chcesz? -zapytałam, może trochę zbyt ostro.
-To tak się witasz ze swoim BFF? 
-BF... kim? 
-BFF, Best Friend Forever -wyszczerzył się głupawo. Wyglądał przeuroczo, z tymi białymi zębami na wierzchu.
-Więc, czego chcesz mój najlepszy przyjacielu na wieki?
-Chcę porozmawiać -powiedział. -Nagle tak zniknęłaś i trochę się zacząłem martwić, zresztą nie tylko ja. James odchodzi od zmysłów.
-Rozmawiałeś z nim?
-Zadzwonił do mnie -oznajmił po chwili wahania. -Pytał się, czy może nie wiem gdzie jesteś.
-Nie mów mu, że mnie spotkałeś!
-Dlaczego? -spojrzał na mnie zdziwiony. -Przecież to twój przyjaciel...
-A może moglibyśmy stąd pójść? Porozmawiamy -powiedziałam widząc, że chce zaprotestować -ale u mnie w domu, okej?
-Dobra -mruknął.
Przez całą drogę nie odezwał się ani jednym słowem. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, bo sama nie wiedziałam co mu mam powiedzieć.
Otworzyłam drzwi i wpuściłam blondasa do środka. Usiedliśmy w salonie. Zrobiłam nam herbaty owocowej. Robiłam wszystko, byleby tylko odwlec tę rozmowę. Kiedy już nic mi nie zostało, usiadłam naprzeciw niego.
-Dlaczego zniknęłaś? -zadał pytanie, zanim w ogóle zdążyłam coś powiedzieć.
-Musiałam to zrobić. Tu nie chodzi tylko o Zayna. Jest mi cholernie ciężko -pożaliłam się. 
-Nie wiem co zamierza zrobić ze mną rada. Ośmieszyłam ich, w dodatku jestem uznawana za zdrajczynię. Oni tak łatwo nie przebaczają. 
-I chcesz się z nimi zmierzyć sama? Przecież James by ci pomógł...
-Wiem -ucięłam krótko. -Ale tego nie chcę. Nie chcę być winną czyjeś krzywdy. Nie zamierzam narażać nikogo na gniew rady. Ani Jamesa, ani Alex, a najbardziej Hanny.
-Kto to jest Hanna?
-Tak jakby ją przygarnęliśmy -wyznałam. -Nie wiemy co się stało z jej rodziną. Była sama. Nie mogliśmy jej zostawić. Traktuję ją jak młodszą siostrę -wzięłam do reki kubek z herbatą i upiłam łyk. W ten właśnie sposób sparzyłam sobie język. Herbata była strasznie gorąca.
-Myślę, że ani James, ani Alex, ani nawet Hanna ni czują się przy tobie niebezpiecznie. Oni cię kochają -stwierdził. -Broniliby cię do ostatniej kropli krwi, i to z uśmiechem na twarzy.
-Ale ja tego nie chcę! Ja też ich kocham i muszą mi pozwolić odejść -to była jedyna dobra rzecz, którą mogłam zrobić. -Ten jeden raz to ja zrobię coś dla nich.
Spojrzał na mnie dziwnie, jakby rozmyślał o moich słowach.
-To co, może zmienimy temat? -zaproponowałam. 
-Okej -był dzisiaj podejrzanie zgodny. -No więc, fajną masz hacjendę.
-Dziękuje . Chcesz zobaczyć resztę pokoi?
-Pewnie -uśmiechnął się szeroko.
Oprowadziłam go po całym domu. W każdym miejscu zatrzymywałam się i opowiadałam, o zmianach, które planuje, a on słuchał i przytakiwał albo podrzucał jakieś fajne pomysły, doradzał i śmiał się z moich fantazji. Opowiedział mi nawet żart o Apaczach, który słyszałam chyba z pięć razy, ale i tak się śmiałam. Niall tak na mnie działał. Rozśmieszał, potrafił sprawić, że kłopoty odchodziły w niepamięć. 
