Magic is real
Wika to geniusz!!! Wyczuj sarkazm.
Przypadkiem zmieniłam kolejność rozdziałów i nie mam pojęcia jak to naprawić. Teraz 2 jest po 8. Wybaczcie mi ten błąd. Jestem tylko człowiekiem. Przepraszam.
piątek, 13 maja 2016
Część 1 Rozdział 20
*Oczami Zayna*
-Nie ma ich tutaj -powiedziała słabo, obejmując się ramionami. -Na pewno mnie szukają. Założę się, że wiedzą już, że mnie zabrałeś. Po prostu poczekajmy - mówiła tak, jakby każde słowo było dla niej ogromnym wysiłkiem. Jej głos nie był już tak przyjemny dla ucha, tylko mocno zachrypnięty. Nie trzeba była patrzeć na Arię, żeby wiedzieć, że ją boli. Było to słychać nawet w wypowiadanych przez nią słowach, widać po ułożeniu ciała, drżeniu rąk. Po ustach, które dziewczyna uparcie trzymała zamknięte, aby nie opuściły ich żadne jęki. Ból było widać w oczach. Mówi się, że są one zwierciadłem duszy, a jej dusza właśnie płonęła. To już nawet nie był zwyczajny ból, ale czysta agonia.
-Zimno ci? - zapytałem, gdy zamknąłem jej dłonie w swoich, o wiele większych. Były lodowate.
-Troszkę -mruknęła, przymykając oczy.
-Zabiorę cię do środka.
Wyciągnąłem ją z auta, trzymając jej ciało najdelikatniej, jak potrafiłem, ale i tak ją zabolało, bo wydała z siebie cichy jęk, a zaraz po tym znów zacisnęła posiniałe usta, aby już mnie nie denerwować. Jej głowa opadła w dół i oparła się o moją pierś. Normalnie cieszyłbym się z tej bliskości, ale teraz, mimo że miałem ją cały czas w ramionach, czułem, że ode mnie ucieka, a ja nie jestem w stanie jej zatrzymać.
Niczym w transie, w ogóle nie mając kontaktu z otaczającym mnie światem, zaniosłem ją do jej pokoju. Nie wiem, jakim cudem udało mi się bezbłędnie trafić. Byłem u niej tylko raz. Wtedy byliśmy tacy szczęśliwi, a teraz ona mnie zostawi. Nie wiem, jak mam być szczęśliwy bez niej. Chyba nie dam rady.
Położyłem ją na łóżku i otuliłem wszystkim, co udało mi się znaleźć w jej sypialni, i co się do tego nadawało, a ona wciąż cała się trzęsła. Zacząłem chodzić po pokoju, nie wiedząc co jeszcze mógłbym zrobić.
-Czujesz się bezsilny -spojrzałem na nią, zdziwiony jej słowami. -I to cię przeraża. Boisz się. Rozumiem, w końcu nie nałożyłam dziś makijażu, ale i tak musisz przyznać, że wyglądam nie najgorzej -zaśmiała się z własnego żartu. Próbowałem się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego jakiś dziwaczny grymas, więc sobie odpuściłem.
-Jesteś piękna - powiedziałem już całkiem poważnie.
Uśmiechnęła się, słysząc moje słowa. Moje oczy zaczęły piec. Odwróciłem się, nie chcą, aby widziała, jak płaczę. Było mi wstyd.
-Czy... Czy mógłbyś może poleżeć ze mną?
Brzmiała bardzo niepewnie. Bała się, że ją odrzucę, ale niepotrzebnie, bo nie byłbym w stanie tego zrobić.
Przebiłem się przez niezliczone warstwy koców, kołder i Bóg jeden wie czego i przytuliłem się do jej ciała.
-Pamiętasz, jak zmusiłam cię kiedyś, żebyś obejrzał ze mną Teen Wolfa? Pamiętasz, jak Allison umierała? -kiwnąłem głową, czując do czego zmierza. - A Scott trzymał ją w ramionach i ona powiedziała, że jest okej, że jest idealnie, bo jest w ramionach swojej pierwszej miłości, jedynej osoby, którą kiedykolwiek kochała.
-Aria...
-Jestem w ramionach mojej miłości -czułem, że się uśmiecha, ale nie mogłem tego zobaczyć, bo wtuliła twarz w moją koszulkę. -Osoby, którą kocham najbardziej na świecie -poczułem, że pierwsze łzy lecą po mojej twarzy, by spłynąć w dół i zmoczyć jej włosy. -Jest w porządku, jest idealnie. Nigdy o tym nie myślałam, ale w sumie podoba mi się taka śmierć. Jestem gotowa.
-A ja nie -pociągnąłem nosem.
-Czy ty płaczesz? -podniosła głowę i zlustrowała moją twarz. Poczułem, że robię się cały czerwony. Nie miałem prawa płakać. To ona cierpiała, a ja się od niej odwróciłem, a teraz wracam, jak syn marnotrawny i żebrze o przebaczenie. Tyle, że na to nie zasługuję. Nie ma przebaczenia dla takich ludzi, jak ja. -Spokojnie. Silni faceci też czasem płaczą. Jest okej.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj za płacz. Bez takich uczuć bylibyśmy tylko robotami. Ale wiesz... Nie chciałabym, żebyś płakał po mnie zbyt długo. Odrobina smutku jest w porządku. Tylko nie popadaj w rozpacz. Być może przeceniam twoje uczucia wobec mnie...
-Jak... -przerwałem jej, chcąc zapewnić ją, o mocy moich uczuć wobec niej, ale kontynuowała swoją wypowiedź, nie zważając na moje słowa.
-Ale nie chciałabym, żebyś cierpiał. To jedyna rzecz, która nie pozwala mi odejść, w spokoju. Boję się, że będziesz cierpiał.
-Nie mogę ci obiecać, że tak nie będzie -odparłem szczerze.
-Wiem -miała taką spokojną twarz.
Leżeliśmy wtuleni w siebie. Słuchałem, jak oddycha, aby upewnić się, że wciąż tu jest. Nie miałem już siły, aby się oszukiwać. Dziewczyna, którą kochałem, umierała i nic nie można było z tym zrobić. Nie było żadnego ratunku, żadnej mocy, która mogłaby ją uratować. Byliśmy tylko my, chciwie chłonący każdą sekundę, bo każda kolejna, mogła być już ostatnią.
Dane nam zostało tak niewiele czasu. Spotkaliśmy się i szybko połączyło nas uczucie. Może nie było w pełni dojrzałe, bo zabrakło nam czasu, ale z pewnością prawdziwe i szczere. Oddałbym wszystko, aby móc się z nią zamienić. Abym to ja umierał, a ona mogła dalej żyć. Była o wiele więcej warta ode mnie. Była dobra, odważna, pełna współczucia, zdolna do poświęceń, kochająca. Mogłaby uczynić ten świat lepszym. A kim byłem ja? Okrutnym łowcą, który potrafi tylko niszczyć.
-Nie podoba mi się, że tak źle o sobie myślisz.
Nie mogłem zrozumieć jej słów. Czyżbym głośno myślał?
-Chyba... Chyba to już niedługo, bo moje moce się wyostrzyły. Słyszałam, że to czasami się zdarza. Wiesz, taka ostatnia wola walki. Dusza maga broni się przed śmiercią. Nie chcę, żebyś myślał o sobie w ten sposób. Mogłabym się nawet poczuć obrażona. Skoro ty jesteś taki beznadziejny, to kim ja jestem, kochając taką osobę? -spojrzała mi prosto w oczy. -Jesteś wspaniały -powiedziała głośno i wyraźnie, tak jak się mówi do upartych dzieci. -Jesteś dobrym człowiekiem. Wrażliwym i zdolnym, i masz wiele do zaoferowania światu. Musisz tylko ruszyć na przód ze swoim życiem. Zostawić za sobą łowców i... i mnie też. Może teraz wydaje ci się, że to niemożliwe -dodała, widząc, że znów chcę protestować- ale z czasem ból zgaśnie, skryje się gdzieś głęboko. Rany się zagoją, a ty będziesz mógł na nowo ułożyć sobie życie z jakąś miłą, serdeczną dziewczyną. Będziesz sprawiał, że się uśmiechnie. Będziesz przynosił jej kwiaty i całował na dobranoc, i nosił na rękach, zabierał do restauracji i do kina. I wszystko się ułoży. Zobaczysz. Obiecuję ci to.
-Nie tak miało się to skończyć.
-Też bym chciała dla nas happy endu. Nawet bardziej, niż możesz sobie wyobrazić. Jednak życie zaplanowało dla tej historii inne zakończenie. Chyba trzeba cieszyć się małymi rzeczami.
Znów zapadła cisza, ale nie taka niezręczna. Po prostu nie było niczego, co mógłbym powiedzieć i przy okazji się nie załamać. Nie chciałem myśleć o tym, jak mogłaby wyglądać nasza przyszłość, ślub, dzieci, dom. Wcześniej nigdy nie nawiedzały mnie takie myśli. Myślałem, że mamy jeszcze czas. "Kochajmy ludzi, bo tak szybko odchodzą". Niby wszyscy znają to zdanie, ale i tak zawsze budzimy się za późno. Nie doceniamy innych, dopóki nie odejdą. Wtedy okazuje się, że każda dusza, nawet mała i pozornie nieznacząca, jest nie do zastąpienia, i nic już nie zapełni dziury, która po niej została.
-Kocham cię i będę kochał zawsze.
-Też cię kocham i zawsze będę -delikatnie się uśmiechnęła. -I wierzę, że jeszcze się spotkamy, cokolwiek czeka na nas po śmierci, więc nie mów żegnaj, tylko do zobaczenia.
-Do zobaczenia -mruknąłem posłusznie.
-Do zobaczenia Zayn -szepnęła miękko i to były właśnie jej ostatnie słowa. Po paru sekundach poczułem jak jej ciało przestaje się poruszać. Nie oddychała. Oczy miała szeroko otwarte, ale nie widziałem w nich już bólu, tylko wielki spokój. Po długim cierpieniu, wreszcie przyszło ukojenie.
Jeszcze dobrze nie dotarła do mnie to, co właśnie się stało. Jeszcze nie zdążyłem poczuć bólu. Jeszcze nie zrozumiałem, jak bardzo jestem samotny, a do pokoju wpadło naraz kilka osób i zaczęło krzyczeć, płakać, lamentować. A pośrodku tego byłem ja, najbardziej opuszczony człowiek na ziemi. James zaczął rzucać przypadkowymi przedmiotami, które ściągnął z półek. Becka, zapłakana, wtuliła się w Nialla, który razem z dziewczyną w ramionach podszedł do łóżka i delikatnie uścisnął nieruchome ciało swojej przyjaciółki, po czym usunął się na bok i usiadł w kącie, razem z rozpaczającą czarownicą. Na końcu tej parady rozpaczy stał Louis. Zbliżył się do nas powolnym krokiem i usiadł na skraju łóżka.
-Żegnaj przyjaciółko -chwycił, zimniejszą z każdym momentem dłoń Arii, i ucałował.
Delikatnie położył ją na posłaniu i spojrzał na mnie. Nie wiem, jak musiałem wyglądać w tej chwili. Prawdopodobnie, jak jedna wielka masa nieszczęścia.
-Ból zmaleje z czasem -powiedział, a brzmiał tak pewnie, że niemal mu uwierzyłem. -Trzeba jej zamknąć oczy.
Nie ruszyłem się, aby to zrobić, więc sam to zrobił. Zdążyłem jeszcze tylko w ostatniej chwili jeszcze raz na nie spojrzeć, w końcu miałem ich już więcej nie zobaczyć.
Louis wyszedł, a za nim podążył James, który prawdopodobnie nie był w stanie wytrzymać widoku martwego ciała osoby, którą kochał.
Chciałem jeszcze chwilę pobyć przy niej, nawet jeśli nie była to już ona, a tylko jej ciało. Nie byłem gotowy, by ją opuścić.
-Żegnaj -wypowiadając słowa, których ona nie chciała usłyszeć, a które w końcu pozwoliły mi zrozumieć, że to naprawdę koniec, odsunąłem się od jej ciała. Ułożyłem je na łóżku, tak jakby to miało jakieś znaczenie i wyszedłem na pole. Minąłem ich wszystkich i wsiadłem do swojego auta. Nikt nawet nie chciał mnie zatrzymać, oskarżyć o jej śmierć, a należałoby mi się to. Byli zbyt udręczeni, aby o tym pomyśleć. Wszyscy ją kochaliśmy i wszyscy straciliśmy.
Odjechałem sprzed jej domu, zostawiając to wszystko za sobą, bo jaki to miało sens bez niej? Ten dom, ludzie przed nim, kariera, życie. Bez niej nic nie było na swoim miejscu.
*oczami Nialla*
Powinniśmy chyba coś zrobić. Przykryć ciało. Zadzwonić po lekarza albo kogoś, kto mógłby stwierdzić zgon, żebyśmy mogli zorganizować pogrzeb. Jednak byliśmy zbyt otumanieni. Jeszcze nie zdążyliśmy dobrze odczuć straty. Jeszcze nie spłynęły wszystkie łzy. Było jeszcze zbyt wiele, niewypowiedzianych słów, niedokończonych myśli, niewyznanych prawd. Niektóre z nich już na zawsze miały zniknąć w milczeniu. Przecież martwi ludzie nie mówią. Martwi ludzie nie słyszą, nie odpowiedzą na twoje wołanie, nie pocieszą cię, nie obejmą.
Wszyscy byliśmy zbyt otępiali, by cokolwiek zrobić. Zayn odjechał. Być może już nigdy go nie zobaczymy. Wiedziałem, że za parę chwil na niebie pojawi się słońce, a mimo to czułem się, jakbym został już na zawsze skazany, na życie w mroku, jakby nie czekało mnie już nic dobrego.
Życie nie jest łatwe. Daje nam popalić raz za razem. Życie boli. Zawsze, kiedy już myślę, że gorzej być nie może, zdarza się coś, co pcha mnie jeszcze niżej, niż jestem.
Z rozmyślań wyrwał mnie dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Obróciłem się i stanąłem twarzą w twarz, z Rebecką. Nic nie powiedziała. Wiedziała, że nie ma słów, które mogą ukoić ból, który oboje odczuwaliśmy, więc po prostu mnie przytuliła. poczułem jej ciało przy sobie. Wtuliłem twarz w jej włosy, wdychając ich ziołowy zapach. Objąłem ją i przycisnąłem mocno do siebie, tak żeby nie mogła odejść.
-Nie zostawiaj mnie - mruknąłem.
-Nie zamierzam -odparła.
Staliśmy tak spokojnie, nie zważając na nic, ani na nikogo. Byliśmy tylko ja i ona. I w tym czasie, kiedy słuchałem jak cicho oddycha i czułem jej ciepło, pomyślałem, że może jest jeszcze powód, dla którego warto żyć. Jest dla mnie nadzieja.
niedziela, 28 lutego 2016
Nowy rozdział....
Wiem że dawno nic nie wrzuciłyśmy, ale jestem w trakcie pisania rozdziału i powinien się pojawić w ciągu tygodnia....
niedziela, 15 listopada 2015
Część 1 Rozdział 19
*Oczami Nialla*
-Nie możemy tam tak wejść i po prostu stwierdzić że już nie jesteśmy łowcami i zabieramy czarownicę... Przecież oni nas nie wypuszczą!!
- Spokojnie Niall... Przecież nie zamierzamy wbić tam kompletnie bez żadnego planu.- siedzieliśmy już od dobrej godziny i próbowaliśmy wymyślić jak wyciągnąć Arię z domu.- Wejście nie będzie problemem, gorzej z wyjściem.
- No tak... Wiemy tylko, że James nie może tam wejść.
-Właśnie tego nie rozumiem. Dlaczego nie mogę tam wejść?
-Ponieważ... Wystarczy nam jedna osoba do odbicia. Nie potrzebujemy następnej.
-Wiecie co jest najgorsze? Że nawet jeśli ją odbijemy to i tak niewiele jej zostanie...- powiedział Johnson.
- Przecież miała żyć jeszcze przez parę miesięcy?
- Zimne żelazo, zabiera moc czarownicy, ale także jej siły witalne. Od jej spotkani z Wyklętym minął miesiąc. Miała już na prawdę nie dużo siły, a ta sytuacja tylko to pogorszyła.
- Na to... coś nie ma lekarstwa?
-Niestety, to jest nieuleczalne.- Wszyscy pokiwaliśmy głowami zastanawiając, co teraz zrobić.
- Wiecie co? Chyba mam plan.
*Oczami Zayna*
Osiemdziesiąt... Osiemdziesiąt jeden... Osiemdziesiąt dwa... Podnosiłem ciężary w naszej małej siłowni, starając skupić się na wysiłku. Jak na razie udawało mi się to idealnie od jakiś... 2 minut.
Dziewięćdziesiąt dwa....
Ogarnij się Malik. To jest twój wróg. Pieprzona wiedźma.Pewnie rzuciła na ciebie jakiś urok. Jak się jej pozbędziesz od razu zrobi ci się lepiej.
Dziewięćdziesiąt cztery...
No bo przecież ty jej nie kochasz... Kto byłby w stanie zakochać się w niecałe dwa miesiące? To za krótko...
Dziewięćdziesiąt osiem...
Stój tu Malik i ćwicz bo jak do niej pójdziesz to przepadniesz... To będzie twój koniec...
Sto.
Rzuciłem ciężary i poszedłem szybkim krokiem na górę do pokoju w którym jest Black. Byłem zdeterminowany, aby wydusić z niej całą prawdę. Nie mogłem mieć pewności, że dziewczyna nie skłamie, ale podświadomie chciałem jej ufać. Wtedy jeszcze nie rozumiałem uczucia, którym ją darzyłem i tego, które ona ofiarowała mi. To wszystko było zbyt zagmatwane dla młodego człowieka, który dopiero uczy się żyć i zbiera doświadczenia.
Wchodząc do pokoju, w którym ją trzymaliśmy, czułem, że jestem gotowy na wszystko, ale widok, jaki zastałem wytrącił mnie z równowagi. Moja (była) dziewczyna leżała na ziemi. Jej skóra była taka biała, niby przezroczysta. Całe ciało miała poprzecinane przez czarne żyłki, które mocno odznaczały się na skórze. Jej oddech słyszałem z daleka. Brzmiało to, jakby się dusiła. Moja piękna dziewczyna... Cała jej uroda znikła, a mimo to dalej mi na niej zależało, bo to wciąż była ona. Ta, której oddałem serce... Stop! Koniec. Moje serce ma trzymać się z daleka od czarownicy.
Powtarzałem sobie, że to co czuję jest nieprawdziwe, że to czar, urok, jakieś inne nie wiem co. Jednak gdy tak na nią patrzyłem, widziałem wciąż dziewczynę, która trzymała mnie za rękę, pocieszała, szeptała czułe słówka, która była moja i miała być ze mną na zawsze. Z którą miałem odjechać na białym koniu, w stronę zachodzącego słońca. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało.
-Co ci jest? -moje słowa zabrzmiały tak szorstko, że aż zrobiło mi się głupio.
Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie bez słowa. Znaczy się przynajmniej teoretycznie patrzyła na mnie, ale jej spojrzenie było puste i nieobecne. Jej oczy bezwiednie spoglądały przestrzeń. Dopiero, kiedy podszedłem bliżej, usłyszałem, że coś mówi.
-To tak bardzo boli... Nie chcę umierać -zdałem sobie sprawę, że te słowa nie są skierowane do mnie. Powtarzała je niczym obłąkana. Być może nie zdawała sobie nawet sprawy z mojej obecności.
-Aria? -złapałem ją za chude ramiona i bardzo, bardzo delikatnie potrząsnąłem jej ciałem. Bałem się, że ją uszkodzę.
Wiedziałem, że zmarniała, ale dopiero teraz dostrzegłem jak bardzo. Zniknęły kuszące krągłości i ładnie zaokrąglona twarz. Teraz wszędzie wystawały i odstawały kości. Pewnie nie rozpoznałbym jej, gdybyśmy minęli się gdzieś na ulicy.
Nagle jej oczy nabrały rozumnego wyrazu. Taki chwilowy przebłysk świadomości. Uniosła dłoń i delikatnie pogłaskała mnie po twarzy. Zamarłem, nie wiedząc, jak się zachować. Powinienem odtrącić jej dłoń, ale tego nie zrobiłem. Zawsze mówiłem, że nie wiem dlaczego, ale doskonale wiedziałem. Bo wciąż coś do niej czułem. I ona do mnie też.
-Nie ważne co zrobisz, ja i tak będę cię kochać.
Były to ostatnie słowa, skierowane przez nią bezpośrednio do mnie. Potem jej głowa opadła, ciało zwiotczała, a oczy znów zrobiły się niewidzące. Myślałem, że odeszła i przez chwilę czułem się, jakbym sam umarł. Nie było we mnie żalu, smutku, straty. Jedynie pustka: ciemna, przerażająca, ogromna pustka, w miejscu, które zajmowała ona.
Jednak, gdy przyłożyłem twarz do jej piersi, poczułem słabe uderzenie serca. Odchyliłem się, aby zaobserwować, czy jej klatka piersiowa się porusza. Oddychała. Wciąż żyła. Ulga, którą poczułem, była tak przytłaczająca, że musiałem usiąść, bo inaczej bym się przewrócił. Objąłem ją i z nabożną czcią przyciągnąłem jej ciało do siebie. W jednej chwili wszystkie wątpliwości i negatywne emocje zniknęły, a zastąpiła je determinacja. Przestało się dla mnie liczyć to, że Aria jest czarownicą. Wystarczyła ta krótka chwila, w której poczułem, jak to jest, gdy się ją straci. Nie mogłem pozwolić, by tak zginęła. Nie tu, nie teraz, nie w ten sposób. Uratuję ją, choćby to oznaczało, że stracę przyjaciół.
*Oczami Arii*
To się stało tak nagle. Siedziałam na parapecie i spoglądałam na las. Niezbyt pasjonujące zajęcie, ale z braku laku... Próbowałam zając swoje myśli czymś innym, ale one uparcie krążyły wokoło mojego, nieuchronnie zbliżającego się zgonu. Przypomniałam sobie nawet taką rymowankę, którą ułożyliśmy: ja i James, kiedy przechodziliśmy nasz mroczny okres (kolor czarny, glany, ostra muzyka, klimaty śmierci, życie nie ma sensu, nikt nas nie rozumie itd. ).
Śmierć mnie dzisiaj odwiedziła
*oczami Lou*
Mój plan musiał się udać. Dopracowaliśmy wszystkie najdrobniejsze szczegóły. Wszyscy byli zdeterminowani. Każdy był gotów poświęcić samego siebie dla niej, a w szczególności jej przyjaciółka, której Aria uratowała życie. Rebeckha. Jej twarz przecinała mała blizna, która była prawdopodobnie pamiątką po naszej napaści na jej osobę i przez to czułem się podwójnie niezręcznie, gdy na mnie patrzyła. Za to Niall chyba czuł się w jej towarzystwie wyśmienicie, bo nie odstępował jej na krok. Nie wiem, czy coś było między nimi, ale waleczna czarownica nie była mu obojętna i wyglądało na to, że jego uczucia są odwzajemnione. Cieszyłem się, że Niall jest szczęśliwy i miałem nadzieję, że oboje przetrwają dzisiejszą noc.
Zaklęcie, do którego rzucenia trwały przygotowania, było dość ryzykowne, ale miało dać Arii co najmniej parę lat życia. Przez ten czas może udałoby się rozpracować klątwę. Naszym zadaniem było wydostanie dziewczyny z budynku. Cała akcja miała być prosta, jako że wciąż wszyscy nam ufali, mieliśmy objąć wartę i pilnować Arii, a potem zwyczajnie ją wyprowadzić z domu i oddać w ręce czarowników. Co mogło pójść nie tak?
Weszliśmy do domu, gdzie powinniśmy spotkać Harry'ego i Zayna, a nie było nikogo. Drzwi były otwarte na oścież. Samochody zniknęły z podjazdu. Opcje były trzy: stało się coś bardzo dobrego dla nas, coś bardzo złego dla nas albo obie te rzeczy na raz.
Zadzwoniłem do Jamesa i wyjaśniłem mu sytuację. Zdziwił mnie spokój, z jakim przyjął tą wiadomość, ale podejrzewam, że w życiu przydarzyło mu się wiele dziwnych sytuacji i z każdą sobie radził.
Gdy dwie postacie zmaterializowały się tuż koło mnie, nie przestraszyłem się, jedynie drgnąłem. Za dużo było ostatnio wokół mnie magii. Rebeckha i James rozejrzeli się po mieszkaniu, a dziewczyna zaczęła coś mamrotać. Chciałem coś wtrącić, ale James mnie uciszył jednym spojrzeniem.
-Jedzie w samochodzie. Jest z nią jakiś chłopak, rozmawiają -jej głos był bardzo nienaturalny, jakby obcy. Przestraszyłem się dopiero, gdy jej oczy zrobiły się całe białe. Niall chyba też poczuł się zaniepokojony.
