Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.

Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.

piątek, 25 kwietnia 2014

Część 1 Rozdział 12

Leżałam jak głupia na ziemi gapiąc się na chłopaka, który stał naprzeciw.  To co czułam w tamtym momencie jest naprawdę nie do opisania.
-Louis?
Podał mi rękę i pomógł się podnieść. Odsunęłam się od niego. Otrzepałam się z liści i piachu. Spodziewałam się najgorszego, bo co innego skłoniłoby go do przyjścia tutaj?
-Przestraszyłeś mnie.
-Przepraszam -odparł. -Nie to było moim celem.
Dziwnie się zachowywał. Byłam pewna, że wie. Czekałam tylko, aż się na mnie rzuci i poderżnie mi gardło. Jesteśmy w lesie. Sami. Czułam się jak czerwony kapturek podczas spotkania z wilkiem.
-Co tu robisz?
-Spaceruję -odpowiedziałam szybko. Kiepska ze mnie kłamczucha.
-Na tym odludziu?
-Tak. Trochę się zapędziłam -uśmiechnęłam się do niego sztucznie. -W sumie to muszę już iść do domu, tak więc od zobaczenia.
Odwróciłam się z zamiarem odejścia. Miałam nadzieję, że da mi spokój. Łudziłam się, że jego obecność w tym miejscu wynika z przypadku.
-Ja wiem -oznajmił.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego udając zdziwioną.
-Co wiesz? Nie rozumiem o co ci chodzi -zgrywałam idiotkę. Chyba wypadłam nawet wiarygodnie.
-Ja wiem -powtórzył mierząc mnie groźnym spojrzeniem. -I ty dobrze wiesz o co mi chodzi.
-Właściwie to nie mam pojęcia -zaczęłam nerwowo wyginać palce. O Boże, on wie! To koniec!
-Nie zgrywaj idiotki -warknął. -Dobrze wiesz o czym mówię.
-Dobra -rzuciłam. Zmrużyłam oczy. Byłam gotowa do ataku. -I co teraz?
-Nie chcę z tobą walczyć -oświadczył podnosząc ręce w pokojowym geście. -Chcę porozmawiać.
Nie ufałam mu. Byłam pewna, że wbije mi nóż w plecy, jak tylko się odwrócę. On był łowcą i to on polował na mnie. Teraz zaczynałam rozumieć rozpacz Bambi, gdy uciekał przed myśliwymi.
-Jasne, a jak tylko się odwrócę wbijesz mi nóż w plecy -prychnęłam. -Nie jestem głupia! Widziałam cię w akcji.
-Więc to prawda -szepnął. Miałam wrażenie, że mówi bardziej do siebie, niż do mnie. -Naprawdę tam byłaś.
-O czym ty mówisz?
Nieświadomie zrobiłam krok w jego stronę. Dalej nie odpowiedział, widocznie zajęty swoimi myślami. Drgnęłam nerwowo, gdy spojrzał na mnie i podszedł bliżej.
-Śniłaś mi się -powiedział skanując wzrokiem moją twarz. -Używałaś magii, bardzo potężnej. Czy to mogło zdarzyć się naprawdę?
-To się zdarzyło naprawdę -sprostowałam.
-I naprawdę jesteś czarownicą?
-Tak - z lekkim wahaniem potwierdziłam. -Teraz mnie zabijesz?
-Nie.
-Nie?
-Najpierw chcę się dowiedzieć co zaszło tamtej nocy -powiedział.
-A potem mnie zabijesz?
-Jak ty to robisz? Jeszcze nigdy nie spotkałem tak wkurzającej osoby.
-Staram się jak mogę -odparłam uśmiechając się najbardziej niewinnie jak potrafiłam.
Roześmiał się. Jego śmiech nie brzmiał jak ten psychiczny albo czysto zły chichot, typu doktora Dundersztyca. Też się lekko uśmiechnęłam.
-Więc, co robiłaś na tamtej polanie, gdy polowaliśmy na tamtą czarownicę?
-To moja przyjaciółka -wyznałam. -Chciałam jej pomóc.
-Uznajecie coś takiego jak przyjaźń?
-Tak, MY uznajemy przyjaźń -zirytowałam się. -Louis jesteśmy ludźmi, takimi jak ty albo Zayn.
-Jasne -prychnął. -Wszyscy ludzie mają nienormalne moce i atakują z byle powodu.
-Nigdy nikogo nie zaatakowałam.
-A wtedy, pod domem tej wiedźmy?