Po dokładnym oglądnięciu wszystkich moich "dzieł sztuki", czyli marnych prób narysowania czegoś usiedliśmy z Niall'em na kanapie i włączyliśmy film. 
Nawet przez chwilę nie zwracaliśmy uwagi na to co się dzieje na ekranie. Rzucaliśmy się chrupkami, w efekcie czego moje włosy wyglądały jak choinka z pomarańczowymi ozdobami. Kiedy już doprowadziłam się do porządku Niall zaproponował przejażdżkę. Nie miałam na wieczór żadnych planów więc się zgodziłam. 
Wsiedliśmy do jego czarnego, lśniącego auta. Nie znałam się na markach, ale wiedziałam, że musiało kosztować niemało. 
On prowadził, nawet nie chciał słyszeć o tym, żebym mogła dotknąć kierownicy. Nie miałam mu tego za złe. Na jego miejscu też bym nie dała sobie prowadzić. 
Wjechaliśmy w jakąś boczną drogę, w której było strasznie dużo nierówności. Po chwili jazdy skończył nam się asfalt. Tu już ciężko było mówić o nierównościach. W tej drodze były po prostu ogromne doły i uskoki. Kilka razy uderzyłam głową w górę samochodu, co bardzo rozśmieszyło Nialla. Zaczął niekontrolowanie chichotać.
-Uważaj bo się posikasz -warknęłam.
-Przepraszam -momentalnie przestał się śmiać, ale w jego ustach wciąż krył się wredny uśmieszek. -Jesteśmy na miejscu -oznajmił i zatrzymał samochód.
-Na miejscu, znaczy się gdzie?
-Zobaczysz- kolejna niespodzianka, świetnie. Jego uśmiech trochę mnie wkurwiał. Czemu on był taki szczęśliwy? Gdzie się podziała sprawiedliwość? Czemu to ja mam cierpieć?
 Wyminęliśmy wszystkie drzewa i moim oczom ukazało się spore urwisko. Słyszałam wzburzoną wodę, które uderzały o skały. Fale i piana morska, nadawały krajobrazowi wyjątkowo malowniczego wyglądu.
W około nie było ani jednej żywej duszy. Miejsce wyglądało na całkiem dzikie, porośnięte trawą i drobnymi krzakami. Przed chwilą chyba widziałam jakiegoś futrzaka biegającego w zaroślach. 
-Podoba ci się?
-Tu jest cudownie -odpowiedziałam zgodnie z prawdą. -Magicznie i niesamowicie.
-Wiedziałam, że polubisz to miejsce -i znów wyszczerzył kły. Wyglądał jak szalony kapelusznik. 
Usiadł na trawie i poklepał miejsce koło siebie, wskazując mi, że powinnam sobie usiąść. Zamiast to zrobić położyłam się na ziemi i patrzyłam prosto w niebo. Słyszałam śmiech blondyna, ale już mi nie przeszkadzał.
-Może pójdziemy popływać?
-W taką pogodę? -uniosła brwi  patrząc na niego z politowaniem.
-A czemu nie?
-Bo... bo woda jest zimna...
-Oj, nie pierdol, jest ciepło -powiedział rozbawiony moim jąkaniem się.
-Nie mamy strojów -zauważyłam. Już myślałam, że wygram tę bitwę.
-To popływamy w ubraniach, albo bez -spojrzał na mnie znacząco.
-Jesteś porąbany -pokręciłam głową z dezaprobatą.
-Z twoich ust to brzmi jak komplement -odciął się. -No dawaj.
-Niech ci będzie, ale jak się przeziębię to obarczę cię kosztami leczenia -zagroziłam.
-Okej.
Ściągnął swoją koszulę w kratkę, zaraz w jej ślady poszły jego buty i skarpety. Potem w samych spodniach podszedł do krawędzi klifu i skoczył.
