Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.

Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.

piątek, 20 czerwca 2014

Część 1 Rozdział 14

Nigdy nie czułem się gorzej. Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Dlaczego opowiedziałem jej historię swojego żałosnego życia. Nie chcę, żeby ktokolwiek patrzył na mnie w taki sposób, w jaki spojrzała ona. Z litością. To było dużo gorsze, niż wyśmianie moich słabości.
Mój telefon nie chce przestać dzwonić. Widocznie chłopcy są zaniepokojeni moim zachowaniem na wczorajszym wywiadzie. Muszę przyznać, że dałem plamę. Prawie warknęłam na tą Bogu winną kobietę. Liam zaraz po zakończeniu programu nawrzeszczał na mnie i kazał mi się ogarnąć. 
Całe życie nikomu nie zdradziłem "mrocznej" historii mojego życia, aż do teraz. Co takiego było w tej dziewczynie, że jej zaufałem? Dopiero teraz zrozumiałem, że popełniłem błąd. Jestem pewien , że wykorzysta to przeciwko mnie.
Jestem pewien, że po ostatnich wydarzeniach chłopcy nabrali podejrzeń co do mnie i Nialla. Wyszliśmy z tej potyczki praktycznie bez szwanku. Zayn, Liam i Harry patrzyli na nas w dziwny sposób i dobrze wiem, że nie ufali nam już do końca. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, gdy uświadomiłem sobie, że Niall wie. Chłopak miał mocną psychikę. Cała ta sytuacja spłynęła po nim jak po kaczce. Świetnie odnalazł się w tej pogmatwanej rzeczywistości i śmiało można stwierdzić, że zaprzyjaźnił się z tą czarownicą. Nie żeby to było coś złego. Muszę przyznać, że dziewczyna wydaje się być w porządku.
Dzisiaj w nocy prawie nie zmrużyłem oka. Wszystkie wspomnienia, które przez lata tak starannie upchnąłem na dnie mojego umysłu, powracały i nie dawały mi spokoju. Przypomniałem sobie uczucie, które łączyło mnie z Blair. Jej drobne ręce gładzące mnie po głowie. Wszystkie chwile, które spędziliśmy razem.

Było mi strasznie gorąco. Całe moje ciało było pokryte potem. Gorączka nie raz odebrała mi świadomość, ale tym razem nie chciałem zamykać oczu. Cały czas patrzyłem na drobną postać, która krzątała się po pokoju. Była taka piękna. Mała wojowniczka. Uśmiechnąłem się, gdy poczułem jak odgarnia mi włosy z czoła. W takich chwilach przestawałem czuć ból. Było mi tak dobrze. Nawet nie wiedziałem, kiedy się zakochałem.
No proszę, nawet człowiek nie czuje, jak mu się rymuje. 
Delikatnie dotknąłem jej dłoni. Zadrżała, ale nie cofnęła reki. Gładziłem jej drobne palce. Zaśmiała się cicho. To była najpiękniejsza melodia dla moich uszu. Mógłbym tego słuchać cały dzień. 

 Zacisnąłem mocniej pięści. Ona się mną zajęła. Troszczyła się o mnie, chociaż nie mogłem jej zaoferować niczego w zamian. To ona była silna. To ona walczyła za nas dwoje. 

Szliśmy już tak długo. Gdyby nie Blair, dawno bym już się poddał. Dziewczyna podtrzymywała mnie jak mogła. Była taka drobna, a gdy stała koło mnie, wydawała się jeszcze mniejsza. Bolało mnie całe ciało. Klątwa zatruła cały mój organizm. Umierałem, ale cieszyłem się, że mogę spędzić ostatnie dni razem z nią. Pewnie brzmię jak jakiś głupi, nic niewiedzący o życiu romantyk, ale jeśli kiedyś spotkaliście kogoś, za kogo moglibyście oddać wszystko co posiadacie, to doskonale zrozumiecie o czym mówię. 
-Już dłużej nie mogę -wysapałem, gdy ból się nasilił.
-A więc oficjalnie zarządzam przerwę -powiedziała wesoło. 
Pomogła mi usiąść i oprzeć się o drzewo. 
-Tylko się nie rozsiadaj, zaraz ruszamy -za wszelką cenę starała się mnie podtrzymywać na duchu.
Uśmiechałem się, chociaż wiedziałem, że nic nie może już mnie ocalić. Nie chciałem jej zasmucać. Lubiłem patrzeć na jej twarz, gdy pochylała się nade mną. Mógłbym ją wielbić na kolanach, gdybym tylko miał dość siły. Obiecałem sobie, że jak z tego wyjdę, to postawię jej ołtarzyk. 