-Broniłam przyjaciółki, bo wy zaatakowaliście ją bez powodu.
-To czarownica!
-Taka jak ja -powiedziałam tak samo głośno jak on. -Była całkiem bezbronna, a wy zabilibyście ją bez żadnych wyrzutów sumienia! Kto tu jest zły Lou?
-Więc teraz chcesz mi wmówić, że to j jestem ten zły?!?
-Nie -pokręciłam głową. -Walczysz za to, w co wierzysz, ale uwierz mi, stoisz po złej stronie barykady.
-Łżesz! -wydarł się.
Nic nie odpowiedziałam. Od początku wiedziałam, że mi nie uwierzy, ale chciałam spróbować go przekonać. Pisnęłam, gdy złapał mnie ramiona i mocno mnie ścisnął.
-Przyznaj się -wymamrotał. -Przyznaj, że kłamiesz!
-Nie mogę, bo to wszystko prawda -zachowałam spokój, chociaż wewnątrz cała się trzęsłam. Jęknęłam płaczliwie, gdy mocniej zacisnął ręce na moim ciele.
-Lou, to boli -wyjęczałam. -Proszę, puść...
-Powinienem cię zabić -wysyczał. -Tak byłoby dla wszystkich lepiej.
-Więc co cię powstrzymuje?
Zacisnął usta i zaczął patrzeć gdzieś w bok.
-Co cię powstrzymuje Lou?
-Zayn wciąż coś do ciebie czuje. Dlatego nie mogę cię zabić.
-Co... co z nim? Jak się trzyma?
-Najpierw rozpaczał. Przez trzy dni pił. Potem zaczął ćwiczyć na siłowni, spędzał tam całe dnie i noce, teraz po prostu do nikogo się nie odzywa. Ułożył sobie w tej swojej główce jakiś plan i usilnie próbuje go wykonać. On się stacza, ale co w tym dziwnego? Po raz pierwszy ofiarował komuś swoje serce, otworzył się przed tobą, a ty go zostawiłaś z tym uczuciem, które nie pozwala mu normalnie funkcjonować -zrobił pauzę -to ty go zniszczyłaś.
-Nie chciałam tego -w oczach zebrały mi się łzy, głos mi się załamywał. -Zostawiłam go, bo chciałam, żeby był bezpieczny. Bycie ze mną nie było dla niego dobre.
-Co, boisz się, że kiedyś dostaniesz szału i urwiesz mu głowę? -kpił ze mnie.
Nie odpowiedziałam na to pytanie. Uznałam, że nie warte jest odpowiedzi. On i tak nie mógł mnie zrozumieć.
-Co takiego się stało? Co zmusiło cię do odejścia?
-Kocham go -oznajmiłam. -Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę go kocham. Tyle ostatnio się zmieniło. Wy chcecie mnie zabić i rada chce mnie zabić. Nasłali na mnie Wyklętego...
-Rada chce cię zabić? Dlaczego?
-Bo nie pozwoliłam zabić was -odparłam śmiertelnie poważnie.
-Mówisz prawdę?
-Mogę ci zaufać? -dodał, gdy przytaknęłam.
-Obiecuję, że cię nie okłamię, ale jeśli mnie zaatakujesz, zabiję cię -zagroziłam.
-Okej, tyle musi mi wystarczyć. Więc co się stało tamtego dnia, na polanie, na zgromadzeniu ?
Opowiedziałam mu wszystko od samego początku, ze wszystkimi szczegółami. Nie wymieniłam jedynie żadnego imienia, ani lokalizacji. Nie mogłam nikogo narażać na atak łowców. Byli moją rodziną, mimo że wszyscy poza Jamesem i Alex mnie zostawili, no i oczywiście była jeszcze Hanna, ale ona była tak mała, że prawdopodobnie w ogóle nie zdawała sobie sprawy z tego co się dzieje. Miałam nadzieję, że jak nie zapomni o mnie, gdy odejdę.
-No dobra, ale kto to ten Wyklęty? -zapytał, gdy zakończyłam swoją długą opowieść.
-Najstraszniejszy potwór w całym magicznym świecie. Zdolny do wszystkiego, bezlitosny, paskudny -wyliczałam - niebezpieczny. Nim straszy się niegrzeczne dzieciaki.
-Spotkałaś go?
-Tak -odruchowe złapałam się za nadgarstek.
-Co to jest? -zainteresował się moim dziwnym gestem.
-Pamiątka po spotkaniu -odpowiedziałam z goryczą.