Moje serce zamarło z  przerażenia. Uspokoiłam się dopiero, gdy zobaczyłam jego blond czuprynę, wynurzającą się z wody. Uśmiechnął się do mnie i pomachał.
-Teraz ty!
Zdjęłam z nóg swoje trampki, przy okazji urwałam kawałek sznurówki. Ja to mam szczęście. Zwinęłam skarpetki w kulkę i włożyłam do butów. Rzuciłam na trawę swoją bluzę. Robiłam wszystko strasznie wolno, celowo odwlekając moment skoku. Niestety w końcu musiałam się zmierzyć z lękiem.
Niepewnie podeszłam do krawędzi klifu. Z daleka wyglądał na wiele niższy. Ręce zaczęły mi się pocić. Miałam poważny lęk wysokości. Stanęłam na krawędzi.
 -Skacz! -wydarł się Niall.
-Nie mogę -wydarłam się. -Mam lęk wysokości!
-Buu -usłyszałam głos blondyna tuż nad swoim ramieniem.
Jak on tak szybko tu wszedł? To przecież niemożliwe. Nikt nie był tak szybki. Nawet nie zauważyłam, kiedy zachwiałam się na krawędzi uskoku. Poczułam, że spadam. Próbowałam się czegoś chwycić, ale moje ręce tylko przecięły kilkakrotnie powietrze zanim poleciałam w dół.
Z głośnym pluskiem wpadłam do wody. Fale miotały mną jak szmacianą lalką. Wiedziałam, że powinnam zachować spokój. Próbowałam dopłynąć do brzegu. Żałośnie machałam rękami i nogami. Wystarczyła jedna mocna fala, aby zepchnąć mnie na kamienie. Uderzyłam w wielki głaz głową. Krew wymieszała się z pianą morską. Zamroczyło mnie. Nie mogłam już walczyć. Opadałam na dno. Woda napełniała moje usta, wpływała do płuc, zatykała uszy. Czułam pieczenie w klatce piersiowej. Wiedziałam, że tonę. Rozpaczliwie próbowałam zdobyć choć odrobinę powietrza.
Przegrywałam z żywiołem. Nie wiem co by się ze mną stało, gdyby nie Niall, który akurat łaskawie się zjawił, aby mnie uratować. Objął mnie swoim ramieniem i pociągnął do góry. Wyciągnął mnie na powierzchnie.
Wyplułam całą wodę z płuc i łapczywie wciągnęłam powietrze. Uspokoiłam się, dopiero gdy dotknęłam suchego piasku. Niall ułożył mnie na ziemi i sam usiadł obok ciężko dysząc. 
-Ale mnie nastraszyłaś -wysapał.
-To twoja wina -zachrypiałam. -To przez ciebie spadłam. 
-Krwawisz -stwierdził i spojrzał na moją twarz. Odruchowo przycisnęłam rękę do czoła. Spojrzałam na swoje palce. Były całe we krwi. Nawet nie bolało. W ogóle nic nie czułam.
-Uderzyłam głową o skałę -poinformowałam blondaska. 
-Nie sądziłem, że nasz wspólny wyjazd skończy się na pogotowiu -westchnął ciężko.
-Czekaj, sama mogę to naprawić.
Skupiłam się na krwi wypływającej z rany na czole. Wymówiłam zaklęcie, którego nauczył mnie James i... nic.
-Nie działa -wyszeptałam. -Moje moce... nie działają!
-Jestem za słaba, to przez to, na pewno -przekonywałam, nie wiem tylko czy jego, czy samą siebie. -Jednak będziemy musieli się udać na pogotowie. 
Niall przyjrzał mi się badawczo, ale nic nie powiedział. Pokiwał tylko głową i pomógł mi się podnieść i założyć bluzę. Podał mi swoją koszulkę.
-Przyłóż do rany, zatamuje krwawienie -powiedział, gdy zauważył moją tępą minę.
Zrobiłam co kazał. Otworzył przede mną drzwi do auta i zapiął mi pas, żebym nie musiała puszczać jego koszulki. 