-Zayn -mruknął.
Nie mogłem zrozumieć co się działo. Zayn nie mógł przewidzieć naszych działań. Nie pomyślałbym nigdy, że jest tak dobrym strategiem.
-Zabrał ją? -pytanie Nialla przecięło ciszę.
-Nie -Rebeckha pokręciła głową. -On... chce ją ratować. Przez chwilę poczułam to co on. Miłość. To uczucie jest bardzo silne.
-To chyba dobrze?
-Nie do końca -Rebeckha wyglądała na zmęczoną. -Jest bardzo bliska śmierci.
James wczepił palce w swoje włosy i zaczął je nerwowo ciągnąć. Musieliśmy coś wymyślić, bo inaczej byłby teraz łysy.
-Wsiądziemy do auta, rzucę zaklęcie lokalizujące i spróbuję utrzymać jak najdłużej się da -to nie było stwierdzenie, to był rozkaz, a wypowiedziany ustami dziewczyny, która wydawała mi się być cichą i raczej nieśmiałą, zrobił na mnie podwójne wrażenie.
Rebeckha z przestraszonego króliczka, który potrzebował ratunku i był osaczony przez nieprzyjaciół, zmieniła się w wojowniczkę. W tej bojowej wersji kojarzyła mi się z Hipolitą, dumną przywódczynią Amazonek. Brakowało tylko wiatru, który rozwiałby jej włosy i dopełnił ten dramatyczny obraz.
-Dasz radę?
Głos Nialla zdarł jej twarzy wojowniczy wyraz. Zmienił go w bardziej czuły. Dotyk jego dłoni, na jej ramieniu, wywołał rumieniec na twarzy. Zachowywali się, jak zakochane szczeniaki.
-Dam radę -powiedziała niemal szeptem, jakby jej głos był przeznaczony tylko dla niego.
Wsiedliśmy do auta. Prowadzenie padło na mnie. Czarownicy usiedli z tyłu, a Niall koło mnie. James złapał swoją przyjaciółkę za rękę, a ona powoli weszła w trans. Jej oczy znów stały się przerażające. Nie mogłem na to patrzeć, więc skupiłem się na drodze, a Niall na dziewczynie.
-W prawo -rozkazał James.
-Właściwie jak to działa?
-Dotyk powoduje, że widzę to co ona, ale zaklęcie mnie nie dotyka, więc w razie komplikacji jestem w stanie jej udzielić pomocy. Teraz prosto.
-W razie komplikacji? -wtrącił się Niall.
-Tak, to częste przy tego rodzaju czarach. Lokalizacja, to zaklęcie niemal tak groźne, jak wyjście z ciała. Niestety jesteśmy dość przyparci do muru.
-Gdzie teraz? -zapytałem, gdy zbliżaliśmy się do kolejnego skrzyżowania.
-W lewo -odparł James, ale w jego głosie usłyszałem wahanie, więc się zatrzymałem. Było późno i ulice były puste, więc nie bałem się, że coś w nas uderzy. -Skręcaj. Już wiem, gdzie jadą. Do domu.
Tym dramatycznym akcentem kończymy. Rozdział pisałyśmy po kawałku, wspólnymi siłami. Nie miałyśmy za bardzo weny, a do tego dołączyła jeszcze szkoła i bardzo dużo pracy, nauki, nieprzespanych nocy et cetera. Wybaczcie. Jestem tylko człowiekiem.
-Nie możemy tam tak wejść i po prostu stwierdzić że już nie jesteśmy łowcami i zabieramy czarownicę... Przecież oni nas nie wypuszczą!!
- Spokojnie Niall... Przecież nie zamierzamy wbić tam kompletnie bez żadnego planu.- siedzieliśmy już od dobrej godziny i próbowaliśmy wymyślić jak wyciągnąć Arię z domu.- Wejście nie będzie problemem, gorzej z wyjściem.
- No tak... Wiemy tylko, że James nie może tam wejść.
-Właśnie tego nie rozumiem. Dlaczego nie mogę tam wejść?
-Ponieważ... Wystarczy nam jedna osoba do odbicia. Nie potrzebujemy następnej.
-Wiecie co jest najgorsze? Że nawet jeśli ją odbijemy to i tak niewiele jej zostanie...- powiedział Johnson.
- Przecież miała żyć jeszcze przez parę miesięcy?
- Zimne żelazo, zabiera moc czarownicy, ale także jej siły witalne. Od jej spotkani z Wyklętym minął miesiąc. Miała już na prawdę nie dużo siły, a ta sytuacja tylko to pogorszyła.
- Na to... coś nie ma lekarstwa?
-Niestety, to jest nieuleczalne.- Wszyscy pokiwaliśmy głowami zastanawiając, co teraz zrobić.
- Wiecie co? Chyba mam plan.
*Oczami Zayna*
Osiemdziesiąt... Osiemdziesiąt jeden... Osiemdziesiąt dwa... Podnosiłem ciężary w naszej małej siłowni, starając skupić się na wysiłku. Jak na razie udawało mi się to idealnie od jakiś... 2 minut.
Dziewięćdziesiąt dwa....
Ogarnij się Malik. To jest twój wróg. Pieprzona wiedźma.Pewnie rzuciła na ciebie jakiś urok. Jak się jej pozbędziesz od razu zrobi ci się lepiej.
Dziewięćdziesiąt cztery...
No bo przecież ty jej nie kochasz... Kto byłby w stanie zakochać się w niecałe dwa miesiące? To za krótko...
Dziewięćdziesiąt osiem...
Stój tu Malik i ćwicz bo jak do niej pójdziesz to przepadniesz... To będzie twój koniec...
Sto.
Rzuciłem ciężary i poszedłem szybkim krokiem na górę do pokoju w którym jest Black. Byłem zdeterminowany, aby wydusić z niej całą prawdę. Nie mogłem mieć pewności, że dziewczyna nie skłamie, ale podświadomie chciałem jej ufać. Wtedy jeszcze nie rozumiałem uczucia, którym ją darzyłem i tego, które ona ofiarowała mi. To wszystko było zbyt zagmatwane dla młodego człowieka, który dopiero uczy się żyć i zbiera doświadczenia.
Wchodząc do pokoju, w którym ją trzymaliśmy, czułem, że jestem gotowy na wszystko, ale widok, jaki zastałem wytrącił mnie z równowagi. Moja (była) dziewczyna leżała na ziemi. Jej skóra była taka biała, niby przezroczysta. Całe ciało miała poprzecinane przez czarne żyłki, które mocno odznaczały się na skórze. Jej oddech słyszałem z daleka. Brzmiało to, jakby się dusiła. Moja piękna dziewczyna... Cała jej uroda znikła, a mimo to dalej mi na niej zależało, bo to wciąż była ona. Ta, której oddałem serce... Stop! Koniec. Moje serce ma trzymać się z daleka od czarownicy.
Powtarzałem sobie, że to co czuję jest nieprawdziwe, że to czar, urok, jakieś inne nie wiem co. Jednak gdy tak na nią patrzyłem, widziałem wciąż dziewczynę, która trzymała mnie za rękę, pocieszała, szeptała czułe słówka, która była moja i miała być ze mną na zawsze. Z którą miałem odjechać na białym koniu, w stronę zachodzącego słońca. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało.
-Co ci jest? -moje słowa zabrzmiały tak szorstko, że aż zrobiło mi się głupio.
Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie bez słowa. Znaczy się przynajmniej teoretycznie patrzyła na mnie, ale jej spojrzenie było puste i nieobecne. Jej oczy bezwiednie spoglądały przestrzeń. Dopiero, kiedy podszedłem bliżej, usłyszałem, że coś mówi.
-To tak bardzo boli... Nie chcę umierać -zdałem sobie sprawę, że te słowa nie są skierowane do mnie. Powtarzała je niczym obłąkana. Być może nie zdawała sobie nawet sprawy z mojej obecności.
-Aria? -złapałem ją za chude ramiona i bardzo, bardzo delikatnie potrząsnąłem jej ciałem. Bałem się, że ją uszkodzę.
Wiedziałem, że zmarniała, ale dopiero teraz dostrzegłem jak bardzo. Zniknęły kuszące krągłości i ładnie zaokrąglona twarz. Teraz wszędzie wystawały i odstawały kości. Pewnie nie rozpoznałbym jej, gdybyśmy minęli się gdzieś na ulicy.
Nagle jej oczy nabrały rozumnego wyrazu. Taki chwilowy przebłysk świadomości. Uniosła dłoń i delikatnie pogłaskała mnie po twarzy. Zamarłem, nie wiedząc, jak się zachować. Powinienem odtrącić jej dłoń, ale tego nie zrobiłem. Zawsze mówiłem, że nie wiem dlaczego, ale doskonale wiedziałem. Bo wciąż coś do niej czułem. I ona do mnie też.
-Nie ważne co zrobisz, ja i tak będę cię kochać.
Były to ostatnie słowa, skierowane przez nią bezpośrednio do mnie. Potem jej głowa opadła, ciało zwiotczała, a oczy znów zrobiły się niewidzące. Myślałem, że odeszła i przez chwilę czułem się, jakbym sam umarł. Nie było we mnie żalu, smutku, straty. Jedynie pustka: ciemna, przerażająca, ogromna pustka, w miejscu, które zajmowała ona.
Jednak, gdy przyłożyłem twarz do jej piersi, poczułem słabe uderzenie serca. Odchyliłem się, aby zaobserwować, czy jej klatka piersiowa się porusza. Oddychała. Wciąż żyła. Ulga, którą poczułem, była tak przytłaczająca, że musiałem usiąść, bo inaczej bym się przewrócił. Objąłem ją i z nabożną czcią przyciągnąłem jej ciało do siebie. W jednej chwili wszystkie wątpliwości i negatywne emocje zniknęły, a zastąpiła je determinacja. Przestało się dla mnie liczyć to, że Aria jest czarownicą. Wystarczyła ta krótka chwila, w której poczułem, jak to jest, gdy się ją straci. Nie mogłem pozwolić, by tak zginęła. Nie tu, nie teraz, nie w ten sposób. Uratuję ją, choćby to oznaczało, że stracę przyjaciół.
*Oczami Arii*
To się stało tak nagle. Siedziałam na parapecie i spoglądałam na las. Niezbyt pasjonujące zajęcie, ale z braku laku... Próbowałam zając swoje myśli czymś innym, ale one uparcie krążyły wokoło mojego, nieuchronnie zbliżającego się zgonu. Przypomniałam sobie nawet taką rymowankę, którą ułożyliśmy: ja i James, kiedy przechodziliśmy nasz mroczny okres (kolor czarny, glany, ostra muzyka, klimaty śmierci, życie nie ma sensu, nikt nas nie rozumie itd. ).
Trzy, dwa, raz,
wtem przychodzi na mnie czas,
zakrwawione widzę ciało,
najwidoczniej być tak miało,
W oczy śmieję się i pluje,
ten co mordu dokonuje,
serce boli tak okropnie,
wtem przychodzi na mnie czas,
zakrwawione widzę ciało,
najwidoczniej być tak miało,
W oczy śmieję się i pluje,
ten co mordu dokonuje,
serce boli tak okropnie,
życie znika bezpowrotnie.
Śmierć mnie dzisiaj odwiedziła
coś o życiu mym mówiła,
o nic więcej nie pytała
tylko duszę mą zabrała.
-Oczywiście, że nie -odparłem najspokojniej jak umiałem. -Mów dalej.
Nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam. W jednej chwili patrzyłam na drzewa, a w drugiej leżałam nieprzytomna na ziemi. Dość mocno uderzyłam o podłogę, ale byłam tak otępiała, że nie poczułam bólu. Znalazłam się w całkowitej ciemności. Ogarnął mnie całkowity spokój. Wiedziałam co to dla mnie oznacza, Klątwa się spełniała - umierałam. Mimo to nie chciałam tego przerwać.Poddałam się. Nie mogłam już znieść bólu, strachu i upokorzenia. Patrzenia, jak uśmiechy ludzi, których kocham, gasną, kiedy na mnie spojrzą. Nie mogłam znieść swojego odbicia w lustrze, chudej, bladej twarzy. Zawsze chciałam schudnąć, a teraz znów chciałabym mieć parę kilo więcej. Kobiecie nigdy nie dogodzisz. Najgorsze jednak było to, że zaczęły mi wypadać włosy. I nie chodzi tu o parę kłaczków, znalezionych na ulubionym zielonym sweterku. Traciłam włosy całymi garściami.
Tuż przed tym, jak straciłam przytomność, zaczęłam zastanawiać się, jak wyglądam w tej chwili. Przejrzałam się w szybie i stwierdziłam, że moje włosy sterczą na wszystkie strony. Chciałam je tylko trochę poprawiać, przeczesać, ale gdy to zrobiłam. cześć z nich została pomiędzy moimi palcami.
A teraz już o to nie dbałam. Znajdowałam się w miejscu, w którym to się nie liczyło. Otaczała mnie całkowita ciemność. Było zimno, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Czułam jedynie spokój. Nie było niczego, co mogłoby mnie wytrącić z równowagi.
W jednej chwili zrobiło mi się przeraźliwie zimno. Spokój zniknął, a zastąpiło go dziwne przekonanie, że nie jestem tam, gdzie powinnam być. Poczułam coś na kształt tęsknoty. W tamtej chwili nie potrafiłam tego nazwać, bo byłam w miejscu, w którym takie uczucia nie powinny istnieć. One nie miały prawa tu istnieć.
Traciłam grunt pod nogami. Czułam się, jakbym spadała, ale nie było to nieprzyjemne. Wiedziałam, że wyląduje bezpiecznie, że na dole coś na mnie czeka. Ktoś. Ktoś czeka.
Zdziwiona zauważyłam, że zaczęło padać. Lodowate krople deszczu wywołały u mnie gęsią skórkę. Moje zdziwienie zamieniło się w strach, gdy zaczęłam się krztusić. Jednocześnie poczułam oplatające się wokół mojego ciała ramiona. Ktoś mnie przyzywał. Wołał. A ja nie potrafiłam odmówić.
*oczami Zayna*
-Nie pozwolę ci odejść -mruknąłem, idąc w stronę łazienki tak szybko, jak mogłem.
Usadziłem ją w wannie i usiadłem za nią, przytulając się mocno do jej pleców. Włączyłem prysznic i poczułem jak spada na nas zimna woda. Zacisnąłem mocno moje ręce wokół niej i po raz kolejny przestraszyłem się jej wystających kości. Zapomniałem całkowicie o nienawiści, o tym, że ona nie jest człowiekiem. Walczyłem o to, żeby nie stracić ukochanej osoby. Dopiero, gdy poczułem, jak to by było, gdyby naprawdę umarła, zrozumiałem, że nie mogę na to pozwolić. Jej śmierć całkowicie by mnie zniszczyła. Już nigdy nie mógłbym być szczęśliwy. Nie bez niej. Co do tego byłem pewien.
Wtedy już wierzyłem, że nie kłamała. Moja mała dziewczyna umiera i to najwyraźniej przeze mnie.
Odetchnąłem z ulgą gdy otworzyła oczy, mimo że zaraz je zamknęła. Jej klatka piersiowa szybko poruszała się przy kolejnych oddechach. Żyła.
-Dlaczego Zayn?
Jej cichy głos spowodował u mnie kolejny wybuch radości.
-Bo nie mogę bez ciebie żyć -odparłem, jakby wydarzenia ostatnich dni nie miały w ogóle miejsce.
-Zayn...
-Wiem, zrobiłem coś strasznego i zrozumiem jeśli mi nie wybaczysz, ale liczę, że może jednak...
Nie wiedziałem, co więcej mogę powiedzieć. Wydawało mi się, że wszystkie słowa już wypłynęły i teraz czekałem tylko na jej reakcję.
-Nie mogę uwierzyć, że to dzieje się na prawdę. Przez cały czas marzyłam, że to powiesz, a teraz nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.
-Kocham cię.
-To niczego nie zmienia, ja i tak umrę -spokój na jej twarzy wydał mi się w tej sytuacji przerażający. -Nie chcę ci robić nadziei. Dzisiaj otworzyłam oczy, prawdopodobnie jedynie dzięki tobie, ale kiedyś je zamknę i to na zawsze. I stanie się to raczej prędzej, niż później.
-Musi być sposób -czepiłem się tej myśli.
-Nie ma.
-Jak możesz to mówić tak spokojnie?
Nie krzyczałem, nie złościłem się. Człowiek, który stracił nadzieję, rzadko jest w stanie okazać jakiekolwiek głębsze uczucia. Patrzyłem na nią, jak idiota, którym zresztą prawdopodobnie byłem.
-Znajdziemy twoich przyjaciół -oznajmiłem. -Nie poddamy się.
Powiedziałem, próbując przekonać samego siebie, że w to wierzę. Aria nie odpowiedziała. Nie protestowała, gdy ją podnosiłem. Uczepiła się mojej szyi. Rękaw jej bluzy się podwinął i mogłem przy okazji zobaczyć siniaki na jej rękach.
-Co...? Harry -niemal warknąłem. Opuściła głowę i dalej milczała, ale ja wiedziałem swoje.
Starałem się poruszać w miarę delikatnie, aby nie zadawać jej więcej bólu niż było to konieczne, ale musiałem się spieszyć. Jeśli Harry odkryłby moje zamiary, zrobiłby wszystko, aby mnie powstrzymać. Nie czekałby na wyjaśnienia. Ułożyłem ją na siedzeniu i zapiąłem jej pasy. Ciągle dręczyło mnie przeczucie, że to nie ma sensu.
Próbowałem skoncentrować się na drodze, ale bezskutecznie. Jej blada twarz ciągle przyciągała moje spojrzenie. Nie mogłem wytrzymać sekundy, nie sprawdzając, czy oddycha.
-Możesz mi coś opowiedzieć? -poprosiłem.
-Po co?
-Chcę słyszeć twój głos. Opowiedz mi, cokolwiek.
-Okej... Działo się to jakieeeeśś -przeciągnęła końcówkę zdania, próbując przypomnieć sobie fakty.
-Dwa tygodnie temu. Po tym jak -odchrząknęła- jak dowiedziałam się, że umieram. Byłam na skraju rozpaczy. W dodatku czułam się nie najlepiej. Chłopcy odwiedzali mnie co jakiś czas Chłopcy to znaczy się Niall i James.
-Niall? On wiedział?
-No taak -jej głos zadrżał- ale nie skrzywdzisz go przez to?
W jej głosie dało się słyszeć strach. Bała się mnie i moich reakcji. Zepsułem to co było między nami. Zaufanie zniknęło i będzie je bardzo ciężko odbudować, a może być tak, że nie uda się to nigdy. Niektórych błędów nie da się naprawić. Nie wszystko da się wybaczyć, a rzeczy wybaczone nie zostają zapomniane. Nie można udawać, że ich nie było.
Tuż przed tym, jak straciłam przytomność, zaczęłam zastanawiać się, jak wyglądam w tej chwili. Przejrzałam się w szybie i stwierdziłam, że moje włosy sterczą na wszystkie strony. Chciałam je tylko trochę poprawiać, przeczesać, ale gdy to zrobiłam. cześć z nich została pomiędzy moimi palcami.
A teraz już o to nie dbałam. Znajdowałam się w miejscu, w którym to się nie liczyło. Otaczała mnie całkowita ciemność. Było zimno, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Czułam jedynie spokój. Nie było niczego, co mogłoby mnie wytrącić z równowagi.
W jednej chwili zrobiło mi się przeraźliwie zimno. Spokój zniknął, a zastąpiło go dziwne przekonanie, że nie jestem tam, gdzie powinnam być. Poczułam coś na kształt tęsknoty. W tamtej chwili nie potrafiłam tego nazwać, bo byłam w miejscu, w którym takie uczucia nie powinny istnieć. One nie miały prawa tu istnieć.
Traciłam grunt pod nogami. Czułam się, jakbym spadała, ale nie było to nieprzyjemne. Wiedziałam, że wyląduje bezpiecznie, że na dole coś na mnie czeka. Ktoś. Ktoś czeka.
Zdziwiona zauważyłam, że zaczęło padać. Lodowate krople deszczu wywołały u mnie gęsią skórkę. Moje zdziwienie zamieniło się w strach, gdy zaczęłam się krztusić. Jednocześnie poczułam oplatające się wokół mojego ciała ramiona. Ktoś mnie przyzywał. Wołał. A ja nie potrafiłam odmówić.
*oczami Zayna*
-Nie pozwolę ci odejść -mruknąłem, idąc w stronę łazienki tak szybko, jak mogłem.
Usadziłem ją w wannie i usiadłem za nią, przytulając się mocno do jej pleców. Włączyłem prysznic i poczułem jak spada na nas zimna woda. Zacisnąłem mocno moje ręce wokół niej i po raz kolejny przestraszyłem się jej wystających kości. Zapomniałem całkowicie o nienawiści, o tym, że ona nie jest człowiekiem. Walczyłem o to, żeby nie stracić ukochanej osoby. Dopiero, gdy poczułem, jak to by było, gdyby naprawdę umarła, zrozumiałem, że nie mogę na to pozwolić. Jej śmierć całkowicie by mnie zniszczyła. Już nigdy nie mógłbym być szczęśliwy. Nie bez niej. Co do tego byłem pewien.
Wtedy już wierzyłem, że nie kłamała. Moja mała dziewczyna umiera i to najwyraźniej przeze mnie.
Odetchnąłem z ulgą gdy otworzyła oczy, mimo że zaraz je zamknęła. Jej klatka piersiowa szybko poruszała się przy kolejnych oddechach. Żyła.
-Dlaczego Zayn?
Jej cichy głos spowodował u mnie kolejny wybuch radości.
-Bo nie mogę bez ciebie żyć -odparłem, jakby wydarzenia ostatnich dni nie miały w ogóle miejsce.
-Zayn...
-Wiem, zrobiłem coś strasznego i zrozumiem jeśli mi nie wybaczysz, ale liczę, że może jednak...
Nie wiedziałem, co więcej mogę powiedzieć. Wydawało mi się, że wszystkie słowa już wypłynęły i teraz czekałem tylko na jej reakcję.
-Nie mogę uwierzyć, że to dzieje się na prawdę. Przez cały czas marzyłam, że to powiesz, a teraz nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.
-Kocham cię.
-To niczego nie zmienia, ja i tak umrę -spokój na jej twarzy wydał mi się w tej sytuacji przerażający. -Nie chcę ci robić nadziei. Dzisiaj otworzyłam oczy, prawdopodobnie jedynie dzięki tobie, ale kiedyś je zamknę i to na zawsze. I stanie się to raczej prędzej, niż później.
-Musi być sposób -czepiłem się tej myśli.
-Nie ma.
-Jak możesz to mówić tak spokojnie?
Nie krzyczałem, nie złościłem się. Człowiek, który stracił nadzieję, rzadko jest w stanie okazać jakiekolwiek głębsze uczucia. Patrzyłem na nią, jak idiota, którym zresztą prawdopodobnie byłem.
-Znajdziemy twoich przyjaciół -oznajmiłem. -Nie poddamy się.
Powiedziałem, próbując przekonać samego siebie, że w to wierzę. Aria nie odpowiedziała. Nie protestowała, gdy ją podnosiłem. Uczepiła się mojej szyi. Rękaw jej bluzy się podwinął i mogłem przy okazji zobaczyć siniaki na jej rękach.
-Co...? Harry -niemal warknąłem. Opuściła głowę i dalej milczała, ale ja wiedziałem swoje.
Starałem się poruszać w miarę delikatnie, aby nie zadawać jej więcej bólu niż było to konieczne, ale musiałem się spieszyć. Jeśli Harry odkryłby moje zamiary, zrobiłby wszystko, aby mnie powstrzymać. Nie czekałby na wyjaśnienia. Ułożyłem ją na siedzeniu i zapiąłem jej pasy. Ciągle dręczyło mnie przeczucie, że to nie ma sensu.
Próbowałem skoncentrować się na drodze, ale bezskutecznie. Jej blada twarz ciągle przyciągała moje spojrzenie. Nie mogłem wytrzymać sekundy, nie sprawdzając, czy oddycha.
-Możesz mi coś opowiedzieć? -poprosiłem.
-Po co?
-Chcę słyszeć twój głos. Opowiedz mi, cokolwiek.
-Okej... Działo się to jakieeeeśś -przeciągnęła końcówkę zdania, próbując przypomnieć sobie fakty.
-Dwa tygodnie temu. Po tym jak -odchrząknęła- jak dowiedziałam się, że umieram. Byłam na skraju rozpaczy. W dodatku czułam się nie najlepiej. Chłopcy odwiedzali mnie co jakiś czas Chłopcy to znaczy się Niall i James.
-Niall? On wiedział?
-No taak -jej głos zadrżał- ale nie skrzywdzisz go przez to?
W jej głosie dało się słyszeć strach. Bała się mnie i moich reakcji. Zepsułem to co było między nami. Zaufanie zniknęło i będzie je bardzo ciężko odbudować, a może być tak, że nie uda się to nigdy. Niektórych błędów nie da się naprawić. Nie wszystko da się wybaczyć, a rzeczy wybaczone nie zostają zapomniane. Nie można udawać, że ich nie było.