Przyglądał mi się badawczo przez chwilę. Czułam się nieswojo. Powoli podszedł do mnie i podwinął rękaw mojej bluzki. Przejechał palcem po bliźnie, która momentalnie zaczęła boleć. Spojrzał prosto w moje oczy.
-Co to ma być?
-Blizna -wyrwałam dłoń z jego uścisku. -Wbił w moją rękę swoje pazury.
-Dlaczego? Kiedy to się stało?
-To element klątwy. Jestem przeklęta - przewróciłam oczami.
-Zmyślasz -stwierdził.
-Jesteś naprawdę głupi czy tylko udajesz? Po co miałabym kłamać w takiej sprawie? To nie miałoby najmniejszego sensu. Taka jest prawda -warknęłam. -Pokazałam za dużo mocy i stałam się konkurencją. A konkurencja musi zostać usunięta.
-Właściwie to o co chodzi z tą całą klątwą?
-Zostałam przeklęta, więc pewnie niedługo umrę -walnęłam prosto z most, a co! Nie będę się już nikomu tłumaczyć. Mam dość. Niech wie jak jest. Walić delikatność i wyczucie. To ja umieram, nie oni. -Oczywiście nie tak od razu -zignorowałam jego zszokowaną minę i kontynuowałam swój jakże uroczy monolog -najpierw czeka mnie kilka miesięcy bólu, niepewności i halucynacji. Sama śmierć byłaby łaską.
Patrzył na mnie z szeroko ustami. Śmieszyła mnie jego reakcja. W końcu niedawno chciał mnie zabić, a tu nagle okazuje się, że chyba jednak trochę mnie lubi. W końcu zlitowałam się nad nim i przerwałam tę niezręczną ciszę.
-Zamknij buzię, bo połkniesz muchę.
Od razu zamknął usta, ale dalej gapił się na mnie. Zaczęło mnie to trochę denerwować.
-No błagam, nie zachowuj się jak reszta -wyjęczałam. -Jesteś jednym z moich śmiertelnych wrogów. Pokaż klasę!
-Jaka reszta?
-No cóż... Reszta... Reszta osób, które o tym wiedzą  -zbił mnie tym pytaniem z tropu.
-Nie chcesz to nie mów -wzruszył ramionami.
-Wolałabym, żebyś nie pozabijał moich przyjaciół.
-Ranisz -zrobił minę zbitego psa. Zachowywał się tak normalnie. Prawie zapomniałam, że jest seryjnym zabójcą czarownic. -A tak poważnie to co teraz zamierzasz zrobić?
-A co mogę zrobić?
-No chyba nie zamierzasz tak po prostu czekać na śmierć -spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-I tak nic nie mogę zmienić -odparłam z goryczą. -Zostałam skazana, bez możliwość odwrotu.
Moje myśli już drugi raz podczas tej rozmowy zaczęły krążyć wokół Zayna. Myślałam o tym jak się poznaliśmy. W sumie nasza znajomość rozwinęła się bardzo szybko, wręcz nienormalnie szybko. Może dlatego od początku mamy same problemy. Żadna prawdziwa miłość nie pojawia się tak szybko. Powinniśmy dać sobie więcej czasu, poznać się lepiej, a nie od razu wyznawać sobie miłość. Wszystko popsuliśmy. Ja wszystko zepsułam.
Tak głęboko się zamyśliłam, że nie zauważyłam nawet, jak Lou zaczął coś do mnie mówić.
-Możesz powtórzyć?
-Mówiłem, że spotkałem kiedyś jedna czarownica powiedziała mi, że każdy urok ma jakąś lukę. Nie ma nieodwracalnych zaklęć.
-A... czkaj chwilę! Spotkałeś czarownicę i jej nie zabiłeś? Ona żyje?
-Już nie.
-No jasne, mogłam się spodziewać.
-To nie ja ją zabiłem -zezłościł się.
-Więc kto?
-To... -odchrząknął -to dość długa historia.
-Mam czas.
-A mogę liczyć na twoją dyskrecję?
-W takim samym stopniu, w jakim ja mogę liczyć na twoją -odparłam.


*oczami Louisa*
-To zdarzyło się jeszcze zanim poznałem chłopaków. Miałem piętnaście lat. W mojej rodzinie bycie łowcą jest tradycją, która dotyka tylko najsilniejszych członków rodu. Domyślasz się pewnie, jaki byłem zadowolony, gdy ojciec zabrał mnie na pierwsze polowanie -uśmiechnąłem się. -Cieszyłem się jak głupi. W pobliskim mieście grasowały wampiry...