Wtedy jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co do niej czuję. Byłem młody i głupi. Bałem się przyznać sam przed sobą, że ja, wielki łowca, mógłbym pokochać czarownicę. A jednak. Stało się.

Doszliśmy na miejsce. Miałem ochotę wyć z radości. Nagle, jakby z podziemi, wyrosło przed nami dwóch strażników. 
-Nie możecie tutaj wejść -warknął jeden z nich.
-Proszę -szepnęła Blair. -On bardzo potrzebuje pomocy.
-On nie jest jednym z nas -odpowiedział stanowczo. -Nie możecie tu wejść.
Jakaś potężna siła wzniosła nas w powietrze. Wylądowaliśmy parę metrów dalej. Przy lądowaniu uderzyłem mocno w drzewo.
-Lou? Stało ci się coś? 
Chciałem odpowiedzieć, ale nie mogłem. Czułem gorącą krew, która wypływała z nowej rany. 
"To koniec" -pomyślałem.
-Louis, nie zamykaj oczu -wyszeptała łamiącym się głosem. -Wszystko będzie dobrze, obiecuję ci to.
Uśmiechnąłem się, a przynajmniej próbowałem. Nie wiem jak wyszło, ale miałem nadzieję, że zrozumiała.
-Jest okej -wychrypiałem. 
-Nie jest okej. Nie jest okej. Lou nie zamykaj oczu!
Jej głos zmusił mnie, abym jeszcze na chwilę otworzył oczy. Jej obecność po raz ostatni dodała mi sił. Delikatnie dotknąłem jej twarzy.
-Jest okej. 
-Tak nie powinno być... Nie tak to powinno wyglądać. Powinieneś umierać otoczony rodziną, z dziećmi, które cię kochają. Powinny tu być osoby, które kochasz.
-Ty tu jesteś. 
Oddech uwiązł mi gdzieś w płucach. Widziałem jeszcze jej twarz, która była mokra od łez. Chciałem jej powiedzieć, żeby nie płakała. W tamtej chwili naprawdę byłem gotowy na śmierć. Tamta chwila była idealna. Z dala od wszystkich, z piękną dziewczyną, która czuwała nade mną. Żałowałem tylko, że nie powiedziałem jej, że ją kocham. 
-Trzymaj się Lou -usłyszałem jeszcze jej ciche słowa, a potem ogarnął mnie mrok.
To co się działo potem było niesamowite. Znalazłam się w tunelu. Widocznie te wszystkie żarty z "nie idź w stronę światła" miały w sobie krztę prawdy. To światło mnie oślepiało, przyciągało, wabiło niebiańską jasnością. Czułem się tak bezpiecznie,. Ufnie podążałem w jego stronę. Nie walczyłem. 
Czułem, że powinienem się zatrzymać, że jest tam ktoś, kto na mnie czeka, ale nie wiedziałem już kto.
Nagle zaczął wiać wiatr. Wiał coraz mocniej i mocniej. Pchał mnie w tył. Poddałem się i wracałam do miejsca, w którym już kiedyś byłem. Nie chciałem tam wracać. Tam nie czekało na mnie nic dobrego.
Nic dobrego z wyjątkiem pewnej małej osóbki...
Jedno imię,, które przebiło się przez stan otępienia, w którym się znajdowałem.
Blair.
Gwałtownie wciągnąłem powietrze. Zamrugałem kilka razy, by po chwili otworzyć oczy. Zobaczyłem jej twarz. To był najpiękniejszy widok na świecie.
-Co.. Jak? -zdołałem wykrztusić.
-Wróciłeś Lou -uśmiechnęła się. -Wróciłeś do mnie.