*oczami Lou*
Mój plan musiał się udać. Dopracowaliśmy wszystkie najdrobniejsze szczegóły. Wszyscy byli zdeterminowani. Każdy był gotów poświęcić samego siebie dla niej, a w szczególności jej przyjaciółka, której Aria uratowała życie. Rebeckha. Jej twarz przecinała mała blizna, która była prawdopodobnie pamiątką po naszej napaści na jej osobę i przez to czułem się podwójnie niezręcznie, gdy na mnie patrzyła. Za to Niall chyba czuł się w jej towarzystwie wyśmienicie, bo nie odstępował jej na krok. Nie wiem, czy coś było między nimi, ale waleczna czarownica nie była mu obojętna i wyglądało na to, że jego uczucia są odwzajemnione. Cieszyłem się, że Niall jest szczęśliwy i miałem nadzieję, że oboje przetrwają dzisiejszą noc.
Zaklęcie, do którego rzucenia trwały przygotowania, było dość ryzykowne, ale miało dać Arii co najmniej parę lat życia. Przez ten czas może udałoby się rozpracować klątwę. Naszym zadaniem było wydostanie dziewczyny z budynku. Cała akcja miała być prosta, jako że wciąż wszyscy nam ufali, mieliśmy objąć wartę i pilnować Arii, a potem zwyczajnie ją wyprowadzić z domu i oddać w ręce czarowników. Co mogło pójść nie tak?
Weszliśmy do domu, gdzie powinniśmy spotkać Harry'ego i Zayna, a nie było nikogo. Drzwi były otwarte na oścież. Samochody zniknęły z podjazdu. Opcje były trzy: stało się coś bardzo dobrego dla nas, coś bardzo złego dla nas albo obie te rzeczy na raz.
Zadzwoniłem do Jamesa i wyjaśniłem mu sytuację. Zdziwił mnie spokój, z jakim przyjął tą wiadomość, ale podejrzewam, że w życiu przydarzyło mu się wiele dziwnych sytuacji i z każdą sobie radził.
Gdy dwie postacie zmaterializowały się tuż koło mnie, nie przestraszyłem się, jedynie drgnąłem. Za dużo było ostatnio wokół mnie magii. Rebeckha i James rozejrzeli się po mieszkaniu, a dziewczyna zaczęła coś mamrotać. Chciałem coś wtrącić, ale James mnie uciszył jednym spojrzeniem.
-Jedzie w samochodzie. Jest z nią jakiś chłopak, rozmawiają -jej głos był bardzo nienaturalny, jakby obcy. Przestraszyłem się dopiero, gdy jej oczy zrobiły się całe białe. Niall chyba też poczuł się zaniepokojony.
-Zayn -mruknął.
Nie mogłem zrozumieć co się działo. Zayn nie mógł przewidzieć naszych działań. Nie pomyślałbym nigdy, że jest tak dobrym strategiem.
-Zabrał ją? -pytanie Nialla przecięło ciszę.
-Nie -Rebeckha pokręciła głową. -On... chce ją ratować. Przez chwilę poczułam to co on. Miłość. To uczucie jest bardzo silne.
-To chyba dobrze?
-Nie do końca -Rebeckha wyglądała na zmęczoną. -Jest bardzo bliska śmierci.
James wczepił palce w swoje włosy i zaczął je nerwowo ciągnąć. Musieliśmy coś wymyślić, bo inaczej byłby teraz łysy.
-Wsiądziemy do auta, rzucę zaklęcie lokalizujące i spróbuję utrzymać jak najdłużej się da -to nie było stwierdzenie, to był rozkaz, a wypowiedziany ustami dziewczyny, która wydawała mi się być cichą i raczej nieśmiałą, zrobił na mnie podwójne wrażenie.
Rebeckha z przestraszonego króliczka, który potrzebował ratunku i był osaczony przez nieprzyjaciół, zmieniła się w wojowniczkę. W tej bojowej wersji kojarzyła mi się z Hipolitą, dumną przywódczynią Amazonek. Brakowało tylko wiatru, który rozwiałby jej włosy i dopełnił ten dramatyczny obraz.
-Dasz radę?
Głos Nialla zdarł jej twarzy wojowniczy wyraz. Zmienił go w bardziej czuły. Dotyk jego dłoni, na jej ramieniu, wywołał rumieniec na twarzy. Zachowywali się, jak zakochane szczeniaki.
-Dam radę -powiedziała niemal szeptem, jakby jej głos był przeznaczony tylko dla niego.
Wsiedliśmy do auta. Prowadzenie padło na mnie. Czarownicy usiedli z tyłu, a Niall koło mnie. James złapał swoją przyjaciółkę za rękę, a ona powoli weszła w trans. Jej oczy znów stały się przerażające. Nie mogłem na to patrzeć, więc skupiłem się na drodze, a Niall na dziewczynie.
-W prawo -rozkazał James.
-Właściwie jak to działa?
-Dotyk powoduje, że widzę to co ona, ale zaklęcie mnie nie dotyka, więc w razie komplikacji jestem w stanie jej udzielić pomocy. Teraz prosto.
-W razie komplikacji? -wtrącił się Niall.
-Tak, to częste przy tego rodzaju czarach. Lokalizacja, to zaklęcie niemal tak groźne, jak wyjście z ciała. Niestety jesteśmy dość przyparci do muru.
-Gdzie teraz? -zapytałem, gdy zbliżaliśmy się do kolejnego skrzyżowania.
-W lewo -odparł James, ale w jego głosie usłyszałem wahanie, więc się zatrzymałem. Było późno i ulice były puste, więc nie bałem się, że coś w nas uderzy. -Skręcaj. Już wiem, gdzie jadą. Do domu.
Tym dramatycznym akcentem kończymy. Rozdział pisałyśmy po kawałku, wspólnymi siłami. Nie miałyśmy za bardzo weny, a do tego dołączyła jeszcze szkoła i bardzo dużo pracy, nauki, nieprzespanych nocy et cetera. Wybaczcie. Jestem tylko człowiekiem.
wtorek, 31 marca 2015
Część 1 Rozdział 18
*Alex*
Patrzyłam na Harry'ego, który rozmawiał przez telefon. Nie za bardzo kontaktowałam, ale i tak udało mi się rozróżnić pojedyncze słowa. "Dzisiaj". "Już jadą". "Aria".
Drgnęłam, słysząc imię przyjaciółki. Spróbowałam bardziej skupić się na jego słowach, ale nie pozwalał mi na to przytłaczający ból. Zawsze byłam tą najmniej wytrzymałą. Aria i James potrafili znosić swoje cierpienia cierpliwie i w ciszy, a mi z oczu leciały łzy nawet gdy przecięłam sobie palec nożem kuchennym, w czasie robienia kanapek. Tępo przyglądałam się swoim poranionym dłonią. Nowe blizny mieszały się ze starymi. Krew nie przestawała płynąć.
Tak bardzo chciałam, żeby to się skończyło, ale jednocześnie się bałam. Strach jest raczej nieodłącznym efektem cierpienia.Tęskniłam za przyjaciółmi. Oni wiedzieliby co robić. Pamiętam dzień w którym ich poznałam.
Od dziecka byłam chorobliwe nieśmiała. Nigdy nie odzywałam się niepytana. Nie wychodziłam przed szereg. Trzymałam się z tyłu. Swoje myśli zachowywałam dla siebie. Może wiązała się to z tym, że jako bardzo mała dziewczynka byłam wiecznie ganiona, nawet jeśli nie zrobiłam niczego złego. "Nie przeszkadzaj". "Naucz się w końcu co wypada, a co nie". "Nie bądź głupia". "Nie zachowuj się jak idiotka". "Naucz się w końcu robić coś dobrze". Takie rzeczy mogą naprawdę wpłynąć na czyiś charakter.
Tego dnia padało. Siedziałam w domu, czytając książkę. Książki to jedna z niewielu rzeczy, które sprawiają mi radość. Teraz czytam niewiele. W sumie to sama nie wiem dlaczego, może przez brak czasu. W każdym razie mama powiedziała, że będziemy mieli gości. Pamiętam, że była zła, że zeszłam do nich w dżinsach i zwyczajnym swetrze, "jakby nas nie było stać na lepsze ubranie". W salonie, przy ogromnym stole siedział mężczyzna. Przywitałam się, po czym usłyszałam, że powinnam wyjść do ogrodu, gdzie są inne dzieciaki. Zrobiłam to, ponieważ zawsze wykonywałam polecenia. Wolno podeszłam do drzwi prowadzących na taras. W ogrodzie zobaczyłam chłopaka i dziewczynkę w podobnym do mojego wieku. Siedzieli razem na ławce, pod drzewem, które zasadzono w tym ogrodzie, jeszcze przed narodzinami mojej babci. Na pierwszy rzut oka było widać, że są ze sobą blisko. Chłopak patrzył na nią, jakby chciał ją obronić przed całym złem tego świata. Zresztą nie dziwiłam mu się. Dziewczyna była mała i drobna, ale bardzo ładna, wręcz onieśmielająca.
Podeszłam powoli do nich. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale on mnie wyprzedził. "Cześć, może może się przysiądziesz?". Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową, nadal bojąc się odezwać. Dopiero później, gdy już siedzieliśmy na górze, wśród rozłożystych gałęzi drzewa, przypomniał sobie, że w ogóle się nie znamy. "Ja jestem James, a to moja przyjaciółka Aria", "Alex, mam na imię Alex". Tą piękną chwilę postanowili zepsuć moi rodzice, którzy wyszli z domu. "Alex, złaź natychmiast!". Pamiętam jak ten mężczyzna, z którym przyjechali Aria i James zaczął mnie bronić, mówiąc, że to normalne, że dzieciaki lubią ryzyko. "Ale oni nie są tak niezdarni jak Alex". Pamiętam, że było mi okropnie wstyd. Wszyscy to słyszeli.
Skupiłam się mocniej na słowach Harry'ego.
-Dzisiaj swój żywot zakończy więcej niż jedna czarownica -pewność siebie biła od niego na kilometry. -Uważajcie też na tego chłopaczka, Jamesa. Myślę, że bardzo zależy mu na tych dwóch czarownicach.
Zesztywniałam, słysząc imię przyjaciele. Wiedzieli. Wszystko wiedzieli. Nie wiem jak, ale domyślili się prawdy. Moi przyjaciele byli w niebezpieczeństwie. Wiedziałam, że mam mało mocy, ale musiałam spróbować.
Podniosłam się i powłócząc nogami zbliżyłam się do Harry'ego, który w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Włożyłam w zaklęcie unieruchamiające całą siłę jaką miałam, ale okazało się, że to za mało. Chłopak z burzą loków przygniótł mnie do ziemi jednym, zwinnym ruchem. Od uderzenia o posadzkę zaparło mi dech w piersiach. Harry zamachnął się kilka razy, celował w głowę. Prawie nie czułam bólu, a przynajmniej nie odróżniałam już tego starego, od tego, który teraz był mi zadawany. Leżałam bez ruchu, obserwując krew, gromadzącą się pod moim ciałem, a on wyszedł, zostawiając mnie samą. Tuż przed zamknięciem rzucił jeszcze pogardliwie:
-Niedługo będziesz miała towarzystwo -zamknął drzwi, a jednak usłyszałam jak dodał -jeśli dożyjesz.
*oczami Arii*
Siedzieliśmy z Zaynem na wzgórzu. Nie rozumiałam, dlaczego mnie tu przyprowadził, a on nie zamierzał mi niczego tłumaczyć. Rozglądał się nerwowo, jakby spodziewał się coś zobaczyć w otaczającej nas ciemności. W tamtej chwili zapomniałam o tym, że mam moc i mogę go pokonać. Bałam się go. Czułam strach wobec człowieka, którego kochałam.
-Zayn, idę do domu -oznajmiłam, ruszając w przeciwną stronę.
-Nie idziesz -złapał mnie mocno za rękę.
-Zayn, to boli -powiedziałam, próbując się oswobodzić. -Robisz mi krzywdę.
Spojrzałam w jego oczy, szukając chociaż odrobiny skruchy, poczucia winy, ale nie znalazłam nic. Zobaczyłam tylko ciemność.
-Przykro mi kochanie -wyszeptał, opierając swoje czoło o moje.
Nie podobał mi się ton, jakim to powiedział. Nagle wszystko zaczęło wyglądać nieprzyjaźnie. Zaczęłam się denerwować.
-Zayn... proszę, po prostu mnie puść.
-Nie mogę dziobasku. Wiem, że mnie oszukujesz. Wiem wszystko.
Zdrętwiałam. Stałam przed nim z szeroko otwartymi ustami, a on szczerzył się, niczym szaleniec, który dopadł swoją ofiarę.
-Nawet nie zaprzeczasz? -niemal jęknął. -Liczyłem na to, że zaprzeczysz. Nie mam wyboru. Nie mam...
Wyrwałam mu się i wykorzystując chwilę zaskoczenia rzuciłam się do ucieczki. Biegłam przez ciemne pole, mając nadzieję, że na nic nie wpadnę. Jednak nie przewidziałam gorszej opcji. Akurat, gdy zobaczyłam pierwsze zabudowania, poczułam, że robi mi się słabo. Dobre samopoczucie, jakie miałam tamtego dnia od rana sprawiło, że niemal zapomniałam o klątwie, więc ona znów dała o sobie znać. Jak na zawołanie z mojego nosa zaczęła płynąc krew. Wiedziałam, że daleko nie zajdę. Ledwo oddychając ruszyłam w stronę drzew, za którymi mogłabym się schować choć na chwilę. Jednak w momencie, gdy zbliżyłam się do grubego konaru, straciłam grunt pod nogami. Wpadłam w dół, który musiał zostać wykopany przez jakiegoś psa lub inne zwierzę. Nie wyszłam z niego. Skuliłam się na ziemi, tak aby nie było mnie widać z daleka i modliłam się, aby tu nie podszedł. Krew, płynąca z nosa, zabarwiła moją bluzkę, ale nie byłam w stanie się tym przejąć. Drżącymi palcami wyszukałam telefon i poprzez szybkie wybieranie zadzwoniłam do Jamesa, mając nadzieję, że jest bezpieczny.
-James -wyszeptałam, gdy usłyszałam jego głos -oni wiedzą. Łowcy. Wiedzą wszystko o mnie. Zayn wie. Jestem ścigana, nie dam rady uciec. James, strasznie się boję... Boże, przepraszam, gadam głupoty. Jamie, uciekaj, upewnij się, że cię nie znajdą. Schowaj się. Weź Alex. Kocham cię Jamie...
-Aria? Co się dzieje? Proszę, nie mów tak jakbyś się żegnała.
Usłyszałam czyjeś kroki i chrzęst gałęzi. Był bliżej niż się spodziewałam.
-Kocham cię Jamie, ukryj się dobrze -szepnęłam.
-Poczekaj, znajdę cię...
Nie dałam mu dokończyć. Rozłączyłam się. On był coraz bliżej. Słyszałam jego ciężki oddech. Musiał biec bardzo szybko.
-Przede mną się nie ukryjesz -wysapał.
I miał rację. Już po chwili zobaczyłam przed sobą ciemną postać, a moją twarz oświetliło światło latarki.
-Mam cię -powiedział triumfalnie, ale gdy zobaczył krew na moim ubraniu stracił odrobinę pewności.
-Jak to się stało?
Przez chwilę był znowu "moim" Zaynem. Tym, którego obdarzyłam uczuciem. Troskliwym i dobrym. Jednak już po chwili jego twarz znów stężała. Znowu założył maskę.
-To co widzisz -wskazałam na swoją twarz i koszulkę nieco zbyt dramatycznym gestem -to skutek uboczny umierania.
-Umierania? Żarty sobie ze mnie robisz?
-Chciałabym -odparłam.
-Nie próbuj wywołać u mnie współczucie. Nie masz prawa, aby ktoś żywił do ciebie takie uczucia czarownico -warknął. -Oszukałaś mnie. Bardzo sprytnie. Jak mogłem się nie domyślić? Jesteś czarownicą, pasożytem. Nic nie warta.
-Nagle stałam się nic nie warta? Czy byłam tak kiedy mnie całowałeś? Albo jak powiedziałeś co do mnie czujesz? -próbowałam nie okazać, że jego słowa do mnie trafiają. On milczał. -Więc na co czekasz? Zabij mnie i zakończ to. Co cię powstrzymuje?
Najwidoczniej zaskoczyło go moje pytanie, bo zrobił dziwną minę, jakbym go uderzyła. Chciałam dorzucić coś jeszcze, ale przerwał mi ostry ból. Zaczęłam kaszleć, co sprawiło, że wszystko bolało mnie bardziej. Zasłoniłam usta dłonią. Nie mogłam już dłużej powstrzymać łez, które popłynęły strumieniem po mojej twarzy. Skuliłam się jeszcze bardziej, jakbym chciała wniknąć w ziemię, na której leżałam. Nie lubiłam słabości. Okazanie jej przed wrogiem było ostatnim, czego bym chciała, a jednak nie zależało to ode mnie. Poczułam ulgę, gdy zrobiło mi się ciemno przed oczami. Już nie musiałam się niczym przejmować. Ciemność podejmowała decyzje za mnie.
*oczami Louisa*
Robiliśmy wszystko, aby przeszkodzić w schwytaniu dziewczyny, ale nie udało się nam. Przez nas w ogóle nie dotarliśmy na miejsce, więc Zayn odwalił całą robotę za nas. Ze złością patrzyłem jak niesie nieprzytomną dziewczynę do piwnicy, gdzie była już jej przyjaciółka. Nie mogłem znieść widoku jej bezwładnego ciała. Ubranie miała umazane krwią, co oznaczało, że Zayn ją skrzywdził, przez co wkurzyłem się jeszcze bardziej.
Kiedy zaczynaliśmy działać jako łowcy, ustaliliśmy, że będziemy zabijać tylko złe czarownice. Nie wiem od kiedy każda czarownica jest z definicji złą. Nie tego chciałem. Chciałem walczyć, ale nie z czarownicami, tylko ze złem. W końcu kiedyś kochałem jedną z nich.
Niall wyglądał jak zbity szczeniak. Patrzył na Arię z takim bólem, że obawiałam się, że ktoś zacznie coś podejrzewać, więc wymawiając się zmęczeniem i trudnym dniem, wyciągnąłem go z domu, co ucieszyło Harry'ego, który był na nas zły za te wszystkie "przypadkowe" wpadki.
-Ogarnij się -mruknęłam, popychając go w stronę auta.
-Nie mogę -jęknął. -Czuję, ze zawiodłem kogoś, kto mi ufał. Mogłem napisać: "Zayn chce cię porwać" i wtedy to wszystko nie miałoby miejsca.
-Nie sądzę, prędzej czy później by ją dopadli.
-Pewnie jest przerażona -mruknął.
-Myślę, że jej nie doceniasz -odpaliłem samochód i wyjechałem na drogę, obydwoje potrzebowaliśmy chwili przerwy -jest silna. Wytrzyma, a my pomożemy jej w ucieczce.
-To co teraz robimy? -Irlandczyk ożył na myśl o ratowaniu przyjaciółki. Lubiłem tę jego stronę. Był nieco dziecinny i nieporadny, ale jeśli ktoś chciał skrzywdzić jego przyjaciela (lub przyjaciółkę)... No cóż, powiem tylko, ze ten ktoś dobrze się zastanowi zanim powtórzy ten błąd.
-Na razie powinieneś odpocząć, póki się nie obudzi, nic jej nie zrobią.
-A ty?
-Co ja?
-Czy ty zamierzasz odpocząć?
-Tak, myślę, że obydwoje tego potrzebujemy.
To co powiedziałem, było tylko w połowie kłamstwem. Zamierzałem odpocząć, ale najpierw musiałem zrobić coś ważnego.
*oczami Harry'ego*
Już miałem iść spać, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wszedł Louis, pchając przed sobą jakiegoś faceta. Był całkiem przystojny. Pod cienką koszulką wyraźne rysowały się jego mięśnie. Miał naprawdę niesamowite oczy. Niby brązowe, ale bardziej czarne. Jego nieco nietypowa uroda przyciągała uwagę. Był kimś, obok kogo nie przeszedł bym obojętnie.
-To czarownik, pałętał się koło domu tamtej czarownicy -oznajmił Lou, zanim zdążyłem zapytać. Mężczyzna spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem.
-Sam? -kiwnął głową na tak. -Brawo przyjacielu. Zabierz go na dół.
Lou ruszył w stronę schodów do piwnicy, popychając czarownika przed sobą. Z żalem pomyślałem, że tamten ma niezły tył. Gdyby tylko był człowiekiem...
-Lou -zatrzymałem go, zanim zdążył opuścić pokój. -Wiesz, już zaczynałem w ciebie wątpić. W ciebie i blondaska, ale teraz mi głupio. Już wiem, że jesteś oddanym łowcą.
-Cieszę się Harry -powiedział i odszedł, ciągnąc za sobą naszego nowego więźnia, a ja poszedłem do Zayna, który był na górze, w sypialni. Nie pukałem, wszyscy wiedzą, że nie mam tego w zwyczaju.
-Nie zgadniesz co się stało -odezwałem się pierwszy, widząc, że chce mnie wyprosić. -Mamy całą trójkę. Lou przyprowadził chłopaka.
-Super -odparł Zayn bez zbytniego entuzjazmu. Mój dobry humor opadł w jednej chwili.
-Co jest? Dlaczego się nie cieszysz?
-Nie jesteś w stanie tego zrozumieć Harry.
-Wypróbuj mnie -rzuciłem, siadając na jego skórzanym fotelu.
-Widzisz, kiedy dowiedziałem się, że ona jest czarownicą -zaczął niepewnie- poczułem się jakby ktoś obudził mnie z pięknego snu. Tyle że, zrozum, moje uczucie względem niej się nie zmieniły.
-Masz rację nie jestem w stanie tego zrozumieć.
-Harry, wyjdź.
-Przepraszam -zrozumiałem, że to poważna sprawa. -Po prostu musisz sobie poradzić. To tak... jakby umarła. Kiedyś była taka dziewczyna, którą kochałeś, ale umarła, a ta czarownica to jej cień.
*oczami Jamesa*
Louis zepchnął mnie na dół. Wiem, że to wszystko było ukartowane i ja sam wymyśliłem ten jakże "genialny" plan, ale i tak ogarnął mnie lekki gniew, gdy ten chłopaczek z loczkami spojrzał na mnie zwycięsko. Lou ani prze chwilę nie wyszedł ze swojej roli. Dopiero w piwnicy spojrzał na mnie jakby chciał coś powiedzieć, ale potem wskazał na swoje ucho, co chyba miało oznaczać, że ktoś mógłby nas usłyszeć, a potem wyszedł. Znał plan i teraz zamierzał robić dokładnie to, co ustaliliśmy, aby wyciągnąć stąd Arię, no i oczywiście Alex.
Rozejrzałem się gorączkowo dookoła w poszukiwaniu dziewczyn. W pierwszej chwili, gdy je zobaczyłem, poczułem ulgę, bo Aria wyglądała na całą, ale potem moje oczy uchwyciły blondynkę, którą Aria trzymała. Siedziały w kącie najbardziej oddalonym od drzwi. Aria trzymała na kolanach głowę Alex, okoloną blond włosami. Właściwie teraz były one bardziej rude, od barwiącej jej krwi. Biedna dziewczyna. W tamtej chwili wyglądała jak porcelanowa lalka, którą jakieś nieuważne dziecko upuściło na ziemię. Byłą piękna, jak zawsze, ale jej twarz wykrzywiał grymas bólu, a ręce kurczowo zaciskała w pięści.
Aria nawet nie zwróciła uwagi na to, że ktoś tu wszedł. Dopiero, gdy do niej podszedłem, spojrzała na mnie, a w jej oczach ukazała się cała gama uczuć. Najpierw zdziwienie, potem radość, następnie przerażenie, gdy domyśliła się jak się tu znalazłem, później złość, a na koniec smutek, przerażający, głęboki smutek.
-Co z nią? -zapytałem, przerywając ciszę.
Aria tylko pokręciła głową. Cały czas głaskała Alex po głowie, jakby to miało w czymś pomóc.
-Musimy coś zrobić -odezwałem się bez sensu, bo przecież to było oczywiste.
-Jamie, nic nie możemy zrobić.
Podniosła ręce ukazując zapięte na nich żelazne bransolety. Trzeba przyznać, że byli nieźli, skoro wpadli na coś takiego. Mało kto wiedział, że żelazo może nam zaszkodzić.
-To byłby faktycznie problem, gdybyś nie omotała dwójki z nich -podniosłem swoje dłonie, które były niczym nieskrępowane, a moja przyjaciółko szeroko otworzyła usta, nie dowierzając.
-Jak...?
-Słuchaj, nie ma na to czasu, mogę was stąd zabrać.
-Więc bierz Alex, prosto do siedziby starszyzny -powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-Zaraz wrócę -oznajmiłem. -Po ciebie.
