Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.

Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.

sobota, 28 grudnia 2013

Część 1 Rozdział 8

*oczami Arii*
Nie wiedziałam co robię. Uwolniłam swoją moc. Patrzyłam na wszystkie zniszczenia jakie przyniosła i na strach w oczach ludzi, którzy byli moją jedyną rodziną. Nie wiedziałam co się tak naprawdę ze mną dzieje. Magia całkiem przejęła nade mną kontrolę. Próbowałam przestać, ale nie mogłam. To było ode mnie silniejsze. W tej chwili wszystkie moje emocje, cała złość, smutek, znalazły ujście.
Widziałam Jamesa stojącego po drugiej stronie polany. Przyglądał mi się uważnie. W jego oczach zobaczyłam smutek, ale wiedziałam, że rozumie mój wybór. Pomachał do mnie i złapał za rękę Alex, która miała łzy w oczach i spoglądała na mnie jak zranione dziecko. Po chwili obydwoje zniknęli. Wszyscy uciekali z polany.
Zostałam odrzucona przez nich. Nie chcieli mnie już w swoją kręgu. Zasłużyłam na to. Powinnam była pozwolić im dokończyć to co zaczęli, ale Zayn... Nie mogłam sobie nawet wyobrazić co bym czuła, jeśli by umarł. Znaliśmy się dość krótko, ale wiedziałam, że łączy mnie z nim coś więcej niż zwykłe zakochanie. Moje uczucia względem niego były dużo głębsze. On już zawsze będzie jakąś częścią mojej duszy. I gdy go zabraknie, zostanie tam wielka dziura, której nikt ani nic nie zapełni.
Wiatr się uspokoił. Opuściłam ręce i wyczerpana po wykonaniu tak potężnego zaklęcia, opadłam na kolana.
Klęczałam na ziemi, a po mojej twarzy spływały łzy. Posłałam niebu jeden, niesamowity, rozdzierający krzyk. Zamilkłam, gdy tylko rozbolało mnie gardło.
Odwróciłam się, aby zobaczyć co się dzieje z chłopakami. To co zobaczyłam zmroziło krew w moich żyłach.
Niall niezdarnie próbował na nowo przywrócić bicie sercu Zayna. A ten drugi leżał bez ruchu na ziemi i robił się coraz bardziej blady. Jego twarz zwykle pełna ciepła, uśmiechnięta, nie wyrażała żadnych emocji.
Tak szybko, na ile jeszcze mi starczyło sił, podbiegłam do nich. Delikatnie powstrzymałam Nialla przed kolejną próbą reanimacji. Chyba ucieszył się na mój widok. Biedak też był już wykończony. Mimo wszystko, on też nieźle oberwał i był na skraju wytrzymałości.
-Pozwól, że ja spróbuję -wyszeptałam odsuwając jego ręce na bok.
Nie wiedziałam czy mi się uda. Zmówiłam w duchu cichą modlitwę. Miałam nadzieję, że choć ten jeden raz Bóg mnie wysłucha. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej. Zaczęłam wymawiać kilka słów. Były jak mantra. Wymawiałam je raz, drugi, szesnasty. Straciłam rachubę.
Dobrze znałam to zaklęcie. Kiedyś już kogoś próbowałam uratować, ale wtedy zawiodłam. Okazałam się być za słabą, żeby ocalić moją mamę. Nie miałam wtedy dość mocy. Teraz było inaczej wiedziałam, że mogę to zrobić.
Czułam jak moja energia przepływa do ciała Zayna. Wypełnia jego komórki. Widziałam jak jego skóra nabiera rumieńców, krew znów zaczyna krążyć. Serca bije stałym rytmem. Miałam ochotę krzyczeć z radości, gdy wziął pierwszy, niepewny oddech. Uśmiechnęłam się delikatnie. Jednocześnie zakręciło mi się w głowie. Moje kończyny były jakby z waty. Jedyne czego chciałam, to położyć się u siebie w ciepłym łóżku.
-Jutro nic nie będą pamiętać -powiedziałam spoglądając na resztę chłopaków. Nadal byli nieprzytomni, ale żyli. -Obudzą się za kilka godzin, będą wiedzieli tylko, że czarownicy ich powalili i nagle jakaś szalona dziewczyna wywołała burzę. Potem pustka. A ty...
-Nie wydam cię -przerwał mi w pół zdania. -Wiem, że w to nie wierzysz, ale możesz mi zaufać. Naprawdę.
-Ja... -nie dokończyłam co zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się delikatnie. Kolorowe plamki zatańczyły mi przed oczami i upadłabym na ziemię, gdyby nie Niall, który w porę mnie złapał. Poczułam jak zaciska wokół mojego ciała swoje ramiona i nie miałam siły protestować. Oparłam o niego głowę i pozwoliłam sobie na zamknięcie oczu. Ostatnie co pamiętam to on kładący mnie na tylnym siedzeniu w aucie. Potem ogarnęła mnie ciemność.