 "Wróciłeś do mnie". Mógłbym do niej wracać przez całe życie i nigdy to by mi się nie znudziło. 

Szliśmy w ciszy. Nie potrzebowaliśmy słów, żeby wyrazić to co czujemy. Trzymaliśmy nasze ręce mocno splecione. 
Wyglądała na zmęczoną. Nie wiem nawet kiedy zrobiła się taka blada.
-Dobrze się czujesz? -zapytałem zaniepokojony.
-Tak -odparła i uśmiechnęła się, ale wypadło to raczej blado
-Może zrobimy sobie krótką przerwę?
-A co, nóżki cię bolą? 
-No cóż, rozgryzłaś mnie -zrobiłem zbolałą minę.
Usiedliśmy pod wielkim dębem. Oparłem się o drzewo, a Blair położyła głowę na moim ramieniu. Oczywiście tak piękne chwile nie mogą trwać zbyt długo, zawsze coś musi się popsuć.
Nagle dziewczyna wyrwała się z moich objęć i gwałtownie się ode mnie odsunęła.
Głośny szloch wstrząsnął jej ciałem. Schowała twarz w dłoniach.
Delikatnie dotknąłem jej ramienia.
-Hej, maluszku. Co się dzieje? Coś cię boli?
-Lou... -jęknęła.
-Blair, co się dzieje?
Powoli opuściła swoje ręce i mogłem zobaczyć jej twarz. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Wyglądało to tak jakby płakała krwią. Pierwszy raz od dawna poczułem się naprawdę zagubiony.
-Co.. Co to jest?
-To są konsekwencje -wyjąkała.
-Konsekwencje? -wtedy wszystko zrozumiałem. -Nie, to niemożliwe. Nie, nie, nie! Wiedziałaś?
Kiwnęła delikatnie głową. Skuliła się na ziemi z bólu. 
-To dlaczego to zrobiłaś? Nie rozumiem...
Spojrzała na mnie, a ja znów utonąłem w jej oczach. W zwolniony tempie, jak na tych głupich romantycznych filmach pocałowałem ją. Jej usta były takie miękkie.
"Jak jedwab" -pomyślałem.
 Nie był to namiętny pocałunek, ale wyrażał wszystko to co czuliśmy. Miłość. Strach. Smutek. Oboje byliśmy świadomi tego co się stanie. 
-Kocham cię Lou i zawsze będę -wyszeptała i delikatnie, czułym gestem, odgarnęła moje włosy na bok.
-Kocham cię -wyszeptałem równie cicho i wtuliłem twarz w jej włosy. -Chciałem to już dawno powiedzieć, ale bałem się. 
Uśmiechnęła się, a ja wiedziałem, że ją tracę. Jej skóra robiła się coraz bledsza, a oczy powoli traciły swój blask. 
-Proszę nie odchodź. Nie zostawiaj mnie.
-Nigdy cię nie zostawię -odparła miękko. -Zawsze będę nad tobą czuwać, nawet jeśli nie będziesz mógł mnie zobaczyć.

Gdzie jesteś Blair? Gdzie jesteś, gdy ja tak strasznie cię potrzebuję? Tęsknie. Ta tęsknota mnie pali. I wiem, że już nie wrócisz i nigdy nie poczuję twoich dłoni na swojej twarzy. W sumie dobrze, że cię nie ma, bo gdybyś zobaczyła mnie dzisiaj, to chyba pękłoby ci serce.

Zaczęła pluć krwią, a ja po prostu mocno tuliłem jej ciało do swojego. Znacie to uczucie, kiedy myślicie "już gorzej być nie może" i zaczyna padać deszcz? Obydwoje mokliśmy, ale nie miało to żadnego znaczenia. Nie chciałem jej opuszczać. 
Z mojego gardła wydobył się nie ludzki krzyk, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie oddycha.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam -założyłem jej kosmyk włosów za ucho. -To moja... to wszystko moja wina -szeptałem do niej, choć nie mogła mnie usłyszeć. Odeszła.