-Przepraszam, że popsułam ci dzień -wymamrotałam.
-Ej, wcale go nie popsułaś -zaprotestował. -Uczyniłaś go bardziej interesującym.
-Jasne...
Zapatrzyłam się w okno. Zrobiłam się dziwnie senna. Oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy.
-Nie zasypiaj -krzyknął Niall. Przysięgam, miałam go ochotę wtedy zabić.
-Śpiąca jestem -wymamrotałam. 
-Straciłaś sporo krwi głupku, jak zaśniesz, to możesz się nie obudzić!
-Dramatyzujesz -mruknęłam. -To tylko lekkie draśniecie.
Jednak mimo to wyprostowałam się i zrezygnowałam z drzemki. Nie dlatego, że zgadzałam się z nim. Po prostu (oczywiście robiąc mi na złość) zaczął głośno śpiewać piosenkę, która akurat leciała w radiu. Nie spojrzałam na niego, ale wiedziałam, że uśmiecha się szeroko.
Droga do szpitala zleciała jakoś tak szybciej. Przyjęli nas bez problemu. Pielęgniarka zaprosiła nas do pustej sali, abyśmy tam poczekali "chwilę" na doktora. Tylko, że ta chwila trwała dość długo. 
Patrzyłam jak Niall chodzi w tę i z powrotem po pokoju. Widocznie bardzo mu się nudziło. Uśmiechnęłam się. Dorosły chłopak, a zachowuje się jak dziecko.
-Błagam przestań, od tego twojego łażenia kręci mi się w głowie -zrobiłam naburmuszoną minę.
-Przepraszam, po prostu strasznie nie lubię takich miejsc.
-Nikt ich nie lubi -stwierdziłam. -Siadaj -powiedziałam, robiąc mu koło siebie miejsce. 
Posłusznie usiadł. Materac lekko się ugiął pod jego ciężarem. Wreszcie te wszystkie zjedzone fast foody się zemściły, bo po jego sylwetce nie było widać jakichkolwiek nieprawidłowości żywieniowych.
-Jak ty to robisz? -zapytałam, zanim pomyślałam.
-Co?
-Jakim cudem jesteś taki chudy? 
-Ma się te geny -zachichotał.
-To niesprawiedliwe, inni muszą żreć warzywa, a ty się nawet nie starasz, a i tak jesteś idealny!
-No cóż, dziękuję -wyszczerzył się jeszcze szerzej.
-Przynajmniej póki się nie odezwiesz -mruknąłem dość głośno, aby usłyszał. 
-Słyszałem -szturchnął mnie mocno w bok.
-Miałeś to słyszeć -odpowiedziałam wciąż pewna siebie.
Przyszedł lekarz. Był to dość przystojny mężczyzna w białym fartuchu. Miałam szczęście, że rozcięłam skórę, poniżej włosów. Zdezynfekował ranę, co piekło jak cholera i zabrał się do szycia. Nawet nie czułam jak igła przebija moją skórę. Skupiłam się całkowicie na twarzy Nialla, który stał za doktorem. 
-No, młoda damo, to by było na tyle -powiedział lekarz. -Za dwa tygodnie zgłoś się na zdjęcie szwów. 
I wyszedł. Razem z Niall'em poszliśmy do auta. Droga mijała nam w milczeniu. Nagle auto zwolniło, a po chwili całkiem się zatrzymało.
-Co się dzieje? 
-Popatrz tam -powiedział niewyraźnie i pokazał coś palcem.
Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Mój kochany Mulat, z brązowymi oczami, na których widok głupiutkie nastolatki mdlały, szedł chwiejnym krokiem po chodniku, zalany w trzy dupy.
-Ja pierdolę -wymamrotałam. -Nie możemy go zostawić -zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
Można mnie nazwać egoistką, ale ja naprawdę nie miałam ochoty na spotkanie z moim byłym. Zwłaszcza, gdy był pijany.