Nie chciałem jej tu zostawiać, ale gdyby Alex musiała czekać jeszcze parę minut to prawdopodobnie nie przeżyłaby tego.
-Znikaj Jamie.
Delikatnie przeniosłem ciało blondynki na swoje kolana i zacząłem mamrotać dobrze znane mi formułki. Zaklęcie było proste, więc już po chwili poczułem jak wszystko wokół mnie zaczyna się rozmywać. Mocniej chwyciłem Alex, aby nie zgubić jej po drodze, bo tego również mogłaby nie przeżyć. Ostatnim co zobaczyłem była uśmiechnięta twarz Arii. Wyszczerzyłem się do niej, ale nie wiem czy to zobaczyła. Potem zapadliśmy się w nicość.
*oczami Zayna*
-Czy mógłbym z nią porozmawiać?
-No nie wiem -powiedział Harry, choć słowo, którego naprawdę chciał użyć to "nie".
-Proszę, nie zrobię niczego głupiego. Chcę pogadać.
Patrzyłem prosto w jego oczy, mając nadzieję, że w moich zobaczy prawdę.
-Będzie mi łatwiej, jak wyjaśnię parę spraw.
-Zayn, to nie brzmi jak dobry pomysł -westchnął głośno. -Jednak, jeśli ci zależy to okej. Zejdź tam i gadaj z nią do woli, ale pamiętaj, że to czarownica. Jest nią i zawsze była.
-Dzięki Harry.
Wiedziałem, że mi nie zabroni. Harry był oschły, okrutny i złośliwy jako łowca, ale nie dla przyjaciół. Tylko my znaliśmy prawdziwego Harry'ego. Nie Harry'ego - łowcę bez serca, i nie Harry'ego - gwiazdę. Po prostu Harry'ego, kędzierzawego chłopaka z Anglii, który nigdy się nie poddawał i opowiadał dość kiepskie żarty, z których sam się śmiał, nie przejmując się tym, ze nikt inny tego nie robi. Podczas moich rozmyślań wyszedł, zapewne chcąc sprawdzić naszych więźniów.
Sam nie byłem pewny, czy chcę ją zobaczyć, ale musiałem się dowiedzieć co ją doprowadziło do takiego stanu, wtedy w lesie. Przecież ja jej nie uderzyłem, nie widziałem też żeby się wywróciła, a kiedy do niej dotarłem siedziała w dołku, skulona, obejmując rękami swoje kolana. Była blada, a z jej nosa płynęła krew.
Zarzuciłem na siebie czarną bluzę i ruszyłem na dół schodami. Przeskakiwałem po dwa schodki, aby jak najszybciej być w piwnicy i mieć to za sobą.
Wszedłem do więzienie, gdzie powinna być trójka naszych więźniów. Zatrzymałem się gwałtownie obok Stylesa.
-Co do cholery -Harry uprzedził mnie, bo w tej chwili chciałem powiedzieć dokładnie to samo.
*oczami Louisa*
Myślenie, że po powrocie do domu po prostu położę się do łóżka i odpocznę po tym okropnie nerwowym i stresującym dniu, okazało się być wielką naiwnością z mojej strony. Już w drzwiach natknąłem się na rozeźlonego Irlandczyka.
-Czemu zawdzięczam te miłą wizytę? -zapytałem, przechodząc obok niego z zamiarem wejścia do domu.
-To dlatego się mnie pozbyłeś? Żeby móc zdradzić mnie i Arię i wydać jej najlepszego przyjaciela?
-Niall nie mam już siły na tę rozmowę -odparłem, czując, że zaraz się przewrócę jak nie pozwoli mi się położyć.
-Lou, ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji -warknął. -Zdradziłeś kogoś, kto ci ufał, tym samym skazując trzy osoby na śmierć! Aria...
-To był podstęp, jasne? Pomysł Jamesa -przerwałem mu, bo nie mogłem znieść fałszywych oskarżeń. -Wyciągnie ją stamtąd.
-Wszystko pięknie, ale zapomniałeś, że żelazo zabiera czarownicą magię?
-Osobiście dopilnowałem, żeby trafił do piwnicy bez kajdan -uśmiechnąłem się w przypływie dumy ze swojej osoby. -Harry niczego nie podejrzewał. Zostawiłem go tam z całą jego magią.
-Nie okłamujesz mnie?
-Nie -odparłem, patrząc na niego beznamiętnie.
Chwilę patrzył na mnie, jakby myślał, że kłamię i zaraz coś mnie zdradzi, ale raczej niczego się nie doszukał, bo westchnął ciężko, tak jak wzdycha ktoś zmęczony i utrudzony, po czy powiedział:
-Wierzę ci, mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Wiecie jak to jest, jak już zaczynacie być pewni swojego triumfu, a tu nagle wszystko upada i zostajecie w czarnej dupie? Otóż właśnie wszystko zaczęło nam się układać, a wtedy zadzwonił telefon Nialla. Blondyn odebrał i w miarę jak ktoś po drugiej stronie wypowiadał kolejne słowa, bladł coraz bardziej, aż zacząłem się bać, że zemdleje. Rozłączył się i spojrzał na mnie, a ja zdrętwiałem, widząc jego umęczone spojrzenie.
-Twój genialny plan nie wypalił -powiedział bez cienie wyrzutu. -James zabrał blondynę i nie zdążył po nią wrócić. Chłopcy się zorientowali i proszą nas o wsparcie. Co teraz?
Wyglądał jak dziecko, które straciło coś bardzo ważnego. Patrzył na mnie z ufnością, jakby wierzył, że zaraz wyskoczę z czymś okropnie błyskotliwym i uratuję sytuację jak Iron Man albo Batman. Niestety ja byłem jak Peter Parker, któremu szansa na uratowanie dziewczyny przeleciała koło nosa. Jednak widząc spojrzenie Nialla tak bezradnego musiałem podjąć jakieś działanie.
Wyjąłem telefon i wybrałem szybko numer Jamesa. Modliłem się, żeby ten bęcwał miał komórkę przy sobie i o dziwo moje modlitwy zostały wysłuchane.
-Lou? -usłyszałem jego lekko zachrypnięty głos. -Coś się stało? Muszę wrócić po Arię...
-Nie wracaj.
-Co? Dlaczego?
-Chłopcy odkryli wasze zniknięcie. Na pewno nie będzie sama.
-Boże, co teraz?
Właśnie, co teraz? Sam chciałbym wiedzieć. Dlaczego to mnie wszyscy o to pytają.
-Na razie nic nie możemy zrobić. Razem z Niallem jedziemy zobaczyć co tam się dzieje. Ukryj się gdzieś.
-Nie będę się chował, gdy moja przyjaciółka może zginąć!
-Myślę, że bardziej jej się przydasz żywy -wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Czy byłem tutaj jedynym trzeźwo myślącym? W dodatku zmęczenie coraz bardziej dało mi się we znaki.
-Masz racje -skapitulował. -Ale masz mnie informować na bieżąco.
-Obiecuję -położyłem dłoń na sercu, a przynajmniej tam, gdzie mi się wydawało, że ono jest, czego on i tak nie mógł tego zobaczyć, jednak mój niewyspany mózg tego nie ogarniał. Rozłączyłem się.
-Ty prowadzisz -rzuciłem do Nialla.
-I tak nie dałbym ci dotknąć mojego cudeńka -prychnął, a ja chyba pierwszy raz tego wieczoru zobaczyłem u niego ślad rozbawienia. To był ciężki dzień dla nas wszystkich, a przyszłość nie zapowiadała się lepiej.
*oczami Arii*
-Gdzie oni są? Mów!
Podskoczyłam mimowolnie, gdy pięść Harry'ego uderzyła o stolik przy którym siedziałam.
-Nie wiem -odparłam bez jakichkolwiek uczuć.
-Nie kłam! Myślisz, że możesz mnie oszukać? Mnie?!?
Widziałam obłęd w jego oczach. Czysta szajba. Nie był tym wesołym chłopaczkiem, którego kochały milion osób na całym świecie. Gdyby nie to, że już przestałam wierzyć w to, że ktoś mnie uratuje, na pewno bałbym się, że zrobi mi krzywdę lub mnie zabiję, ale teraz wręcz na to liczyłam. Chciałam skrócić swoje problemy. Wiem, że to samolubne, ale wiedząc, że Alec i Jamie są już bezpieczni, mogłam sobie pozwolić na odrobinę samolubności. Nie obchodziło mnie ich cierpienie po mojej śmierci, albo cierpienie Nialla, albo Zayna, chociaż nie sądziłam, żeby tego ostatniego w ogóle to obeszło. W końcu to on mnie tu sprowadził.
W książkach czyta się nie raz o ludziach, którzy walczą, bo wiedzą, że ich odejście zrani wiele osób, ale książki to fikcja. W prawdziwym życiu każdy musi być czasem odrobinę samolubny, nawet jeśli chodzi o jedną, małą myśl, bo ona może nas utrzymać przy zdrowych zmysłach.
Moją małą myślą było to, że umrę i wtedy wszystko się skończy. Przynajmniej dla mnie.
-Gdzie oni są? -Harry chwycił mnie za koszulkę i szarpnął mną mocno przez co z moich ust wydostał się cichy jęk.
-Harry -stanowczy głos Zayna skłonił kędzierzawego do odstawienia mnie na krzesło. -Myślę, że powinieneś się przekimać. Dzisiaj i tak już nic nie zdziałamy. Popilnuję wiedźmy.
-Dasz radę?
Mulat kiwnął głową. Harry spojrzał na mnie ostatni raz, po czym opuścił pokój. Słyszałam jego ciężkie kroki, gdy wchodził po schodach.
-Teraz, kiedy go nie ma, możemy porozmawiać -oznajmił Zayn, siadając na krześle, po drugiej stronie stołu. Nie mogłam określić jasno jego stosunków względem mnie, W jednej chwili mi groził, a w drugie patrzył na mnie niemal przyjaźnie. To trochę mąciło mi w głowie.
-O czym?
-O tobie -odparł. -Chcę wiedzieć co się stało w lesie.
-Nie rozumiem.
Przybrałam obojętną minę, a przynajmniej próbowałam.
-Nic ci wtedy nie zrobiłem, więc co doprowadziło cię do takiego stanu?
-I tak mi nie uwierzysz -powiedziałam po chwili namysłu.
-Czy ty naprawdę umierasz?
-Nie, na niby -parsknęłam. -Jestem przeklęta -odwróciłam wzrok, nie mogąc dłużej znieść jego natarczywego spojrzenia.
-Jesteś przeklęta? -powtórzył, prawdopodobnie próbując sobie to jakoś poukładać. -Jak?
-Nasłano na mnie wyklętego. To taki potwór, którym straszy się małe, niegrzeczne czarownice -wyjaśniłam. -Ale najwidoczniej potwory są prawdziwe i żyją między nami.
-Dlaczego ktoś miałby nasłać na ciebie wyklętego?
-Bo żyjesz.
Widząc jego zagubione spojrzenie postanowiłam rozwinąć temat.
-Jako przykładna czarownica powinnam was wszystkich zabić po tym ataku -zaśmiałam się gorzko, słysząc własne słowa i pokręciłam głową. -Jesteście zagrożeniem.
-Więc czemu tego nie zrobiłaś?
-Słuchaj, mam wrażenie, że ta rozmowa niczego nie zmieni. Ty już podjąłeś decyzję. Nie chcę tego utrudniać. Myślę, że naprawdę powinieneś mnie zabić.
Zesztywniał, słysząc moje słowa. Wydawało mi się, że wizja zabicia mnie naprawdę go poruszyła.
-Powinieneś mnie zabić -powtórzyłam.
-Tego chcesz?
Czy tego chciałam? Nie. Oczywiście, że nie. Każdy boi się śmierci, nawet ci, którzy myślą, że jej chcą. Zawsze przychodzi ten moment, kiedy to się staje tak realne, że zaczynasz się bać. Pojawia się tysiące pytań. Jak to będzie? Czy będzie bardzo boleć? Czy jest tam coś, po drugiej stronie?
-Tak będzie najlepiej -zbyłam jego pytanie. Szczerze wierzyłam w swoje słowa. Ja umieram. Jamie i Alex rozpaczają, ale są cali i żyją. Niall smuci się po utraci przyjaciółki, ale nie traci tych, którzy byli z nim wcześniej. A Lou...
Właściwie nie wiedziałam jaki rodzaj relacji łączy mnie z Lou. Chłopak był niesamowicie tajemniczy i miał swoje demony z przeszłości, które wciąż nie dawały mu spokoju. Był niezły w ukrywaniu uczuć, ale jeśli ktoś spędził z nim odrobinę czasu, to mógł zobaczyć co ukrywają te niebieski oczy. Ja widziałam w nich tęsknotę.
*oczami Jamesa*
Patrzyłem na Alex, wokół której kręciły się jakieś dwie starsze panie, które oczyszczały i opatrywały jej rany, jednocześnie próbując utrzymać jej funkcje życiowe na stabilnym poziomie. Dziewczyna miała mnóstwo szczęścia, bo opiekowały się nią czarownice. W normalnym szpitalu nie miała by szans.
*oczami Nialla*
Mocno zaciskałem ręce na kierownicy. Za każdym razem jak próbowałem przyspieszyć, Lou mamrotał coś o tym, że martwi nikomu nie pomożemy. I choć bardzo chciałem już tam być, musiałem się z nim zgodzić. Zostało już niewiele osób, które mogłyby jej pomóc.
-Niall zwolnij -nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, ze przyspieszyłem. Byłem tak zmęczony, że nawet nie pomyślałem o nieposłuszeństwie.
Co chwila spoglądałem we wsteczne lusterko jakbym spodziewał się tam coś zobaczyć i przeczucie mnie nie zawiodło.
-Co do cholery?!?! -wrzasnąłem, gdy zobaczyłem Jamesa, siedzącego z tyłu, jak gdyby nigdy nic.
Gwałtownie skręciłem na poboczy i odwróciłem się w stronę czarownika, którego najwyraźniej bawiła moja reakcja.
-Jak ty tu...? Miałeś się ukryć!
-Magia -lakoniczne odpowiedzi były najbardziej odpowiednie w tym momencie. Zignorowałem to, ze pozostawił mój zarzut bez odpowiedzi. Każda chwila liczyła się na wagę złota. -Jaki jest plan?
-Właściwie -po raz pierwszy od pojawienia się czarownika, odezwał się Louis- nie mamy planu.
*narracja trzecioosobowa*
Sama. Znowu została sama. Czuła się już lepiej, dzięki magii opiekunek. Ból zelżał i był całkiem do zniesienia. Pokój w którym się znajdowała był ładny i urządzony tak, aby czuć się w nim komfortowo i bezpiecznie. Zielonkawe ściany pokryte były różnymi zdjęciami, przedstawiającymi dzieci i pola pełne kwiatów, i koty, i starszą panią, i morze. Parapet, na którym siedziała, wpatrując się w ciemne niebo bez żadnych gwiazd, był szeroki, zasłaniały go firanki w tym samym co ściany zielonkawym kolorze. Podłoga była wyłożona płytkami, a na niej leżał wielki, puchaty dywan.
Ktoś inny mógłby się czuć dobrze w takim otoczeniu, ale nie ona. Ona czuła jedynie samotność.
Wiedziała, że jej śmierć nic by nie zmieniła. To ona powinna była umrzeć, nie Aria, którą wszyscy kochali. Nawet James, który ją tu przeniósł, zostawił ją samą i ruszył na ratunek swojej jedynej przyjaciółce.
Alex wiedziała, ze takie myślenie jest samolubne i Aria naprawdę potrzebuje pomocy, ale ona też jej potrzebowała. Potrzebowała kogoś kto byłby obok i zapewniłby ją, że jest coś warta. Kogoś kto pomógłby się jej pozbierać po ciężkich przeżyciach, jakimi były tortury zadane jej przez Harry'ego. Dziewczyna nadal miała przed oczami jego szyderczy uśmiech. Czuła się osaczona przez ciemność, która panowała w całym pokoju. Czuła przenikającą ją całą potrzebę bycia kochaną. Chciała tylko jednej osoby, tylko jednej, która kochałaby ją bezwarunkowo i w stu procentach. Nie jak Aria, która traktowała przyjaźń z nią jako coś oczywistego, ale ważniejszy był James. I nie jak on, który traktował ją jak przyjaciółkę, bo robiła to Aria. Chciała kogoś kto był kochał ją dla niej samej.
Nawet, gdyby ktoś teraz wszedł do pokoju, nie zobaczyłby tego, co się dzieje za zasłoną. Uznałby pewnie, że Alex potrzebuje odrobiny samotności, ale ona miała jej aż nadto.
Paznokcie dziewczyny mocno wbijały się w świeże jeszcze rany, powodując ponowne krwawienie. Nie płakała, jej oczy były zupełnie suche. Ból, który czuła, nie mógł zostać wyrażony łzami.
Samotność.
Oto jest najgorsze co może spotkać człowieka. Nieważne kim on jest, co robi, albo co mówi. Nikt nie powinien cierpieć sam. Niektórzy jednak nie mają wyboru.
_________________________________________________________________________________
Patrzyłam na Harry'ego, który rozmawiał przez telefon. Nie za bardzo kontaktowałam, ale i tak udało mi się rozróżnić pojedyncze słowa. "Dzisiaj". "Już jadą". "Aria".
Drgnęłam, słysząc imię przyjaciółki. Spróbowałam bardziej skupić się na jego słowach, ale nie pozwalał mi na to przytłaczający ból. Zawsze byłam tą najmniej wytrzymałą. Aria i James potrafili znosić swoje cierpienia cierpliwie i w ciszy, a mi z oczu leciały łzy nawet gdy przecięłam sobie palec nożem kuchennym, w czasie robienia kanapek. Tępo przyglądałam się swoim poranionym dłonią. Nowe blizny mieszały się ze starymi. Krew nie przestawała płynąć.
Tak bardzo chciałam, żeby to się skończyło, ale jednocześnie się bałam. Strach jest raczej nieodłącznym efektem cierpienia.Tęskniłam za przyjaciółmi. Oni wiedzieliby co robić. Pamiętam dzień w którym ich poznałam.
Od dziecka byłam chorobliwe nieśmiała. Nigdy nie odzywałam się niepytana. Nie wychodziłam przed szereg. Trzymałam się z tyłu. Swoje myśli zachowywałam dla siebie. Może wiązała się to z tym, że jako bardzo mała dziewczynka byłam wiecznie ganiona, nawet jeśli nie zrobiłam niczego złego. "Nie przeszkadzaj". "Naucz się w końcu co wypada, a co nie". "Nie bądź głupia". "Nie zachowuj się jak idiotka". "Naucz się w końcu robić coś dobrze". Takie rzeczy mogą naprawdę wpłynąć na czyiś charakter.
Tego dnia padało. Siedziałam w domu, czytając książkę. Książki to jedna z niewielu rzeczy, które sprawiają mi radość. Teraz czytam niewiele. W sumie to sama nie wiem dlaczego, może przez brak czasu. W każdym razie mama powiedziała, że będziemy mieli gości. Pamiętam, że była zła, że zeszłam do nich w dżinsach i zwyczajnym swetrze, "jakby nas nie było stać na lepsze ubranie". W salonie, przy ogromnym stole siedział mężczyzna. Przywitałam się, po czym usłyszałam, że powinnam wyjść do ogrodu, gdzie są inne dzieciaki. Zrobiłam to, ponieważ zawsze wykonywałam polecenia. Wolno podeszłam do drzwi prowadzących na taras. W ogrodzie zobaczyłam chłopaka i dziewczynkę w podobnym do mojego wieku. Siedzieli razem na ławce, pod drzewem, które zasadzono w tym ogrodzie, jeszcze przed narodzinami mojej babci. Na pierwszy rzut oka było widać, że są ze sobą blisko. Chłopak patrzył na nią, jakby chciał ją obronić przed całym złem tego świata. Zresztą nie dziwiłam mu się. Dziewczyna była mała i drobna, ale bardzo ładna, wręcz onieśmielająca.
Podeszłam powoli do nich. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale on mnie wyprzedził. "Cześć, może może się przysiądziesz?". Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową, nadal bojąc się odezwać. Dopiero później, gdy już siedzieliśmy na górze, wśród rozłożystych gałęzi drzewa, przypomniał sobie, że w ogóle się nie znamy. "Ja jestem James, a to moja przyjaciółka Aria", "Alex, mam na imię Alex". Tą piękną chwilę postanowili zepsuć moi rodzice, którzy wyszli z domu. "Alex, złaź natychmiast!". Pamiętam jak ten mężczyzna, z którym przyjechali Aria i James zaczął mnie bronić, mówiąc, że to normalne, że dzieciaki lubią ryzyko. "Ale oni nie są tak niezdarni jak Alex". Pamiętam, że było mi okropnie wstyd. Wszyscy to słyszeli.
Skupiłam się mocniej na słowach Harry'ego.
-Dzisiaj swój żywot zakończy więcej niż jedna czarownica -pewność siebie biła od niego na kilometry. -Uważajcie też na tego chłopaczka, Jamesa. Myślę, że bardzo zależy mu na tych dwóch czarownicach.
Zesztywniałam, słysząc imię przyjaciele. Wiedzieli. Wszystko wiedzieli. Nie wiem jak, ale domyślili się prawdy. Moi przyjaciele byli w niebezpieczeństwie. Wiedziałam, że mam mało mocy, ale musiałam spróbować.
Podniosłam się i powłócząc nogami zbliżyłam się do Harry'ego, który w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Włożyłam w zaklęcie unieruchamiające całą siłę jaką miałam, ale okazało się, że to za mało. Chłopak z burzą loków przygniótł mnie do ziemi jednym, zwinnym ruchem. Od uderzenia o posadzkę zaparło mi dech w piersiach. Harry zamachnął się kilka razy, celował w głowę. Prawie nie czułam bólu, a przynajmniej nie odróżniałam już tego starego, od tego, który teraz był mi zadawany. Leżałam bez ruchu, obserwując krew, gromadzącą się pod moim ciałem, a on wyszedł, zostawiając mnie samą. Tuż przed zamknięciem rzucił jeszcze pogardliwie:
-Niedługo będziesz miała towarzystwo -zamknął drzwi, a jednak usłyszałam jak dodał -jeśli dożyjesz.
*oczami Arii*
Siedzieliśmy z Zaynem na wzgórzu. Nie rozumiałam, dlaczego mnie tu przyprowadził, a on nie zamierzał mi niczego tłumaczyć. Rozglądał się nerwowo, jakby spodziewał się coś zobaczyć w otaczającej nas ciemności. W tamtej chwili zapomniałam o tym, że mam moc i mogę go pokonać. Bałam się go. Czułam strach wobec człowieka, którego kochałam.
-Zayn, idę do domu -oznajmiłam, ruszając w przeciwną stronę.
-Nie idziesz -złapał mnie mocno za rękę.
-Zayn, to boli -powiedziałam, próbując się oswobodzić. -Robisz mi krzywdę.
Spojrzałam w jego oczy, szukając chociaż odrobiny skruchy, poczucia winy, ale nie znalazłam nic. Zobaczyłam tylko ciemność.
-Przykro mi kochanie -wyszeptał, opierając swoje czoło o moje.
Nie podobał mi się ton, jakim to powiedział. Nagle wszystko zaczęło wyglądać nieprzyjaźnie. Zaczęłam się denerwować.
-Zayn... proszę, po prostu mnie puść.
-Nie mogę dziobasku. Wiem, że mnie oszukujesz. Wiem wszystko.
Zdrętwiałam. Stałam przed nim z szeroko otwartymi ustami, a on szczerzył się, niczym szaleniec, który dopadł swoją ofiarę.
-Nawet nie zaprzeczasz? -niemal jęknął. -Liczyłem na to, że zaprzeczysz. Nie mam wyboru. Nie mam...
Wyrwałam mu się i wykorzystując chwilę zaskoczenia rzuciłam się do ucieczki. Biegłam przez ciemne pole, mając nadzieję, że na nic nie wpadnę. Jednak nie przewidziałam gorszej opcji. Akurat, gdy zobaczyłam pierwsze zabudowania, poczułam, że robi mi się słabo. Dobre samopoczucie, jakie miałam tamtego dnia od rana sprawiło, że niemal zapomniałam o klątwie, więc ona znów dała o sobie znać. Jak na zawołanie z mojego nosa zaczęła płynąc krew. Wiedziałam, że daleko nie zajdę. Ledwo oddychając ruszyłam w stronę drzew, za którymi mogłabym się schować choć na chwilę. Jednak w momencie, gdy zbliżyłam się do grubego konaru, straciłam grunt pod nogami. Wpadłam w dół, który musiał zostać wykopany przez jakiegoś psa lub inne zwierzę. Nie wyszłam z niego. Skuliłam się na ziemi, tak aby nie było mnie widać z daleka i modliłam się, aby tu nie podszedł. Krew, płynąca z nosa, zabarwiła moją bluzkę, ale nie byłam w stanie się tym przejąć. Drżącymi palcami wyszukałam telefon i poprzez szybkie wybieranie zadzwoniłam do Jamesa, mając nadzieję, że jest bezpieczny.