Jestem jaki jestem. Czasami zapominam o różnych rzeczach, ale widoku jej martwych oczu nie zapomnę nigdy.

Deszcz ciągle padał. Odsunąłem się od niej i delikatnie ułożyłem ją na ziemi.
-Odsuń się -usłyszałem znajomy głos. 
Tuż za mną stali dwaj strażnicy, którzy nie chcieli nas wcześniej wpuścić do jaskini życia. 
-Zostawcie ją w spokoju, proszę- nie miałam już siły, aby walczyć. Czułem się, jakbym sam umarł wraz z nią. 
-Może i jest zdrajczynią, ale także jedną z nas. Należy jej się godny pochówek -powiedział oficjalnym tonem.
-Czy mógłbym... mógłbym jej towarzyszyć w tej ostatniej drodze? Zaniosę ją.
-To nie...
-Izaah -wtrącił się miękko ten drugi -pozwól mu.
-Niech ci będzie, ale potem nie chcę cię tu więcej widzieć.
Pokiwałem zgodnie głową
-Dziękuje -szepnąłem przechodząc obok tego, który się za mną wstawił.
Posłał mi współczujące spojrzenie.
Podszedłem wolno do ciała mojej małej Blair. Wyglądała tak spokojnie, jakby spała. Starłem z jej twarzy ślady krwi. Wziąłem ją na ręce i po raz ostatni przyciągnąłem jej drobne ciało do swojego.
Weszliśmy do jaskini. Izaah wskazał mi miejsce, w którym miałem ją położyć. 
W tamtej chwili nie płakałem, nie przeklinałem, ani nie wrzeszczałem. Złożyłem na jej zimnych ustach ostatni pocałunek.
-Kocham cię -powiedziałem głosem wypranym z emocji - na zawsze.
Odwróciłem się i nie oglądając się do tyłu, wyszedłem na deszcz. 

Uderzyłem pięścią w ścianę i zaraz tego pożałowałem. Spojrzałem na swoje obdarte knykcie. Wydałem z siebie wściekły ryk. Musiałem się stamtąd wydostać. Na zewnątrz. Gdziekolwiek.

*oczami Arii*
Niall był naprawdę świetnym chłopakiem. Potrafił mnie rozbawić jak nikt inny. W dodatku dobrze dogadywał się z tą "magiczną" częścią moich znajomych. Z niektórymi, aż za bardzo...
Dzisiaj poszliśmy razem do parku na "relaksacyjny" spacer. I rzeczywiście był taki, dopóki nie dopadły nas nastoletnie "Directioners". Te dziewczyny miały naprawdę mocne gardła. Były słodkie, ale tylko przez chwilę, po dłuższym czasie naprawdę mnie denerwowały. 
Usiadłam sobie na ławeczce w cieniu i obserwowałam jak Horan daje im swoje autografy. 
-Biedny chłopak, szybko go nie wypuszczą -wyrwał mnie z zamyślenia dobrze znany mi głos.
-Louis... przestraszyłeś mnie -wysapałam próbując uspokoić oddech. 
-To już chyba jest taka nasza tradycja -spojrzał na mnie znacząco.
-Co tu robisz?
-Zamierzałem się przejść, ale chyba nie dam rady prześlizgnąć się niepostrzeżenie obok tego tłumu.
-Na twoim miejscu nawet bym nie próbowała -odparłam nieco się rozluźniając. Przecież nie zabije mnie w parku, w biały dzień, w dodatku przy świadkach.
-Więc, nie będziesz miała nic przeciwko temu, że ci potowarzyszę?
-Nie -uśmiechnęłam się i zrobiłam mu więcej miejsca.
-Co tam słychać u ciebie i twojej blond przyjaciółki?
-Nic szczególnego. Wybraliśmy się na spacer po parku.
Zapanowała niezręczna cisza. Spojrzałam tęsknie na Nialla, ale wciąż otaczał go niezły tłum złożony głównie z nastolatek. W pewnej chwili Lou otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz z powrotem je zamknął.
-No dawaj -spojrzał na mnie zdziwiony. -Powiedz to co chciałeś powiedzieć.
-Ja chciałem zapytać... nie musisz odpowiadać jak nie chcesz... ile miałaś lat, gdy twoi rodzice zginęli?
-Pięć -odparłam starając się nie pokazać, że zrobiło mi się smutno. -To było dwa dni po moich piątych urodzinach.
-To musiało być straszne -powiedział cicho.
-Było. Dobrze pamiętam tą noc -wzdrygnęłam się.