-Niestety. Pomożesz mi go zgarnąć?
-Pewnie.
Niall zaparkował auto na poboczu i razem wyszliśmy naprzecie Zayna, który już nas zauważył. Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, ale nie protestował, gdy złapaliśmy go za ręce i zaciągnęliśmy do samochodu. Musieliśmy go praktycznie nieść.
-Więc to tak -wymamrotał, gdy Niall przekręcił kluczyk w stacyjce. -Już wszystko rozumiem.
-O czym ty bredzisz? -blondyn się powoli denerwował.
-Już rozumiem dlaczego mnie rzuciła -wyjaśnił. -Podoba ci się? -zwrócił się do mnie. -Wolisz blondynów? Jest dobry w łóżku? Po co pytam, musi być skoro to jego wybrałaś.
-Jesteś pijany i bredzisz -warknął Niall.
-To nie ja przespałem się z dziewczyną kumpla. Ale muszę przyznać, zaskoczyłeś mnie. Nie spodziewałem się tego po tobie.
-To nie tak jak myślisz -próbował go przekonywać, ale nie miało to większego sensu. Pijanego człowieka nie przedyskutujesz. -Porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz.
-Mogłaś mi powiedzieć -znów spojrzał na mnie. -Czemu nie powiedziałaś, że po prostu wolisz jego? Co on ma, czego ja nie mam? 
-Zamknij się... -Niall był bliski wybuchu. 
-A może po prostu jest doby w łóżku co? Mam rację?
-Jesteś obrzydliwy -odrzekł Niall.
-Wypuść mnie -powiedziałam.
-Daj spokój, nie zostawię...
-Powiedziałam WYPUŚĆ MNIE. A ty -spojrzałam na Zayna- jesteś idiotą! Mnie też boli nasze rozstanie! Ale nie upijam się jak idiota. Radzę sobie i trzymam się jakoś. Ty też powinieneś! Myślisz, ze mi jest łatwiej? Mylisz się. Nienawidzę się za to, że sprawiłam ci ból. Każdego dnia budzę się z myślą, że to przeze mnie, że to ja wszystko spieprzyłam. To boli, ten ból mnie wykańcza. A teraz błagam cię Niall -zwróciłam się znów do blondyna -zatrzymaj auto i mnie wypuść.
Nic nie powiedział, tylko spełnił moją prośbę. 
-Przepraszam -szepnął, gdy wysiadałam.
-Nie masz za co -uśmiechnęłam się do niego. 
Zamknęłam drzwi i rozpoczęłam szybki marsz chodnikiem. Do domu nie było daleko, więc już po paru minutach byłam u siebie. Dokładnie zamknęłam drzwi. Nie zdejmując butów poszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Szybko zasnęłam. To był ciężki dzień.
Rano czułam się o wiele lepiej. Weszłam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty.
 I wtedy zdałam sobie sprawę, że nie jestem tu sama.

*oczami Zayna*

Obudziłem się około południa. Miałem kaca mordercę. Ból głowy mnie dobijał. Wstałem tylko po to, aby napić się wody i wróciłem do łóżka. 
Koło piętnastej, gdy już przestała mnie boleć głowa i jako tako wytrzeźwiałem zaczęły do mnie wracać fragmenty wieczoru. Miałem doła (zresztą jak każdego dnia po rozstaniu) i poszedłem do baru na piwo. Po pierwszym zamówiłem drugie, a potem jeszcze jedno i jeszcze jedno, i kolejne...
Włóczyłem się po mieście. Miałem mętlik w głowie i nie mogłem odnaleźć drogi do domu. Zgubiłem się. Wtedy przyszli oni. Aria i Niall. Zabrali mnie stamtąd i wsadzili do auta. A potem pustka. Mimo usilnych prób, nie mogłem sobie nic więcej przypomnieć.
Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili do pokoju wszedł Niall.
-O wstałeś -rzucił. Patrzył na mnie z pogardą. -Świetnie.