-Wampiry? -przerwała mi. -To one istnieją?
-No pewnie, że istnieją. W każdym razie wieczorem wybraliśmy się na przechadzkę bocznymi ulicami miasta. Nie musieliśmy długo czekać na ich przybycie. Zjawili się szybko. Było ich dwóch. Wyglądali strasznie. Trupio blade twarze -wzdrygnąłem się na samo wspomnienie tamtej nocy. -Ojciec szybko pozbył się tego słabszego. Patrzyłem na niego z podziwem. Nie zauważyłem, że tamten drugi gdzieś zniknął i nie spodziewałem się ataku. Dlatego nie zdążyłem uciec. Nie ugryzł mnie, tylko zadrapał kłem. Ojciec zabił go nim zdążył zrobić mi krzywdę. Dopiero później dowiedziałem się, że czeka mnie śmierć. Miałem kontakt z wampirem, zostałem zadrapany, więc ojciec chciał mnie zabić. Uznał, że jestem skażony. Nie myślałem długo, po prostu uciekłem. Bałem się śmierci, nie byłem na to gotowy. Długo podróżowałem. Czułem się bezpiecznie, nie spodziewałem się, że ojciec będzie chciał się zemścić za moją dezercje. Złapał jakąś młodą czarownicę i zmusił ją, aby rzuciła na mnie urok. Z dnia na dzień czułem się coraz gorzej. Wszystko bolało. Nie mogłem znieść światła, nie mogłem jeść, nie mogłem się ruszyć. Właśnie wtedy spotkałem ją. Miała na imię Blair. Mieszkała w lesie, na odludziu. Nawet nie wiedziałem, że tak daleko zaszedłem. Zabrała mnie do swojego domu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jest czarownicą. Zajęła się mną. Niewiele mogła zrobić, ale bardzo się starała. Opowiedziałem jej swoją historię, a ona zdecydowała się mi pomóc. Wyjawiła mi swoją tajemnice, a ja... ja nie miałem z tym żadnego problemu. Myślę, że już wtedy ją kochałem.
-Lou... to takie smutne -wyszeptała dziewczyna siedząca obok mnie.
-Poczekaj, prawdziwy dramat dopiero przed nami -odparłem. -Zaprowadziła mnie do jaskini Vita. To było naprawdę daleko, ale podróż z nią była przyjemniejsza. Przy niej wszystko było lepsze. Gdy byłem z nią słońce jaśniej świeciło, trawa była bardziej zielono, śmiech bardziej serdeczny, każdy zachód piękniejszy niż zwykle, łatwiej mi było znieść ból. Nawet nie zauważyłem, kiedy zakochałem się po uszy. W końcu dotarliśmy do jaskini.
Doskonale pamiętałem dotyk jej dłoni na swojej skórze. Jej niebieskie oczy nawiedzały mnie we śnie. Tak bardzo chciałbym, żeby tu była.
-Niestety strażnicy nie chcieli nas wpuścić. Utknęliśmy przed wejściem, a ja umierałem. Wszystko wokoło się rozmywało. Traciłem kontakt  z rzeczywistością. Tylko jej dłoń zaciśnięta na moim ramieniu powstrzymywała mnie przed zamknięciem oczu. Pamiętam to bardzo dobrze. Deszcz zaczął padać. Był taki przyjemnie ciepły. Powiedziała wtedy, że nie pozwoli mi odejść. Nie wiedziałem co robi.
Wziąłem głęboki wdech.
-Oddała mi swoja energię życiową. Gdy się obudziłem zobaczyłem jej nieruchome ciało leżące obok.  Na chwilę otworzyła oczy i wyszeptała "jeszcze się spotkamy Lou". Umarła, a ja nie mogłem nic zrobić. Zakopałem ją tam. Pod tym drzewem. I odszedłem. A ona została tam już na zawsze.
Zakończyłem swoją opowieść. Właściwie to nie powinienem jej był tego mówić, ale poczułem nagłą potrzebę zwierzenia się komuś.
Skrywałem tą historię przed wszystkimi. Nigdy wcześniej nikomu jej nie opowiedziałem. Teraz, gdy podzieliłem się nią z kimś, poczułem wewnętrzną pustkę. Oddałem ważną część siebie. Jednocześnie zrobiło mi się lżej. Tak jakbym oddał też część bólu, który trawił moją duszę od dnia jej śmierci.