-James -wyszeptałam, gdy usłyszałam jego głos -oni wiedzą. Łowcy. Wiedzą wszystko o mnie. Zayn wie. Jestem ścigana, nie dam rady uciec. James, strasznie się boję... Boże, przepraszam, gadam głupoty. Jamie, uciekaj, upewnij się, że cię nie znajdą. Schowaj się. Weź Alex. Kocham cię Jamie...
-Aria? Co się dzieje? Proszę, nie mów tak jakbyś się żegnała.
Usłyszałam czyjeś kroki i chrzęst gałęzi. Był bliżej niż się spodziewałam.
-Kocham cię Jamie, ukryj się dobrze -szepnęłam.
-Poczekaj, znajdę cię...
Nie dałam mu dokończyć. Rozłączyłam się. On był coraz bliżej. Słyszałam jego ciężki oddech. Musiał biec bardzo szybko.
-Przede mną się nie ukryjesz -wysapał.
I miał rację. Już po chwili zobaczyłam przed sobą ciemną postać, a moją twarz oświetliło światło latarki.
-Mam cię -powiedział triumfalnie, ale gdy zobaczył krew na moim ubraniu stracił odrobinę pewności.
-Jak to się stało?
Przez chwilę był znowu "moim" Zaynem. Tym, którego obdarzyłam uczuciem. Troskliwym i dobrym. Jednak już po chwili jego twarz znów stężała. Znowu założył maskę.
-To co widzisz -wskazałam na swoją twarz i koszulkę nieco zbyt dramatycznym gestem -to skutek uboczny umierania.
-Umierania? Żarty sobie ze mnie robisz?
-Chciałabym -odparłam.
-Nie próbuj wywołać u mnie współczucie. Nie masz prawa, aby ktoś żywił do ciebie takie uczucia czarownico -warknął. -Oszukałaś mnie. Bardzo sprytnie. Jak mogłem się nie domyślić? Jesteś czarownicą, pasożytem. Nic nie warta.
-Nagle stałam się nic nie warta? Czy byłam tak kiedy mnie całowałeś? Albo jak powiedziałeś co do mnie czujesz? -próbowałam nie okazać, że jego słowa do mnie trafiają. On milczał. -Więc na co czekasz? Zabij mnie i zakończ to. Co cię powstrzymuje?
Najwidoczniej zaskoczyło go moje pytanie, bo zrobił dziwną minę, jakbym go uderzyła. Chciałam dorzucić coś jeszcze, ale przerwał mi ostry ból. Zaczęłam kaszleć, co sprawiło, że wszystko bolało mnie bardziej. Zasłoniłam usta dłonią. Nie mogłam już dłużej powstrzymać łez, które popłynęły strumieniem po mojej twarzy. Skuliłam się jeszcze bardziej, jakbym chciała wniknąć w ziemię, na której leżałam. Nie lubiłam słabości. Okazanie jej przed wrogiem było ostatnim, czego bym chciała, a jednak nie zależało to ode mnie. Poczułam ulgę, gdy zrobiło mi się ciemno przed oczami. Już nie musiałam się niczym przejmować. Ciemność podejmowała decyzje za mnie.
*oczami Louisa*
Robiliśmy wszystko, aby przeszkodzić w schwytaniu dziewczyny, ale nie udało się nam. Przez nas w ogóle nie dotarliśmy na miejsce, więc Zayn odwalił całą robotę za nas. Ze złością patrzyłem jak niesie nieprzytomną dziewczynę do piwnicy, gdzie była już jej przyjaciółka. Nie mogłem znieść widoku jej bezwładnego ciała. Ubranie miała umazane krwią, co oznaczało, że Zayn ją skrzywdził, przez co wkurzyłem się jeszcze bardziej.
Kiedy zaczynaliśmy działać jako łowcy, ustaliliśmy, że będziemy zabijać tylko złe czarownice. Nie wiem od kiedy każda czarownica jest z definicji złą. Nie tego chciałem. Chciałem walczyć, ale nie z czarownicami, tylko ze złem. W końcu kiedyś kochałem jedną z nich.
Niall wyglądał jak zbity szczeniak. Patrzył na Arię z takim bólem, że obawiałam się, że ktoś zacznie coś podejrzewać, więc wymawiając się zmęczeniem i trudnym dniem, wyciągnąłem go z domu, co ucieszyło Harry'ego, który był na nas zły za te wszystkie "przypadkowe" wpadki.
-Ogarnij się -mruknęłam, popychając go w stronę auta.
-Nie mogę -jęknął. -Czuję, ze zawiodłem kogoś, kto mi ufał. Mogłem napisać: "Zayn chce cię porwać" i wtedy to wszystko nie miałoby miejsca.
-Nie sądzę, prędzej czy później by ją dopadli.
-Pewnie jest przerażona -mruknął.
-Myślę, że jej nie doceniasz -odpaliłem samochód i wyjechałem na drogę, obydwoje potrzebowaliśmy chwili przerwy -jest silna. Wytrzyma, a my pomożemy jej w ucieczce.
-To co teraz robimy? -Irlandczyk ożył na myśl o ratowaniu przyjaciółki. Lubiłem tę jego stronę. Był nieco dziecinny i nieporadny, ale jeśli ktoś chciał skrzywdzić jego przyjaciela (lub przyjaciółkę)... No cóż, powiem tylko, ze ten ktoś dobrze się zastanowi zanim powtórzy ten błąd.
-Na razie powinieneś odpocząć, póki się nie obudzi, nic jej nie zrobią.
-A ty?
-Co ja?
-Czy ty zamierzasz odpocząć?
-Tak, myślę, że obydwoje tego potrzebujemy.
To co powiedziałem, było tylko w połowie kłamstwem. Zamierzałem odpocząć, ale najpierw musiałem zrobić coś ważnego.
*oczami Harry'ego*
Już miałem iść spać, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wszedł Louis, pchając przed sobą jakiegoś faceta. Był całkiem przystojny. Pod cienką koszulką wyraźne rysowały się jego mięśnie. Miał naprawdę niesamowite oczy. Niby brązowe, ale bardziej czarne. Jego nieco nietypowa uroda przyciągała uwagę. Był kimś, obok kogo nie przeszedł bym obojętnie.
-To czarownik, pałętał się koło domu tamtej czarownicy -oznajmił Lou, zanim zdążyłem zapytać. Mężczyzna spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem.
-Sam? -kiwnął głową na tak. -Brawo przyjacielu. Zabierz go na dół.
Lou ruszył w stronę schodów do piwnicy, popychając czarownika przed sobą. Z żalem pomyślałem, że tamten ma niezły tył. Gdyby tylko był człowiekiem...
-Lou -zatrzymałem go, zanim zdążył opuścić pokój. -Wiesz, już zaczynałem w ciebie wątpić. W ciebie i blondaska, ale teraz mi głupio. Już wiem, że jesteś oddanym łowcą.
-Cieszę się Harry -powiedział i odszedł, ciągnąc za sobą naszego nowego więźnia, a ja poszedłem do Zayna, który był na górze, w sypialni. Nie pukałem, wszyscy wiedzą, że nie mam tego w zwyczaju.
-Nie zgadniesz co się stało -odezwałem się pierwszy, widząc, że chce mnie wyprosić. -Mamy całą trójkę. Lou przyprowadził chłopaka.
-Super -odparł Zayn bez zbytniego entuzjazmu. Mój dobry humor opadł w jednej chwili.
-Co jest? Dlaczego się nie cieszysz?
-Nie jesteś w stanie tego zrozumieć Harry.
-Wypróbuj mnie -rzuciłem, siadając na jego skórzanym fotelu.
-Widzisz, kiedy dowiedziałem się, że ona jest czarownicą -zaczął niepewnie- poczułem się jakby ktoś obudził mnie z pięknego snu. Tyle że, zrozum, moje uczucie względem niej się nie zmieniły.
-Masz rację nie jestem w stanie tego zrozumieć.
-Harry, wyjdź.
-Przepraszam -zrozumiałem, że to poważna sprawa. -Po prostu musisz sobie poradzić. To tak... jakby umarła. Kiedyś była taka dziewczyna, którą kochałeś, ale umarła, a ta czarownica to jej cień.
*oczami Jamesa*
Louis zepchnął mnie na dół. Wiem, że to wszystko było ukartowane i ja sam wymyśliłem ten jakże "genialny" plan, ale i tak ogarnął mnie lekki gniew, gdy ten chłopaczek z loczkami spojrzał na mnie zwycięsko. Lou ani prze chwilę nie wyszedł ze swojej roli. Dopiero w piwnicy spojrzał na mnie jakby chciał coś powiedzieć, ale potem wskazał na swoje ucho, co chyba miało oznaczać, że ktoś mógłby nas usłyszeć, a potem wyszedł. Znał plan i teraz zamierzał robić dokładnie to, co ustaliliśmy, aby wyciągnąć stąd Arię, no i oczywiście Alex.
Rozejrzałem się gorączkowo dookoła w poszukiwaniu dziewczyn. W pierwszej chwili, gdy je zobaczyłem, poczułem ulgę, bo Aria wyglądała na całą, ale potem moje oczy uchwyciły blondynkę, którą Aria trzymała. Siedziały w kącie najbardziej oddalonym od drzwi. Aria trzymała na kolanach głowę Alex, okoloną blond włosami. Właściwie teraz były one bardziej rude, od barwiącej jej krwi. Biedna dziewczyna. W tamtej chwili wyglądała jak porcelanowa lalka, którą jakieś nieuważne dziecko upuściło na ziemię. Byłą piękna, jak zawsze, ale jej twarz wykrzywiał grymas bólu, a ręce kurczowo zaciskała w pięści.
Aria nawet nie zwróciła uwagi na to, że ktoś tu wszedł. Dopiero, gdy do niej podszedłem, spojrzała na mnie, a w jej oczach ukazała się cała gama uczuć. Najpierw zdziwienie, potem radość, następnie przerażenie, gdy domyśliła się jak się tu znalazłem, później złość, a na koniec smutek, przerażający, głęboki smutek.
-Co z nią? -zapytałem, przerywając ciszę.
Aria tylko pokręciła głową. Cały czas głaskała Alex po głowie, jakby to miało w czymś pomóc.
-Musimy coś zrobić -odezwałem się bez sensu, bo przecież to było oczywiste.
-Jamie, nic nie możemy zrobić.
Podniosła ręce ukazując zapięte na nich żelazne bransolety. Trzeba przyznać, że byli nieźli, skoro wpadli na coś takiego. Mało kto wiedział, że żelazo może nam zaszkodzić.
-To byłby faktycznie problem, gdybyś nie omotała dwójki z nich -podniosłem swoje dłonie, które były niczym nieskrępowane, a moja przyjaciółko szeroko otworzyła usta, nie dowierzając.
-Jak...?
-Słuchaj, nie ma na to czasu, mogę was stąd zabrać.
-Więc bierz Alex, prosto do siedziby starszyzny -powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-Zaraz wrócę -oznajmiłem. -Po ciebie.
Nie chciałem jej tu zostawiać, ale gdyby Alex musiała czekać jeszcze parę minut to prawdopodobnie nie przeżyłaby tego.
-Znikaj Jamie.
Delikatnie przeniosłem ciało blondynki na swoje kolana i zacząłem mamrotać dobrze znane mi formułki. Zaklęcie było proste, więc już po chwili poczułem jak wszystko wokół mnie zaczyna się rozmywać. Mocniej chwyciłem Alex, aby nie zgubić jej po drodze, bo tego również mogłaby nie przeżyć. Ostatnim co zobaczyłem była uśmiechnięta twarz Arii. Wyszczerzyłem się do niej, ale nie wiem czy to zobaczyła. Potem zapadliśmy się w nicość.
*oczami Zayna*
-Czy mógłbym z nią porozmawiać?
-No nie wiem -powiedział Harry, choć słowo, którego naprawdę chciał użyć to "nie".
-Proszę, nie zrobię niczego głupiego. Chcę pogadać.
Patrzyłem prosto w jego oczy, mając nadzieję, że w moich zobaczy prawdę.
-Będzie mi łatwiej, jak wyjaśnię parę spraw.
-Zayn, to nie brzmi jak dobry pomysł -westchnął głośno. -Jednak, jeśli ci zależy to okej. Zejdź tam i gadaj z nią do woli, ale pamiętaj, że to czarownica. Jest nią i zawsze była.
-Dzięki Harry.
Wiedziałem, że mi nie zabroni. Harry był oschły, okrutny i złośliwy jako łowca, ale nie dla przyjaciół. Tylko my znaliśmy prawdziwego Harry'ego. Nie Harry'ego - łowcę bez serca, i nie Harry'ego - gwiazdę. Po prostu Harry'ego, kędzierzawego chłopaka z Anglii, który nigdy się nie poddawał i opowiadał dość kiepskie żarty, z których sam się śmiał, nie przejmując się tym, ze nikt inny tego nie robi. Podczas moich rozmyślań wyszedł, zapewne chcąc sprawdzić naszych więźniów.
Sam nie byłem pewny, czy chcę ją zobaczyć, ale musiałem się dowiedzieć co ją doprowadziło do takiego stanu, wtedy w lesie. Przecież ja jej nie uderzyłem, nie widziałem też żeby się wywróciła, a kiedy do niej dotarłem siedziała w dołku, skulona, obejmując rękami swoje kolana. Była blada, a z jej nosa płynęła krew.
Zarzuciłem na siebie czarną bluzę i ruszyłem na dół schodami. Przeskakiwałem po dwa schodki, aby jak najszybciej być w piwnicy i mieć to za sobą.
Wszedłem do więzienie, gdzie powinna być trójka naszych więźniów. Zatrzymałem się gwałtownie obok Stylesa.
-Co do cholery -Harry uprzedził mnie, bo w tej chwili chciałem powiedzieć dokładnie to samo.
*oczami Louisa*
Myślenie, że po powrocie do domu po prostu położę się do łóżka i odpocznę po tym okropnie nerwowym i stresującym dniu, okazało się być wielką naiwnością z mojej strony. Już w drzwiach natknąłem się na rozeźlonego Irlandczyka.
-Czemu zawdzięczam te miłą wizytę? -zapytałem, przechodząc obok niego z zamiarem wejścia do domu.
-To dlatego się mnie pozbyłeś? Żeby móc zdradzić mnie i Arię i wydać jej najlepszego przyjaciela?
-Niall nie mam już siły na tę rozmowę -odparłem, czując, że zaraz się przewrócę jak nie pozwoli mi się położyć.
-Lou, ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji -warknął. -Zdradziłeś kogoś, kto ci ufał, tym samym skazując trzy osoby na śmierć! Aria...
-To był podstęp, jasne? Pomysł Jamesa -przerwałem mu, bo nie mogłem znieść fałszywych oskarżeń. -Wyciągnie ją stamtąd.
-Wszystko pięknie, ale zapomniałeś, że żelazo zabiera czarownicą magię?
-Osobiście dopilnowałem, żeby trafił do piwnicy bez kajdan -uśmiechnąłem się w przypływie dumy ze swojej osoby. -Harry niczego nie podejrzewał. Zostawiłem go tam z całą jego magią.
-Nie okłamujesz mnie?
-Nie -odparłem, patrząc na niego beznamiętnie.
Chwilę patrzył na mnie, jakby myślał, że kłamię i zaraz coś mnie zdradzi, ale raczej niczego się nie doszukał, bo westchnął ciężko, tak jak wzdycha ktoś zmęczony i utrudzony, po czy powiedział:
-Wierzę ci, mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Wiecie jak to jest, jak już zaczynacie być pewni swojego triumfu, a tu nagle wszystko upada i zostajecie w czarnej dupie? Otóż właśnie wszystko zaczęło nam się układać, a wtedy zadzwonił telefon Nialla. Blondyn odebrał i w miarę jak ktoś po drugiej stronie wypowiadał kolejne słowa, bladł coraz bardziej, aż zacząłem się bać, że zemdleje. Rozłączył się i spojrzał na mnie, a ja zdrętwiałem, widząc jego umęczone spojrzenie.
-Twój genialny plan nie wypalił -powiedział bez cienie wyrzutu. -James zabrał blondynę i nie zdążył po nią wrócić. Chłopcy się zorientowali i proszą nas o wsparcie. Co teraz?
Wyglądał jak dziecko, które straciło coś bardzo ważnego. Patrzył na mnie z ufnością, jakby wierzył, że zaraz wyskoczę z czymś okropnie błyskotliwym i uratuję sytuację jak Iron Man albo Batman. Niestety ja byłem jak Peter Parker, któremu szansa na uratowanie dziewczyny przeleciała koło nosa. Jednak widząc spojrzenie Nialla tak bezradnego musiałem podjąć jakieś działanie.
Wyjąłem telefon i wybrałem szybko numer Jamesa. Modliłem się, żeby ten bęcwał miał komórkę przy sobie i o dziwo moje modlitwy zostały wysłuchane.
-Lou? -usłyszałem jego lekko zachrypnięty głos. -Coś się stało? Muszę wrócić po Arię...
-Nie wracaj.
-Co? Dlaczego?
-Chłopcy odkryli wasze zniknięcie. Na pewno nie będzie sama.
-Boże, co teraz?
Właśnie, co teraz? Sam chciałbym wiedzieć. Dlaczego to mnie wszyscy o to pytają.
-Na razie nic nie możemy zrobić. Razem z Niallem jedziemy zobaczyć co tam się dzieje. Ukryj się gdzieś.
-Nie będę się chował, gdy moja przyjaciółka może zginąć!
-Myślę, że bardziej jej się przydasz żywy -wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Czy byłem tutaj jedynym trzeźwo myślącym? W dodatku zmęczenie coraz bardziej dało mi się we znaki.
-Masz racje -skapitulował. -Ale masz mnie informować na bieżąco.
-Obiecuję -położyłem dłoń na sercu, a przynajmniej tam, gdzie mi się wydawało, że ono jest, czego on i tak nie mógł tego zobaczyć, jednak mój niewyspany mózg tego nie ogarniał. Rozłączyłem się.
-Ty prowadzisz -rzuciłem do Nialla.
-I tak nie dałbym ci dotknąć mojego cudeńka -prychnął, a ja chyba pierwszy raz tego wieczoru zobaczyłem u niego ślad rozbawienia. To był ciężki dzień dla nas wszystkich, a przyszłość nie zapowiadała się lepiej.
*oczami Arii*
-Gdzie oni są? Mów!
Podskoczyłam mimowolnie, gdy pięść Harry'ego uderzyła o stolik przy którym siedziałam.
-Nie wiem -odparłam bez jakichkolwiek uczuć.
-Nie kłam! Myślisz, że możesz mnie oszukać? Mnie?!?
Widziałam obłęd w jego oczach. Czysta szajba. Nie był tym wesołym chłopaczkiem, którego kochały milion osób na całym świecie. Gdyby nie to, że już przestałam wierzyć w to, że ktoś mnie uratuje, na pewno bałbym się, że zrobi mi krzywdę lub mnie zabiję, ale teraz wręcz na to liczyłam. Chciałam skrócić swoje problemy. Wiem, że to samolubne, ale wiedząc, że Alec i Jamie są już bezpieczni, mogłam sobie pozwolić na odrobinę samolubności. Nie obchodziło mnie ich cierpienie po mojej śmierci, albo cierpienie Nialla, albo Zayna, chociaż nie sądziłam, żeby tego ostatniego w ogóle to obeszło. W końcu to on mnie tu sprowadził.
W książkach czyta się nie raz o ludziach, którzy walczą, bo wiedzą, że ich odejście zrani wiele osób, ale książki to fikcja. W prawdziwym życiu każdy musi być czasem odrobinę samolubny, nawet jeśli chodzi o jedną, małą myśl, bo ona może nas utrzymać przy zdrowych zmysłach.
Moją małą myślą było to, że umrę i wtedy wszystko się skończy. Przynajmniej dla mnie.
-Gdzie oni są? -Harry chwycił mnie za koszulkę i szarpnął mną mocno przez co z moich ust wydostał się cichy jęk.
-Harry -stanowczy głos Zayna skłonił kędzierzawego do odstawienia mnie na krzesło. -Myślę, że powinieneś się przekimać. Dzisiaj i tak już nic nie zdziałamy. Popilnuję wiedźmy.
-Dasz radę?
Mulat kiwnął głową. Harry spojrzał na mnie ostatni raz, po czym opuścił pokój. Słyszałam jego ciężkie kroki, gdy wchodził po schodach.
-Teraz, kiedy go nie ma, możemy porozmawiać -oznajmił Zayn, siadając na krześle, po drugiej stronie stołu. Nie mogłam określić jasno jego stosunków względem mnie, W jednej chwili mi groził, a w drugie patrzył na mnie niemal przyjaźnie. To trochę mąciło mi w głowie.
-O czym?
-O tobie -odparł. -Chcę wiedzieć co się stało w lesie.
-Nie rozumiem.
Przybrałam obojętną minę, a przynajmniej próbowałam.
-Nic ci wtedy nie zrobiłem, więc co doprowadziło cię do takiego stanu?
-I tak mi nie uwierzysz -powiedziałam po chwili namysłu.
-Czy ty naprawdę umierasz?
-Nie, na niby -parsknęłam. -Jestem przeklęta -odwróciłam wzrok, nie mogąc dłużej znieść jego natarczywego spojrzenia.
-Jesteś przeklęta? -powtórzył, prawdopodobnie próbując sobie to jakoś poukładać. -Jak?
-Nasłano na mnie wyklętego. To taki potwór, którym straszy się małe, niegrzeczne czarownice -wyjaśniłam. -Ale najwidoczniej potwory są prawdziwe i żyją między nami.
-Dlaczego ktoś miałby nasłać na ciebie wyklętego?
-Bo żyjesz.
Widząc jego zagubione spojrzenie postanowiłam rozwinąć temat.
-Jako przykładna czarownica powinnam was wszystkich zabić po tym ataku -zaśmiałam się gorzko, słysząc własne słowa i pokręciłam głową. -Jesteście zagrożeniem.
-Więc czemu tego nie zrobiłaś?
-Słuchaj, mam wrażenie, że ta rozmowa niczego nie zmieni. Ty już podjąłeś decyzję. Nie chcę tego utrudniać. Myślę, że naprawdę powinieneś mnie zabić.
Zesztywniał, słysząc moje słowa. Wydawało mi się, że wizja zabicia mnie naprawdę go poruszyła.
-Powinieneś mnie zabić -powtórzyłam.
-Tego chcesz?
Czy tego chciałam? Nie. Oczywiście, że nie. Każdy boi się śmierci, nawet ci, którzy myślą, że jej chcą. Zawsze przychodzi ten moment, kiedy to się staje tak realne, że zaczynasz się bać. Pojawia się tysiące pytań. Jak to będzie? Czy będzie bardzo boleć? Czy jest tam coś, po drugiej stronie?
-Tak będzie najlepiej -zbyłam jego pytanie. Szczerze wierzyłam w swoje słowa. Ja umieram. Jamie i Alex rozpaczają, ale są cali i żyją. Niall smuci się po utraci przyjaciółki, ale nie traci tych, którzy byli z nim wcześniej. A Lou...
Właściwie nie wiedziałam jaki rodzaj relacji łączy mnie z Lou. Chłopak był niesamowicie tajemniczy i miał swoje demony z przeszłości, które wciąż nie dawały mu spokoju. Był niezły w ukrywaniu uczuć, ale jeśli ktoś spędził z nim odrobinę czasu, to mógł zobaczyć co ukrywają te niebieski oczy. Ja widziałam w nich tęsknotę.
*oczami Jamesa*
Patrzyłem na Alex, wokół której kręciły się jakieś dwie starsze panie, które oczyszczały i opatrywały jej rany, jednocześnie próbując utrzymać jej funkcje życiowe na stabilnym poziomie. Dziewczyna miała mnóstwo szczęścia, bo opiekowały się nią czarownice. W normalnym szpitalu nie miała by szans.
*oczami Nialla*
Mocno zaciskałem ręce na kierownicy. Za każdym razem jak próbowałem przyspieszyć, Lou mamrotał coś o tym, że martwi nikomu nie pomożemy. I choć bardzo chciałem już tam być, musiałem się z nim zgodzić. Zostało już niewiele osób, które mogłyby jej pomóc.
-Niall zwolnij -nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, ze przyspieszyłem. Byłem tak zmęczony, że nawet nie pomyślałem o nieposłuszeństwie.
Co chwila spoglądałem we wsteczne lusterko jakbym spodziewał się tam coś zobaczyć i przeczucie mnie nie zawiodło.
-Co do cholery?!?! -wrzasnąłem, gdy zobaczyłem Jamesa, siedzącego z tyłu, jak gdyby nigdy nic.
Gwałtownie skręciłem na poboczy i odwróciłem się w stronę czarownika, którego najwyraźniej bawiła moja reakcja.
-Jak ty tu...? Miałeś się ukryć!
-Magia -lakoniczne odpowiedzi były najbardziej odpowiednie w tym momencie. Zignorowałem to, ze pozostawił mój zarzut bez odpowiedzi. Każda chwila liczyła się na wagę złota. -Jaki jest plan?