-Co cie ugryzło!?! -nie spodobało mi się jego zachowanie.
-Nawet nie pamiętasz co? Jesteś żałosny -pokręcił głową z dezaprobatą.
-O czym ty mówisz? -zignorowałem to, że mnie obraził. Chciałem wiedzieć co wczoraj zrobiłem.
-O tym co się stało w aucie -usiadł na fotelu naprzeciw mnie. -O tym jak oskarżyłeś Arie o puszczanie się ze mną, po tym jak ściągnęła cię pijanego z chodnika. O tym jak jej powiedziałeś, że pewnie zostawiła cię bo ja lepiej ją zadowalam i pytałeś kilkakrotnie czy jestem dobry w łóżku. O tym, że wybiegła z auta i sama, w nocy, wracała do domu na piechotę -wyrzucił blondyn na jednym oddechu.
-Nie pamiętam tego -wymamrotałem.
-Nic dziwnego -wstał z fotela. -Byłeś ostro nawalony. Ale żeby nie było, to cię wcale nie usprawiedliwia.
-Wiem -mruknąłem. -Pewnie mnie teraz nienawidzi.
-Wątpię -odparł blondyn Spojrzałem na niego zdziwiony. -Ona nie potrafi cię nienawidzić, ale na pewno jest zraniona. Dam sobie głowę uciąć za to, że całą noc płakała.
-Dobra Niall, kumam, zachowałem się jak idiota. 
-Idiota to mało powiedziane -mruknął blondyn. 
-Wielkie dzięki też cię uwielbiam...

*oczami Arii*
-Ktoś tu jest? 
Chodziłam nerwowo po pokojach, rozglądając się dookoła. Po prostu czułam czyjąś obecność. 
-Słyszę jak oddychasz! Nie chowaj się!
Mój głos brzmiał wyjątkowo rozpaczliwie. Czyżby w końcu nadeszła zemsta rady. Czy to już mój koniec? Nie chciałam umierać. Poza tym wiedziałam, że nie byłaby to najprzyjemniejsza śmierć. Bałam się bólu. Łzy powoli spływały po moich policzkach.
-Pokaż się! Nie chowaj się jak tchórz! Wyjdź i stań przede mną!
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem -usłyszałam obrzydliwy głos. Poczułam ciepły oddech na swoich plecach.
-Kim jesteś? -nie odwróciłam się. Czyjaś strasznie spocona ręka dotknęła mojego policzka. Czułam się jak czerwony kapturek rozmawiający z wilkiem. Trzęsłam się trochę. Mój głos był niewyraźny. Ręce mi drżały. "Uspokój się, od tego zależy twoje życie" -odezwał się mój wewnętrzny rozsądek.
Szybko pobiegłam do wyjścia. Jednak zanim zdążyłam otworzyć drzwi coś złapało mnie za nogę i wciągnęło do sypialni. Krzyczałam i próbowałam się czegoś złapać. Jednak to było dla mnie za silne. Nie miałam szans.
-Jestem wyklęty -wycharczał. -Mam zadanie do wykonania.
-Nie rób tego, proszę. Cokolwiek ci obiecali, i tak nie dotrzymają słowa.
-Niczego mi nie obiecali -wycharczał mi do ucha. Pachniał zgnilizną. -Robię to, co sprawia mi przyjemność.
Dopiero teraz zrozumiałam z kim mam do czynienia. Rada wysłała na mnie najohydniejszego myśliwego jakiego posiadali. Wyklęty. Najstraszniejszy z najstraszniejszych. Okropny, bezlitosny, o jego metodach zabijania krążyły legendy. To nim straszyło się niegrzeczne dzieci. 
-Ratunku! Ratunku! Proszę, niech mi ktoś pomoże -krzyczałam, właściwie niepotrzebnie. Nie było tu nikogo kto mógłby mnie uratować. Zwykły śmiertelnik nic by nie poradził. Byłam zgubiona. -Nie zbijaj mnie, proszę. 