*oczami Arii*
Zakasował mnie tą historią. Nie tego się spodziewałam po Lou. Wydawał się takie zimny. Po tym co go spotkało, w sumie miał do tego prawo. To straszne, że własny ojciec tak go potraktował. Mój tata umarł jak byłam mała, ale byłam pewna, że nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Kochał mnie i mamę.
Biedny Lou. Wyobrażam sobie młodego, drobnego chłopaka uciekającego z domu. To musiało być dla niego straszne.
Jęknęłam w duchu. Poczułam się winna. Od razu oceniłam go jako okrutnego, bezlitosnego mordercę. Nie pomyślałam o tym, że coś go takim ukształtowało. Dlaczego niewolno nikogo oceniać. Tak naprawdę nikt z nas nie rodzi się zły lub dobry. To ludzie i wydarzenia kształtują nasz charakter i światopogląd.
-Lou -zawahałam się -skoro kochałeś czarownicę, czemu teraz na nie polujesz?
-Jest jeszcze dalszy ciąg tej historii. Po tym, jak pogrzebałem Blair postanowiłem wrócić do domu i zemścić się na ojcu. Byłem wściekły. Chciałem go zabić za to mi zrobił. Nie panowałem nad sobą. Nie potrzebowałem odpoczynku. Biegłem dzień i noc, aby jak najszybciej móc odpłacić ojcu, za to, co uczynił. Wpadłem do domu nieświadom tego co się tam stało. Wszystko było rozwalone. Zobaczyłem swoją siostrę, a raczej jej ciało. Leżała na ziemi, oczy miała otwarte. One nie miały wyrazu, nie było w nich życia. Delikatnie przesunąłem ręką po jej twarzy, zamknąłem jej oczy -wiedziałam, że myślami był tam, w swoim domu, przy swojej martwej siostrze. -To niewiele pomogło. Na jej twarzy wciąż był straszny grymas bólu, a krew umazała całe jej ubranie. Nie chciałem iść dalej, ale czułem, że muszę. Patrzyłem na wybite okno, szkło leżało na podłodze. Ktoś złamał krzesło, wywrócił stół, porozrzucał nasze rodzinne fotografie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że płaczę. Łzy płynęły po mojej twarzy i moczyły brudną koszulę. W kuchni na podłodze leżała moja matka. Jeszcze oddychała. "Wróciłeś" -wyszeptała. Nic więcej nie zdążyła powiedzieć. Po prostu zamknęła oczy i odeszła. Nie była ostatnią osobą, którą utraciłem tej nocy. Wszedłem na piętro. Pokój mojej drugiej siostry był nienaruszony. Zdziwiłem się, gdy usłyszałem jej cichy szloch. Schowała się w szafie. Krzyknęła, gdy mnie zobaczyła, ale gdy zorientowała się, że to ja, mocno się do mnie przytuliła. "On tu jest. Zabije nas". Do dziś dokładnie pamiętam jej słowa. Powiedziałem jej żeby się nie bała, że nie pozwolę, aby coś jej się stało. To już druga osoba, którą zawiodłem.
-Była taka mała i krucha -kontynuował opowieść. Wziąłem ją na ręce i zacząłem biec w stronę wyjścia. Nagle poczułem, że coś mnie uderzyło w plecy. Strasznie bolało. Przewróciłem się i oboje wylądowaliśmy na ziemi. Chciałem wstać, ale ktoś postawił nogę na mojej klatce piersiowej. Ze zdumieniem zobaczyłem, że to był mój ojciec. Nie byłem dość silny, żeby z nim walczyć. Podszedł do Jasmine, mojej siostry i poderżnął jej gardło. Nic nie mogłem zrobić. Byłem zbyt wolny, zbyt słaby. "Teraz twoja kolej" -powiedział. Nie walczyłem. Nie miałem już dla kogo żyć. Moje siostry, matka i Blair, jedyna miłość mojego życia. Wszyscy nie żyli. Myślałem, że zginę. Wtedy pojawiła się ona. Zaatakowała ojca i wbiła mu sztylet w plecy. Padł na podłogę i po chwili już nie żył. Podeszła do mnie i pomogła wstać. Była jedną z Nocnych Łowców.
                                                                                                                                                                   

Zdaję sobie sprawę z tego, że ten rozdział mógł nieźle namieszać wam w głowach, ale obiecuję, że wszystko się wyjaśni. Przepraszam za to, że musiałyście tyle czekać.