-Właściwie -po raz pierwszy od pojawienia się czarownika, odezwał się Louis- nie mamy planu.
*narracja trzecioosobowa*
Sama. Znowu została sama. Czuła się już lepiej, dzięki magii opiekunek. Ból zelżał i był całkiem do zniesienia. Pokój w którym się znajdowała był ładny i urządzony tak, aby czuć się w nim komfortowo i bezpiecznie. Zielonkawe ściany pokryte były różnymi zdjęciami, przedstawiającymi dzieci i pola pełne kwiatów, i koty, i starszą panią, i morze. Parapet, na którym siedziała, wpatrując się w ciemne niebo bez żadnych gwiazd, był szeroki, zasłaniały go firanki w tym samym co ściany zielonkawym kolorze. Podłoga była wyłożona płytkami, a na niej leżał wielki, puchaty dywan.
Ktoś inny mógłby się czuć dobrze w takim otoczeniu, ale nie ona. Ona czuła jedynie samotność.
Wiedziała, że jej śmierć nic by nie zmieniła. To ona powinna była umrzeć, nie Aria, którą wszyscy kochali. Nawet James, który ją tu przeniósł, zostawił ją samą i ruszył na ratunek swojej jedynej przyjaciółce.
Alex wiedziała, ze takie myślenie jest samolubne i Aria naprawdę potrzebuje pomocy, ale ona też jej potrzebowała. Potrzebowała kogoś kto byłby obok i zapewniłby ją, że jest coś warta. Kogoś kto pomógłby się jej pozbierać po ciężkich przeżyciach, jakimi były tortury zadane jej przez Harry'ego. Dziewczyna nadal miała przed oczami jego szyderczy uśmiech. Czuła się osaczona przez ciemność, która panowała w całym pokoju. Czuła przenikającą ją całą potrzebę bycia kochaną. Chciała tylko jednej osoby, tylko jednej, która kochałaby ją bezwarunkowo i w stu procentach. Nie jak Aria, która traktowała przyjaźń z nią jako coś oczywistego, ale ważniejszy był James. I nie jak on, który traktował ją jak przyjaciółkę, bo robiła to Aria. Chciała kogoś kto był kochał ją dla niej samej.
Nawet, gdyby ktoś teraz wszedł do pokoju, nie zobaczyłby tego, co się dzieje za zasłoną. Uznałby pewnie, że Alex potrzebuje odrobiny samotności, ale ona miała jej aż nadto.
Paznokcie dziewczyny mocno wbijały się w świeże jeszcze rany, powodując ponowne krwawienie. Nie płakała, jej oczy były zupełnie suche. Ból, który czuła, nie mógł zostać wyrażony łzami.
Samotność.
Oto jest najgorsze co może spotkać człowieka. Nieważne kim on jest, co robi, albo co mówi. Nikt nie powinien cierpieć sam. Niektórzy jednak nie mają wyboru.
"Dopiero późną nocą
przy szczelnie zasłoniętych oknach
gryziemy z bólu ręce
umieramy z miłości"
_________________________________________________________________________________
LOL (nie na miejscu, ale uwielbiam ten skrótowiec). Więc LOL, to koniec rozdziału. Chciałam wam nieco przybliżyć Alex, mam nadzieję, że się udało.
Słowa kończące rozdział to fragment wiersza Małgorzaty Hillar.
Powoli kończymy tą historię. Wiem, że jest krótka, ale nie ma sensu ciągnięcie tego w nieskończoność. Także ten...
środa, 11 lutego 2015
Część 1 Rozdział 17
* Oczami Arii *
Siedziałam na kanapie, myśląc o poprzednim wieczorze.. Nie mogłam wyrzucić z głowy widoku Zayna. Zrozpaczonego, bezbronnego. Smutek w jego oczach, sprawiał że moje serce krwawiło.
Poważnie Black?? Brzmisz jak bohaterka hiszpańskiej telenoweli... Brakuje tylko muzyki...
Usłyszałam w mojej głowie znajomy głos.
Czego chcesz James??
A w sumie to niczego... Masz tam może gdzieś Alex?? Byliśmy wczoraj w takim jednym klubie i olała mnie dla jakiegoś skurwysyna...
Nic nowego... To znaczy... Wiesz że Alex czasami tak robi pewnie wróci za parę godzin.
Pewnie tak... Co robisz?? Mogę do ciebie wpaść??
Ummmm Ummmm... Nie??- Mój telepatyczny głos przybrał zawstydzonego tonu.-Spodziewam się odwiedzin takiego jednego no i wiesz...
Uhhh, no dobra ogarniam... Już nie przeszkadzam..
Pa Jamie...
Kocham telepatię... Jej używanie nie wymaga od nas żadnej mocy. Wystarczy że oboje jesteście czarownikami... Poczułam jak coś wibruje pod moją ręką i usłyszałam znajomą muzykę.
- Co tam Horan??
- A chciałem sprawdzić co tam u mojej BBFF.
- Wiesz że teoretycznie to ty jesteś moim BFBFF?? Best Fake Blond Friend Forever.
- Brawo Black, kiedy to wymyśliłaś?
- Nie mogłam spać. I jakoś tak wyszło...
- Więc... Jak się czujesz??
- W sumie to nieźle... Powiedziałabym że prawie tak samo jak przed ugryzieniem...
- Ar... Uważaj na siebie. Nie chcę żeby coś ci się stało.
- Co ty taki poważny??
- Po prostu uważaj, obiecaj mi to.
- Obiecuje że będę na siebie uważała, ale nie ogarniam po co ci to...
- Po prostu uważaj na to komu ufasz.-powiedział po czym się rozłączył.
*Oczami Nialla*
-Poważnie?? "Uważaj na to komu ufasz"??! -krzyknął Lou, gdy tylko odłożyłem komórkę.
-A co miałem powiedzieć? "Uważaj na swojego sam-nie-wiem-czy-byłego-czy-nie bo chce cię zabić??! Poważnie to miałem jej powiedzieć?
-Tak!! Właśnie to miałeś powiedzieć!!
-Wiesz że nie mogę! Nie mogę wkopać Zayna, ale nie chce żeby coś stało się Ar...
-Ar??
- Tak. Strasznie ją to wkurza...
- Boże Horan... Nie mogę dopuścić żeby ona też umarła...
- "Też"??-mruknąłem, ale on to zignorował.
-Musimy coś zrobić! Ja... Ona.. Ughh!!
-Lou, dlaczego tak ci na niej zależy, przecież to wiedźma, a ty z nas wszystkich zabiłeś ich najwięcej...Dlaczego?
*Oczami Arii*
Szybko zeskoczyłam z łóżka i popędziłam pod prysznic. Może i widać prawie wszystkie żyły na moich rękach, ale przecież nie mogę tam siedzieć brudna i z tłustymi włosami.
Po skończonym prysznicu, wyleciałam owinięta ręcznikiem. Szybko ubrałam czystą bieliznę i czarne rurki.. A co z górą?? Popatrzyłam na zegarek 9:38. Szybko złapałam białą bokserkę i czarną koszulę. Poleciałam do łazienki wysuszyć włosy i umyć zęby.
Gdy już jakoś okiełznałam szopę na głowie, zabrałam się za makijaż. Lekkie pociągnięcia tuszem, kreski, i trochę pudru i różu. Na nogi założyłam czarne stopki. Popatrzyłam na siebie w dużym lustrze, które wisiało na drzwiach mojej szafy. Nie jest źle, włosy spięte w kok, ciuchy zakrywały ślady po Wyklętym. Wyglądało to wręcz idealnie jeśli mielibyśmy gdzieś wyjść, ale też nie było za eleganckie na siedzenie w domu.
Uśmiechnęłam się i pobiegłam na dół. Otworzyłam drzwi szybkim szarpnięciem i stanęłam twarzą w twarz z Mulatem.
- Cześć.
- Hej. - powiedział i od razu mnie przytulił. Ummmm, mięta i papierosy... Gdyby tylko dało się zrobić z tego perfumy.
- Chcesz coś do picia?? Kawę, herbatę, sok??
- Tak właściwie to mam ochotę cię gdzieś porwać.... Co ty na to??
- Hmmm, myślę że nawet może ci się to udać. - czułam się dzisiaj wyjątkowo dobrze. Myślę że to trochę tak jak, ma się raka... Może to jest właśnie mój "ostatni dobry dzień"??
- O ile nie wrzucisz mnie do bagażnika.
- Myślę że obejdzie się bez tego.
* Oczami Alex *
Powoli otworzyłam oczy. Siedziałam w jakimś brudnym, wilgotnym pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła było małe okienko. Chciałam do niego podejść, ale gdy tylko podniosłam ręce zabrzęczały łańcuchy. No poważnie??! Zimne żelazo.
Musiałam trafić na łowców profesjonalistów?? Na takich którzy wiedzą o zimnym żelazie??
Zimne żelazo to jedyny materiał na świecie który jest w stanie zablokować nasze moce. Wszystkie. Nawet telepatię. Jest bardzo trudne do zdobycia, ale ja mam szczęście!!
Myśl Alex, myśl!! Przecież musi być...
- Widzę że panienka się już obudziła. -znam ten głos.
- Harry???
* Oczami Arii *
- No cóż moje dzieciństwo było dość dziwne. Dorastałam w magicznym miejscu...
- Magicznym??? - przerwał mi chłopak. Od samego rana jest jakiś dziwny. Wypytuje oraz moje dzieciństwo, o rodziców, znajomych...
- No wiesz domek w środku lasu, niedaleko jezioro i tak dalej... - poczułam jak w kieszeni wibruje mi telefon.
Od: Niall
Poczułam następne mocne kopnięcie.
-Oj Alex,Alex... Aż tak bardzo ci na nich zależy?? Zdradź nam parę imion i będziesz wolna.
- Wolna?!- powiedziałam plując krwią.- Chyba wolna od życia.
- No cóż... Dosyć dobre stwierdzenie...- powiedział i zamilkł na chwilę.- Wiesz co?.- wyciągnął coś z dobrze znanej mi szuflady- Myślę że powinnaś się napić...- zanim zdążyłam zareagować wcisnął butelkę w moje usta i odchylił głowę. Poczułam wodę spływającą moim gardłem- gorącą jak ogień.
- Sproszkowane żelazo, rozpuszczone w wodzie... Takie skuteczne... Czy oni są tego warci?? Dlaczego masz za nich umierać? Przecież oni też powinni zapłacić, tylko podaj nazwiska...-powiedział patrząc mi w oczy.
- Zbliż się-szepnęłam, a on chyba odruchowo to zrobił.- Pieprz się swoim mini-kutasem...
- Jaka szkoda..-powiedział odsuwając się, a po chwili poczułam ogień w moim gardle.
*Oczami ???*
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Wykończą ją przed końcem tygodnia.-powiedział mój podwładny.
-Ah tak?
-Pojmali blondynę, a jeden z nich jest właśnie na spotkaniu z naszym celem. Jesteśmy wręcz pewni powodzenia planu. Poszli za pozostawionym przez nas wskazówkami, które doprowadziły ich do Alexis. Dziewczyna jest przytrzymywana w domku poza miastem i torturowana.
- Hmmm... Dobrze odejdź.- Ashton skinął głową i wyszedł.
- No i co Black?? Nigdy byś nie pomyślała że to ja cię zabije! Ja! Osoba tak ci bliska... Od 8 lat prześladuje mnie pragnienie twojej śmierci, wiesz o tym??! Od tylu lat oni nie żyją!! Przez twoich rodziców! Nawet po śmierci potrafili nieźle utrudnić innym życie!! Ale teraz ich ukochana córka zapłaci za ich błędy...
*Oczami Arii*
Siedzieliśmy z Zaynem w parku, na czerwonym kocu w szarą kratę, rozłożonym pod dużym dębem. Moja głowa opierała się o jego ramię, a w talii obejmował mnie drugim.
- Nad czym tak myślisz?-zapytał przerywając ciszę.
- W sumie... O niczym... O wszystkim i niczym.
- Pasjonujący temat.-mruknął,delikatnie całując mnie w czoło.
Mhmmm, mogę już umrzeć... Słońce,park i mój... Były z którym zerwałam, bo chciał mnie zabić, choć nie wiedział że to ja... Boże Black... Nie mogłaś zakochać się w tym gościu z kawiarni? Albo tym który codziennie biega obok domu? Albo nawet w Jamesie??
Nie zapędzaj się - powiedziałam w myślach do tego drugiego ja. - W Jamesie nigdy...
- Nie zadręczaj się.- usłyszałam i popatrzyłam zdziwiona na chłopaka.- Spięłaś się, a poza tym masz ten wyraz twarzy.
- Wszystko jest OK.- powiedziałam jeszcze mocniej się w niego wtulając.
- Wiesz że jest już po 16?
- Naprawdę?-powiedziałam, sięgając po komórkę. - Faktycznie.
- Co powiesz na zmianę miejsca?
- Okej, a na jakie?
- Niespodzianka.- powiedział podnosząc się i ciągnąc mnie za sobą.
*Oczami Louisa*
- Co kurwa?! Nic jej nie grozi?! Czy ona jest naprawdę aż tak głupia?
-Lou, spokojnie... Zamiast dramatyzować, lepiej myśl, co zrobić... jak dać jej znać tak, żeby Zayn nie ogarnął co się dzieje?
- Zadzwońmy do niej, wyślij SMS albo tweetnij do niej... Cokolwiek!- nagle po pokoju rozniosły się dzwięki telefonu Horana.
-Tak słucham. Tak jest ze mną... Czekaj, kiedy? Na wzgórzach za miastem?- leprechaun gwałtownie zbladł.
Proszę niech to nie będzie to.
- Tak, jasne... Weźmiemy wszystko...-Horan rozłączył się po chwili i popatrzył na mnie, wzrokiem pełnym przerażenia. Po chwili wyszeptał:
-Zaczęło się.
Here we are!!! Wiem że trochę (bardzo) późno, za co przepraszam.... Rozdział taki sobie, ale w następnym się zacznie coś dziać....
Tak sobie myślę że trzeba by było odświeżyć naszą playlistę... Jeśli macie jakiekolwiek propozycja, podajcie je niżej w komentarzach.
Do następnego!!
Siedziałam na kanapie, myśląc o poprzednim wieczorze.. Nie mogłam wyrzucić z głowy widoku Zayna. Zrozpaczonego, bezbronnego. Smutek w jego oczach, sprawiał że moje serce krwawiło.
Poważnie Black?? Brzmisz jak bohaterka hiszpańskiej telenoweli... Brakuje tylko muzyki...
Usłyszałam w mojej głowie znajomy głos.
Czego chcesz James??
A w sumie to niczego... Masz tam może gdzieś Alex?? Byliśmy wczoraj w takim jednym klubie i olała mnie dla jakiegoś skurwysyna...
Nic nowego... To znaczy... Wiesz że Alex czasami tak robi pewnie wróci za parę godzin.
Pewnie tak... Co robisz?? Mogę do ciebie wpaść??
Ummmm Ummmm... Nie??- Mój telepatyczny głos przybrał zawstydzonego tonu.-Spodziewam się odwiedzin takiego jednego no i wiesz...
Uhhh, no dobra ogarniam... Już nie przeszkadzam..
Pa Jamie...
Kocham telepatię... Jej używanie nie wymaga od nas żadnej mocy. Wystarczy że oboje jesteście czarownikami... Poczułam jak coś wibruje pod moją ręką i usłyszałam znajomą muzykę.
- Co tam Horan??
- A chciałem sprawdzić co tam u mojej BBFF.
- Wiesz że teoretycznie to ty jesteś moim BFBFF?? Best Fake Blond Friend Forever.
- Brawo Black, kiedy to wymyśliłaś?
- Nie mogłam spać. I jakoś tak wyszło...
- Więc... Jak się czujesz??
- W sumie to nieźle... Powiedziałabym że prawie tak samo jak przed ugryzieniem...
- Ar... Uważaj na siebie. Nie chcę żeby coś ci się stało.
- Co ty taki poważny??
- Po prostu uważaj, obiecaj mi to.
- Obiecuje że będę na siebie uważała, ale nie ogarniam po co ci to...
- Po prostu uważaj na to komu ufasz.-powiedział po czym się rozłączył.
*Oczami Nialla*
-Poważnie?? "Uważaj na to komu ufasz"??! -krzyknął Lou, gdy tylko odłożyłem komórkę.
-A co miałem powiedzieć? "Uważaj na swojego sam-nie-wiem-czy-byłego-czy-nie bo chce cię zabić??! Poważnie to miałem jej powiedzieć?
-Tak!! Właśnie to miałeś powiedzieć!!
-Wiesz że nie mogę! Nie mogę wkopać Zayna, ale nie chce żeby coś stało się Ar...
-Ar??
- Tak. Strasznie ją to wkurza...
- Boże Horan... Nie mogę dopuścić żeby ona też umarła...
- "Też"??-mruknąłem, ale on to zignorował.
-Musimy coś zrobić! Ja... Ona.. Ughh!!
-Lou, dlaczego tak ci na niej zależy, przecież to wiedźma, a ty z nas wszystkich zabiłeś ich najwięcej...Dlaczego?
*Oczami Arii*
Od: Zayn
Mogę do ciebie wpaść o 10? Xx
Szybko luknęłam na zegar. 9:12...
Do: Zayn
Ok. Czekam. X
Szybko zeskoczyłam z łóżka i popędziłam pod prysznic. Może i widać prawie wszystkie żyły na moich rękach, ale przecież nie mogę tam siedzieć brudna i z tłustymi włosami.
Po skończonym prysznicu, wyleciałam owinięta ręcznikiem. Szybko ubrałam czystą bieliznę i czarne rurki.. A co z górą?? Popatrzyłam na zegarek 9:38. Szybko złapałam białą bokserkę i czarną koszulę. Poleciałam do łazienki wysuszyć włosy i umyć zęby.
Gdy już jakoś okiełznałam szopę na głowie, zabrałam się za makijaż. Lekkie pociągnięcia tuszem, kreski, i trochę pudru i różu. Na nogi założyłam czarne stopki. Popatrzyłam na siebie w dużym lustrze, które wisiało na drzwiach mojej szafy. Nie jest źle, włosy spięte w kok, ciuchy zakrywały ślady po Wyklętym. Wyglądało to wręcz idealnie jeśli mielibyśmy gdzieś wyjść, ale też nie było za eleganckie na siedzenie w domu.
Od: Zayn
Jestem na dole. Otwórz drzwi ;)
Uśmiechnęłam się i pobiegłam na dół. Otworzyłam drzwi szybkim szarpnięciem i stanęłam twarzą w twarz z Mulatem.
- Cześć.
- Hej. - powiedział i od razu mnie przytulił. Ummmm, mięta i papierosy... Gdyby tylko dało się zrobić z tego perfumy.
- Chcesz coś do picia?? Kawę, herbatę, sok??
- Tak właściwie to mam ochotę cię gdzieś porwać.... Co ty na to??
- Hmmm, myślę że nawet może ci się to udać. - czułam się dzisiaj wyjątkowo dobrze. Myślę że to trochę tak jak, ma się raka... Może to jest właśnie mój "ostatni dobry dzień"??
- O ile nie wrzucisz mnie do bagażnika.
- Myślę że obejdzie się bez tego.
* Oczami Alex *
Powoli otworzyłam oczy. Siedziałam w jakimś brudnym, wilgotnym pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła było małe okienko. Chciałam do niego podejść, ale gdy tylko podniosłam ręce zabrzęczały łańcuchy. No poważnie??! Zimne żelazo.
Musiałam trafić na łowców profesjonalistów?? Na takich którzy wiedzą o zimnym żelazie??
Zimne żelazo to jedyny materiał na świecie który jest w stanie zablokować nasze moce. Wszystkie. Nawet telepatię. Jest bardzo trudne do zdobycia, ale ja mam szczęście!!
Myśl Alex, myśl!! Przecież musi być...
- Widzę że panienka się już obudziła. -znam ten głos.
- Harry???
* Oczami Arii *
- No cóż moje dzieciństwo było dość dziwne. Dorastałam w magicznym miejscu...
- Magicznym??? - przerwał mi chłopak. Od samego rana jest jakiś dziwny. Wypytuje oraz moje dzieciństwo, o rodziców, znajomych...
- No wiesz domek w środku lasu, niedaleko jezioro i tak dalej... - poczułam jak w kieszeni wibruje mi telefon.
Od: Niall
Pamiętaj o obietnicy xx
Zmarszczyłam brwii i zaczęłam mu odpisywać...
Do: Niall
Pamiętam xx coś się stało?
- Coś nie tak?- usłyszałam Zayna.
- Wszystko jest ok. Alex chciała wiedzieć czy jestem w domu.- skłamałam szybko
- Ahh tak.- wymruczał, chyba nie do końca mi wierząc.
Od: Niall
Nic się nie dzieje... Tylko proszę uważaj i nie wychodź nigdzie sama.
Do: Niall
Jestem z Zaynem, nic mi nie grozi Xx
*Oczami Alex*
Poczułam następne mocne kopnięcie.
-Oj Alex,Alex... Aż tak bardzo ci na nich zależy?? Zdradź nam parę imion i będziesz wolna.
- Wolna?!- powiedziałam plując krwią.- Chyba wolna od życia.
- No cóż... Dosyć dobre stwierdzenie...- powiedział i zamilkł na chwilę.- Wiesz co?.- wyciągnął coś z dobrze znanej mi szuflady- Myślę że powinnaś się napić...- zanim zdążyłam zareagować wcisnął butelkę w moje usta i odchylił głowę. Poczułam wodę spływającą moim gardłem- gorącą jak ogień.
- Sproszkowane żelazo, rozpuszczone w wodzie... Takie skuteczne... Czy oni są tego warci?? Dlaczego masz za nich umierać? Przecież oni też powinni zapłacić, tylko podaj nazwiska...-powiedział patrząc mi w oczy.
- Zbliż się-szepnęłam, a on chyba odruchowo to zrobił.- Pieprz się swoim mini-kutasem...
- Jaka szkoda..-powiedział odsuwając się, a po chwili poczułam ogień w moim gardle.
*Oczami ???*
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Wykończą ją przed końcem tygodnia.-powiedział mój podwładny.
-Ah tak?
-Pojmali blondynę, a jeden z nich jest właśnie na spotkaniu z naszym celem. Jesteśmy wręcz pewni powodzenia planu. Poszli za pozostawionym przez nas wskazówkami, które doprowadziły ich do Alexis. Dziewczyna jest przytrzymywana w domku poza miastem i torturowana.
- Hmmm... Dobrze odejdź.- Ashton skinął głową i wyszedł.
- No i co Black?? Nigdy byś nie pomyślała że to ja cię zabije! Ja! Osoba tak ci bliska... Od 8 lat prześladuje mnie pragnienie twojej śmierci, wiesz o tym??! Od tylu lat oni nie żyją!! Przez twoich rodziców! Nawet po śmierci potrafili nieźle utrudnić innym życie!! Ale teraz ich ukochana córka zapłaci za ich błędy...
*Oczami Arii*
Siedzieliśmy z Zaynem w parku, na czerwonym kocu w szarą kratę, rozłożonym pod dużym dębem. Moja głowa opierała się o jego ramię, a w talii obejmował mnie drugim.
- Nad czym tak myślisz?-zapytał przerywając ciszę.
- W sumie... O niczym... O wszystkim i niczym.
- Pasjonujący temat.-mruknął,delikatnie całując mnie w czoło.
Mhmmm, mogę już umrzeć... Słońce,park i mój... Były z którym zerwałam, bo chciał mnie zabić, choć nie wiedział że to ja... Boże Black... Nie mogłaś zakochać się w tym gościu z kawiarni? Albo tym który codziennie biega obok domu? Albo nawet w Jamesie??
Nie zapędzaj się - powiedziałam w myślach do tego drugiego ja. - W Jamesie nigdy...
- Nie zadręczaj się.- usłyszałam i popatrzyłam zdziwiona na chłopaka.- Spięłaś się, a poza tym masz ten wyraz twarzy.
- Wszystko jest OK.- powiedziałam jeszcze mocniej się w niego wtulając.
- Wiesz że jest już po 16?
- Naprawdę?-powiedziałam, sięgając po komórkę. - Faktycznie.
- Co powiesz na zmianę miejsca?
- Okej, a na jakie?
- Niespodzianka.- powiedział podnosząc się i ciągnąc mnie za sobą.
*Oczami Louisa*
Nieważne jak bardzo się starałem, nie mogłem pozbyć się z głowy słów Nialla. Przez te słowa sam się zadręczam już dwie godziny.
No Tomlinson... Myśl... Może dlatego mi na niej zależy bo ci kogoś przypomina...
No Tomlinson... Myśl... Może dlatego mi na niej zależy bo ci kogoś przypomina...
*Oczami Arii*
Jechaliśmy samochodem powoli opuszczając Londyn, gdy mój wzrok padł na dwójkę dzieci bawiących się na małym placu zabaw, między kamienicami. Moje myśli automatycznie uciekły do pewnego dnia, który miał swoje miejsce 15 lat temu...