Powoli otworzyłam oczy. Nie poznawałam miejsca w którym się znajdowałam. Ktoś położył mnie na łóżku i okrył ciepłym kocem. Podniosłam się i spuściłam nogi na ziemię. Rozglądnęłam się po pokoju. Był naprawdę ładnie urządzony. Ciemne meble kontrastowały z jasnymi ścianami. Naprzeciw mnie wisiało ogromne lustro w zdobionej ramce, które wyglądało na dość stare i cenne. Wielkie szklane drzwi prowadzące na mały taras, były zasłonięte zasłonami w kolorze morza.
Zaczęłam się przechadzać po pomieszczeniu. Skrzywiłam się, gdy panele lekko zaskrzypiały. W tej samej chwili usłyszałam, że ktoś się zbliża. Szybko znalazłam się po drugiej stronie pokoju . Drzwi się otworzyły i moim oczom ukazała się blond czupryna.
-O, widzę, że już się obudziłaś -powiedział Niall.
Przyglądałam mu się badawczo. Nie wiedziałam, co robić. Cofnęłam się o krok i wpadłam na ścianę.Byłam w beznadziejnej sytuacji. Pomiędzy ścianą, a łowcą czarownic. Znikąd ratunku.
-Rozumiem, że możesz się mnie bać, ale ja naprawdę nie chcę ci zrobić krzywdy - wyciągnął w moją stronę rękę. -Gdybym chciał cię zabić, to nie zabierałbym cię z tamtej polany. Wtedy już dawno byłabyś martwa.
-Ja... -odchrząknęłam cicho. -Dziękuje za pomoc, ale nie rozumiem dlaczego to zrobiłeś.
Przekrzywił głowę i spojrzał na mnie jakby nie wiedział o co mi chodzi.
-No wiesz -zaczęłam niepewnie. -Łowcy i czarownice. Odwieczni wrogowie i takie tam.
-A dlaczego ty ratowałaś nas? -odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Celna uwaga -odparłam.
Właściwie sama nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. To było całkowicie wbrew wartością, które wyznawałam i celom, które chciałam osiągnąć. Czarownice dalej będą żyły w strachu. Nie udało się powstrzymać łowców. Oni nadal będą mordować. Koszmar trwa. Oczami wyobraźni zobaczyłam Jamesa, Alex i Hannę stojących naprzeciw łowcom. Strach w oczach, drżenie rąk, rozpaczliwa próba ucieczki, płacz Hanny, James próbujący ratować dziewczyny.
Pokręciłam głową. To nie może się zdarzyć. Zrobię wszystko, aby temu zapobiec. Zdałam sobie sprawę, że naprawdę mogę to zrobić. Za wszelką cenę uratuję swoją rodzinę.