Było ciemno. Leżałam w łóżku od jakichś dwóch godzin i nie mogłam zasnąć. Na zewnątrz wiatr szalał i ciężkie krople deszczu spadały z nieba. Kurczowo tuliłam do siebie mojego brązowego misia.
Czułam, że stanie się coś złego. Ja po prostu to wiedziałam.
Wiedziona przeczuciem wyszłam z pokoju. W tym samym momencie nastąpił wybuch i ogień zajął moje łóżko, w którym przed chwilą leżałam. Pokój zaczął się palić. 
Stałam jakby sparaliżowana. Dopiero po dłuższej chwili się ocknęłam i pobiegłam prosto do pokoju rodziców. Drzwi były otwarte na oścież. Weszłam do środka.
Moim oczom ukazała się scena rodem z horroru. Mama leżała na ziemi w wielkiej kałuży krwi. Zaczęłam krzyczeć.
-Ciii -szepnęła wciągając w moją stronę ręce.
Niepewnie podeszłam i uklękłam koło niej.
-Co się stało? -zapytałam cichutko.
-Nieważne -sapnęła. -Teraz posłuchaj mnie uważnie. Musisz stąd uciekać. Najszybciej jak potrafisz.
-Nie zostawię cię -zaprotestowałam słabo. -Chcę zostać z tobą.
-Kochanie, niedługo znów się zobaczymy -odparła. -Dołącze do ciebie, tylko troszkę później. 
-Obiecujesz? 
-Obiecuję, a ty też mi coś obiecaj. Dobrze?
Ufnie pokiwałam głową.
-Uciekniesz stąd i nie będziesz oglądać się za siebie...
-Ale mam...
-Obiecaj.
-Obiecuję.


-No nareszcie jesteś -usłyszałam głos Louisa i dopiero wtedy zorientowałam się, że Niall wreszcie uwolnił się od "śmiercionośnych" nastolatek. 
-W porządku? -zapytał, a jego przenikliwe, niebieskie oczy uważnie mi się przyglądały.
-Tak -uśmiechnęłam się, jakbym chciała to udowodnić. -To co, wracamy do domu?
-No nie wiem -zaczął Niall - mieliśmy spacerować...
-Mam ciasto -przerwałam mu. Wiedziałam, że się skusi.
-No cóż, skoro tak przedstawiasz sprawę, to nie mamy innego wyboru. Idziemy do domu.
-Chodź z nami Louis -zaproponowałam.
-Nie powinienem...
-Ciasto jest czekoladowe -uśmiechnęłam się łobuzersko. Moje słowa wywołały u niego napad śmiechu.
-No dobra, wygrałaś.

Biegłam ile sił, ale ten ktoś już prawie mnie dogonił. Nie mogłam się poddać. Mama miała na mnie czekać. Będzie się martwiła jak nie przyjdę. 
Zahaczyłam stopom o wystający korzeń i wywróciłam się. 
Wtedy ich zobaczyłam. Byli przerażający. Ubrani cali na czarno. Każdy z nich miał wiele blizn na twarzy i ciemne, puste oczy. Podchodzili coraz bliżej, a ja nie byłam w stanie się poruszyć. 