-James, poznaj Arię.
W pokoju była dwójka starszych osób, wyglądająca na jakieś 30 lat i oni. Dwójka dzieci, tak bardzo różna.. On był wysoki jak na swoje pięć lat, a ona dosyć niska. On stał wyprostowany, a ona kuliła się, ściskając w ręce łapkę misia.
- Cześć, jestem James.- powiedział chłopczyk, wyciągając rękę w stronę dziewczynki.
- Jestem Aria.-wyszeptała dziewczynka, ledwie ściskając jego rękę.
- Nie wiem czy wiesz, ale zostaniemy najlepsiejszymi przyjaciółmi na całym bożym świecie.
-James, poznaj Arię.
W pokoju była dwójka starszych osób, wyglądająca na jakieś 30 lat i oni. Dwójka dzieci, tak bardzo różna.. On był wysoki jak na swoje pięć lat, a ona dosyć niska. On stał wyprostowany, a ona kuliła się, ściskając w ręce łapkę misia.
- Cześć, jestem James.- powiedział chłopczyk, wyciągając rękę w stronę dziewczynki.
- Jestem Aria.-wyszeptała dziewczynka, ledwie ściskając jego rękę.
- Nie wiem czy wiesz, ale zostaniemy najlepsiejszymi przyjaciółmi na całym bożym świecie.
***
-No dobrze dzieci, dzisiaj zaczniemy naukę zaklęcia lewitacji. Nie martwcie się, jeśli wam coś nie wyjdzie. To wasze pierwsze zaklęcie. A teraz zajmijcie miejsca przy stole, każdy przy swojej skrzynce. Obiecuję wam że już za tydzień, będziecie w stanie unieść połowę tych piórek.- kobieta zaczęła tłumaczyć dzieciom co i jak. Każde z nich słuchało swojej nauczycielki jakby właśnie tłumaczyła im na czym polega sens życia... A może im to tłumaczyła? Przecież magia jest ich przeznaczeniem.
Ośmioletni James widząc że je jego przyjaciółka się czymś wyraźnie martwi, sięgnął po jej rękę i uścisnął jak to miał w zwyczaju.
- Nie martw się. Na pewno ci się uda.
-A co jeśli nie? Co jak zrobię z siebie idiotkę?
- Nie zrobisz... A na pewno nie większą niż on.- powiedział wskazując na Lucasa, który zamiast rzucić zaklęcie, wyrzucił wszystkie pióra na siebie.
- No ale....
- A wy dlaczego nie próbujecie?- podeszła do nich nauczycielka.- Patrzcie niektórym już udało się coś zrobić.- powiedziała wskazując na Sally która już delikatnie uniosła piórko. Sally była ich klasowym kujonem, zarówno tutaj jak i w ich ludzkiej szkole do której uczęszczali.- No James, zacznij.- chłopczyk wypowiedział zaklęcie i jedni piórko delikatnie się uniosło ale zaraz opadło.- Bardzo dobrze. Teraz twoja kolej,kochanie.- powiedziała odwracając się do dziewczynki. Gdy tylko wypowiedziała zaklęcie z jej skrzynki u niosło się piórko... A za nim jeszcze dwa...
***
Bardzo szybko okazało się że dziewczynka ma talent, gdy większość z ich grupy była w stanie unieść dwa pióra, ona unosiła całą skrzynkę...
***
Chłopiec(a może już mężczyzna) leżał w łóżku, gdy nagle na zewnątrz uderzył piorun. Jego rodziców nie było w domu.... Pojechali na jakieś zebranie, zostawiając ich samych w domu. Chłopiec odłożył właśnie kryminał, gdy piorun uderzył po raz drugi. Nie musiał długo czekać, by usłyszeć kroki i pukanie do jego pokoju.
-Wchodź Black.- powiedział, a dziewczyna szybko weszła do pokoju w czasie gdy on odsunął kołdrę, pod którą ona szybko wskoczyła.- Nie wierzę że dalej boisz się burzy. Myślałem że ci przeszło.-powiedział obejmując ją.
-Cicho siedź. Mam prawo się bać, chyba że mi zabronisz.
- Jestem ciekaw co byś zrobiła gdy mnie nie było.
- Pewnie znalazłam bym sobie inną przytulankę- odparła złośliwie szesnastolatka.
- Ale na szczęście nie musisz. Pamiętaj że ja tu będę, żeby pomóc pokonać ci burzę. Każdą burzę.
- Ja też Jamie... Zawsze możesz na mnie liczyć...
-Wiem, że mogę... W końcu jesteś moją siostrą....
*Oczami Zayna*
-Wiem, że mogę... W końcu jesteś moją siostrą....
*Oczami Zayna*
Wyjeżdżałem powoli z Londynu kątem oka, obserwując pogrążoną w myślach dziewczynę... Wglądała tak niewinnie...Gdy bym nie wiedział czym jest to może bym się nabrał...
No ale czy ona mogłaby mi coś zrobić?
Ogarnij się Malik, to wszystko przej jej czary... To wszystko były kłamstwa... Kłamała nawet dzisiaj... Nie wiedziała gdzie jest jej przyjaciółka, lecz myślę że niedługo się spotkają...
- Co kurwa?! Nic jej nie grozi?! Czy ona jest naprawdę aż tak głupia?
-Lou, spokojnie... Zamiast dramatyzować, lepiej myśl, co zrobić... jak dać jej znać tak, żeby Zayn nie ogarnął co się dzieje?
- Zadzwońmy do niej, wyślij SMS albo tweetnij do niej... Cokolwiek!- nagle po pokoju rozniosły się dzwięki telefonu Horana.
-Tak słucham. Tak jest ze mną... Czekaj, kiedy? Na wzgórzach za miastem?- leprechaun gwałtownie zbladł.
Proszę niech to nie będzie to.
- Tak, jasne... Weźmiemy wszystko...-Horan rozłączył się po chwili i popatrzył na mnie, wzrokiem pełnym przerażenia. Po chwili wyszeptał:
-Zaczęło się.
Here we are!!! Wiem że trochę (bardzo) późno, za co przepraszam.... Rozdział taki sobie, ale w następnym się zacznie coś dziać....
Tak sobie myślę że trzeba by było odświeżyć naszą playlistę... Jeśli macie jakiekolwiek propozycja, podajcie je niżej w komentarzach.
Do następnego!!
sobota, 11 października 2014
Część 1 Rozdział 16
*oczami Louisa*
Od kilku minut razem z Niall'em dobijaliśmy się do drzwi. Stałem przed domem Arii, nerwowo rozglądając się na boki, czekając, aż łaskawie otworzy.
-Może jej nie ma w domu? -powiedział blondyn po dłuższej chwili.
Pokręciłem głową. Byłem pewien, że tu jest. Niemal czułem jej obecność.
-Stary nie ma jej -jęczał Niall. -Albo może śpi. Nie mogę tu dłużej czekać. Jestem umówiony z Zayn'em na dwudziestą.
-To leć, ja jeszcze chwilę tu postoję.
-Lubisz ją co? -uśmiechnął się złośliwie. -Wielki łowca czarownic lubi czarownicę!
-Nie tak głośno kretynie! -skarciłem go. -I masz rację, lubię ją.
-Tylko pamiętaj -zrobił groźną minę - to ja będę na zawsze jej BBFF.
-BBFF?
-Best Blond Friend Forever -wyjaśnił, a uśmiech nie znikał z jego ust.
Zaśmiałem się z jego głupoty. Niall chyba jako jedyny z naszej piątki zachował odrobinę dziecinnej niewinności. Mam nadzieję, że nic nie zdoła zniszczyć tego i nie sprawi, że stanie się tak samo zepsuty i zgorzkniały jak reszta świata.
Poczekałem, aż blondasek zniknie za rogiem i zacząłem mocno walić w drzwi.
-Wiem, że tam jesteś! Otwieraj -rozkazałem i miałem znów uderzyć, gdy drzwi się otworzyły, a przede mną stanęła Aria.
-Czego chcesz? -warknęła.
-Też cię miło widzieć. Nie mogę nie zauważyć, że dzisiaj, aż promieniejesz subtelnym, kobiecym wdziękiem -rzuciłem, uśmiechając się niewinne. -Wstałaś lewą nogą?
-Wejdziesz do środka? -zapytała, ignorując moje słowa i odsunęła się od wejścia, abym mógł przejść.
Bez słowa minąłem ją w drzwiach. Zamknęła je i nie odzywając się ani słowem poszła do kuchni. Od samego wejścia moją uwagę zwróciły ciemności panujące w domu. Dopiero po chwili, gdy moje oczy trochę się przyzwyczaiły, byłem w stanie zobaczyć zarys niektórych przedmiotów. Usiadłem na krześle, a ona zajęła miejsce naprzeciw mnie, po drugiej stronie stołu.
-Co się z tobą dzieje? -zapytałem po dłuższej chwili milczenia.
Nie odpowiedziała mi. Przegapiłem moment w którym wstała, jednak słyszałem jak cicho porusza się po pomieszczeniu. Po chwili lampa oświetliła pokój, a ja musiałam zasłonić oczy ręką.
-Spójrz na mnie, spójrz na moją twarz -rozkazała, a jej głos drżał przy każdym wypowiedzianym słowie.
Podeszła do światła, a ja ledwo powstrzymałem się od krzyknięcia. Cała jej twarz, niesamowicie blada, pokryta była sinymi plamami. Na szyi miała dziwny wzorek, tak jakby krew w żyłach zabarwiła się na czarno. Wyglądała jak wrak człowieka. Spojrzałem na jej dłonie, które były powykręcane w nienaturalny sposób i trzęsły się spazmatycznie. Chyba sporo schudła. Po cienką, czarną, obcisłą podkoszulką, wyraźnie odcinały się wystające kości.
-Matko przenajświętsza... -wyszeptałem.
-Nie sądzę, aby ona miała z tym coś wspólnego -powiedziała, uśmiechając się gorzko.
-To ta klątwa? -zgadywałem uważnie lustrując jej twarz.
Pokiwała głową, a w jej dużych oczach zalśniły łzy.
-Nawet nie wiem, kiedy się zaczęło... Obudziłam się w nocy, czując niesamowity ból, a rano... Rano wyglądałam już tak! Jestem straszna -ostatnie słowa wymamrotała niewyraźnie, patrząc na swoją sylwetkę, odbijającą się w oknie.
-Nie jesteś straszna -zaprotestowałem i chciałem dodać coś jeszcze, ale mnie uprzedziła.
-Wyglądam jak potwór, którym straszy się dzieci, gdy są niegrzeczne.
-Wyglądasz jak ktoś chory, kto potrzebuje pomocy -sprostowałem.
-To jeszcze nie koniec -oznajmiła. -Czuję, że najgorsze dopiero przede mną.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nigdy nie byłem zbyt dobry w pocieszaniu ludzi. Więc po prostu milczałem.
-To się dzieje -powiedziała, jakby nieświadomie. -Louis -spojrzała mi głęboko w oczy -to się znowu dzieje.
W tej samej chwili upadła na ziemię, a jej rozpaczliwy krzyk wypełnił moje uszy. Nie wiedziałem co robić. Nie mogłem pomóc, choć bardzo chciałem. Znowu.
Od kilku minut razem z Niall'em dobijaliśmy się do drzwi. Stałem przed domem Arii, nerwowo rozglądając się na boki, czekając, aż łaskawie otworzy.
-Może jej nie ma w domu? -powiedział blondyn po dłuższej chwili.
Pokręciłem głową. Byłem pewien, że tu jest. Niemal czułem jej obecność.
-Stary nie ma jej -jęczał Niall. -Albo może śpi. Nie mogę tu dłużej czekać. Jestem umówiony z Zayn'em na dwudziestą.
-To leć, ja jeszcze chwilę tu postoję.
-Lubisz ją co? -uśmiechnął się złośliwie. -Wielki łowca czarownic lubi czarownicę!
-Nie tak głośno kretynie! -skarciłem go. -I masz rację, lubię ją.
-Tylko pamiętaj -zrobił groźną minę - to ja będę na zawsze jej BBFF.
-BBFF?
-Best Blond Friend Forever -wyjaśnił, a uśmiech nie znikał z jego ust.
Zaśmiałem się z jego głupoty. Niall chyba jako jedyny z naszej piątki zachował odrobinę dziecinnej niewinności. Mam nadzieję, że nic nie zdoła zniszczyć tego i nie sprawi, że stanie się tak samo zepsuty i zgorzkniały jak reszta świata.
Poczekałem, aż blondasek zniknie za rogiem i zacząłem mocno walić w drzwi.
-Wiem, że tam jesteś! Otwieraj -rozkazałem i miałem znów uderzyć, gdy drzwi się otworzyły, a przede mną stanęła Aria.
-Czego chcesz? -warknęła.
-Też cię miło widzieć. Nie mogę nie zauważyć, że dzisiaj, aż promieniejesz subtelnym, kobiecym wdziękiem -rzuciłem, uśmiechając się niewinne. -Wstałaś lewą nogą?
-Wejdziesz do środka? -zapytała, ignorując moje słowa i odsunęła się od wejścia, abym mógł przejść.
Bez słowa minąłem ją w drzwiach. Zamknęła je i nie odzywając się ani słowem poszła do kuchni. Od samego wejścia moją uwagę zwróciły ciemności panujące w domu. Dopiero po chwili, gdy moje oczy trochę się przyzwyczaiły, byłem w stanie zobaczyć zarys niektórych przedmiotów. Usiadłem na krześle, a ona zajęła miejsce naprzeciw mnie, po drugiej stronie stołu.
-Co się z tobą dzieje? -zapytałem po dłuższej chwili milczenia.
Nie odpowiedziała mi. Przegapiłem moment w którym wstała, jednak słyszałem jak cicho porusza się po pomieszczeniu. Po chwili lampa oświetliła pokój, a ja musiałam zasłonić oczy ręką.
-Spójrz na mnie, spójrz na moją twarz -rozkazała, a jej głos drżał przy każdym wypowiedzianym słowie.
Podeszła do światła, a ja ledwo powstrzymałem się od krzyknięcia. Cała jej twarz, niesamowicie blada, pokryta była sinymi plamami. Na szyi miała dziwny wzorek, tak jakby krew w żyłach zabarwiła się na czarno. Wyglądała jak wrak człowieka. Spojrzałem na jej dłonie, które były powykręcane w nienaturalny sposób i trzęsły się spazmatycznie. Chyba sporo schudła. Po cienką, czarną, obcisłą podkoszulką, wyraźnie odcinały się wystające kości.
-Matko przenajświętsza... -wyszeptałem.
-Nie sądzę, aby ona miała z tym coś wspólnego -powiedziała, uśmiechając się gorzko.
-To ta klątwa? -zgadywałem uważnie lustrując jej twarz.
Pokiwała głową, a w jej dużych oczach zalśniły łzy.
-Nawet nie wiem, kiedy się zaczęło... Obudziłam się w nocy, czując niesamowity ból, a rano... Rano wyglądałam już tak! Jestem straszna -ostatnie słowa wymamrotała niewyraźnie, patrząc na swoją sylwetkę, odbijającą się w oknie.
-Nie jesteś straszna -zaprotestowałem i chciałem dodać coś jeszcze, ale mnie uprzedziła.
-Wyglądam jak potwór, którym straszy się dzieci, gdy są niegrzeczne.
-Wyglądasz jak ktoś chory, kto potrzebuje pomocy -sprostowałem.
-To jeszcze nie koniec -oznajmiła. -Czuję, że najgorsze dopiero przede mną.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nigdy nie byłem zbyt dobry w pocieszaniu ludzi. Więc po prostu milczałem.
-To się dzieje -powiedziała, jakby nieświadomie. -Louis -spojrzała mi głęboko w oczy -to się znowu dzieje.
W tej samej chwili upadła na ziemię, a jej rozpaczliwy krzyk wypełnił moje uszy. Nie wiedziałem co robić. Nie mogłem pomóc, choć bardzo chciałem. Znowu.
***
Atak ustąpił tak samo nagle jak się zaczął. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że trzymam ją w ramionach i mocno ściskam. Jej koszulka była mocno przepocona, a włosy kleiły się do twarzy. Jej dłonie wciąż się lekko trzęsły.
-Powinnaś się położyć -powiedziałem, a ona po prostu spojrzała na mnie i potulnie skinęła głową.
Próbowała wstać, ale zakręciło się jej w głowie. Upadłaby, jednak udało mi się odpowiednio szybko zareagować i uchronić ją przed upadkiem. Wziąłem tą drobną dziewczynę na ręce i zaniosłem do sypialni.
Boże, była taka lekka. Przez ubranie czułem jej delikatne ciało i odstające kości, jakby nagle straciła cały zapas ciała. Została sama skóra i kości. Jej ręce wyglądały na niemal białe w porównaniu z moimi.
Położyłem ją na łóżku i przykryłem kocem, który leżał skopany tuż obok niego. Starałem się być jak najbardziej delikatnym. Bałem się, że jednym mocniejszym ruchem mogę ją zranić. Wyglądała na taką kruchą i delikatną. Sprawiała, że chciałem ją chronić przed całym złem tego świata.
-Dziękuje -wyszeptała, spoglądając na mnie. Zauważyłem, że jej oczy są lekko przekrwione i jakby zapadnięte w głąb twarzy.
-Potrzebujesz czegoś? -zapytałem.
-Nie, dziękuje -zamknęła oczy, ale zaraz je otworzyła,jakby o czymś sobie nagle przypomniała.
-Zostaniesz tutaj?
Zawahałem się.
-Przepraszam, to głupie -wypaliła szybko rumieniąc się lekko. -Nie powinnam była...
-Zostanę -przerwałem jej tą gorączkową wypowiedź.
*oczami Arii*
Nie chciałam zasypiać. Naprawdę starałam się trzymać oczy otwarte, ale byłam taka zmęczona. W dodatku jego obecność działała na mnie kojąco i zapewniała mi poczucie bezpieczeństwa. Nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam. Usłyszałam tylko jak cicho mówi "zostanę". Zasnęłam.
We śnie przeniosłam się do innego miejsca. Widziałam dom. Łudząco przypominał mi ten, w którym spędziłam pierwsze lata swojego życia. Weszłam do środka. Zobaczyłam małą dziewczynkę, w piżamie w różowe słonie, z włosami zaplecionymi w warkocz, który sięgał jej niemal do pasa. Wyłoniła się znikąd. Szła przez ciemny korytarz, prosto do pokoju w którym paliło się światło. Słyszałam jej przyśpieszony oddech i ciche kroki.
"Nie idź tam" -chciałam krzyknąć, jednak z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. "Zatrzymaj się."
Szła dalej, a ja wiedziałam, że nie chcę na to patrzeć, ale nie mogłam nic zrobić. Nie panowałam nad własnym ciałem. Podążałam za nią niczym cień.
"Zatrzymaj się" -w końcu udało mi się krzyknąć, jednak ona dalej szła, jakby w ogóle nie usłyszała. "Proszę"
Nie zrobiła tego. Nie mogła. Ja także się nie zatrzymałam. Otworzyła drzwi i bezceremonialnie wpadła do środka. Zamknęłam oczy, ale zaraz je otworzyłam, gdy usłyszałam jej głośny krzyk.
Dwa martwe ciała leżały obok siebie, wciąż splecione w uścisku. Nawet śmierć nie zdołała ich rozłączyć. Widać było, że mężczyzna próbował osłonić kobietę, która miała głowę ułożoną na jego piersi. Na ich twarzach śmiertelną pieczęcią utrwalony został wyraz przerażenia. Obydwoje byli niesamowicie piękni. Kobieta miała cudowne, długie włosy, zupełnie jak ta mała dziewczynka. Zupełnie jak ja.
Mała padła na kolana, a jej cienki głos rozsadzał mi bębenki. Widziałam, jak próbuje ocucić ludzi, których kochała. Słyszałam jej żałosne nawoływania."Pomocy" -krzyczała. Jednak nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. To było ponad moje siły. Nie mogłam zrobić nic innego, więc po prostu zaczęłam krzyczeć. Mój głos zagłuszył małą dziewczynkę. Zagłuszył wszystko.
Umilkłam, a tamta mała zrobiła to samo. Zrozumiała już, że nie ma nadziei. Nie ma dla nas nadziei.
*oczami Nialla*
Tak dawno nie byłem u Zayna, że już zapomniałem jak denerwujące jest to włażenie na samą górę po schodach. Miałem nadzieję, że przyjaciel będzie w lepszym humorze niż przez kilka ostatnich dni.
Zapukałem kilka razy do drzwi, które po krótkiej chwili się otworzyły.
Widok jaki przedstawiał sobą Zayn nie był zbyt zachwycający. Mocno podkrążone oczy i wielki siniak na twarzy. Wyglądał gorzej niż siedem plag egipskich.
-O rety, co się z tobą stało?
-Może wejdziesz do środka? -niby było to pytanie, ale zabrzmiało bardziej jak rozkaz.
Niechętnie zrobiłem krok w jego stronę, a on odsunął się, żebym mógł przejść. Wnętrze mieszkania nie wyglądało lepiej niż sam Zayn. Wszystko było powywracane do góry nogami. Kawałki szkła walały się po ziemi, a na ścianie...
-To twoja krew?
-Ta -odpowiedział niechętnie -miałem mały wypadek.
-No dobra -nie zamierzałem się z nim spierać. -Więc? Co to za ważna sprawa, o której mówiłeś?
-Chciałbym ci coś pokazać -oznajmił i bez żadnych wyjaśnień podszedł do stołu i włączył laptopa.
Moim oczom ukazało się zdjęcie z jednej z wielu stron plotkarskich. Byłem na nim ja i Aria. Trzymała mnie za ramię i uśmiechała się. Idealnie uchwycono jej twarz.
-No i co, co teraz powiesz?
Zaniemówiłem. Stałem z szeroko otwartymi ustami, patrząc na niego tępo. Ocknąłem się, jednak o minutę za późno.
-My...
-Daruj sobie -burknął. -Żałuj, że nie widziałeś swojej twarzy -zaśmiał się gorzko. -Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś? Nie wiesz, jak bardzo mi zależy?
-Zayn, my się tylko przyjaźnimy -oznajmiłem. -Ostatnie jej życie naprawdę się skomplikowało i potrzebowała przyjaciela. To tyle.
-Patrzyłeś... -jego głos drżał od tamowanego gniewu. -Patrzyłeś jak się męczę i nic nie powiedziałeś! Nic!
-Zayn, nie wiem co powiedzieć... Przepraszam, ale nie mogłem jej tego zrobić.
-Więc wolałeś zrobić to mi? Taki z ciebie przyjaciel?
-Uspokój się -zażądałem.
-A wiesz co teraz zrobię? -ciągnął niezrażony. -Pójdę do niej i przeprowadzę dokładnie te samą rozmowę!
-Nie możesz -palnąłem zanim zdążyłem pomyśleć.
-Żebyś się jeszcze nie zdziwił!
-Zayn, posłuchaj mnie chwilę, proszę -mój rozpaczliwy ton chyba zwrócił jego uwagę, bo spojrzał na mnie zbity z tropu. -To wszystko jest trudniejsze niż ci się wydaje.
-Niall, możesz mi powiedzieć.
-Bo ona jest poważnie chora...
Brawo Horan. Znów palnąłeś, zanim zdążyłeś pomyśleć.
*oczami Louisa*
Szybko wyszedłem z pokoju, gdy mój telefon nagle zaczął dzwonić. Spojrzałem na Arię, jednak nawet się nie poruszyła.
-Co tam Niall? -odebrałem.
-Lou, sytuacja kryzysowa -nerwowy głos Horana wyprowadził mnie z równowagi. -Zayn tam do was jedzie...
-CO!?!
-Proszę, nie krzycz...
-Coś ty najlepszego zrobił? -ściszyłem głos, mając cichą nadzieję, że jej nie obudziłem.
-To nie moja wina Lou, on zna jej adres, będzie tam za chwilę -oznaimił.
-Jezu... -jęknąłem. -A ty gdzie w tej chwili jesteś?
-Jestem w drodze, powinienem być u was chwilę przed nim.
-Nie powinno mnie tu być, gdy wpadnie Zayn, to mogłoby go tylko zdenerwować.
-Racja, racja... Już skręcam w odpowiednią ulicę.
Rozłączyłem się i wyszedłem na zewnątrz. Po krótkiej chwili na krawężniku zatrzymało się auto i ujrzałem blond czuprynę Horana.
-Co z nią?
-Spi -odparłem. -Niall... to straszne. Jest źle, bardzo źle.
Już otwierał usta, gdy na ulicy pojawiło się auto Zayna.
-Zmykaj -ponaglał mnie -no już!
Bez zastanowienia wskoczyłem w krzaki, okalające ten mały domek z każdej strony. Z mojej kryjówki mogłem obserwować scenę rozgrywającą się na podjeździe. Widziałem zdenerwowanie na twarzy Nialla i determinacje Zayna.
-Zejdź mi z drogi -powiedział mulat.
-Zayn...
-Zejdź. Mi. Z. Drogi -wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Proszę, zrozum, że ja nie mogę...