Kilkadziesiąt minut później siedziałam w kuchni naprzeciw Nialla. W rękach trzymałam ciepły kubek z herbatą owocową. Po krótkiej rozmowie z Irlandczykiem, mogłam z całą pewnością stwierdzić, że mamy wiele wspólnego. Podobne cele, plany i marzenia. Opowiedział mi w skrócie o swojej rodzinie, planach, koncertach i zespole.
W pewnej chwili jego telefon zaczął dzwonić. Spojrzał na ekran i jego uśmiech zbladł.
-Kto dzwoni? -zapytałam choć znałam odpowiedz.
-To Zayn -potwierdził moje przypuszczenia. -Przepraszam cię na sekundkę.
Wyszedł do sąsiedniego pokoju i zostawił mnie samą. Potok nieprzyjemnych myśli, które gdzieś znikały w jego obecności, zwalił się na mnie  z zdwojoną siłą.

*oczami Nialla*
-Tak, słucham -powiedziałem do telefonu.
-Gdzie ty się, do jasnej cholery podziewasz?
-Próbuję spędzić trochę czasu w spokoju -odpowiedziałem spokojnie, chociaż miałem ochotę powiedzieć wyraźnie co myślę o jego humorkach. Przecież to nie moja wina, że czarownice go pokonały po raz kolejny. -Jestem padnięty. Należy mi się po ostatniej akcji.
-Nie rozumiem, jak to jest, że za każdym razem ty odnosisz najmniejsze obrażenia -wysyczał gniewnie Zayn.
-Mam szczęście i tyle -odparłem zirytowany. -A teraz wybacz, ale muszę kończyć. Żegnaj.
Rozłączyłem się zanim zdążył coś powiedzieć. Wiedziałem, że będzie za to zły i to sprawiło mi jeszcze większą satysfakcję.
Wróciłem do kuchni, gdzie siedziała Aria. Spojrzałem na jej zmartwioną minę. Wyglądała na zamyśloną. Usiadłem na swoim miejscu i czekałem,  aż odezwie się pierwsza.
-Niall -powiedziała w końcu.
-Tak?
-Mogę ci się zwierzyć -spojrzała na mnie tymi swoimi słodkimi oczkami. -Potrzebuję tego.
-Pewnie -odparłem bez namysłu.
-Właściwie to nie wiem co teraz mam zrobić -zaczęła niepewnie. -Zayn nie wie, że jestem czarownicą i mam nadzieję, że tak pozostanie. Kocham go, ale  myślę, że nie powinniśmy dłużej być razem. To oszukiwanie samej siebie. Twierdzenie, że to może się udać, to wielki błąd. Prawda? -spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
-Nie wiem co odpowiedzieć -odezwałem się niepewnie. -Ale... myślę, że masz rację. On naprawdę cię kocha, ale nie wiem, co by było, jakby się dowiedział prawdy. Tak mi przykro.