-Nie zabiję cię -powiedział. Spojrzałam na niego zaskoczona. -To by było za proste, najpierw trochę się z tobą pobawię. Chcę mieć z tego chociaż trochę frajdy.
Wbił pazury w mój nadgarstek. Zawyłam z bólu. Kolejna porcja łez spłynęła po mojej twarzy. Nie wiedziałam co się dzieje. Czułam, jak każdy mój nerw płonie. Skóra na wokół ranki zrobiła się sina i dziwnie piekła. Mój własny głos rozbrzmiewał w pokoju. Szumiało mi w głowie.
Puścił mnie i opadłam n ziemię.
-Jeszcze się spotkamy -mruknął Wyklęty i zniknął. Po prostu rozpłynął się w cieniu.
Nie wiem ile leżałam na ziemi. Siły mi powróciły i czułam, że mogę już wstać, ale nie widziałam takiej potrzeby. Wciąż cała się trzęsłam i nie rozumiałam co się właśnie stało. Skóra na ręce było mocno czerwona, a w niektórych miejscach fioletowa. Piekła. Bałam się jej dotknąć.
Gapiłam się w sufit. Nie chciałam już wstawać. Bolało. Chciałam, żeby ktoś mnie w końcu zabił. Proszę, niech mnie ktoś zabije. 
Usłyszałam, że drzwi się otwierają. Może to on wrócił, aby mnie wykończyć. Postanowiłam walczyć do końca. Wstałam przytrzymując się ściany. 
Na szczęście to był Niall. Spojrzał na mnie, a jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły.
-Jezu, co ci się stało?
-Pomóż mi -wyjęczałam płaczliwie. 
Wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę. Z ulgą położyłam głowę na poduszce.
-Co ci się stało?
-Zaatakował mnie -wyszeptałam. -Nasłali na mnie wyklętego.
-Nie rozumiem.
-Zrobił coś z moją ręką, boli jak cholera -wyjęczałam.
-Mogę... zobaczyć?
Kiwnęłam głową. Delikatnie wyprostował moją rękę. Przyjrzał się jej, a potem przeniósł wzrok na moją twarz. 
-Widziałem to już kiedyś -oznajmił. Myślami był całkowicie gdzie indziej. -Ten sam stwór zaatakował moją siostrę. Wyglądało identycznie.
-I co się z nią stało?
-Na początku było normalnie, ale ślad nie znikał.
-A potem? 
- A potem... potem umarła...

________________________________________________________________________Witajcie moi drodzy i nieliczni czytelnicy :). Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba, chociaż szczerze nie jestem z niego za bardzo zadowolona. Chciałam wstawić w końcu ten dzień z Niall'em i dodać jeszcze trochę grozy do smaczku. Jednocześnie chciałam napisać ten rozdział jak najszybciej i wyszło co wyszło. 
Wiem, że Niall nie ma siostry (uświadomiła mnie moja siostra Directionerka), ale wszystko się wyjaśni w następnych rozdziałach. 






3 komentarze:

  1. Fajny rozdział :) Wprowadza napięcie związane z wyklętym no i spotkanie Zayna z Arią i Niallem! Trochę martwię się o to co będzie dalej z Arią, ale chyba będzie ok, skoro ma być tą najpotężniejszą...
    Mam jedno poważne zastrzeżenie: tą czcionkę w tym kolorze ciężko się czyta. Jakby dało się zwiększyć kontrast albo czcionkę byłoby super. Pozdrawiam, czekam na kolejny rozdział i zapraszam na mojego bloga: one-direction-half-a-heart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, to naprawdę ogromna motywacja... Na pewno przeczytam twojego bloga. A co do czcionki to Wiki coś namieszała a ja muszę to naprawić...

      Usuń
  2. kiedy następny rozdział czekam i czekam a jego jak nie było tak nie ma :(

    OdpowiedzUsuń