-Zayn...
*oczami Arii*
-To tylko sen -wyszeptałam, otwierając oczy. -To tylko sen -powtórzyłam, jakbym chciała przekonać samą siebie.
Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko wyglądało tak samo, ale gdzie był Lou? Owinęłam się kocem i zaczęłam chodzić po pomieszczeniach, jednak nigdzie go nie było. Podeszłam do drzwi frontowych i wtedy dobiegł do mnie znajomy głos pewnego mulata, którego naprawdę nie powinno tu być.
-Zejdź mi z drogi.
Wychyliłam się delikatnie, aby móc zobaczyć co się dzieje. Naprzeciw Zayna stał Niall, który był naprawdę zdenerwowany.
Widok jaki przedstawiał sobą Zayn łamał mi serce.Te cienie pod oczami i siniak na twarzy. Wyglądał jak siedem nieszczęść.
-Proszę zrozum, ze ja nie mogę... -Niall starał się go udobruchać.
-Zayn.
Mój głos był ledwie słyszalny, jednak oni go wyłapali i spojrzeli na mnie. Obydwaj wyglądali na zaskoczonych i jednocześnie przestraszonych moim wyglądem. Chciałam rzucić jakimś niesamowicie dowcipnym tekstem, ale zaczęło mi się kręcić w głowie i opieając się o ścianę zjechałam na ziemię. Ciemność próbowała mnie otoczyć i mimo swojego oporu, czułam, jak mnie pochłania.
Poczułam jak ktoś otacza mnie ramieniem i podnosi. Poczułam znajomy zapach. Zayn. To musiał być on. Delikatnie polozył mnie na łózku i odsunął się.
-Teraz mi wierzysz?!? Ona naprawdę jest bardzdzo chora i potrzebuje spokoju -słyszałam nerwowy głos Nialla. -Nie powinieneś był przychodzić.
-Chciałem z nią tylko porozmawiać. Nie wiedziałem... Przepraszam -chwycił moją dłoń i ścisnął ją leciutko. Nie byłam nawet pewna, czy naprawdę to zrobił. Z wielkim wysiłkiem oworzyłam oczy.
Chciałam mu odpowiedzieć, byłam jednak jakby sparalizowana. Wgapiałam się więc tylko w niego, ślędząc uwaznie jego rysy twarzy. Był taki piękny.
-Dlaczego.... dlaczego mi nie powiedziałaś? Coś byśmy wymyślili. Razem -powiedział tak, abym ty ja mogła to usłyszeć. -Kocham cię .
Chciałam odpowiedzieć, ale z moich ust wydobył się tylko dziwny pisk. Pokręciłam głową sfrustrowana. Czułam się fatalnie. Obok mnie siedziała moja wielka miłość, a ja nawet nie mogłam mu powiedzieć co czuję. Nawet nie zauwazyłam, kiedy pierwsze, gorące łzy zaczęły spływać po mojej twarzy.
-Hej, maluszku nie płacz -powiedział łagodnie. -Coś cię boli?
Pokręciłam głową.
-Chcesz... jeśli chcesz to sobie pójdę -zaproponował, a ja znów tylko pokręciłam głową. -Wygląda na to, że nie mozesz mówić, więc pozwolisz na to, że ja coś powiem, a ty będziesz słuchać?
Pokiwałam głową. Wziął głęboki wdech i otworzył usta, zamierzając coś powiedzieć, jednak zanim to zrobił splótł nasze palce, po czym spojrzał mi prosto w oczy.
-Jestem załamany. Czasami czuję się jak ślepiec, bo widzę tylko ciebie. Modlę się, aby twoje serce zmieniło zdanie. Jesteś moim ocaleniem, ale gdy odchodzisz to wszystko znika. A potem widzę cię na ulicy i moje ciało zawodzi, upadam na kolana i modlę się, abyś zobaczyła te gwiazdy, które nad nami święcą, gdy będziesz zasypiać. Przykro mi, bo kocham cię bardziej niż ktokolwiek, czemu tego nie widzisz?
-Czy ty właśnie zacytowałeś mi kawałek waszej piosenki? -odezwałam się, a mój głos zabrzmiał jak drapanie paznokciem o metalową blachę.
-Wiem, idiota ze mnie.
-Idiota, ale słodki - zażartowałam.
-Wolałem chyba jak nie mogłaś mówić -powiedział z całą powagą na jaką go było stać.
Zaśmiałam się, jednak zaraz tego pożałowałam, gdy śmiech zamienił się w piekący ból w klatce piersiowej.
-Więc jak to będzie, odepchniesz mnie znów, czy pozwolisz, abym był tutaj z tobą?
-To nie jest takie proste -odparłam cicho. -Ja nie wiem... nie wiem ile jeszcze czasu mi zostało.
Patrzyłam cały czas w jego brązowe oczy. Dostrzegłam w nich ból, jaki wywołały moje słowa.
-Może mógłbym coś zrobić? Sprowadzić lekarza? Może jeszcze nie wszystko stracone? Może...
-Zayn -przerwałam mu- to koniec. Pogodziłam się z tym i ty też powinieneś. Nic już nie da się zrobić.
-Jak mam sie ztym pogodzić?!? Otóż nie potrafię! Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym został sam? Proszę cię, zrozum, że nie mogę od tak pozwolić ci odejść.
-Rozumiem -odparłam- i jeśli chcesz, to możesz mnie czasem odwiedzać, być ze mną, aż, aż do końca, ale proszę cię, abyś nie robił głupot i po prostu ofiarował mi spokój, bo właśnie tego teraz potrzebuję.
-Jak chcesz -warknął. -Ale nie zamierzam siedzieć i patrzeć jak umierasz!
Wstał gwałtownie i zaczął chodzić po pokoju.
-Nie potrafię -powiedział już łągodniej.
-Więc to nasze ostatnie spotkanie?
Starałam się ukryć smutek, który poczułam. Myślałam, że będzie mu łatwiej.
-Nie chcę, żeby to było nasze ostatnie spotkanie -widziałam łzy w jego oczach, ale nie pozwolił im wypłynąć. Był silny, a takim ludziom nie wypada płakać.
-To może wpadłbyś jutro, jeśli znajdziesz chwilkę? Moglibyśmy porozmawiać.
-To do jutra? -zapytał, stojąc w drzwiach. W tamtym momęcie chciał się znaleźć jak najdalej ode mnie.
-Będę czekać -powiedziałam, a on wypadł z domu jak strzała.
Po chwili usłyszałam warkot silnika.
-Wszystko okej? -zapytał Niall, który pojawił się nie wiadomo skąd.
-Nie jestem pewna -spojrzałam na jego zaniepokojoną twarz. -Nie jestem pewna...
*oczami Louisa*
Myślałem, że chociaż noc będzie spokojniejsza, ale Harry zebrał nas wszystkich, aby obwieścić jakąś niesamowicię ważną nowinę. Wszyscy siedzieliśmy, czekając niecierpliwie, aż przyjdą. Byli już pożadnie spóźnieni. Właśnie miałem powiedzieć, że wychodzę, gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a do pokoju weszli Harry i Liam, którzy ciągneli za sobą jakąś nieszczęśnice.
-Złapaliśmy czarownicę! -oznajmili radośnie.
-Świetnie, ale po co trzymacie ją przy życiu?
-Bo ona jest niczym -odparł Harry - ale może nas doprowadzić do tej potężnej, która pokonała nas już dwa razy.
-Sprytnie -pochwalił mulat.
Dziewczyna była naprawde drobna i wyglądała na przerażoną. Twarz miała mocno obitą i umazaną krwią, co doskanale świadczyło o tym jak chłopcy traktują czarownice. Było mi jej żal, bo choć umiała czarować, wciąż była człowiekiem i miała uczucia. Wyglądała na niewiele młodszą od nas. Jej blond włosy i duże, niebieskie oczy nadawały jej bardzo niewinny wygląd.
-Znam ją -wypalił nagle Zayn.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego w jednym momęcie. Już w tej chwili wiedziałem, że to nie może oznaczać niczego dobrego.
-Znasz ją? -upewnił się Liam. -Skąd?
-To przyjaciółka mojej byłej dziewczyny -jego głos był wyprany z emocji.
-Tej co tak za nią szalejesz?
-Arii -potwierdził.
-Wiecie co to oznacza? -wtrącił się Harry.
Jego złośliwy uśmieszek wyprzedził jego słowa. To oznacza, że mamy kolejną ofiarę.
_________________________________________________________________________________
Witajcie ludzie!
Dostarczam wam ten dobry/kiepski/sama nie wiem rozdział. Przepraszam za tak długą przerwę, ale niczego nie obiecuję. W szkole jest ciężko, a oceny są dla mnie ważne i dopóki nie miną konkursy przedmiotowe, nie obiecuję żadnej poprawy.
Dziękuje za komentarzę i zainteresowanie. Niby sprawdzałam tekst setki razy, ale i tak, z góry przepraszam za błędy.
*oczami Arii*
Nie chciałam zasypiać. Naprawdę starałam się trzymać oczy otwarte, ale byłam taka zmęczona. W dodatku jego obecność działała na mnie kojąco i zapewniała mi poczucie bezpieczeństwa. Nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam. Usłyszałam tylko jak cicho mówi "zostanę". Zasnęłam.
We śnie przeniosłam się do innego miejsca. Widziałam dom. Łudząco przypominał mi ten, w którym spędziłam pierwsze lata swojego życia. Weszłam do środka. Zobaczyłam małą dziewczynkę, w piżamie w różowe słonie, z włosami zaplecionymi w warkocz, który sięgał jej niemal do pasa. Wyłoniła się znikąd. Szła przez ciemny korytarz, prosto do pokoju w którym paliło się światło. Słyszałam jej przyśpieszony oddech i ciche kroki.
"Nie idź tam" -chciałam krzyknąć, jednak z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. "Zatrzymaj się."
Szła dalej, a ja wiedziałam, że nie chcę na to patrzeć, ale nie mogłam nic zrobić. Nie panowałam nad własnym ciałem. Podążałam za nią niczym cień.
"Zatrzymaj się" -w końcu udało mi się krzyknąć, jednak ona dalej szła, jakby w ogóle nie usłyszała. "Proszę"
Nie zrobiła tego. Nie mogła. Ja także się nie zatrzymałam. Otworzyła drzwi i bezceremonialnie wpadła do środka. Zamknęłam oczy, ale zaraz je otworzyłam, gdy usłyszałam jej głośny krzyk.
Dwa martwe ciała leżały obok siebie, wciąż splecione w uścisku. Nawet śmierć nie zdołała ich rozłączyć. Widać było, że mężczyzna próbował osłonić kobietę, która miała głowę ułożoną na jego piersi. Na ich twarzach śmiertelną pieczęcią utrwalony został wyraz przerażenia. Obydwoje byli niesamowicie piękni. Kobieta miała cudowne, długie włosy, zupełnie jak ta mała dziewczynka. Zupełnie jak ja.
Mała padła na kolana, a jej cienki głos rozsadzał mi bębenki. Widziałam, jak próbuje ocucić ludzi, których kochała. Słyszałam jej żałosne nawoływania."Pomocy" -krzyczała. Jednak nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. To było ponad moje siły. Nie mogłam zrobić nic innego, więc po prostu zaczęłam krzyczeć. Mój głos zagłuszył małą dziewczynkę. Zagłuszył wszystko.
Umilkłam, a tamta mała zrobiła to samo. Zrozumiała już, że nie ma nadziei. Nie ma dla nas nadziei.
*oczami Nialla*
Tak dawno nie byłem u Zayna, że już zapomniałem jak denerwujące jest to włażenie na samą górę po schodach. Miałem nadzieję, że przyjaciel będzie w lepszym humorze niż przez kilka ostatnich dni.
Zapukałem kilka razy do drzwi, które po krótkiej chwili się otworzyły.
Widok jaki przedstawiał sobą Zayn nie był zbyt zachwycający. Mocno podkrążone oczy i wielki siniak na twarzy. Wyglądał gorzej niż siedem plag egipskich.
-O rety, co się z tobą stało?
-Może wejdziesz do środka? -niby było to pytanie, ale zabrzmiało bardziej jak rozkaz.
Niechętnie zrobiłem krok w jego stronę, a on odsunął się, żebym mógł przejść. Wnętrze mieszkania nie wyglądało lepiej niż sam Zayn. Wszystko było powywracane do góry nogami. Kawałki szkła walały się po ziemi, a na ścianie...
-To twoja krew?
-Ta -odpowiedział niechętnie -miałem mały wypadek.
-No dobra -nie zamierzałem się z nim spierać. -Więc? Co to za ważna sprawa, o której mówiłeś?
-Chciałbym ci coś pokazać -oznajmił i bez żadnych wyjaśnień podszedł do stołu i włączył laptopa.
Moim oczom ukazało się zdjęcie z jednej z wielu stron plotkarskich. Byłem na nim ja i Aria. Trzymała mnie za ramię i uśmiechała się. Idealnie uchwycono jej twarz.
-No i co, co teraz powiesz?
Zaniemówiłem. Stałem z szeroko otwartymi ustami, patrząc na niego tępo. Ocknąłem się, jednak o minutę za późno.
-My...
-Daruj sobie -burknął. -Żałuj, że nie widziałeś swojej twarzy -zaśmiał się gorzko. -Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś? Nie wiesz, jak bardzo mi zależy?
-Zayn, my się tylko przyjaźnimy -oznajmiłem. -Ostatnie jej życie naprawdę się skomplikowało i potrzebowała przyjaciela. To tyle.
-Patrzyłeś... -jego głos drżał od tamowanego gniewu. -Patrzyłeś jak się męczę i nic nie powiedziałeś! Nic!
-Zayn, nie wiem co powiedzieć... Przepraszam, ale nie mogłem jej tego zrobić.
-Więc wolałeś zrobić to mi? Taki z ciebie przyjaciel?
-Uspokój się -zażądałem.
-A wiesz co teraz zrobię? -ciągnął niezrażony. -Pójdę do niej i przeprowadzę dokładnie te samą rozmowę!
-Nie możesz -palnąłem zanim zdążyłem pomyśleć.
-Żebyś się jeszcze nie zdziwił!
-Zayn, posłuchaj mnie chwilę, proszę -mój rozpaczliwy ton chyba zwrócił jego uwagę, bo spojrzał na mnie zbity z tropu. -To wszystko jest trudniejsze niż ci się wydaje.
-Niall, możesz mi powiedzieć.
-Bo ona jest poważnie chora...
Brawo Horan. Znów palnąłeś, zanim zdążyłeś pomyśleć.
*oczami Louisa*
Szybko wyszedłem z pokoju, gdy mój telefon nagle zaczął dzwonić. Spojrzałem na Arię, jednak nawet się nie poruszyła.
-Co tam Niall? -odebrałem.
-Lou, sytuacja kryzysowa -nerwowy głos Horana wyprowadził mnie z równowagi. -Zayn tam do was jedzie...
-CO!?!
-Proszę, nie krzycz...
-Coś ty najlepszego zrobił? -ściszyłem głos, mając cichą nadzieję, że jej nie obudziłem.
-To nie moja wina Lou, on zna jej adres, będzie tam za chwilę -oznaimił.
-Jezu... -jęknąłem. -A ty gdzie w tej chwili jesteś?
-Jestem w drodze, powinienem być u was chwilę przed nim.
-Nie powinno mnie tu być, gdy wpadnie Zayn, to mogłoby go tylko zdenerwować.
-Racja, racja... Już skręcam w odpowiednią ulicę.
Rozłączyłem się i wyszedłem na zewnątrz. Po krótkiej chwili na krawężniku zatrzymało się auto i ujrzałem blond czuprynę Horana.
-Co z nią?
-Spi -odparłem. -Niall... to straszne. Jest źle, bardzo źle.
Już otwierał usta, gdy na ulicy pojawiło się auto Zayna.
-Zmykaj -ponaglał mnie -no już!
Bez zastanowienia wskoczyłem w krzaki, okalające ten mały domek z każdej strony. Z mojej kryjówki mogłem obserwować scenę rozgrywającą się na podjeździe. Widziałem zdenerwowanie na twarzy Nialla i determinacje Zayna.
-Zejdź mi z drogi -powiedział mulat.
-Zayn...
-Zejdź. Mi. Z. Drogi -wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Proszę, zrozum, że ja nie mogę...
-Zayn...
*oczami Arii*
-To tylko sen -wyszeptałam, otwierając oczy. -To tylko sen -powtórzyłam, jakbym chciała przekonać samą siebie.
Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko wyglądało tak samo, ale gdzie był Lou? Owinęłam się kocem i zaczęłam chodzić po pomieszczeniach, jednak nigdzie go nie było. Podeszłam do drzwi frontowych i wtedy dobiegł do mnie znajomy głos pewnego mulata, którego naprawdę nie powinno tu być.
-Zejdź mi z drogi.
Wychyliłam się delikatnie, aby móc zobaczyć co się dzieje. Naprzeciw Zayna stał Niall, który był naprawdę zdenerwowany.
Widok jaki przedstawiał sobą Zayn łamał mi serce.Te cienie pod oczami i siniak na twarzy. Wyglądał jak siedem nieszczęść.
-Proszę zrozum, ze ja nie mogę... -Niall starał się go udobruchać.
-Zayn.
Mój głos był ledwie słyszalny, jednak oni go wyłapali i spojrzeli na mnie. Obydwaj wyglądali na zaskoczonych i jednocześnie przestraszonych moim wyglądem. Chciałam rzucić jakimś niesamowicie dowcipnym tekstem, ale zaczęło mi się kręcić w głowie i opieając się o ścianę zjechałam na ziemię. Ciemność próbowała mnie otoczyć i mimo swojego oporu, czułam, jak mnie pochłania.
Poczułam jak ktoś otacza mnie ramieniem i podnosi. Poczułam znajomy zapach. Zayn. To musiał być on. Delikatnie polozył mnie na łózku i odsunął się.
-Teraz mi wierzysz?!? Ona naprawdę jest bardzdzo chora i potrzebuje spokoju -słyszałam nerwowy głos Nialla. -Nie powinieneś był przychodzić.
-Chciałem z nią tylko porozmawiać. Nie wiedziałem... Przepraszam -chwycił moją dłoń i ścisnął ją leciutko. Nie byłam nawet pewna, czy naprawdę to zrobił. Z wielkim wysiłkiem oworzyłam oczy.
Chciałam mu odpowiedzieć, byłam jednak jakby sparalizowana. Wgapiałam się więc tylko w niego, ślędząc uwaznie jego rysy twarzy. Był taki piękny.
-Dlaczego.... dlaczego mi nie powiedziałaś? Coś byśmy wymyślili. Razem -powiedział tak, abym ty ja mogła to usłyszeć. -Kocham cię .
Chciałam odpowiedzieć, ale z moich ust wydobył się tylko dziwny pisk. Pokręciłam głową sfrustrowana. Czułam się fatalnie. Obok mnie siedziała moja wielka miłość, a ja nawet nie mogłam mu powiedzieć co czuję. Nawet nie zauwazyłam, kiedy pierwsze, gorące łzy zaczęły spływać po mojej twarzy.
-Hej, maluszku nie płacz -powiedział łagodnie. -Coś cię boli?
Pokręciłam głową.
-Chcesz... jeśli chcesz to sobie pójdę -zaproponował, a ja znów tylko pokręciłam głową. -Wygląda na to, że nie mozesz mówić, więc pozwolisz na to, że ja coś powiem, a ty będziesz słuchać?
Pokiwałam głową. Wziął głęboki wdech i otworzył usta, zamierzając coś powiedzieć, jednak zanim to zrobił splótł nasze palce, po czym spojrzał mi prosto w oczy.
-Jestem załamany. Czasami czuję się jak ślepiec, bo widzę tylko ciebie. Modlę się, aby twoje serce zmieniło zdanie. Jesteś moim ocaleniem, ale gdy odchodzisz to wszystko znika. A potem widzę cię na ulicy i moje ciało zawodzi, upadam na kolana i modlę się, abyś zobaczyła te gwiazdy, które nad nami święcą, gdy będziesz zasypiać. Przykro mi, bo kocham cię bardziej niż ktokolwiek, czemu tego nie widzisz?
-Czy ty właśnie zacytowałeś mi kawałek waszej piosenki? -odezwałam się, a mój głos zabrzmiał jak drapanie paznokciem o metalową blachę.
-Wiem, idiota ze mnie.
-Idiota, ale słodki - zażartowałam.
-Wolałem chyba jak nie mogłaś mówić -powiedział z całą powagą na jaką go było stać.
Zaśmiałam się, jednak zaraz tego pożałowałam, gdy śmiech zamienił się w piekący ból w klatce piersiowej.
-Więc jak to będzie, odepchniesz mnie znów, czy pozwolisz, abym był tutaj z tobą?
-To nie jest takie proste -odparłam cicho. -Ja nie wiem... nie wiem ile jeszcze czasu mi zostało.
Patrzyłam cały czas w jego brązowe oczy. Dostrzegłam w nich ból, jaki wywołały moje słowa.
-Może mógłbym coś zrobić? Sprowadzić lekarza? Może jeszcze nie wszystko stracone? Może...
-Zayn -przerwałam mu- to koniec. Pogodziłam się z tym i ty też powinieneś. Nic już nie da się zrobić.
-Jak mam sie ztym pogodzić?!? Otóż nie potrafię! Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym został sam? Proszę cię, zrozum, że nie mogę od tak pozwolić ci odejść.
-Rozumiem -odparłam- i jeśli chcesz, to możesz mnie czasem odwiedzać, być ze mną, aż, aż do końca, ale proszę cię, abyś nie robił głupot i po prostu ofiarował mi spokój, bo właśnie tego teraz potrzebuję.
-Jak chcesz -warknął. -Ale nie zamierzam siedzieć i patrzeć jak umierasz!
Wstał gwałtownie i zaczął chodzić po pokoju.
-Nie potrafię -powiedział już łągodniej.
-Więc to nasze ostatnie spotkanie?
Starałam się ukryć smutek, który poczułam. Myślałam, że będzie mu łatwiej.
-Nie chcę, żeby to było nasze ostatnie spotkanie -widziałam łzy w jego oczach, ale nie pozwolił im wypłynąć. Był silny, a takim ludziom nie wypada płakać.
-To może wpadłbyś jutro, jeśli znajdziesz chwilkę? Moglibyśmy porozmawiać.
-To do jutra? -zapytał, stojąc w drzwiach. W tamtym momęcie chciał się znaleźć jak najdalej ode mnie.
-Będę czekać -powiedziałam, a on wypadł z domu jak strzała.
Po chwili usłyszałam warkot silnika.
-Wszystko okej? -zapytał Niall, który pojawił się nie wiadomo skąd.
-Nie jestem pewna -spojrzałam na jego zaniepokojoną twarz. -Nie jestem pewna...
*oczami Louisa*
Myślałem, że chociaż noc będzie spokojniejsza, ale Harry zebrał nas wszystkich, aby obwieścić jakąś niesamowicię ważną nowinę. Wszyscy siedzieliśmy, czekając niecierpliwie, aż przyjdą. Byli już pożadnie spóźnieni. Właśnie miałem powiedzieć, że wychodzę, gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a do pokoju weszli Harry i Liam, którzy ciągneli za sobą jakąś nieszczęśnice.
-Złapaliśmy czarownicę! -oznajmili radośnie.
-Świetnie, ale po co trzymacie ją przy życiu?
-Bo ona jest niczym -odparł Harry - ale może nas doprowadzić do tej potężnej, która pokonała nas już dwa razy.
-Sprytnie -pochwalił mulat.
Dziewczyna była naprawde drobna i wyglądała na przerażoną. Twarz miała mocno obitą i umazaną krwią, co doskanale świadczyło o tym jak chłopcy traktują czarownice. Było mi jej żal, bo choć umiała czarować, wciąż była człowiekiem i miała uczucia. Wyglądała na niewiele młodszą od nas. Jej blond włosy i duże, niebieskie oczy nadawały jej bardzo niewinny wygląd.
-Znam ją -wypalił nagle Zayn.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego w jednym momęcie. Już w tej chwili wiedziałem, że to nie może oznaczać niczego dobrego.
-Znasz ją? -upewnił się Liam. -Skąd?
-To przyjaciółka mojej byłej dziewczyny -jego głos był wyprany z emocji.
-Tej co tak za nią szalejesz?
-Arii -potwierdził.
-Wiecie co to oznacza? -wtrącił się Harry.
Jego złośliwy uśmieszek wyprzedził jego słowa. To oznacza, że mamy kolejną ofiarę.
_________________________________________________________________________________
Witajcie ludzie!
Dostarczam wam ten dobry/kiepski/sama nie wiem rozdział. Przepraszam za tak długą przerwę, ale niczego nie obiecuję. W szkole jest ciężko, a oceny są dla mnie ważne i dopóki nie miną konkursy przedmiotowe, nie obiecuję żadnej poprawy.
Dziękuje za komentarzę i zainteresowanie. Niby sprawdzałam tekst setki razy, ale i tak, z góry przepraszam za błędy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)