Pokiwała głową zrezygnowana. Zaczęła szybko mrugać. Wiedziałem, że próbuje powstrzymać łzy, ale jej się nie udało. Powoli zaczęły spływać po jej policzkach. Jedna za drugą. Nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć, więc po prostu podszedłem i ją przytuliłem.
-Myślałam, że będziemy razem -wyszeptała obejmując mnie swoimi drżącymi ramionami. Wydawała się teraz być taka krucha i drobna. -Że kiedyś powiem mu o sobie prawdę. Miałam nadzieję, że to zaakceptuje i niczego to między nami nie zmieni, ale nie spodziewałam się, że okaże się on łowcą czarownic -głos jej się lekko załamał. -Los sobie ze mnie zadrwił. Ja, czarownica, ze wszystkich mężczyzn świata, wybrałam tego jednego, który z chęcią wbiłby mi nóż w serce, gdyby tylko dowiedział się kim naprawdę jestem.
-Nie wiadomo -próbowałem ją podnieść na duchu. -Wiesz, on cię naprawdę kocha, może miłość okazałaby się silniejsza od nienawiści.
-Każda bajka kończy się szczęśliwie. Dobro zwycięża zło -odparła z kwaśnym uśmiechem. -Ale życie to nie bajka. Tu nie ma miejsca na happy endy. Zrobię to -oznajmiła. -Powiem mu, że to koniec i, że bardzo żałuje, że to tak się skończyło.
-Wiesz, że to nie jest jedyne wyjście -odsunąłem się trochę, aby lepiej widzieć jej twarz.
-Nie rozumiesz -pokręciła głową. -To nie tak, że robię to tylko dlatego, że nie chcę się obudzić z nożem w piersi. Ja tak nie mogę. Żyć w niepewności. Nie potrafię go oszukiwać. To wszystko niszczy mnie od środka. Chcę zapobiec katastrofie, póki jeszcze mogę. Im szybciej to się skończy, tym mniej cierpienia przysporzę mu i sobie.
-Jesteś najdziwniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek znałem -wyznałem jej po chwili.
-Dzięki wielkie -posłała mi złe spojrzenie.
-Nie o to mi chodziło -zachichotałem cicho.
-Wiem -odparła i zaśmiała się. -Będę się już zbierała.
-Odwiozę cię -zaproponowałem.
-Nie. Przejdę się -ruszyła w stronę wyjścia. -Potrzebuję teraz pobyć chwilę w samotności.
-Ciemno się robi .
-Nie boje się ciemności -wyszczerzyła zęby. -Jestem już dużą dziewczynką.
Zdjąłem z wieszaka kurtkę i podałem jej. Spojrzała na mnie zaskoczona.
-Zimno jest -wzruszyłam ramionami. -Nie chcę żebyś przemarzła.
Potrzymałem kurtkę, pomagając jej się ubrać i zasunąłem zamek do końca. Była dla niej o wiele za dużo, tak, że trzeba było bardzo podwinąć rękawy, a dół sięgał jej prawie do kolan, ale lepsze to, niż odmrożenie sobie kilku kończyn.
-Dzięki -uśmiechnęła się jeszcze raz i wyszła.