Tak pogrążyłam się we wspomnieniach, że nie zauważyłam, kiedy doszliśmy do domu. Drżącymi z nadmiaru emocji rękami wyciągnęłam klucz i otworzyłam drzwi. Weszliśmy wszyscy do środka. Ja i Lou usiedliśmy na kanapie w salonie, a Niall zaoferował, że zrobi nam herbaty i poszedł do kuchni.
-Ładnie tu masz -powiedział, przerywając jednocześnie niezręczną ciszę, za co byłam mu wdzięczna.
-Dziękuje, James powiedział, że przesadziłam z kolorami.
-Chłopak się nie zna. Jest świetnie. Wszystko wygląda tak... magicznie.
-Jakżeby inaczej -parsknęłam.
-Wiesz myślę, że gdybyśmy spotkali się w innym czasie i miejscu, to zostalibyśmy przyjaciółmi.
-No cóż, gdybyś nie był łowcą, który chciał zabić mnie i moich przyjaciół, to może mogłabym cię polubić -zrobiłam teatralną pauzę. -Nieeee. Nawet wtedy bym nie mogła.
Tym razem to on parsknął śmiechem. Jego śmiech był przyjemny dla ucha. Nie tak słodki jak rechot Nialla, ale taki ciepły i przyjemny.
-Wiem o czym myślałaś -zaskoczył mnie. -Takich rzeczy się nie zapomina. Choćbyśmy nie wiem jak się starali, nie jesteśmy w stanie zapomnieć. Myślę, że nawet byś tego nie chciała.
-Czasami wolałabym nie pamiętać -mruknęłam.
-Tylko tak mówisz -odparł jak zwykle pewny swojego zdania. -Wiesz, kiedy straciłem Blair starałem się o niej nie myśleć, bo to sprawiało mi ból, ale to nie było możliwe. Straciłem kogoś, kto był dla mnie wszystkim. Ona odeszła, a ja zostałem z niczym. Przez pewien czas chciałem pójść za nią, ale wtedy jej śmierć nie miałaby sensu. I oto jestem. Złamany. Bez nadziei. Dzisiaj wspomnienia dalej bolą, ale nawet gdybym mógł, to nie chciałbym zapomnieć o niej. Bez wspomnień o niej, moje życie nie miałoby sensu. Była jedynym szczęściem, jakie miałem.
-Lou... -w oczach zebrały mi się łzy -tak mi przykro. Przykro mi, że ją straciłeś. To takie niesprawiedliwe.
-Nie powinno ci być przykro -pocieszająco ścisnął moją dłoń. -A jak to było z tobą i Zayn'em? Zostanę wujkiem?
-My... my nie -plątałam się w słowach.
-Tylko żartowałem, ale żałuj, że nie widziałaś swojej miny.
-Bardzo śmieszne -posłałam mu złe spojrzenie. -To jest dużo bardziej skomplikowane niż myślisz.
Wtedy do salonu wszedł Niall. Postawił przed nami szklanki z herbatą i talerzyki z ciastem czekoladowym.
-Jadłeś bez nas? -zapytał oskarżycielsko Louis.
-Nie -odparł blondyn udając niewiniątko, a ja dopiero wtedy zobaczyłam czekoladę w kącikach jego ust.
-No cóż, mniejsza o to. Niall, dowiedziałem się właśnie, że zostanę wujkiem -oznajmił Lou, a ja spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Mrugnął do mnie dyskretnie i kontynuował swoją wypowiedź. -Nie wiem co wy tu wyrabialiście, ale Zayn'owi się to nie spodoba.
-Ale my nic... !!! -krzyknął, ale opamiętał się, gdy usłyszał nasz chichot. -Wy świnie, wrabiacie mnie! Jak śmieliście?
-Oj nie obrażaj się -poprosiłam łagodnie. -To taki niewinny żart.
-No dobrze, dla ciebie wszystko -mruknął wciąż lekko wkurzony.
Spojrzałam na Louisa. Wbrew temu co mówił łączyło nas wiele i myślę, że już wtedy zostaliśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Ja, on i Niall. Niczym trzej muszkieterowie. Lou miał racje. Nie udało się mi z Zayn'em, ale świat istnieje dalej, a ja muszę w końcu zacząć żyć.

_________________________________________________________________________________
No i jestem. Przepraszam za zwlekanie i długą nieobecność. Teraz jak już naukę mam z głowy i oceny wystawione, to myślę, że uda mi się znaleźć więcej czasu na pisanie. W każdym razie, życzę miłej nocy i mam nadzieję, że rozdział się spodobał.