*oczami Arii*
Szłam spokojnie ulicą. O tej porze roku w okolicach Londynu bardzo szybko robiło się ciemno. Byłam nieziemsko wdzięczna Niall' owi za pożyczenie mi kurtki. Na zewnątrz było bardzo zimno. Nogi porządnie mi już zmarzły. Jednak zbytnio się tym nie przejmowałam.
W tej chwili byłam tak zamyślona, że mógłby mnie przejechać autobus, a i tak bym nie zauważyła. W mojej głowie toczyła się walka.
Z jednej strony wiedziałam, że bycie z Zayn' em przysporzy mi tylko mnóstwo cierpienia, ale z drugiej tak bardzo go kochałam. To takie straszne, że akurat teraz, gdy wszystko się ułożyło idealnie, los podstawił mi nogę licząc na to, że się poślizgnę i znów wpadnę w ciemną otchłań rozpaczy.
Ale tym razem będzie inaczej. Od dzisiaj wszystko się zmieni.

Kilka godzin później stałam przed domem Zayna. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam domofonem. Nerwowo wyginałem palce i przygryzałam wargi. Mogłam przysiąc, że zaczęły krwawić. Po chwili usłyszałam dźwięk klucza przekręcanego w zamku.
-No witaj piękna -uśmiechnął  się do mnie szelmowsko.
-Musimy porozmawiać -oznajmiłam poważnie. Zaciekle walczyłam ze łzami, które chciały mi się wkraść do oczu. -Mógłbyś się chwilę ze mną przejść?
-Jasne -odpowiedział spoglądając na mnie podejrzliwie.
Złapał mnie za rękę i razem ruszyliśmy w stronę parku. Powinnam była go puścić, ale nie miałam dość siły woli. Czułam się przy nim tak bezpiecznie. Usiedliśmy na ławce pod starym dębem. Odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość.
-Więc o czym chciałaś porozmawiać?
-Ooo... nas -wydusiłam z siebie. -Ja...
-Czekaj... -przerwał mi. -Wiem co chcesz powiedzieć, ale... nie rozumiem dlaczego.
-Kiedyś zrozumiesz, ale mam nadzieję, że nieprędko -szczera do bólu, oto ja. -Będzie mi ciebie brakować -wstałam i chciała odejść.
Zayn złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem na ławkę. Mocno uderzyłam plecami o drewniane oparcie. Trochę mnie zabolało.
-To wszystko jest bez sensu -niemalże krzyknął. -Przecież wszystko było dobrze. Ja... naprawdę cię kocham. Myślałem, że ty mnie też, ale chyba się pomyliłem.
-I w tym cały problem -wydarłam się jak kompletna idiotka. -Ja też cię kocham i naprawdę mi zależy, dlatego tak bardzo mnie boli rozstanie z tobą!
-Jeśli mnie kochasz, to w takim razie, dlaczego chcesz mnie zostawić?
-Nie mogę ci powiedzieć.
-Aria...
-Proszę, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej -pierwsza łza spłynęła po moim policzku.
-To ty wszystko utrudniasz -widziałam, że jest naprawdę zły. -Wszystko jest między nami okej, a ty i tak chcesz mnie zostawić! Bez żadnego powodu, wyjaśnienia, czegokolwiek.
-Dni spędzone z tobą, to jeden z najlepszych momentów mojego życie, ale każde szczęście kiedyś się kończy. Tak jak po dniu nastaje noc. Czasem po prostu nie mamy na to wpływu i musimy się z tym pogodzić.
-Nie mów tak -warknął. Złapał mnie za nadgarstki i mocno je ścisnął. -Nie pozwolę ci odejść. Nie pozwolę ci mnie zostawić.
-Zayn to boli -próbowałem się mu wyrwać.
-Nie możesz mnie zostawić! Nie pozwolę ci na to.
-Zayn to boli! Połamiesz mi kości.
-Przepraszam -puścił moje ręce. W jego oczach widziałam szczery żal.
-Żegnaj -powiedziałam i szybko wstałam z ławki. Zaczęłam biec ścieżką, prosto do wyjścia z paku. Pragnęłam znaleźć się w tej chwili jak najdalej od Zayna. Jak najdalej od wszystkich. Chciałam być sama. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś widział moje łzy.
-Czekaj -usłyszałam jego rozpaczliwy głos.
Nie zatrzymałam się. Biegłam przed siebie nie zważając na jego krzyki. Chciałam się odwrócić i spojrzeć na niego ostatni raz, ale wiedziałam, że jakbym to zrobiła, to bym całkiem się rozkleiła. Więc po prostu odeszłam.

-Zawsze cię będę kochać -wyszeptałam, chociaż wiedziałam, że nie jest on już w stanie mnie usłyszeć. -Wybacz.

*oczami Liama*
Czułem się, jakby przejechał mnie czołg. W najbliższym czasie na pewno nie zamierzam iść na jakąkolwiek akcje. Te czarownicy robiły się coraz sprytniejsze. Ich moc stale rośnie. Przechytrzyły nas już dwa razy.
Harry cały dzień się dzisiaj złościł. Zresztą nic dziwnego. Biedak był cały poobijany i miał pełno sińców na całym ciele. Prawdopodobnie miał też skręconą kostkę, ale stanowczo odmówił pójścia do lekarza.
Przez tyle lat mieliśmy całkowitą kontrolę. Budziliśmy w czarownicach lęk. Sprawialiśmy, że błagały o litość. Pozbywaliśmy się ich bez najmniejszego problemu. Co się zmieniło? Co stanowi źródło naszego problemu?
-Witaj kocie -wyrwał mnie z zamyślenia najsłodszy głos, jaki kiedykolwiek dane mi było usłyszeć.
-Hej -uśmiechnąłem się do niej promiennie.
-To co, idziemy dzisiaj do tego kina, czy raczej nie masz ochoty?
-Oczywiście, że idziemy -odparłem zupełnie poważnie. Potrzebowałem jej towarzystwa. Chciałem, żeby mnie przytuliła, żeby była. Po prostu, żeby była.
-Nie wyglądasz najlepiej -oznajmiła nagle. -Stało się coś?
-Miałem mały wypadek -skłamałem. Czułem na sobie jej przenikliwy wzrok. -Danielle, daj spokój.
-Okej -skapitulowała, wiedząc, że i tak więcej ze mnie nie wyciągnie. -To na jaki film mnie zabierasz?
-Cóż, myślałem, że razem coś wybierzemy już na miejscu -dotknąłem dłonią jej twarzy, była taka doskonała. -A potem moglibyśmy pójść na kolację, jeśli nie masz nic przeciwko.
-Będzie doskonale -stwierdziła obejmując mnie swoimi drobnymi rączkami.
-Kocham cię, wiesz o tym? -wyszeptałem patrząc uważnie w jej oczy.
-Wiem -zaśmiała się cicho. -Ja też cię kocham.
Delikatnie musnąłem palcem jej usta, a po chwili namiętnie ją pocałowałem. Odwzajemniła mój pocałunek. Złapałem kosmyk jej włosów i owinąłem go sobie wokół palca. Próbowała się ode mnie osunąć, ale nie pozwoliłem na to. Pociągnąłem ją na siebie tak, że teraz siedziała na moich kolanach. Potarłem nosem o jej szyję. Poczułem, jak przez jej ciało przebiegł dreszcz.
-Musimy się zbierać -przerwała taką piękną chwilę. Mruknąłem pod nosem coś o jej braku wyczucia, ale całkiem mnie zignorowała.
Szybko ubrała buty. Wziąłem jej kurtkę i pomogłem jej ją założyć. Owinęła swoją szyję czarną chustka i już mieliśmy wychodzić, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i do domu wpadł Zayn.
Nie spojrzał nawet na mnie i na zaskoczoną Danielle. Rzucił swoją kurtkę w kąt i pobiegł na górę.
-No leć, musisz z nim pogadać -powiedziała dziewczyna stojąca obok mnie i pokazała palcem na schody. -No już -pośpieszała mnie.
-Dobra, dobra -wolnym krokiem ruszyłem na piętro. -Ale zaraz wracam!
Powoli wszedłem do pokoju Zayna. Zobaczyłem akurat jak Mulat uderzył pięścią w ścianę. Przeklął głośno i przyciągnął dłoń do piersi. Musiało boleć.
-Co się stało?
-Zostawiła mnie -spojrzał na mnie swoimi załzawionymi oczami. -Aria ze mną zerwała.
-Stary, tak mi przykro -podszedłem do niego bliżej. -Współczuję.
-Nie potrzebuję, żebyś się nade mną użalał -warknął.
-Jak chcesz -odparłem. -To ja idę.
-Odzyskam ją, to jeszcze nie koniec -usłyszałem jego głos.
Spojrzałem na niego. Wyglądał niemal żałośnie. Ze zranionej ręki spłynęło trochę krwi. Ale jego oczy niemalże płonęły. Widziałam w nich nieludzką determinację.
-Ona i tak będzie moja -wyszeptał spoglądając na mnie.
_________________________________________________________________________________
No więc, w końcu napisałam ten rozdział. Zdaję sobie sprawę, że nie ani zbyt długi, ani jakoś specjalnie zachwycający, ale chyba przeżywam kryzys twórczości.
Chcę bardzo podziękować za komentarz i serdecznie pozdrowić obserwatorów. Chcę żebyś cię wiedzieli, że każdy komentarz i każda osoba obserwująca to dla mnie ogromna radość i motywacja.
Następny rozdział pisze Panna Horan, więc nie wiem kiedy się pojawi.
Przepraszam za wszelkie błędy.
-Wiktoria-





1 komentarz: